Zapachniało krakowskim domem

SAMSUNG DIGITAL CAMERA

Dla Małgosi są to już piąte święta Bożego Narodzenia z dala od rodziny, najbliższych przyjaciół, z dala od ukochanego Krakowa. Kolejny grudzień nękający nostalgią i tęsknotą. Gdy pięć lat temu opuszczała rodzinne miasto, nie zdawała sobie sprawy, że w nowym świecie może być nieraz tak ciężko na duszy. Gnana młodzieńczą ciekawością, za wszelką cenę chciała wyruszyć w nieznane. Gdy nie otrzymała wizy do Stanów Zjednoczonych, zdecydowała się na wyjazd do Kanady, stamtąd zaś przyjechała nielegalnie do USA, ukryta w bagażniku samochodu. W Polsce został Zbyszek, którego szczerze kochała. Po wyjeździe wszystko zaczęło się między nimi rwać, aż w końcu zostało tylko wspomnienie.

W grudniowych dniach świat stawał się piękniejszy, przywdziewając odświętną szatę.Chodząc pięknie udekorowanymi ulicami, Małgosia czuła w sobie kiełkującą radość, której rozwinąć się i zakwitnąć nie pozwalał ból rozłąki z najbliższymi. Bożonarodzeniowe dekoracje na ulicach, świąteczne wystawy sklepowe jak cierń raniły serce.

Zamykała się wtedy w swoim mieszkaniu i myślą wracała do Krakowa. Spacerowała ośnieżonymi Plantami, chodziła między przedświątecznymi straganami w Sukiennicach, w porannym mroku zdążała na roraty do pobliskiego kościoła i wraz z innymi śpiewała: Spuśćcie nam na ziemskie niwy Zbawcę z niebios; obłoki. Oczyma wyobraźni widziała swój rodzinny dom, ogród, w którym oprócz drzew owocowych rosły także świerki, które o tej porze przystrojone spadającymi płatkami śniegu potęgowały nastrój radości zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Widziała swoją mamę, która czekała na nią przy stole, widziała także tatę, który kilka lat temu odszedł do wieczności. Nie była na jego pogrzebie z powodu nie załatwionego pobytu w Stanach Zjednoczonych, również i dziś jest to powodem, że nie może zasiąść przy wigilijnym stole wraz z rodziną.

Odżywały wspomnienia i odnajdywała w nich najpiękniejszy świat przeżyć świąt Bożego Narodzenia. Pachniała żywicą pięknie wystrojona choinka, Małgosia trzymała w ręku kruchy biały opłatek, a w dotyku i uścisku najbliższych czuła bezgraniczną miłość. Siedząc na obczyźnie w cichości swego mieszkania, ze swoim światem, który pozostał w Krakowie, roniła łzy wzruszenia. Zapominała o odległości, zapominała o czasie, który minął. Było jej dobrze.

Świąteczne światła za oknem, dźwięk obco brzmiących kolęd i brak choinki w domu przerywały jej zadumę – uświadamiała sobie, że tego świata przy niej nie ma. Chwilowy nastrój szczęścia zamieniał się w tęsknotę za domem rodzinnym, a niemożność spełnienia tej tęsknoty przeradzała się w pragnienie, aby zapomnieć o tych świętach, by te dni minęły jak najszybciej i wrócił szary, zwyczajny dzień.

W ubiegłym roku Małgosia postanowiła, że będzie mieć taką choinkę, jak w krakowskim domu – zieloną i pachnącą – i wraz z koleżanką przygotuje wieczerzę wigilijną. Była pewna, że przez to przygotowanie uda się jej, przywołać nastrój domu rodzinnego. Zaczęło się radosne oczekiwanie świąt Bożego Narodzenia.

Świat, który stroił się w barwy świąteczne, już jej nie drażnił, co więcej – potęgował wewnętrzną radość oczekiwania na dzień Wigilii Bożego Narodzenia. Czyniła świąteczne zakupy, a kilka dni przed Świętami kupiła piękną choinkę. W mieszkaniu zapachniało żywicą i domem, tym z Krakowa. Z beztroską radością ubierała choinkę, sprzątała dom, słuchała polskich kolęd, w których jest tyle radości, miłości i ciepła rodzinnego. Jeszcze tylko potrawy wigilijne – koniecznie muszą być takie, jak przyrządza mama.

Przyszedł dzień Wigilii. Wszystko gotowe. Choinka prawie tak piękna, jak ta w Krakowie, odświętnie nakryty stół. Kolorowe światła i śpiew kolęd wypełniły cały dom. Lecz nie powtórzył się krakowski nastrój rodzinnych świąt. Zabrakło serdecznie wyciągniętych rąk. Przygasły światła na, choince, posmutniały kolędy. Małgosia została z pytaniem: „Po co to wszystko?” Wróciło pragnienie, aby te dni minęły jak najszybciej, a łzy, nie zauważone przez nikogo, mieniąc się kolorami świateł choinkowych, spadły na ziemię, i gardło ścisnął niesłyszalny szloch.

Zapłakał także mały Jezus w stajni betlejemskiej, ale nie z zimna, tylko z samotności. Był tak blisko. Tak bardzo pragnął zapełnić samotność człowieka. Chciał, by człowiek, napełniony Jego obecnością, bez względu na warunki i okoliczności, mógł radośnie śpiewać: Cieszmy się i pod niebiosy wznieśmy razem miłe głosy. Bo wesoła dziś nowina: Czysta Panna rodzi Syna. Bijcie w kotły, w trąby grajcie, a Jezusa przywitajcie, Nowonarodzonego,

Stało się inaczej, Jezus nie został zauważony, po raz kolejny Bóg w ludzkim sercu się nie narodził, po raz kolejny człowiek z Bogiem się rozminął.

Tygodnik Niedziela