Zesłanie Ducha Świętego Rok C
NARODZINY KOŚCIOŁA
Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzeki do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,19–23).
Wydarzenie to miało miejsce w Stanach Zjednoczonych na koncercie wielkiego polskiego pianisty, kompozytora i męża stanu Ignacego Paderewskiego. Otóż jedna z matek przyszła na koncert z pięcioletnim synkiem. Zajęli miejsca blisko sceny. Nagle matka małego chłopca spostrzegła swoją przyjaciółkę. Rozpoczęła się ożywiona rozmowa. Nie zauważyły nawet, kiedy mały chłopiec wymknął się ze swego miejsca. Gdy przyszła godzina rozpoczęcia koncertu przygasły światła, ucichły rozmowy na widowni a reflektory skierowały się na scenę i wtedy słuchacze zobaczyli pięcioletniego chłopca, który siedział przy fortepianie i niewinnie wystukiwał „Twinkle, Twinkle, Little Star”. Matka oniemiała z wrażenia, za późno było jednak cokolwiek zrobić, bo Paderewski wyszedł już na scenę. Podszedł do fortepianu i cicho powiedział do chłopca: „Nie zatrzymuj się, graj dalej”. Następnie pochylił się nad fortepianem, wyciągnął lewą rękę i dodał basy do wykonywanego utworu. A kilka sekund później wyciągnął drugą rękę, jakby obejmując chłopca i zaczął wykonywać obligato. Wielki mistrz fortepianu i mały, pięcioletni chłopiec zahipnotyzowali widownię swym graniem. Po wykonaniu utworu burzliwe brawa nie miały końca. Ten utwór najgłębiej wpisał się w pamięć słuchaczy.
Podobne wydarzenie, w nieco odmiennym wymiarze miało miejsce prawie dwa tysiące lat temu. Mówi o tym, zacytowany na wstępie fragment z Dziejów apostolskich. Sceną był Wieczernik, w którym Jezus spożywał ze swymi uczniami Ostatnią Wieczerzę. Ten Wieczernik stał się miejscem spotkań apostołów po śmierci i zmartwychwstaniu ich Mistrza. Tam rodził się Kościół. Przed apostołami było ogromne zadanie; głoszenie Ewangelii całemu światu. Ówczesny świat zamieszkiwały ludy barbarzyńskie jak i też ludy, które stworzyły cywilizacje stojące na wysokim poziomie, tak jak cywilizacja grecka czy rzymska. Apostołowie mają głosić Ewangelię tym, którzy uważają ich za ludzi prostych, niewykształconych. Rzeczywiście nie posiadali oni wykształcenia; porzucili swe rybackie obowiązki i poszli za Jezusem. Po ludzku sądząc była to poważna przeszkoda w wypełnieniu powierzonej im misji. Inna przeszkodą był lęk, który ogarnął uczniów Jezusa po śmierci ich Mistrza. Z obawy przed prześladowaniem zamknęli się w Wieczerniku i czekali na obiecanego im Ducha. Możliwości apostołów wypełnienia misji powierzonej im przez Chrystusa były takie jak możliwości muzyczne chłopca, przy którym stanął mistrz Paderewski.
Apostołowie niewiele by zdziałali, gdyby w dniu Pięćdziesiątnicy na „scenę” nie „wkroczył” Duch Święty. Pięćdziesiątnica była jednym z trzech świąt, podczas których Izraelici mieli obowiązek stanąć przed Jahwe tzn. udać się do świątyni jerozolimskiej. Nazwa Pięćdziesiątnica wywodzi się stąd, że obchodzono ją po upływie pięćdziesięciu dni od święta Paschy. Początkowo była radosnym świętem na zakończenie żniw pszenicy. Pod koniec II wieku przed Chrystusem związano ją z nadaniem prawa i zawarciem przymierza na górze Synaj. Na to Święto przybywali do Jerozolimy liczni pielgrzymi z Palestyny i diaspory. W czasie tego święta Duch Święty zstąpił na uczniów, zgromadzonych w Wieczerniku. Ogień i wicher były zewnętrznymi znakami przychodzącego Ducha. Najważniejsza była jednak niewidzialna moc, która wypełniła uczniów Jezusa, przemieniła ich tak, że mogli sprostać zadaniu, jakie postawił przed nimi Jezus. Zostali napełnieni darami Ducha Świętego. I tak dar męstwa sprawia, że szeroko otwierają drzwi Wieczernika i głoszą Ewangelię, mając świadomość, że ryzykują życiem. Dar mądrość powoduje, że ich słowa trafiają do ludzi prostych i wykształconych. Dar języków daje im możliwość przemawiania językami, których wcześniej nie znali. Dar uzdrawiania przydaje większej mocy przekonania słowom, które głoszą. Działanie Ducha Świętego jest jedynym wytłumaczeniem tego niezwykłego fenomenu; niewielka grupka, prostych ludzi, w bardzo krótkim czasie potrafiła zapalić ogniem Ewangelii prawie cały ówczesny świat. Duch Święty sprawił, że apostołowie, o ograniczonych możliwościach mogli wykonać tak wspaniałe dzieło, jak ten chłopiec, którego wsparł mistrz Paderewski.
Duch Święty, ze swymi darami przychodzi także do nas, dzisiaj. Ci, którzy otwierają się na Jego moc przemieniają oblicze Kościoła i świata. Ludzie charyzmatyczni, napełnieni Duchem Świętym nadawali bieg historii i przemieniali ludzkie serca. Popatrzmy na naszego rodaka, papieża Jana Pawła II. Każda jego pielgrzymka wyzwala w zgromadzonych entuzjazm i radość, a badania socjologiczne wskazują, że te pielgrzymki przemieniają ludzi na lepsze. Albo też Matka Teresa z Kalkuty. W świecie jakby wyklętym i zapomnianym przez ludzi odkrywała piękno i godność człowieka. Z jej wypowiedzi wiemy, że siłę w tej trudnej pracy dawał jej Duch Boży, na działanie, którego była otwarta.
Wiele wezwań, które zdają się przekraczać nasze możliwości staje przed nami. Stajemy bezradni wobec wojen i nienawiści. Wydaje się, że niewiele możemy zrobić wobec problemu głodu, który pochłania miliony ludzkich istnień. Podobne uczucia rodzą się, gdy widzimy świat, który odchodząc od Boga zatraca poczucie moralności. I wreszcie sprawy, o które ocieramy się osobiście; nasza słabość i słabość naszego bliźniego. Wobec tych problemów wydaje się, że nasze możliwości i talenty nie wystarczą, aby stawić czoła tym zagrożeniom. I tak jest rzeczywiście, gdy jednak otworzymy się na Ducha Świętego to wtedy nawet przy swoich niewielkich możliwościach możemy dokonywać wspaniałych i wielkich dzieł (z książki Ku wolności).
DARY DUCHA ŚWIĘTEGO
Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle spadł z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. Pełni zdumienia i podziwu mówili: „Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże” (Dz 2,1–11).
Tommy Harmon, znany piłkarz drużyny Uniwersytetu w Michigan w czasie II wojny światowej, jako pilot bombowca służył w armii amerykańskiej. W czasie lotu nad brazylijską dżunglą, wraz z trzema kolegami zmuszony był do lądowania. Z wypadku Tommy wyszedł bez większego szwanku. Znalazł się w sercu dżungli. Kierując się kompasem przedzierał się na wschód w kierunku morza. Głodny i spragniony z wielkim trudem torował sobie drogę w dzikim buszu. Owady, jadowite węże, dzikie zwierzęta i trujące rośliny, przepastne bagna w każdej chwili mogły pozbawić go życia. W tych zmaganiach ważna była sprawność fizyczna, którą nabył grając w zespole piłkarskim. Ale ważniejsza była wiara i modlitwa.
W końcu dotarł do indiańskiego plemienia, a stamtąd było już niedaleko do najbliższej miejscowości. Na pytanie, skąd brał siłę do przezwyciężenia tylu przeszkód, odpowiedział: „Duch Święty mieszka w mojej duszy. Otrzymałem go z pośrednictwem biskupa w czasie bierzmowania. Prosiłem Ducha Świętego, aby mnie prowadził. Odmawiałem także nieustannie różaniec. Odmówiłem wtedy może milion razy „Zdrowaś Maryjo”. Byłem pewien, że Duch Święty i Matka Boża doprowadzą mnie bezpiecznie do celu”.
Pilot pokonał piętrzące się trudności, bo w Bogu odnalazł realną moc. Ta realna moc to nie tylko emanacja wszechmocy Bożej, ale konkretna osoba, trzecia osoba Trójcy Świętej, Duch Święty. Ta prawda została objawiona w pełni na kartach Nowego Testamentu, chociaż Stary Testament naprowadza na jej odkrycie. Już w drugim zdaniu Starego Testamentu czytamy: „Duch Jahwe unosił się nad wodami”. Duch Święty jest jakby przejawem działalności Boga- Stwórcy. Wśród tekstów natchnionych Starego Testamentu nie ma takiego sformułowania, które pozwoliłoby bez żadnych wątpliwości stwierdzić, że Duch Święty jest odrębną osobą od Jahwe. Są jednak wypowiedzi, które określają Ducha Pańskiego, którego pełnia zamieszka w Mesjaszu. Będzie to duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej. Nowy Testament objawi następne dary Ducha, którymi są: miłość, radość, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie.
Duch poprzedza lub wspiera swoim działaniem Jezusa w Jego ziemskim posłannictwie. Jezus został poczęty za sprawą Ducha Świętego. Jan Chrzciciel zapowiada, że Jezus „Chrzcić będzie Duchem Świętym i mocą”. W swoim rodzinnym mieście Nazaret objawia prawdę, że Duch Pański jest nad Nim i namaścił Go do realizacji Słowa Bożego. Mocą Ducha Chrystus wyrzuca złe duchy. Mówiąc o swoim odejściu- poprzez mękę i śmierć zapowiada zesłanie Ducha Świętego. Po swoim zmartwychwstaniu mówi do apostołów: „Weźmijcie Ducha Świętego!” Upewnia ich także, że pełnię Ducha Świętego otrzymają, gdy On wróci do Ojca.
W dniu Pięćdziesiątnicy, pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu wypełnia się obietnica Chrystusa. Duch Święty w sposób widzialny objawia swoją działalność, napełniając swoją mocą zebranych w Wieczerniku Apostołów wraz z Maryją. Mocą Ducha Świętego szeroko otwierają się drzwi Wieczernika, a apostołowie napełnieni Jego mocą idą na cały świat, głosząc radosne orędzie zbawienia. Duch Święty kieruje i wspiera misję Kościoła w świecie. Szczególnie w sakramencie bierzmowania napełnia wiernych swymi darami, dzięki, którym mogą dokonywać nadzwyczajnych rzeczy, a najważniejsze, w mocy Ducha Świętego mogą uświęcać siebie samych i cały świat.
Mocy Ducha Świętego potrzebuje każdy, aby mógł spełnić swoje posłannictwo w kościele i świecie. Oto przykład skuteczności działania ludzi wypełnionych mocą Ducha Świętego. Ks. Godlewski przed II wojną światową został okrzyknięty antysemitą, ale kim był naprawdę okazało się czasie okupacji niemieckiej. Światowej sławy mikrobiolog i hematolog żydowski prof. Ludwik Hirszfeld w swoich wspomnieniach pt. „Historia jednego życia”, tak pisze o proboszczu parafii Wszystkich Świętych, który nie zważając na grożące niebezpieczeństwa, spieszył z pomocą Żydom w getcie warszawskim: „Prałat Godlewski. Gdy wspominam to nazwisko, ogarnia mnie wzruszenie. Namiętność i miłość w jego duszy. Ongiś bojowy antysemita, kapłan wojujący w piśmie i słowie. Ale gdy los zetknął go z tym dnem nędzy, odrzucił precz swoje nastawienie i cały żar kapłańskiego serca poświęcił Żydom. Gdy pojawiła się jego piękna, siwa głowa, przypominająca oblicze Piotra Skargi z obrazu Matejki, w miłości i pokorze schylały się przed nim głowy. Kochaliśmy go wszyscy: i dzieci, i starcy i wyrywaliśmy go sobie na chwilę rozmowy. A nie skąpił siebie. Uczył dzieci katechizmu, stał na czele Caritasu dzielnicy i kazał rozdawać zupę bez względu na to, czy głodny był chrześcijaninem czy Żydem. Często przychodził do nas, by pocieszać i pokrzepiać. Nie tylko myśmy go cenili.
Chciałbym przekazać potomności, co o nim myślał prezes Gminy Czerniaków. (…) opowiadał, jak się prałat rozpłakał w jego gabinecie, gdy mówił o żydowskiej niedoli i jak się starał tej niedoli ulżyć. I mówił prezes Rady Żydowskiej, że ten ksiądz, były antysemita, więcej serca Żydom okazywał niż kler żydowski, któremu obca była idea pocieszyciela ogółu”.
Prośmy zatem o Ducha słowami modlitwy: „Przyjdź, Duchu Święty, Duchu Boży, Duchu Światła i miłości. Spraw, żeby miłość nie była tylko podniosłym uczuciem, co samo zachwyca się sobą, lecz po prostu uwagą, troską i pomocą, kiedy ubogi Chrystus zjawi się przed tobą. Daj nam to Duchu Święty, żeby pokój „gołąbkiem” nie był nam lirycznym, a czystość „Lilią białą” wśród sadzy kominów… Niech pokój będzie zgodą, ręką co chleb daje, a czystość w sercach ludzi matką prawych czynów…” (z książki Nie ma innej Ziemi Obiecanej).
SŁUGA BOŻY FRANCISZEK BLACHNICKI
Bracia: Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: „Panem jest Jezus”. Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem (1 Kor 12,3b–7.12–13).
W jednej ze swoich konferencji ksiądz Franciszek Blachnicki powiedział: „Ktoś obliczył, że w tradycyjnych środowiskach chrześcijańskich trzeba około tysiąca chrześcijan świeckich i czterech duchownych, aby jednego człowieka w ciągu roku przyprowadzić do Chrystusa”. Ks. Blachnicki zwraca uwagę na nasze osobiste świadectwo wiary w pociąganiu innych do Chrystusa. Podaje zasady, które sprawiają, że nasze świadectwo jest skuteczne. Jedną z nich jest konieczność napełnienia się Duchem Świętym. „Musimy prosić Ducha Świętego, żeby kierował naszym życiem, żeby dał nam moc prowadzenia prawdziwego życia chrześcijańskiego, życia Słowem Bożym, życia poddanego kierownictwu Chrystusa. Musimy być o tym mocno przekonani, musimy w to wierzyć, bo otrzymaliśmy obietnicę. Przekazuje ją św. Jan w swoim liście: Ufność, którą w nim pokładamy polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą. Opieramy się na tej obietnicy, wierzymy słowom obietnicy, nie polegamy na uczuciu, emocji. Jeżeli mam taką wiarę, jeżeli jestem przekonany o tym, że jestem napełniony Duchem Świętym, wtedy mogę iść, aby dawać świadectwo”. Ks. Blachnicki uczynił swoje życie przekonywującym świadectwem wiary, szczególnie dla młodzieży.
Sługa Boży Franciszek Blachnicki urodził się 24 marca 1921 roku w Rybniku, w wielodzietnej rodzinie Józefa Blachnickiego i Marii z domu Miller. Do gimnazjum uczęszczał w Tarnowskich Górach. W 1938 r., po zdaniu matury wstąpił do wojska. Gdy wybuchła II wojna światowa, wziął czynny udział w kampanii wrześniowej. Po kapitulacji, już w październiku rozpoczął działalność konspiracyjną w Polskich Siłach Zbrojnych i Polskiej Organizacji Powstańczej. Zagrożony aresztowaniem uciekł ze Śląska. Ujęty w marcu 1940 r. w Zawichoście, po kilku tygodniach przesłuchań, został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Spędził w nim 14 miesięcy, z tego 9 miesięcy w karnej kompanii oraz prawie miesiąc w bunkrze. We wrześniu 1941 r. został przewieziony do więzienia śledczego w Zabrzu, potem w Katowicach. Pół roku później skazano go na karę śmierci przez ścięcie. Podczas, prawie pięciomiesięcznego oczekiwania na wykonanie wyroku, przeżył wewnętrzne nawrócenie i podjął decyzję poświęcenia Chrystusowi swego życia. Bóg dał mu taką szansę. Karę śmierci zamieniono na 10 lat więzienia.
Po zakończeniu wojny, Blachnicki wstąpił do Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie i podjął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po święceniach kapłańskich w 1950 r. pracował jako wikariusz w parafiach diecezji katowickiej. Wypracował wtedy metodę dziecięcych rekolekcji zamkniętych, zwanych Oazą Dzieci Bożych. Kiedy komuniści wysiedlili ze Śląska biskupów, uczestniczył w pracach tajnej Kurii w Katowicach. Wydalony z diecezji, przebywał rok w Niepokalanowie, studiując duchowość i metody pracy apostolskiej ojca Maksymiliana Kolbego. W październiku 1956 r. ks. Blachnicki przygotował powrót biskupów śląskich do diecezji. W następnym roku zorganizował Krucjatę Wstrzemięźliwości, społeczną akcję przeciwalkoholową, opartą na duchowości ojca Kolbego. W 1960 r. komunistyczne władze zlikwidowały Centralę Krucjaty Wstrzemięźliwości w Katowicach, a jej założyciela aresztowano i po ponad 4,5 miesiącach przetrzymywania w katowickim więzieniu skazano na 13 miesięcy pozbawienia wolności z zawieszeniem na trzy lata. W rok później ks. Blachnicki podjął studia w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim uwieńczone doktoratem. W latach 1964-1972 pracował na KUL-u jako asystent i adiunkt, współorganizował Instytut Teologii Pastoralnej. W czerwcu 1972 r. zrezygnował z etatu na KUL-u, protestując przeciwko odrzuceniu jego habilitacji przez Ministerstwo Oświaty.
Pracując na KUL-u, ks. Blachnicki podjął na nowo w 1963 r. prowadzenie rekolekcji oazowych. Praca formacyjna zapoczątkowana w czasie wakacji, była kontynuowana w małych grupach parafialnych. W ten sposób oazy rozwinęły się w Ruch Światło-Życie. Centralą tego ruchu stało się Krościenko nad Dunajcem. Edward Guziakiewicz tak wspomina początki tego ośrodka: „Willa wznosiła się na zboczu wzgórza zwanego Kopią Górką. Były kłopoty z wodą i z drogą dojazdową. Odrzucaliśmy kamienie, porządkując pod okiem Księdza teren przy jednej ze ścian domu. Powiedział, że gdy przyjedziemy tu za rok na następne wakacje, będzie w tym miejscu jadalnia na kilkadziesiąt osób. I była. Wbrew oponentom twierdził, że przed domem zostanie wykopana studnia. I powstała. Nie wydawało się prawdopodobne, aby błotnista w czasie deszczu ścieżka zamieniła się w solidny asfalt. Jednak asfalt położono, itd. itd.. Był znakomitym organizatorem; z czasem jego wizje stawały się coraz bardziej dalekosiężne”. Mimo przeszkód czynionych przez komunistyczne władze Polski ośrodek wspaniale się rozwijał. Ks. Blachnicki podejmował nowe inicjatywy: w 1979 r. założył Krucjatę Wyzwolenia Człowieka w celu przezwyciężenia alkoholizmu i innych zniewoleń współczesnego człowieka, a w 1980 r. ogłosił plan Wielkiej Ewangelizacji, przez który chciał dotrzeć z Ewangelią do każdego człowieka w Polsce. Ta wielka skuteczność działania miała swe podstawy w głębokim zakorzenieniu w Chrystusie i otwartości na działanie Ducha Świętego. Guziakiewicz wspomina: „Codziennie wieczorem spędzał w kaplicy przynajmniej pół godziny na medytacji, choć jednocześnie w ciągu jednego roku potrafił jeżdżąc samochodem po kraju, przebyć dystans równy długości równika”.
Władze Polski Ludowej z niechęcią patrzyły na działalność księdza Blachnickiego. Ruch Światło-Życie bardzo mocno oddziaływał na młode pokolenie Polaków, a to zagrażało państwowemu monopolowi na wychowanie młodzieży. Obawiano się, i słusznie, że formacja oazowa, wychowa ludzi odpornych na indoktrynację i propagandę komunistyczną. Ludowa władza zwalczała wszelkimi metodami ruch oazowy, nie oszczędzając jego założyciela. Nagonka nasiliła się, gdy po opuszczeniu kraju 9 grudnia 1981 r. ks. Blachnicki – najpierw w Rzymie, a później w RFN – przystąpił do przenoszenia swych ideałów na grunt organizacji społecznych, mających na celu wyzwolenie Europy Wschodniej spod panowania komunizmu. Jego przesłanie solidarności wszystkich ujarzmionych narodów było tak radykalne, że władze natychmiast przystąpiły do działań mających na celu zmuszenie do milczenia niewygodnego kapłana. W Carlsbergu, gdzie założył nowe dzieło, pojawili się nie tylko ludzie pragnący służyć jego ideałom, lecz także agenci komunistycznych tajnych służb.
W lutym 1983 r. prokuratura zdecydowała o przedstawieniu zarzutów ks. Blachnickiemu. Został oskarżony o to, że przebywając w krajach Europy Zachodniej, w tym w RFN „wszedł w porozumienie z osobami działającymi na rzecz obcych organizacji, m.in. dywersyjnej rozgłośni Radia Wolna Europa, Klubu Paryskiego, tzw. Funduszu im. Aleksandra Sołżenicyna, w celu działalności na szkodę interesów politycznych PZPR”. Zarzucano mu również, że wypowiadając się publicznie na temat stanu wojennego w Polsce, wyrządził poważne szkody PRL. 28 lutego 1983 r. wydano postanowienie o tymczasowym aresztowaniu ks. Blachnickiego oraz rozesłano za nim list gończy, który miał spowodować jego natychmiastowe aresztowanie, gdyby wrócił do kraju albo znalazł się na terenie polskiej placówki dyplomatycznej.
Ks. Franciszek Blachnicki, przebywając poza Polską bardzo skutecznie i owocnie kierował w Polsce ruchem przez siebie założonym. W znacznej mierze przyczynił się do spełnienia się modlitwy – wołania Jana Pawła II na Placu Zwycięstwa w Warszawie: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi”. Pierwszym owocem tej modlitwy było wyzwolenie narodu polskiego z komunistycznej niewoli.
Ks. Blachnicki zmarł nagle 27 lutego 1987 roku w Carlsbergu. Ojciec Święty Jan Paweł II, po śmierci ks. Franciszka, napisał w telegramie przesłanym na ręce księdza biskupa Szczepana Wesołego: „Bóg powołał do Siebie Ks. Prof. Franciszka Blachnickiego i śmierć ta napełniła smutkiem wiele ludzkich serc i środowisk. Odszedł gorliwy apostoł nawrócenia i wewnętrznej odnowy człowieka i wielki duszpasterz młodzieży. Z Jego inspiracji zrodził się specyficzny kształt życia oazowego na polskiej ziemi. Swoje liczne talenty umysłu i serca, jakiś szczególny charyzmat, jakim obdarzył Go Bóg, oddał sprawie budowy Królestwa Bożego. Budował je modlitwą, apostolstwem, cierpieniem i budował z taką determinacją, że słusznie myślimy o Nim jako o ‘gwałtowniku’ tego Królestwa (por. Mt 11, 12). Dziękujemy Bogu za wszelkie dobro, jakie stało się udziałem ludzi przez Niego. Modlimy się gorąco o pełnię światła i życia dla Jego duszy”.
17 lutego 1994 roku ks. Blachnicki został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderem Odrodzenia Polski, 5 maja 1995 roku otrzymał pośmiertnie Krzyż Oświęcimski. 9 grudnia 1995 roku rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny (z książki Wypłynęli na głębię).
DAR NIEBA
Kazimiera Iłłakowiczówna w wierszu pt. Zielone Świątki nawiązuje do dzisiejszej uroczystości. Oto jego fragment: „Przyniesiemy tataraku z jeziora, / żeby dom ustroić na Zielone Świątki w porę./ Postawimy białe brzózki / obok bramy koło dróżki / i u drzwi do dwora. / A jak zejdzie wczesnym rankiem Duch Święty, / znajdzie wszystko ogarnięte, sprzątnięte, / znajdzie wszędzie – umajone, / będzie bardzo ucieszony / Duch Święty”. Wspomnienie obchodów Zielonych Świątek z lat dzieciństwa powraca do mnie jak najpiękniejsza poezja. Przyroda w pełni rozkwitu. Bujna zieleń, kolorowe kwiaty wyzierały z każdego zakątka mojej ojczystej ziemi. Cała przyroda kipiała życiem, wpatrywała się w błękit nieba i pięła się ku słońcu. Tym pięknem życia w rozkwicie przystrajaliśmy nasze domy i zagrody. Było zielono, kolorowo i radośnie.
To piękno ma niejako swoją duszę, która nadaje sens temu wystrojowi. W poszukiwaniu istoty tych świąt cofnijmy się w czasie prawie dwa tysiące lat i wejdźmy do Wieczernika w Jerozolimie, w którym byli zebrani uczniowie Jezusa. Nie było im do śmiechu. Ich Mistrz trzy dni temu został ukrzyżowany. Jego śmierć pozbawiła ich wszelkiej radości i nadziei oraz napełniła lękiem, że mogą podzielić los swojego Mistrza. Ewangelia na dzisiejszą uroczystość opisuje to tymi słowami: „Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku, i rzekł do nich: ‘Pokój wam!’. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana”. Zmartwychwstały Chrystus przekazał uradowanym uczniom wspaniały dar: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. W mocy Ducha Świętego apostołowie otrzymali władzę odpuszczania grzechów. Aby napełnić się darami Ducha Świętego, konieczne jest uwolnienie od zła i grzechu. Człowiek spętany złem i grzechem nie zazna bożego pokoju, bożej radości. Ten pokój i ta radość niezależne od uwarunkowań ziemskich, w najgłębszym wymiarze sięgają wieczności. Takiego pokoju życzymy tym, którzy odchodzą do Boga: „Niech odpoczywają w pokoju wiecznym”.
Radość, która zrodziła się w Wieczerniku trzy dni po śmierci Jezusa rozlała się na cały świat pięćdziesiąt dni później, w uroczystość Pięćdziesiątnicy. Pięćdziesiątnica nazywana jest także świętem Tygodni, zgodnie z tym, co napisano w Księdze Powtórzonego Prawa: „Odliczysz sobie siedem tygodni. Gdy zacznie sierp żąć zboże, rozpoczniesz liczyć te siedem tygodni”. Pierwszego dnia tego okresu Izraelici przynosili o zachodzie słońca pierwszy snop jęczmienia. Kapłan, w obrzędzie liturgicznym ofiarował ten snop Temu, do którego należy cały świat. Pięćdziesiąty dzień był dniem zakończenia żniw. Od czasu zburzenia Świątyni jerozolimskiej, Pięćdziesiątnicę wiązano także z nadaniem Narodowi Wybranemu tablic Dziesięciu Przykazań.
Na to święto przybywały do Jerozolimy ogromne tłumy ludzi. I to właśnie w tym dniu miało miejsce zdarzenie, które nazywamy zesłaniem Ducha Świętego. Był to dzień narodzin Kościoła. W Dziejach Apostolskich opis tego wydarzenia zaczyna się tymi słowami: „Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu”. Apostołowie znajdowali się w Wieczerniku, gdy nagle usłyszeli gwałtowny szum wiatru i nad każdym z nich ukazał się płomyk ognia. Ale to nie te zewnętrzne znaki były ważne, najważniejsze było to, co Dzieje Apostolskie wyrażają słowami: „I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym…”. W mocy Ducha Świętego stali się innymi ludźmi. Otrzymali wiele darów, wśród nich dar języków. Przemawiali do wielojęzycznego tłumu, a każdy ze słuchających słyszał ojczysty język. Otrzymali też dar męstwa. Oto zalęknieni ludzie stali się odważnym głosicielami Chrystusa zmartwychwstałego. Św. Piotr ma odwagę powiedzieć do zgromadzonych tłumów: „Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go…”. Mówił z mocą i mądrością otrzymaną od Ducha Świętego. Owocem tego pierwszego kazania było pięć tysięcy nawróconych. Duch św. sprawiał, że tej wewnętrznej radości i pokoju nie potrafiły zburzyć prześladowania, a nawet śmierć. Apostołowie odważnie świadczyli o zmartwychwstaniu Jezusa.
W sakramencie Chrztu świętego, a szczególnie w sakramencie Bierzmowania otrzymaliśmy dary Ducha świętego, które katechizm ujmuje w sześciu punktach: Dar rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności, bojaźni bożej. Owocność tych darów zależy od nas. Możemy otrzymany dar rzucić do kąta, po prostu zmarnować go. Kto jednak wykorzysta te dary, to napełni się niezgłębioną radością i pokojem oraz będzie miał odwagę głosić radosne orędzie zbawienia w zmartwychwstałym Chrystusie.
Kilka lat temu Krucjata Młodych podjęła akcje pt. „Nie wstydzę się Jezusa”. Na stronie internetowej tej akcji czytamy: „Przez akcję ‘Nie wstydzę się Jezusa’ chcemy obudzić sumienia Polaków. Młodych i dojrzałych.
Stań do walki z samym sobą! Ze wstydem i obojętnością. Zdecydowanie opowiedz się za Jezusem i własną postawą nakłoń innych do odważnego wyznania wiary”. Zewnętrznym znakiem przyłączenia się do tej akcji jest nabycie metalowego breloczka z napisem „Nie wstydzę się Jezusa”. Do tej pory przyłączyło się do tej akcji tysiące ludzi, w tym wielu znanych ludzi ze świata show-biznesu, sportu i telewizji. Jednym z nich jest jeden z najlepszych piłkarzy świata Robert Lewandowski, bohater półfinałowego starcia pomiędzy Borussią Dortmund a Realem Madryt, gdzie zdobył cztery gole. Mówi on o swojej wierze: „Przyjąłem ten breloczek, ponieważ jestem katolikiem i nie wstydzę się Jezusa, ani swojej wiary. Wiem, że Pan Bóg na pewno cały czas nade mną czuwa. Jeśli chodzi o wiarę, to wiadomo, że we współczesnym życiu i świecie wszystko idzie bardzo szybko, nieraz zapominamy o naszych wartościach i o tym, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Dlatego też ta wiara pomaga mi na boisku, ale też i poza nim, aby być po prostu dobrym człowiekiem i popełniać jak najmniej błędów”. Jeszcze jedna wypowiedź znanego aktora Radosława Pazury: „My wszyscy wierzymy w Boga i nie wstydzimy się Pana Jezusa. Ale myślę, że jest jeden problem, polegający na tym, że czasami możemy o nim zapomnieć. Wydaje mi się, że to jest sedno sprawy. Tak jest teraz świat skonstruowany, że niestety są sytuacje, kiedy najnormalniej w świecie o nim zapominamy. Myślę, że to jest ważne, nawet kiedy o nim zapomnieliśmy, żeby sobie o nim przypomnieć. Życzę wszystkim, żeby był w życiu każdego z Was taki moment, kiedy możecie zauważyć, że on jest i on jest najważniejszy”.
Duch św. uzdalnia nas abyśmy wyznali, że „Jezus jest Panem”. Czy dla mnie jest już Panem? (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).
DARY DUCHA ŚWIĘTEGO
Tommy Harmon był znanym piłkarzem drużyny Uniwersytetu w Michigan. W czasie II wojny światowej jako pilot bombowca służył w armii amerykańskiej. W czasie lotu nad brazylijską dżunglą, wraz z trzema kolegami zmuszony był do lądowania. Z wypadku Tommy wyszedł bez większego szwanku. Znalazł się w sercu dżungli. Kierując się kompasem przedzierał się na wschód, w kierunku morza. Głodny i spragniony z wielkim trudem torował sobie drogę w dzikim buszu. Owady, jadowite węże, dzikie zwierzęta i trujące rośliny, przepastne bagna w każdej chwili mogły pozbawić go życia. W tych zmaganiach ważna była sprawność fizyczna, którą nabył grając w zespole piłkarskim. Ale ważniejsza była wiara i modlitwa.
W końcu dotarł do indiańskiego plemienia, a stamtąd było już niedaleko do najbliższej miejscowości. Na pytanie, skąd brał siłę do przezwyciężenia tylu przeszkód, odpowiedział: „Duch Święty mieszka w mojej duszy. Otrzymałem go z pośrednictwem biskupa w czasie bierzmowania. Prosiłem Ducha Świętego, aby mnie prowadził. Odmawiałem także nieustannie różaniec. Odmówiłem wtedy może milion razy „Zdrowaś Maryjo”. Byłem pewien, że Duch Święty i Matka Boża doprowadzą mnie bezpiecznie do celu”.
To że ten mężczyzna miał wewnętrzną siłę do pokonania tych nieludzkich warunków to nie tylko wynik inspiracji duchowej określonych wartości, ale realna moc, której Bóg udziela człowiekowi. A ta realna moc to nie tylko emanacja wszechmocy Bożej, ale konkretna osoba, trzecia osoba Trójcy Świętej, Duch Święty. Ta prawda została objawiona w pełni na kartach Nowego Testamentu, chociaż Stary Testament naprowadza na jej odkrycie. Już w drugim zdaniu starotestamentalnego Objawienia odnajdujemy prawdę: „Duch Jahwe unosił się nad wodami”. Duch Święty jest jakby przejawem działalności Boga- Stwórcy. Wśród tekstów natchnionych Starego Testamentu nie ma takiego sformułowania, które pozwoliłoby bez żadnych wątpliwości stwierdzić, że Duch Święty jest odrębną osobą od Jahwe. Są jednak wypowiedzi, które określają Ducha Pańskiego, którego pełnia zamieszka w Mesjaszu. Będzie to duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej. Nowy Testament objawi następne dary Ducha, którymi są: miłość, radość, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie.
Duch poprzedza lub wspiera swoim działaniem Jezusa w Jego ziemskim posłannictwie. Jezus został poczęty za sprawą Ducha Świętego. Jan Chrzciciel zapowiada, że Jezus „Chrzcić będzie Duchem Świętym i mocą”. W swoim rodzinnym mieście Nazaret objawia prawdę, że Duch Pański jest nad Nim i namaścił Go do realizacji Słowa Bożego. Mocą Ducha Chrystus wyrzuca złe duchy. Mówiąc o swoim odejściu- poprzez mękę i śmierć zapowiada zesłanie Ducha Świętego. Po swoim zmartwychwstaniu mówi do apostołów: „Weźmijcie Ducha Świętego!” Upewnia ich także, że pełnię Ducha Świętego otrzymają, gdy On wróci do Ojca.
W dniu Pięćdziesiątnicy, pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu wypełnia się obietnica Chrystusa. Duch Święty w sposób widzialny objawia swoją działalność, napełniając swoją mocą zebranych w Wieczerniku Apostołów wraz z Maryją. Mocą Ducha Świętego szeroko rozwierają się drzwi Wieczernika, a apostołowie napełnieni tą mocą idą na cały świat, głosząc radosne orędzie zbawienia. Duch Święty kieruje i wspiera misję Kościoła do świata i wszystkich ludzi. Szczególnie w sakramencie bierzmowania napełnia wiernych swymi darami, dzięki, którym mogą dokonywać nadzwyczajnych rzeczy, a najważniejsze, w mocy Ducha Świętego mogą uświęcać siebie samych i cały świat.
Mocy Ducha Świętego potrzebuje każdy, aby mógł spełnić swoje posłannictwo w kościele i świecie. Oto przykład skuteczności działania ludzi wypełnionych mocą Ducha Świętego. Ks. Godlewski przed II wojną światową został okrzyknięty antysemitą, ale kim był naprawdę okazało się czasie okupacji niemieckiej. Światowej sławy mikrobiolog i hematolog żydowski prof. Ludwik Hirszfeld w swoich wspomnieniach pt. „Historia jednego życia”, tak pisze o proboszczu parafii Wszystkich Świętych, który nie zważając na grożące niebezpieczeństwa, spieszył z pomocą Żydom w getcie warszawskim: „Prałat Godlewski. Gdy wspominam to nazwisko, ogarnia mnie wzruszenie. Namiętność i miłość w jego duszy. Ongiś bojowy antysemita, kapłan wojujący w piśmie i słowie. Ale gdy los zetknął go z tym dnem nędzy, odrzucił precz swoje nastawienie i cały żar kapłańskiego serca poświęcił Żydom. Gdy pojawiła się jego piękna, siwa głowa, przypominająca oblicze Piotra Skargi z obrazu Matejki, w miłości i pokorze schylały się przed nim głowy. Kochaliśmy go wszyscy: i dzieci, i starcy i wyrywaliśmy go sobie na chwilę rozmowy. A nie skąpił siebie. Uczył dzieci katechizmu, stał na czele Caritasu dzielnicy i kazał rozdawać zupę bez względu na to, czy głodny był chrześcijaninem czy Żydem. Często przychodził do nas, by pocieszać i pokrzepiać. Nie tylko myśmy go cenili. Chciałbym przekazać potomności, co o nim myślał prezes Gminy Czerniaków. (…) opowiadał, jak się prałat rozpłakał w jego gabinecie, gdy mówił o żydowskiej niedoli i jak się starał tej niedoli ulżyć. I mówił prezes Rady Żydowskiej, że ten ksiądz, były antysemita, więcej serca Żydom okazywał niż kler żydowski, któremu obca była idea pocieszyciela ogółu”.
Prośmy zatem o Ducha słowami modlitwy: „Przyjdź, Duchu Święty, Duchu Boży, Duchu Światła i miłości. Spraw, żeby miłość nie była tylko podniosłym uczuciem, co samo zachwyca się sobą, lecz po prostu uwagą, troską i pomocą, kiedy ubogi Chrystus zjawi się przed tobą. Daj nam to Duchu Święty, żeby pokój „gołąbkiem” nie był nam lirycznym, a czystość „Lilią białą” wśród sadzy kominów… Niech pokój będzie zgodą, ręką co chleb daje, a czystość w sercach ludzi matką prawych czynów…” (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).
DOŚWIADCZYĆ OBECNOŚCI BOGA
Tydzień po pogrzebie męża, dzieci wróciły do swoich domów, a ona została sama w pustym mieszkaniu. Kilka dni zajęło jej załatwianie spraw urzędowych związanych ze śmiercią i pogrzebem męża. Aż przyszedł najtrudniejszy moment – porządkowanie w szafach i szufladach, gdzie były ubrania i rożne rzeczy po mężu. Zaczęła pakować garnitury, swetry, krawaty. Niektóre rzeczy postanowiła przekazać na cele charytatywne. W czasie tego pakowania zobaczyła flanelową koszulę, którą mąż nakładał w chłodniejsze dni. Ostatni raz miał ją na sobie dzień przed pójściem do szpitala, z którego już nie wrócił. Wzięła ją do rąk i poczuła zapach męża. Włożyła ją na siebie i miała wrażenie, że mąż obejmuje ją ramionami. Poczuła jego obecność, a jej serce wypełnił pokój i radość. Zapachem męża wróciło do niej pocieszenie i radość. W psychologii to zjawisko jest nazywane „olfactory comfort.”- „zapachowe pocieszenie”.
Jedna z pielęgniarek z Minnesoty zauważyła, że dzieci, przebywające w szpitalu, które przeżywały ogromny lęk z powodu oddzielenia od matki uspokajały się, gdy przykrywano je ubraniem z zapachem matki. Wymyśliła zatem koszulę z miękkiego materiału, które matki nosiły na sobie kilka godzin przed opuszczeniem swego dziecka. Następnie tą koszulą przykrywano dziecko. Dzieci przykryte koszulą z zapachem mamy były spokojniejsze, mniej zdenerwowane, gdy mamy musiały je opuścić na kilka godzin. Ten zapach dawał dzieciom poczucie obecności i miłości bliskiej osoby, która nie była obecna (Na podstawie książki Lauren F. Winner „Wearing God”).
Możemy pytać dlaczego opowiadam tę historię w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, zwanej w tradycji polskiej Zielonymi Świątkami. A to z dwóch powodów, które mają zapachowy motyw. Pamiętam te święta z lat dzieciństwa. W domu rodzinnym, w zagrodzie pachniało świeżą zielenią brzóz i tataraków oraz kwiatami bzów i wszelkich innych, które zdążyły zakwitnąć na ten uroczysty dzień. Dekorowaliśmy bowiem w tym dniu zielenią i kwiatami domy i nasze zagrody, a także parafialny kościół. Ten zapach przenosił nas do Jerozolimy sprzed dwóch tysięcy lat. Był to dzień Pięćdziesiątnicy. Jerozolima pachniała kwiatami, zielenią i owocami. Obchodzono wtedy bowiem Szawuot – żydowskie Święto Tygodni, zwane też Świętem Żniw, Pięćdziesiątnicą lub Zielonymi Świątkami. Upamiętniało ono nadanie Tory Mojżeszowi na górze Synaj oraz nawiązywało do rolniczych zwyczajów, było świętem pierwszych plonów. Do Świątyni jerozolimskiej przynoszono w ofierze dziękczynnej dwa bochenki chleba, snopy zboża oraz inne plony ziemi. Przystrajano zielenią i kwiatami Świątynię oraz domostwa.
Drugi „zapachowy” motyw tej Uroczystości jest najważniejszy. Zapewne apostołowie i uczniowie Jezusa po Jego Wniebowstąpieniu tęsknili za Jego obecnością, jakiej doświadczali w czasie przed wniebowstąpieniem. Jezus zapowiedział spełnienie tych tęsknot. Uczniowie pełni lęku i wewnętrznego niepokoju zamknięci w Wieczerniku z obawy przed Żydami czekali na spełnienie tej tajemnicy, które dokonało się w dniu Pięćdziesiątnicy. Dzieje Apostolskie tak opisują to wydarzenie: „Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzielały, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić”. Po tym wydarzeniu apostołowie wychodzą z Wieczernika i w mocy Ducha Świętego głoszą całemu światu Dobrą Nowinę o zmartwychwstaniu Chrystusa i naszym zbawieniu. Był to niejako dzień narodzin Kościoła. Św. Jan Paweł II mówił: „Pięćdziesiątnica to dzień, w którym Kościół wychodzi na forum publiczne. Wylanie Ducha Świętego na apostołów zgromadzonych w Wieczerniku uświęca początek nowej ludzkości, zrodzonej z Paschy Chrystusa i ożywianej Bożą miłością. Oto cud Kościoła! Kościół jest młodością, którą Bóg obdarza świat: jest nowym ludem”. Zaś pisarz francuski Daniel Rops tak pisze o duchowej przemianie apostołów po zesłaniu Ducha Świętego: „Od Zielonych Świąt wiara uczniów była już nie tylko ugruntowana, lecz stała się zdobywcza. Uświadomili sobie, że wśród społeczności żydowskiej, której życie i obrzędy dzielili, stanowią inny rodzaj ludzi, nowe plemię, którego zadaniem jest rzucać ziarno w ziemię. Odtąd poczuli w sobie siłę, która zdecydowanym na wszystko mniejszościom daje zwycięską odwagę”. W tym właśnie dniu -jak pisze św. Jan Paweł II – Kościół „wychodzi na świat, tak jak nowo narodzone dziecko” i „w mocy Ducha Świętego zaczyna spełniać swoją misję”.
Ten Duch przychodzi do każdego z nas i staje się źródłem mocy i pokoju sięgającego wieczności. Św. Paweł w Liście do Rzymian pisze: „A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha”. Napełnieni Duchem Świętym mamy w Jego mocy przemieniać świat na miarę Królestwa Bożego. Papież Franciszek powiedział: „Mamy mocną pewność, że Duch Święty swym potężnym tchnieniem daje Kościołowi odwagę, by wytrwać, a także poszukiwać nowych metod ewangelizacji, aby nieść Ewangelię aż na krańce ziemi. Ducha Świętego, który czyni ‘Kościół świątynią Boga żywego’ prośmy o wzrost i ożywianie naszego życia duchowego, abyśmy stawali się naśladowcami Boga i wzrastali ku pełni człowieczeństwa, na miarę otrzymanych darów: ‘Przyjdź, Duchu Święty, napełnij serca Twoich wiernych i rozpal w nich płomień Twojej miłości’”.
Przyjęcie Ducha świętego sprawia, że Bóg staje się dla nas nienaruszonym fundamentem naszego życia i źródłem pokoju oraz nadziei we wszelkich sytuacjach życiowych. Pisze o tym chora kobieta Arnchild Lauveng: „Miałam w sobie dziecięcą wiarę, która towarzyszyła mi zawsze, przez całe życie, że istnieje dobry Pan Bóg, który jest z nami w dobrych i złych dniach i który mnie nie opuści, niezależnie od tego, czy wyzdrowieję, czy nie. W mojej wierze wyzdrowienie nie było najważniejsze, znacznie ważniejsza była świadomość, że On tam jest”. Napełnieni Duchem Świętym mamy moc kroczenia jasną stroną naszego życia, tak jak w poniższej historii. W sierpniu roku 2014 w mieście Ferguson w stanie Missouri doszło do protestów, które przekształciły się w zamieszki połączone z aktami wandalizmu. Gdy zamieszki ustały Max, uczeń ósmej klasy poprosił swoją mamę, aby razem z bratem mógł się włączyć w sprzątanie miasta zdemolowanego protestujących. Matka zgodziła się. Ale chłopcy chcieli zrobić coś więcej. Przez Internet wyszukali firmy, które najbardziej ucierpiały z powodu zamieszek i do jednej z nich zadzwonili i umówili się na spotkanie właścicielką. Przez trzy godziny słuchali słów nienawiści i gniewu właścicielki zniszczonego zakładu. Okazało się, że jeśli nie mają $ 20 000 to nie wiele mogą jej pomóc. I znowu nagłośnili sprawę przez Internet i zebrali 20 608 dolarów, które ofiarowali właściciele, która dzięki temu mogła odbudować swoją firmę.
Ci chłopcy widząc niesprawiedliwość nie podali się gniewowi, nie odseparowali się od innych, ale opowiedzieli się po stronie dobra, stworzyli wspólnotę zogniskowaną wokół dobra i tak mogli wiele pomóc. Duch święty uzdalnia nas do takich wyborów i czynów. Wystarczy się tylko na Niego otworzyć (Kurier Plus, 2014).
DUCH ŚWIĘTY OBECNY WŚRÓD NAS
Uroczystość Ducha Świętego, inaczej Pięćdziesiątnica przychodzi do mnie oszałamiającymi wiosennymi zapachami polskiej przyrody, która w tym czasie w szaleńczym wzroście pnie się ku niebu. Często w tym okresie kwitły jaśminy i bzy w przydomowych ogródkach oraz odurzające zapachem czeremchy przy wioskowym gościńcu. W moich stronach nazywano gościńcem drogę biegnącą przez wieś. Piękna i wymowna nazwa. Każdy kto wędrował tą drogą mógł wstąpić do pierwszej lepszej chaty, gdzie był zawsze gościnnie przyjęty. Ale wróćmy do świątecznych zapachów przyrody. Nad jeziorem dominował zapach tataraku, konkurując z kolorami lilii wodnych. Brzozy i lipy także przypominały o sobie. Te wszystkie rośliny wykorzystywaliśmy do dekoracji domów i chłopskich zagród, a nawet bydło na pastwisku było przyozdobione zielenią. Przyroda kipiąca życiem miała w te święta przełożenie w sferze ducha.
Podobnie, ponad dwa tysiące lat temu przystrajano zielenią domy w Jerozolimie, w czasie obchodów Święta Tygodni – Szawuot. Było to jedno z trzech świąt, na które Izraelici pielgrzymowali do świątyni jerozolimskiej. Obchodzono je 50 dni po świętach Paschy. Było to święto plonów, które rozpoczynało się w drugi dzień po spożyciu Paschy żydowskiej. Składano wtedy ofiarę z pierwszego zbioru jęczmienia. Kulminacja tego święta miała miejsce 50 dni później, w dzień Pięćdziesiątnicy, kiedy pszenica była gotowa d zbioru. W czasie tych świąt wspominano otrzymanie przez Mojżesza Prawa na górze Synaj, akcentując przymierze Boga z Narodem Wybranym. Często święta Szawuot były przedstawienie jako małżeństwo pomiędzy Bogiem a Izraelem, którego tablice przykazań były niejako aktem ślubnym, który pan młody wręcza oblubienicy podczas wesela. Jerozolima w tym czasie, odświętnie przybrana zielenią była pełna radości i wesela.
Jednak ta radość nie była obecna w Wieczerniku, gdzie byli zgromadzeni apostołowie wraz z Maryją. Zamknięci z obawy przed Żydami, pełni nadziei czekali na Ducha Świętego, obiecanego przez Jezusa Chrystusa, którego otrzymali w dniu Pięćdziesiątnicy. W dziejach Apostolskich czytamy: „Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzielały, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić”. Apostołowie, pełni radości, mądrości i odwagi szeroko otwierali drzwi Wieczernika, głosząc całemu światu zmartwychwstałego Chrystusa. Po jednym z kazań św. Piotra uwierzyło w Chrystusa kilka tysięcy ludzi. Tak rodził się Kościół. Szalejąca życiem przyroda polska, jest wymownym symbolem dynamiki działania Ducha Świętego i rodzenia się Kościoła.
Starotestamentalne ofiary pierwszych plonów możemy odczytywać także jako zapowiedź i figurę Wielkanocy i Uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Św. Paweł nazywał Jezusa „pierwszym owocem”. W czasie zmartwychwstania Chrystusa w świątyni jerozolimskiej składano w ofierze pierwsze snopy jęczmienia zaś w dniu Pięćdziesiątnicy pierwsze snopy pszenicy i wtedy to, mocą zesłanego Ducha Świętego narodził się Kościół. Duch Święty zstąpił jak ogień i w jego blasku dojrzało zboże plonem zbawienia. Św. Ireneusz podsumowuje to wydarzenie słowami: „Duch Boży łączył w jedno oddalone od siebie ludy i składał Ojcu w darze pierwociny ze wszystkich narodów”. Działanie Ducha Świętego poznajemy po owocach. Św. Paweł w liście do Galatów wymienia niektóre z owoców Ducha św.: „Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”. To po tych owocach poznajemy także obecność i działanie Ducha Świętego w naszym sercu.
Tak jak w dniu Pięćdziesiątnicy wicher i ogień były widzialnymi znakami działania Ducha św. tak i dzisiaj możemy zauważyć Jego działanie w różnych nadzwyczajnych wydarzeniach. Zapewne takim znakiem, który zadziwiał swoją skalą były objawienia Maryi w Zeitoun w Egipcie. W latach 1968-71 Matka Boża objawiała się tam kilkaset razy, na oczach kilku milionów ludzi! Zjawisko zostało starannie udokumentowane na niezliczonej ilości fotografii i nagrań filmowych. Objawienia były umocnieniem wspólnoty chrześcijańskich Koptów, którzy stanowią 10% 100 milionowego muzułmańskiego Egiptu. Koptowie są tam dyskryminowani i regularnie padają ofiarami ataków islamskich ekstremistów.
W Zeitoun, mieście na peryferiach Kairu, stolicy Egiptu, według tradycji zatrzymała się Święta Rodzina, uciekając do Egiptu przed prześladowaniem Heroda. W miejscu pobytu Św. Rodziny chrześcijanie wybudowali kościół pod wezwaniem św. Marka. We wtorek 2 kwietnia 1968 roku o godz. 20:30 muzułmanin Farouk Mohammed Ata przechodził obok kościoła św. Marka i spojrzał na dach świątyni. Oniemiał z wrażenia. Ujrzał bowiem nad wieżą kościoła rozświetloną postać kobiecą na kolanach, jakby modlącą się. Chwilę później to samo zobaczyła jakaś kobieta i krzyknęła, że to Matka Boża. Wówczas postać znikła. Przez pierwsze dwa lata widzenia miały miejsce średnio 2-3 razy w tygodniu. Nocne odwiedziny Świetlistej Pani najczęściej były poprzedzane przez niezwykłe iluminacje i ogromne chmury kadzideł. Ona sama ukazywała się czasami mgliście, zwykle jednak wyraźnie, z uśmiechem błogosławiąc zgromadzonych. Te niezwykłe zjawisko, trwające nieraz ponad dwie godziny, było fotografowane i filmowane przez setki osób.
Świadkami objawień były tłumy ludzi. W ciągu następnych trzech lat w tym samym miejscu zjawiała się Maryja. Czasem klęczała, czasem stała, niekiedy było widoczne tylko jej popiersie. Bywało, że nad jej głową latały gołębie, mimo że wszystko to działo się nocami. Gołębie tworzyły czasem znak krzyża. Postać zawsze otoczona była niezwykłym blaskiem. Przez pierwsze dwa lata pojawiała się dwa trzy razy w tygodniu, potem coraz rzadziej. Objawienia trwały od kilku minut do kilku godzin. 30 kwietnia 1968 r. postać była widoczna 2 godziny i 15 minut. Maryja nie przemawiała, a jej klęczącą pozycję interpretowano jako wezwanie do modlitwy. Miliony ludzi różnych wyznań, a także ateistów było świadkami tego niezwykłego zjawiska. Kiedy objawienia stały się głośne, w okolicy gromadziło się czasem nawet 250 tysięcy ludzi. Przybył też ówczesny prezydent Egiptu, Gamal Abd el-Naser. Zjawisko było wielokrotnie filmowane i fotografowane. Prasa całego świata o tym pisała. Zanotowano w tym miejscu wiele nawróceń i uzdrowień. Relacje świadków fenomenu pojawiały się w telewizji oraz radiu.
Patriarcha Kościoła koptyjskiego w Egipcie Cyryl VI uznał je za prawdziwe już 4 maja 1968 roku. Wkrótce potem objawienia uznał biskup katolicki Stephanos oraz dr Ibrahim Said, zwierzchnik wszystkich Kościołów ewangelickich w Egipcie (Kurier Plus, 2019).
SŁÓŻBA OŻYWIONA DUCHEM ŚWIĘTYM
Powieściopisarka Nicole d’Entremont w eseju City of Belief and A Generation of Leaves wspomina rozmowę z Davidem w czasie wspólnego lotu do Waszyngtonu. Nicole była zaangażowana w program pomocy humanitarnej w Delcie Mekongu w Wietnamie. Zaś Dawid była oficerem na łodzi podwodnej, która miała całodobowy nadzór nad tym regionem. Jego łódź była gotowa do ataku atomowego. Leciał on na rozmowy do Waszyngtonu. Dawid i Nicole prezentowali różne światy, różne pokolenia, mieli odmienne spojrzenie na świat i wojnę w Wietnamie. Podczas dwudziestogodzinnego lotu z Narita w Japonii do Waszyngtonu siedzieli obok siebie. Ich nieoczekiwana rozmowa okazała się przeżyciem, które głęboko wryło się w ich pamięć. Spotkanie z oficerem łodzi podwodnej nie dotyczyło moralności wojny, ale powołania do służby.
Nicole tak wspomina rozmowę z Dawidem: „Po pierwsze byłam zszokowana, jak bardzo zgadzam się z tym, co on mówił, chociaż jestem przeciwna broni jądrowej i wojnie. Moje podróże do Wietnamu są po części przedłużeniem mojego przekonania, że Stany Zjednoczone są winne odszkodowanie dla narodu wietnamskiego za działania naszego kraju w czasie wietnamskiej wojny. Ale jednocześnie szanowałem wiele z tego, co David mówił o obowiązku i służbie. Dostrzegłam także związek między jego koncepcją służby i czujności a życiem klasztornym mnichów benedyktyńskich, których czasami odwiedzam. Pewne słowa, których użył Dawid, przypomniały mi pewne zasady, którymi kierują się mnisi w swoim życiu.
Dowiedziałam się od Davida, że jego misja w cichym podwodnym środowisku czasami trwała 120 dni lub dłużej. Dzielił on codzienność z ponad stu innymi członkami załogi. Swoją codzienność układają według ścisłego regulaminu, wypełnionego pracą, którą trzeba wykonywać w określonych godzinach przez całą dobę. Od dobrego wykonania tej pracy zależy bezpieczeństwo łodzi podwodnej i załogi. Szanowałem poświęcenie marynarzy w wypełnianiu swoich obowiązków, tak jak szanowałem oddanie mnichów, żyjących według reguły zakonnej i trwających na modlitwie całą dobę. Wierzę, że obie grupy czują, że bronią śpiącego i wrażliwego świata przed koszmarami nocy i niebezpieczeństwami, które niesie dzień”.
Nicole zadaje pytanie: „Czy my jako zwykli obywatele niezwiązani przysięgą z krajem lub religią podejmujemy misję, obowiązek służenia ludzkiej społeczności? Czy nasze społeczne zaangażowanie traktujemy jako dodatkowy ciężar, czy raczej podejmujemy je ochotnie i z szacunkiem? Widziałam w Davidzie kogoś, kto się nie wstydził używać takich słów jak: obowiązek, misja, służba. Czy uważamy, że te słowa są obecnie zbyt naiwne i staromodne, a nawet niebezpieczne? Może samo pytanie jest naiwne. A może nie warto na nie odpowiadać”.
Na powyższą historię spójrzmy przez pryzmat dzisiejszej Uroczystości Zesłania Ducha Świętego. W dzień Pięćdziesiątnicy, pięćdziesiąt dni po świętach Paschy zgromadzeni w wieczerniku uczniowie Jezusa z Maryją usłyszeli szum wiatru, a nad ich głowami pojawiły się płomyki jakby ognia. Wszyscy poczuli w sobie mądrość i moc Ducha Świętego i w tej mądrości i mocy zaczęli przemawiać do wieloetnicznych tłumów ludzi, którzy z racji święta przybyli do Jerozolimy. Słuchacze byli pełni zdumienia i pytali: „Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże”. Rozmówcy z zacytowanej na wstępie historii byli ożywieni duchem wzajemnego zrozumienia, miłości, życzliwości, wzajemnego szacunku dzięki temu, mimo odmiennych światopoglądów, różnych doświadczeń życiowych odnaleźli wspólne wartości, wspólny język i okazali sobie szacunek. Czyż nie jest to droga działanie Ducha Świętego?
Duch Święty otwiera nasze serca, abyśmy rozpoznali wspólne dobro i boże wezwanie każdego z nas do pójścia za Chrystusem, wykorzystując talenty i zasoby, które nam Bóg powierzył dla wspólnego dobra. Duch Święty daje nam moc przekraczania barier językowych, pozycji społecznych, różnorakich doświadczeń życiowych i otwiera nasze serca i umysły na głos Boga. A to pozwala nam usłyszeć nie to co sami chcemy słyszeć, ale to co naprawdę do nas Bóg mówi. Pięćdziesiątnica to świadomość obecności Ducha Świętego działającego w naszych relacjach z Bogiem i bliźnimi.
Duch Święty otwiera nas na przyjęcie miłości, do której wzywa nas Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca”. Chrystus zapewnia nas, że ześle nam tego Ducha: „To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”. Jeśli dzisiaj trudno nam się porozumieć w czynieniu dobra, to może znaczyć, że nasze serca są zamknięte na działanie Ducha Świętego. Popatrzmy jak trudno nieraz porozumieć się politykom w czynieniu dobra dla naszej ojczyzny. Zamiast woli zrozumienia, niektórzy wolą judzić do obcych. Nie omija to także wspólnot religijnych, które odwołują się do Chrystusa. Powołują się na Chrystusa, a serca mają zamknięte na Ducha Świętego.
Uroczystość Zesłania Ducha Świętego należy do najważniejszych świąt chrześcijańskich. Ma ono podobnie jak Wielkanoc i Boże Narodzenie bardzo bogatą oprawę tradycji ludowej, która nadaje tej uroczystości nazwę Zielone Świątki. Wspomnienie tej tradycji przenosi nas bardzo często do domu rodzinnego i naszej ufnej dziecięcej wiary. Historyk, etnograf Zygmunt Gloger pisze: „Wszystkie kościoły, domy, chaty i podwórza ‘majono’ drzewkami brzozy, jesionu lub świerku ustawionymi i zatykaniem przy ołtarzach, gankach, wrotach, sieniach i wejściach. Podłogi i ziemię wysypują zielonym tatarakiem, świerczyną i kwiatami. Majowy zapach tej zieleni rozchodzi się wszędzie przepełniając kościoły, mieszkania i podwórka. Jest to prawdziwe święto rolników i pasterzy witających radośnie i uroczyście zmartwychwstałą po zimie i rozkwitającą uroczo matkę przyrodę”. Taki obraz Zielonych Świąt zapamiętałem z lat mojego dzieciństwa. Zielenią stroiliśmy także bydło na pastwisku, zakładając na rogi różnego rodzaju zielone wieńce. Nasze rodzinne kościoły pachniały zielenią i kwiatami, dopełniając duchowy wymiar tego święta, święta narodzin Kościoła (Kurier, 2022).