|

W blasku zmartwychwstania

Listopad w tradycji polskiej poświecony jest pamięci zmarłych. W kościołach odprawiane są specjalne nabożeństwa wypominkowe, na których czyta się nazwiska zmarłych polecanych Bogu w modlitwie. W niektórych polskich parafiach wypominki są czytane przez cały listopad, aż do Adwentu. Modlitwa wypominkowa przypomina nam, że nasze życie nie kończy się, ale tylko zmienia. Nasi zmarli żyją. Możemy się wzajemnie wspierać duchowo. Modlitwę w intencji zmarłych łączymy często z Mszą św., która jest uobecnieniem śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. W Chrystusie jest nasze zmartwychwstanie. Powiedział On: „Jam jest zmartwychwstanie i życie, kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie, a każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki”. A zatem nasze zaduszkowe zamyślenie niesie nadzieję, która przemienia się w ogromną radość, proporcjonalną do wielkości naszego zawierzenia Chrystusowi. I przez pryzmat tej wiary spoglądamy na śmierć. Ta wiara jest dominującym elementem w bardzo bogatej obrzędowości ludowej, która towarzyszy śmierci i pogrzebowi. Bogata obrzędowość zawiera wiele elementów pogańskich i magicznych, które jednak schodzą w cień wobec światła, jakie emanuje od Chrystusa zmartwychwstałego. Stąd też tytuł tego artykułu: „W blasku zmartwychwstania”.

Śmierć najczęściej nie była zaskoczeniem dla ludzi żyjących na wsi, blisko natury. Nieraz człowiek w podeszłym wieku, całkiem zdrowy przeczuwał zbliżającą się śmierć. W jednej ze swoich książek przytoczyłem historię starszego mężczyzny, który wezwał kapłana z ostatnią posługą. Po przybyciu na miejsce kapłan zauważył, że ów mężczyzna naprawia dach. Po chwili przerwał pracę, umył się, ubrał i przystąpił do spowiedzi i Komunii św.. Po powrocie do domu wspomniany kapłan otrzymał wiadomość, że mężczyzna zmarł. Oczywistymi znakami zbliżającej się śmierci było osłabienie, postępująca choroba. Wzywano wtedy kapłana z ostatnią posługą, którą umierający przyjmował w otoczeniu rodziny, sąsiadów i przyjaciół. Umierającemu podawano do ręki płonącą gromnicę, która była znakiem obecności Chrystusa, który jest dla wierzących światłem w tej godzinie ciemności i cierpienia. Według ludowych wierzeń śmierć zapowiadały także różne zdarzenia. Zapowiedzą śmierci był sen, w którym do domu skrada się złodziej, wypadają zęby, dotyka nas zmarły, widzimy rozkopaną ziemię, zapadamy się w mokradłach lub dole, widzimy mięso. Śmierć zapowiadało również tajemnicze pukanie do okien i drzwi, spadanie obrazów, pękanie luster, samoczynne otwieranie się okien i drzwi, zgaśniecie bez widocznego powodu świecy lub lampy. Wierzono, że to są znaki obecności duchów wzywających kogoś do siebie. Śmierć zapowiadało pohukiwanie puszczyka, krakanie kruków, wycie psa, grzebanie konia kopytem w ziemi. Niektóre z tych znaków mają racjonalne wytłumaczenie w instynkcie zwierząt, które mogą przeczuwać śmierć inne zaś ocierają się o magię i zabobon.

Wierzono, że ciężka śmierć, przedłużająca się agonia jest karą za grzechy lub jest wynikiem czyjegoś przekleństwa. Aby skrócić agonię umierającego kropiono wodą świeconą, okadzano ziołami, otwierano drzwi i okna, aby ułatwić wyjście duszy, uciszano także lamentujących. Mówiono, że rozpacz rodziny nie pozwala umierającemu spokojnie odejść do wieczności. Wyciągano umierającemu poduszkę spod głowy, kładziono na rozścielonej słomie na ziemi. Nieraz, gdy umierający był przytomny włączał się do modlitw i pobożnych śpiewów pożegnalnych.  Oto fragment pieśni pożegnalnej śpiewanej w Tarnogrodzie na Roztoczu:

„Już idę do grobu smutnego, ciemnego,

Tam będę spoczywał aż do dnia sądnego.

W tę drogę odchodzę, nie biorę nic ze sobą,

Posłanie pokryte śmiertelną żałobą,

Tylko cztery deski, siedem łokci szata,

To cała zasługa z mizernego świata”.

Potem były słowa zawierzenia Bogu i pożegnania z dziećmi, żoną, sąsiadami. Pieśń kończyła się słowami: „Otrzyjcie łzy z oczu, utulcie żałości. Życzcie mi pokoju w niebieskiej światłości”.

Po śmierci oprócz modlitewnego czuwania nie zapominano o pewnych zabiegach magicznych, które miały ułatwić duszom przejście na drugi świat oraz uchronić żyjących przed negatywnym wpływem świata duchów. Zatrzymywano zegary, zasłaniano lustra, aby ktoś w nich nie ujrzał zmarłego, zamykano zmarłemu oczy i usta, aby nie „wypatrzył” lub nie „wywołał” kogoś na tamten świat. Aby nie zakłócać spokoju zmarłemu powstrzymywano się od prac w domu i obejściu. Wierzono, że śmierć źle wpływa na płodność, stąd też do trumny nie powinna zbliżać się kobieta w ciąży. Palono wióra z trumny i słomę, na której leżały zwłoki, a nawet niektóre rzeczy, które miały styczność ze zmarłym. Ciało zmarłego do pogrzebu przygotowywał ktoś z rodziny albo specjalnie wynajęta osoba. Wodę po myciu zwłok wylewano w miejscu ustronnym. Do połowy XIX wieku zmarłego, niezależnie od płci, ubierano w białą śmiertelną koszulę, zważając, aby nie było w niej supełków, w które mogłaby się zaplątać dusza zmarłego. Z czasem zaczęto chować zmarłych w odświętnym ubraniu, które często zmarły przygotowywał sobie za życia. Zmarłych chowano najczęściej w drewnianej trumnie, zważając, aby nie było sęków w wieku. Do trumny wkładano święty obrazek lub różaniec a czasami przedmioty codziennego użytku.

Zmarły pozostawał przez trzy dni w domu. Czuwanie modlitewne przy zmarłym trwało dzień i noc. Starano się, aby cały czas płonęły świece w wśród nich gromnica, którą trzymał w ręku umierający. Czuwanie to nazywano pustymi nocami. Prawie w każdej wiosce były osoby, które prowadziły modlitwy i śpiewy przy zmarłym. Oni to na zaproszenie rodziny przychodzili do domu zmarłego. Odmawiano różaniec i inne modlitwy, śpiewno pieśni kościelne i ludowe specjalnie ułożone na tę okazję. Szczególnie te ostatnie wyciskały łzy z oczu żałobników.  Oto fragment takiej pieśni „Z mojego śpiewnika” Janiny Lembryk: „Skończyła się moja droga,/ wybieram się do Boga,/Robię dziś pożegnanie/ I ostatnie rozstanie/ Z tym światem. /Daremne troski, zabiegi,/ .Marzenia człeka, wybiegi,/ Oto trup ze mnie zgniły, na marach przybyły/ Do grobu./ Smutny i ciemny grobie,/ Długo muszę spać w tobie,/ Aż mnie kiedyś powoła/ Głos trąby archanioła/ Do sądu./ Patrz na grób, człowieku/ Nie ufaj temu wieku,/ Niechże cię przejmie trwoga,/ Zaklinam cię na Boga/ Tu z grobu. Pieśń ta liczy 15 zwrotek.

Trzy dni po śmierci wyprowadzano zmarłego z domu, rozpoczynając od obrzędu pożegnania, które prowadził jeden z mężczyzn. Wygłaszał on mowę pożegnalną w imieniu zmarłego, prosił o wybaczenie win, żegnał rodzinę, dobytek i sąsiadów. Pożegnaniu towarzyszyły najczęściej lamenty żałobne. Zmarłego wynoszono w trumnie nogami do przodu, co miało uniemożliwić mu powrót do domu. Dom żegnano uderzając trumną trzy razy o próg. Aby dusza nie pozostała w domu lub zagrodzie, otwierano okna oraz drzwi i wrota zabudowań. Po wyprowadzeniu zwłok dokładnie zamiatano izbę. Zamykano dom, kładąc na progu siekierę, aby śmierć szybko do niego nie powróciła. Ten sam cel starano się osiągnąć przez przewracanie stołków i ław, na których stała trumna. Gdy śmierć wróci, to nie będzie miała, na czym spocząć i to ją zmusi do opuszczenia domu. Nieraz trumnę obnoszono po całym obejściu, aby zmarły gospodarz pożegnał się ze swym dobytkiem.

Kondukt żałobny zatrzymywał się przy krzyżu, kapliczce lub figurze, gdzie jeden ze gospodarzy, w imieniu całej wsi żegnał zmarłego. Najczęściej to pożegnanie miało formę rymowanego wiersza, który wychwalał dbałość zmarłego o rodzinę, gospodarność, uczciwość, pobożność, zgodliwość z sąsiadami. Wszystkich biorących udział w pogrzebie prosił o zapomnienie uraz do zmarłego. W kościele miało miejsce nabożeństwo żałobne według rytuału pogrzebowego. Po czym, przy biciu dzwonów zanoszono trumnę na cmentarz i tam po odprawieniu modlitw każdy rzucał na trumnę garść ziemi, mówiąc: „Spoczywaj w pokoju wiecznym”. Wracając z cmentarza, nie wolno było się oglądać, aby nie zatrzymywać duszy zmarłego na tym świecie. Po pogrzebie urządzano przyjęcie zwane stypą. Przy zastawionym stole śpiewano pieśni pobożne i pieśni żegnające zmarłego. Dla duszy zmarłego było jedno nakrycie przy stole, wierzono, bowiem, że dusza po śmierci przebywa na ziemi 40 dni, jak Pan Jezus do chwili swojego Wniebowstąpienia. Panowało przekonanie, że w tych dniach dusza odwiedzała swoje dawne miejsca, dlatego starano się nic w nich nie zmieniać.