Wielkanoc w Nowym Jorku 

Drogi Czytelniku, jeśli przypadkiem, a ponadto po raz pierwszy, znajdziesz się w Nowym Jorku w okrasie poprzedzającym Wielkanoc i będziesz spacerował kolorowymi ulicami tego miasta – to będziesz się zapewne dziwił i pytał: do jakich świąt przygotowuje się to miasto? Zaczniesz rozglądać się dookoła i wtedy zobaczysz głównego bohatera tych świąt. Znowu będziesz zaskoczony, bo w Twojej ojczyźnie w tym czasie są przygotowania do innych świąt. Tutaj zobaczysz przesympatycznego zajączka w tysiącznych wersjach: kolorowy i świecący, uśmiechający się i zapraszający do wyśmienitej zabawy. Kuszą Cię zajączki czekoladowe i pluszowe, maciupeńkie i takie olbrzymie, sięgające prawie nieba. Wszędzie usłyszysz piosenki o zajączku i zobaczysz go także na najsłynniejszej scenie świata. Kim był ten zając, że tyle mu się poświęca uwagi, więcej niż tym maluteńkim i niewinnym kurczątkom, które dzielnie mu towarzyszą? Ach, to chyba święta ku czci zajączka i jego kaczej świty. Skąd taka jego ważność, że całe miasto stroi się dla niego jak panna młoda do ślubu?

Tak żartobliwie można skwitować całe to zewnętrzne przygotowanie w Ameryce do najważniejszych świąt chrześcijańskich. A dekoracje są naprawdę piękne, chodzi się jak w zaczarowanym świecie, dzień i noc trwa festyn na ulicach Manhattanu; czujesz się jak w wielkim teatrze. Skąd bierze się ta specyfika wystroju? Mnogość różnych wyznań nie pozwala handlowcom wyartykułować wyraźnie, o jakie święta chodzi. Bo właśnie handel, interes wymusza te dekoracje. Zachęcić do kupna, wetknąć klientowi jakiś towar, przecież czas świąt to wspaniała okazja, by coś sprzedać, coś utargować. Na święta wypada kupić sobie jakąś rzecz, w dobrym tonie jest także prezent dla rodziny czy znajomych. Krzyczymy i mówimy o świętach. Nie ważne o jakie święta chodzi, ważne, aby tylko był ruch w interesie…

Amerykanie to lubią, potrafią się tym cieszyć, a wierzący w Chrystusa naprawdę wiedzą, o jakie święta chodzi, i naprawdę potrafią do tych świąt się przygotować. Ta cała zewnętrzna parada nie przeszkadza im odnaleźć Chrystusa Zmartwychwstałego, gdy zadzwonią rezurekcyjne dzwony.

Można także zobaczyć zewnętrzne znaki wewnętrznego przygotowania do tych świąt i pracy dokonującej się w cichości ludzkich serc. Znaki rzeczywistości, która nie jest tak krzykliwa, ale jest pełna mocy i bez zbędnego rozgłosu przemienia nie tylko serca ludzkie, ale także cały świat.

Jeśli będziesz spacerował ulicami tego miasta w Środę Popielcową, to z zaskoczeniem zauważysz ludzi, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają jakby rano zapomnieli się umyć, mają zabrudzone czoła. Nie, to nie jest efekt zapomnienia, to znak rozpoczęcia przygotowań do najważniejszych świąt chrześcijańskich, Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Tutaj wierni przywiązują wielką wagę do tego obrzędu. W tym dniu na Mszach św. jest pełno ludzi, organizowane są także obrzędy posypania głów popiołem poza Mszą św. Przychodzi również wiele osób i proszą o posypanie głów popiołem właśnie teraz, ponieważ nie mieli okazji być w kościele na Mszy św., czy też na samym obrzędzie posypania popiołem. Popiół z ubiegłorocznych palm, prawdziwych liści palmowych jest bardzo czarny, jak sadza, stąd te widoczne znaki na czołach. Wierni chcą, by ten znak był widoczny i dlatego z popiołem chodzą przez cały dzień. Ten znak pokuty staje się więc publicznym wyznaniem wiary.

Ponadto Kościół stwarza wiernym wiele innych możliwości duchowego przygotowania się do tych świąt. Tak jak w Polsce – tu, w Nowym Jorku, organizowane są rekolekcje wielkopostne, misteria pasyjne, różnego rodzaju nabożeństwa i spotkania. Wszystko jest wspaniałą okazją przygotowania się do tego, by z pełną świadomością zanurzyć się w tajemnicy tych świąt i zakosztować radości, której nie da się porównać z żadną inną, radości, której nie jest w stanie zmącić nawet śmierć.

Bardzo często w tym okresie organizowane są 40-godzinne nabożeństwa. Stwarzają one niepowtarzalne okazje spotkania z Chrystusem Eucharystycznym, który jest naszym zmartwychwstaniem. 40-godzinne nabożeństwo jest jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu religijnym parafii.

Nastrój radości potęguje się w miarę zbliżania się świąt. A gdy przychodzi Wielka Sobota, ta radość wyrywa się z serca i doczekać się nie może, kiedy usta zaczną śpiewać Alleluja!, bo serce już śpiewa. W tym dniu, podobnie jak w Polsce, wierni spieszą do kościoła z pokarmami, by Boże błogosławieństwo spłynęło na nie. Wielki wpływ na upowszechnienie tego zwyczaju w Ameryce mają przybysze z Kraju nad Wisłą. Gdy idą z wielkanocnym koszyczkiem, myślami niejednokrotnie wybiegają do dawnej ojczyzny, do Polski, i może przywodzą na myśl wspomnienia czasu, gdy rodzice szykowali tzw. „święconkę”.

Przybyszowi z Polski zabraknie zapewne nastroju Wielkiej Soboty, jaki pamięta z ojczyzny, nastroju, jaki wytwarzały polskie zwyczaje wielkanocne. Nie znajdziesz tu bogatych i wymownych w treść grobów Pańskich, z wyjątkiem kościołów polonijnych. W amerykańskich kościołach nie ma wystawienia Najświętszego Sakramentu w ołtarzu grobu Pańskiego. A to jest tak ważne, bo ileż rodziło się przeżyć, gdy w cichości świątyni wpatrzeni byliśmy w Najświętszy Sakrament, wkomponowany w bogatą wymowę ołtarza Grobu Pańskiego.

Tygodnik Niedziela