Z Różańcem w ręku

Różaniec w ręku, to jakby zmaterializowana lina łączącą nas  z niebem. Bardzo często ma on wiele osobistych odniesień. Różaniec w rękach emigrantów niejednokrotnie przywołuje sentymentalne wspomnienie ojczyzny, którą z bólem serca opuszczali przed laty. Z pewnością taką wymowę miał różaniec, na który patrzyłem, gdy odprawiałem nabożeństwo pogrzebowe śp. Franciszka. Różaniec ten otrzymał od matki, gdy wyruszał w 1939 roku na wojnę, w czasie której został wzięty do niemieckiej niewoli. W czasie pierwszego obozowego apelu Niemcy zabierali jeńcom obrazki, medaliki i różańce, rzucali na ziemię i kazali je deptać. Franciszek schował różaniec głęboko w kieszeni. Jednak Niemiec znalazł go. Wtedy Franciszek gorzko zapłakał, musiał być to przejmujący płacz, bo wzruszył serce Niemca, który dyskretnie włożył różaniec z powrotem do kieszeni jeńca.

Po pięciu  latach niewoli Franciszek szczęśliwie wrócił do rodzinnego domu, w którym nie zastał już matki. Zmarła przed jego powrotem. Franciszek nosił ten różaniec zawsze przy sobie i przesuwał w modlitewnym skupieniu jego paciorki. Zabrał go ze sobą, gdy wyjeżdżał do Ameryki. W tym różańcu zwarta była ogromna miłość matki i wspomnienie ukochanej ojczyzny. Spracowane ręce często przesuwały paciorki różańca. Aż w czasie kolejnej przeprowadzki różaniec zaginął. Franciszek nie mógł się z tym pogodzić. Wolałby stracić całą fortunę byleby odzyskać zagubiony różaniec. Po roku czasu różaniec znalazł się w kieszeni marynarki, która leżała w zapomnieniu. Ze łzami w oczach Franciszek całował różaniec i dziękował Bogu, że odzyskał go z powrotem. To był jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Znowu paciorki matczynego różańca przesuwały się w spracowanych rękach. Tak było aż do śmierci.

W wieku 93 lat przyszła choroba i cierpienie. W rocznicę śmierci swojej mamy, z różańcem w ręku Franciszek powiedział do żony: „Będę prosił mamę, aby mnie zabrała do siebie”. „Jeśli ci tak ciężko, to proś”- odpowiedziała żona. Po dwóch dniach Franciszek odszedł do Pana. W jego ręce włożono matczyny różaniec, bo zmarły tego sobie życzył. Wiele razy mówił, szczególnie w czasie choroby, aby ten różaniec włożyć mu do trumny.

Bardzo często emigranci w Stanach Zjednoczonych ze względów formalnych nie mogą odwiedzić Polski. I wtedy każda rzecz przywieziona z Polski przez znajomych może sprawiać radość. Przed laty jedna z pań prosiła mnie o przywiezienie bochenka chleba do Ameryki. Ten bochenek chleba z Polski był dla niej czymś więcej niż tylko pokarmem dla ciała, był przede wszystkim pokarmem dla stęsknionej duszy. Innym razem zapytałem bliską mi osobę, która w tym roku zmarła, jaką pamiątkę przywieźć z Polski. Poprosiła o różaniec. Pomyślałem, że najodpowiedniejszy będzie różaniec bursztynowy. I tak zrobiłem, dołączając do niego słowa w formie wiersza pod tytułem „Bursztynowe paciorki”.

 Wykołysane falami Bałtyku

wygładzone jego piaskami

Zamknęły w sobie

błękit polskiego nieba

jasność słońca promieni

chłód puszczy

kapiącej żywicą

szum łagodnej fali

i krzyk mewy

nad naszymi głowami

Na sznurek dziesiątkami

nanizane

kształt różańca przybrały

Przesuwasz je między palcami

i otwierasz niebo

sięgające wieczności

i przywołujesz Światło

przenikające najgłębszy mrok

naszego życia

Wypraszasz łaskę łagodnej fali

która staje się balsamem

dla starganej duszy

i śpiewasz pieśń uwielbienia

która jak krzyk mewy

dziękczynieniem ku niebu się wzbija

Dobrze mieć sentymentalny różaniec, który niesie ze sobą wspomnienie miłości rodzicielskiej, rodzinnych stron, kochanych ludzi, cudownych zdarzeń. Taki różaniec pomaga nam wpisywać to wszystko w tajemnice różańcowe, tajemnice naszego zbawienia. I wtedy łatwiej nam z całą ziemią śpiewać nasz życiowy hymn uwielbienia Boga, nasz Magnificat za wielkie dzieła jakie Bóg dla nas uczynił.

Miesięczni „Różaniec”