018. Wieczerza w Emaus

Przewodnik muzeum, oprowadzając turystów zatrzymał się przed „Wieczerzą w Eamaus” Rembrandta i rozpoczął opowieść o tym ewangelicznym zdarzeniu. Wśród zwiedzających było małżeństwo Browne, których syn kilka dni temu zginął w tragicznym wypadku samochodowym. Byli oni wewnętrznie zdruzgotani tym wydarzeniem, przyszli do muzeum w nadziei, że znajdą tutaj, choć trochę ukojenia. Na początku bez większego zainteresowania słuchali opowieści przewodnika. Ale powoli, z coraz większą uwagą zaczęli wsłuchiwać się w jego słowa, a pod koniec byli urzeczeni. Po zakończeniu zwiedzania podchodzą do przewodnika i mówią: „Wiele razy słyszeliśmy tę historię, ale nigdy nas tak nie poruszyła. Opowiedział ją pan z takim uczuciem i przekonaniem”. „Był czas, że robiłem to inaczej; mówiłem bez serca, mechanicznie”, odpowiedział przewodnik. „Trzy lata temu- kontynuował – moja żona zachorowała na raka, jej agonia trwała długie miesiące. Patrzyłem jak umiera z dnia na dzień. Nie mogłem zrozumieć potwornego cierpienia i nieuchronnie zbliżającej się śmierci. Była wspaniałym człowiekiem. Nie zasłużyła na to. Byłem załamany. Wydawało mi się, że ze cały świat zdąża ku końcowi. Opanowała mnie apatia. Zostałem jednak przez przyjaciół przekonany, aby powrócić do pracy w muzeum. Zacząłem tak samo jak przedtem, może jeszcze bardziej mechanicznie opowiadać historię apostołów zdążających do Emaus.

Aż pewnego razu, nagle coś przełamało się w mnie. Uświadomiłem sobie, że ta historia nie jest tylko historią dwóch uczniów Jezusa, ona jest także moją historią. Tak jak ci dwaj uczniowie byłem załamany i smutny, samotny na swej drodze życia. Byłem wierzącym, ale Chrystus był jakimś bladym cieniem żyjącym tylko na kartach Ewangelii. Teraz uzmysłowiłem sobie, że to dla mnie zamieszkał On wśród ludzi. Czułem Jego obecność przy sobie, jak obecność przyjaciela, który zna i rozumie najgłębsze ludzkie cierpienie. Gdy opowiadam tę historię to czuję jak moje serce nabrzmiewa radością, rodzi się we mnie pełnia życia, które wiecznością obejmuje tych, którzy odeszli z tej ziemi”.

Państwo Browne słuchając tej opowieści nie mogli powstrzymać łez. „To dziwne- powiedzieli – ale jak pan opowiadał czuliśmy, że w naszych sercach rodzi się nadzieja, przychodzi pociecha, powraca radość życia. Pan tak cudownie mówi o tych sprawach”.