Wielkosobotnie Alleluja

Wielka Sobota jest dniem nabożnego zatrzymania się przy grobie Jezusa i refleksji nad Jego śmiercią i zmartwychwstaniem. Czas między śmiercią a zmartwychwstaniem Chrystusa wyznajemy w credo słowami: „zstąpił do piekieł”. Nie chodzi tu o rzeczywistość piekła, miejsca wiecznego potępienia. Jezus przez wcielenie staje się w pełni człowiekiem i tym samym wchodzi na drogę wiodącą po skończonym życiu do królestwa śmierci. Ciało Jezusa złożone w grobie, oddane ziemi, dotyka tego, co najniższe w tym świecie, a Jego Boska Osoba zstępuje do krainy śmierci. Jezus czyni to z miłości do człowieka, z którym jest solidarny aż do końca. Zstąpił jednak do piekieł jako Zbawiciel i ogłosił nadejście czasu odkupienia sprawiedliwym, którzy doświadczyli śmierci przed Jego przyjściem.

W ten dzień pełen zadumy wdzierała się radość dziecinnych wspomnień Wielkiej Soboty. Rodziła się ona ze świadomości, że święta są już na wyciagnięcie ręki, a serce już śpiewało wesołe Alleluja. Dla dzieci był to także dzień wielkiej pokusy. W moim rodzinnym domu, w tym dniu zachowywano post, do którego były zobowiązane także dzieci. A koszyczki z pokarmami przygotowywane do poświęcenia kusiły zapachami przepysznych wędlin i innych pokarmów. Wprawdzie można było się zakręcić i pod nieuwagę rodziców uskubnąć trochę kiełbasy, jednak powstrzymywał nas przed tym, zakodowany w sumieniu nakaz, że w tym dniu tego czynić nie wolno. Ta pokusa w moim domu pojawiała się rano i potęgowała się w miarę upływu czasu, a to za sprawą zwyczaju poświęcenia pokarmów wielkanocnych w mojej wiosce. W wyznaczonych dwóch domach zbierali się wierni ze święconką. Jednym z nich był mój rodzinny dom. Mimo, że ksiądz przyjeżdżał na poświęcenie pokarmów około godz. 11: 00 to już o godz. 8: 00 byli pierwsi mieszkańcy. Był to czas wewnętrznego radowania się z racji świąt jak i też okazja porozmawiania. Za moich czasów święconkę przynoszono w małych koszyczkach, ale za czasów mojego dziadka pokarmy przynoszono w wielkich koszach tak, aby święconego wystarczyło na cały tydzień. W niewielkiej izbie było kilkadziesiąt koszyków. Możemy sobie wyobrazić intensywność kuszących zapachów. Pokarmy święcono także przy figurach i oczywiście w kościołach. Tego dnia kościoły nawiedzało wielu wiernych nie tylko po to, aby poświecić pokarmy, ale pomodlić się przy ołtarzu Grobu Pańskiego. Chwile spędzone na adoracji Najświętszego Sakramentu głęboko wpisywały się w nasze dusze.

W koszyku z święconką były pokarmy mięsne: kiełbasa, szynka, baleron, boczek… Te pokarmy święcono na pamiątkę baranka, którego spożywali Izraelici przed wyjściem z niewoli egipskiej. Wcześniej krwią tego baranka zaznaczyli odrzwia swoich domów i dzięki temu anioł śmierci przechodząc przez Egipt omijał te domy. Chrystus jest prawdziwym Barankiem, który przez zmartwychwstanie wyzwolił nas z niewoli grzechu i śmierci. Poświęcenie pokarmów mięsnych nawiązywało także do Ostatniej Wieczerzy, jaką Jezus spożył z uczniami przed swoją męką. W wielkanocnym koszyczku jest także chleb, który przypomina mannę, którą Bóg karmił Naród Wybrany na pustyni, rozmnożenie chleba przez Jezusa, jak i też posiłek przygotowany dla apostołów przez zmartwychwstałego Jezusa nad Jeziorem Galilejskim. W modlitwie poświęcenia pokarmów wymienia się także jajka, które są symbolem nowego życia w Chrystusie. Dzieląc się jajkiem w poranek wielkanocny dzielimy się radością z faktu zmartwychwstania Chrystusa, który jest naszym zmartwychwstaniem. Święci się także sól, która chroni przed zepsuciem, a jako symbol jest przywołaniem chrystusowej mocy chroniącej nas przed zepsuciem grzechu i śmierci. Oprócz wymienionych w modlitwie pokarmów, w koszyczku ze święconką znajdziemy twaróg, masło, chrzan. Chrzan ma swoją symboliczną wymowę. Mówi, że tego dnia gorzkość Męki Pańskiej zamienia się w słodką radość zmartwychwstania i zbawienia. Oczywiście nie mogło zbraknąć w koszyczku barszczu, który robiło się z zakwasu chlebowego lub chleba.

Obfitość pokarmów w koszyczku wielkanocnym staje wymownym znakiem uczty duchowej, jaką przygotowuje nam Chrystus, a o której mówi wstęp do modlitwy poświecenia: „Panie Jezu Chryste, Ty w dzień przed męką i śmiercią kazałeś uczniom przygotować paschalną wieczerzę, w dzień Zmartwychwstania przyjąłeś zaproszenie dwóch uczniów i zasiadłeś z nimi do stołu, a późnym wieczorem przyszedłeś do Apostołów, aby spożyć wraz z nimi posiłek; prosimy Cię, daj nam z wiarą przeżywać Twoją obecność między nami podczas świątecznego posiłku, w dzień Twojego zwycięstwa, abyśmy mogli się radować z udziału w Twoim życiu i Zmartwychwstaniu”. Tajemnicę zmartwychwstania Chrystusa przypomina także baranek z czerwoną chorągiewką wykony z chleba, ciasta lub masła. Trudno sobie wyobrazić koszyczek ze święconką bez pisanek.

Zwyczaj malowania jajek sięga czasów pogańskich, zaś chrześcijańskie wyjaśnienie tego zwyczaju znajdziemy w greckiej legendzie z X wieku. Otóż w poranek Wielkanocny Maria Magdalena przybyła do grobu Jezusa, gdzie ukazał się jej anioł i oznajmił, że Jezus zmartwychwstał. Uradowana pobiegła do domu i ze zdumieniem stwierdziła, że wszystkie jajka, jakie miała w misce, zabarwiły się na czerwono. Pobiegła do apostołów, aby im powiedzieć o zmartwychwstaniu Jezusa i podarowała im jajka. W rękach apostołów czerwone jajka zamieniły się w ptaki i uniosły się ku niebu, co odczytano jako znak zmartwychwstania Jezusa. Zajączek wielkanocny wskoczył do koszyczka ze święconką trochę później. Jest to postać na wskroś świecka. W wielu starożytnych kulturach zając był symbolem odradzającej się przyrody, wiosny, płodności i witalności. Te cechy jak najbardziej mogą stać się symbolami radosnych, pełnych życia świąt Wielkanocnych.

Najważniejsze obrzędy Wielkiej Soboty mają miejsce wieczorem. Niezwykle bogata w symbolikę wieczorna liturgia Wielkiej Soboty rozpoczyna Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego. Na zewnątrz kościoła rozpala się ognisko. Kapłan poświęca ogień i zapala od niego paschał, symbol Chrystusa zmartwychwstałego, mówiąc: „Chrystus wczoraj i dziś, Początek i Koniec, Alfa i Omega. Do niego należy czas i wieczność. Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków”. Następnie podnosi zapalony Paschał i śpiewa: „Światło Chrystusa”, a wszyscy odpowiadają: „Bogu niech będą dzięki”. Z zapalonym paschałem procesja wchodzi do ciemnego kościoła, w którym są wygaszone wszystkie światła. Wierni zapalają od paschału świece. Kościół napełnia się światłem. Ciemność został przezwyciężona. Wspaniały symbol przezwyciężenia ciemności grzechu i śmierci przez zmartwychwstanie Chrystusa, który jest prawdziwym światłem naszego życia. Symbolikę światła wyjaśnia orędzie Wielkanocne inaczej exultet: „Raduj, się ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla wieków, poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa! Zdobny blaskiem takiej światłości, raduj się, Kościele święty, Matko nasza! Ta zaś świątynia niechaj zabrzmi potężnym śpiewem całego ludu. A zatem proszę was, bracia najmilsi, którzy stoicie tutaj, podziwiając jasność tego świętego płomienia, byście razem ze mną wzywali miłosierdzia Wszechmogącego Boga. Niech Ten, który bez moich zasług raczył mnie uczynić swoim sługą, zechce mnie napełnić światłem swojej jasności i pozwoli godnie wyśpiewać pochwałę tej świecy”. Po odśpiewaniu orędzia wielkanocnego zapala się w kościele wszystkie światła i biją wszystkie dzwony. Radość wielkanocna wdziera się do naszych serc. Napełnieni tą radością odnawiamy przyrzeczenia chrzcielne, bowiem chrzest włącza nas w tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

W niektórych kościołach liturgię Wielkiej Soboty kończy procesja rezurekcyjna. W moim rodzinnym kościele, w latach mojego dzieciństwa z procesją rezurekcyjna trzeba było czekać świtu Niedzieli Wielkanocnej. Niektórzy wierni zostawali w kościele i do Rezurekcji na adorację Najświętszego Sakrament w ołtarzu Grobu Pańskiego. Oczywiście tej nocy nie mogło zabraknąć strażaków czuwających przy grobie Jezusa. Większość jednak wracała do domu. Do tej większości należałem także i ja. Z kościoła zabieraliśmy święconą wodę, do której wrzucaliśmy węgielki z poświęconego ognia. W dawnych czas przynoszono do domu także poświęcony ogień, nazywając go „nowym ogniem”. W domu wygaszano ogień i rozpalano nowy od przyniesionego z kościoła. Do przeniesienia ognia najczęściej używano huby. Zofia Kossak w „Roku polskim” pisze: „Z żadnego komina nie snuje się dym, wygaszone paleniska, bo ogień trzeba rozpalić na nowo, nowym, poświęconym płomieniem, przyniesionym z kościoła. Do przenosin należy używać woskowej świecy lub smolaków. Trzymając garść trzasek smolnych za pazuchą, chłopaki biegną z ogniem święconym do chaty, osłaniając dłonią płomyk, podsycając go pośpiesznie nowym smolakiem, gdy poprzedni się, dopala. A tak wszystko staje się, nowe na jutrzejszą niedzielę. Ogień i woda, i chaty, i jadło, i serce…” Od tego ognia zapalano w domu świecę, lampę, ogień w kuchni, wypowiadając słowa: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, na co obecni odpowiadali: „Na wieki wieków. Amen”.

Po powrocie do domu szykowaliśmy na następny dzień nowe ubrania, nowe pantofle, wszystko nowe. Ubranie i buty letnie były kupowanie przed Wielkanocą i pierwszy raz wkładało się je na rezurekcję. Myśląc o tym wieczorze nie mogę się powstrzymać od wspomnień kulinarnych. Otóż mama pozwalała nam spożyć najsmaczniejszą potrawę na świecie. Była to kaszanka. Przed wyjściem do kościoła na liturgię wielkosobotnią często „pomagałem” mamie robić kaszankę. Trzymałem kiszkę, do której mama wlewała farsz z krwi, podrobów, kaszy gryczanej i doprawiony różnymi przyprawami. Następnie wkładała do chlebowego pieca. Po powrocie z kościoła, w domu cudownie pachniało upieczoną kaszanką. Najbardziej nam smakowała chrupiąca skórka. Pozwolenie na spożywanie kaszanki usprawiedliwiały dwa względy. Po pierwsze: Po odśpiewaniu Alleluja w kościele kończył się post, chociaż tradycja ludowa kazała pościć do rezurekcji. Ale w ten wieczór, w moim domu tradycja przegrywała nieco z liturgicznym obchodem. I po drugie: Kaszanka, to ani mięsna potrawa ani bezmięsna. Ale jakby to nie było nie oddałbym tamtej kaszanki za żadną inną potrawę. Po zaspokojeniu głodu, pełni wrażeń kładliśmy się spać, prosząc rodziców: „Tata, mama, obudź nas rano na Rezurekcję”