|

Uroczystość Chrystusa Króla Rok C

WSZYSTKO CI OFIAROWAŁEM. 

Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: „Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym”. Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: „Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie”. Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: „To jest król żydowski”. Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas”. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: „Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież sprawiedliwie, odbieramy, bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił”. I dodał: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Jezus mu odpowiedział: „Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,35-43).

Egipt jest miejscem ciekawych odkryć archeologicznych. Przed laty, w czasie prac wykopaliskowych odkryto bibliotekę sprzed kilku tysięcy lat pełną glinianych tabliczek pokrytych starożytnym pismem. Na jednej z nich autor wyraża wielkie zaniepokojenie stanem moralnym ówczesnej młodzieży. Pisze, że jeśli młodzież nie zmieni swego postępowania to w krótkim czasie doprowadzi to ówczesną cywilizację do upadku.

Podobne opinie na temat młodzieży można usłyszeć dzisiaj z ust wielu dorosłych. Obawy koncentrują się na młodzieży być może, dlatego, że elementy prowadzące do upadku moralnego i destrukcji społeczeństw znajdują najbardziej podatny grunt w tej grupie społecznej. Jednak upadek moralny, który z reguły prowadzi do upadku całych cywilizacji nie zależy tylko od młodzieży, ale od całych społeczeństw. Dzisiejsza młodzież to jutrzejsza społeczność dorosłych. Upadek cywilizacji nie jest kwestią jednego pokolenia. Siła destrukcyjna społeczeństwa rozkłada się na kolejne pokolenia. Wychowawcy tak samo są odpowiedzialni jak ich uczniowie, rodzice tak samo, jaki ich dzieci.

Wydaje się, że destrukcja społeczeństw balansuje między dwoma wartościami; dawania i brania. W świetle tego możemy podzielić ludzi na dwie kategorie; tych, którzy więcej dają z siebie niż biorą, oraz tych, którzy więcej biorą niż dają, używając terminologii botanicznej, tych ostatnich można nazwać pasożytami. Społeczeństwo może poprawnie funkcjonować, gdy jest w nim więcej ludzi zdolnych do poświęcenia niż pasożytów. Bywa tak, że klasa pasożytów jest przy władzy lub przy pieniądzach. Wykorzystuje wtedy swoją pozycję wymuszając na innych poświęcenie i ofiarę, aby samemu więcej zagarnąć. Oczywiście społeczeństwo funkcjonuje poprawnie, ale do czasu. Z historii wiemy, że owocem takich stosunków są bunty i rewolucje, które na jakiś czas likwidują klasę pasożytów. Nie można jednak zamknąć pasożytnictwa i ofiarności w wymiarze klas, najczęściej zawierają się one w wymiarze indywidualnej jednostki.

Jednak na takich zasadach wymuszania często funkcjonują królestwa ziemskie. Adolf Remane w książce „Swoiste drogi kręgowców” poczynił ciekawe spostrzeżenia z życia społecznego. Oto jedno z nich: „Obserwując zachowanie się poszczególnych kur w kurniku przekonamy się, że niższe rangą kury są dziobane i ustępują miejsce wyższym rangą. W idealnym wypadku występuje jednoszeregowa lista rang, na początku, której stoi nadkura dziobiąca wszystkie inne, z kolei te, które są w środku listy, dziobią niższe rangą, respektują zaś wyżej postawione. Na końcu stoi kura kopciuszek, która musi ustępować wszystkim.” Przekłada się to na nasz codzienny język w powiedzeniu, że bogatemu wszystko wolno, że nawet prawo wykorzysta, aby go nagiąć na swoją korzyść. Takie stosunki są oznaką degeneracji społeczeństwa. Gdy jednak rozejrzymy się wokoło przekonamy się, że nasz świat to taki wielki kurnik. Czy zatem możliwe jest zbudowanie innego społeczeństwa? Jeśli tak to, na jakich zasadach?

W pobliżu brzegów Irlandii nurkowie odkryli na dnie morza czterysta lat temu zatopiony statek. Wśród wielu cennych rzeczy znaleziono tam obrączkę ślubną, na której była wygrawerowana wyciągnięta ręka trzymająca serce. A pod spodem napis: „Nie mam ci nic więcej do ofiarowania”. Wspominam o tym, ponieważ ta obrączka kojarzy się mi z fragmentem Ewangelii zacytowanym na wstępie, jak i też zawiera odpowiedź na pytanie, które zadałem kilka zdań wyżej. Chrystus na krzyżu zdaje się mówić: „wszystko ci ofiarowałem”. Na krzyżu zawisła nieskończona miłość. Czyż może być większa miłość od tej, gdy ktoś oddaje swe życie za drugiego. Bóg-człowiek dał nam siebie samego. Uczynił dar z siebie. Rzymianie zawiesili na krzyżu Chrystusa drwiący napis, aż w trzech językach: „To jest Król żydowski”. To, co miało być kpiną stało się najważniejszą prawdą w dziejach ludzkości. Chrystus jest Królem nie tylko żydowskim, ale każdego z nas. Królem, który oddaje wszystko nie biorąc nic w zamian. Jest On uosobieniem ofiarnej miłości. Królestwo, które w Nim bierze początek opiera się fundamencie takiej miłości. W społeczeństwie, gdzie jego członkowie więcej dają niż biorą tworzy się ogromny potencjał miłości, który przemienia rzeczywistość ziemską i otwiera dla niej niebo. Królestwo Chrystusowe realizuje się w sercu człowieka, gdy ten z „pasożyta” staje się człowiekiem otwartym na miłość ofiarną. W tym Królestwie dar materialny nie jest najważniejszy. Ustępuje on wartościom duchowym. Stąd też ci, co w materialnej kalkulacji nic nie mają do ofiarowania, bo np. są przykuci do łóżka i potrzebują opieki przez 24 godziny na dobę mają także wiele do ofiarowania. Powraca do tego często papież Jan Paweł II. Oto jego słowa skierowane do chorych w szpitalu Jana Bożego w Rzymie: „Powtarzam znowu z mocą; Waszym bólem możecie umocnić chwiejnych, wzywać do poprawy upadających, napełniać spokojem i ufnością tych, którzy wątpią i są przerażeni. Wasze cierpienia, jeśli całkowicie przyjęte i połączone z cierpieniem Ukrzyżowanego, mogą stać się wyjątkową mocą w walce o zwycięstwo dobra nad mocami zła, które na różne sposoby zagrażają współczesnemu człowiekowi. Umiejcie przyjąć i przeżywać w tym świetle każde wasze cierpienie; nie wzbraniajcie się nigdy złożyć w darze Panu i Kościołowi waszych ofiar i waszego ukrytego bólu, a staniecie się pierwszymi, których wynagrodzi i obdaruje”.

Uroczystość Chrystusa Króla wypada w ostatnią niedzielę roku liturgicznego. Chrystus jest naszym Królem. A Jego Królestwo, jak mówi prefacja na Uroczystość Chrystusa Króla, jest to: „królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (z książki Ku wolności).

KRÓLESTWO PRAWDY I ŻYCIA

Wszystkie pokolenia izraelskie zeszły się u Dawida w Hebronie i oświadczyły mu: „Oto my, kości twoje i ciało. Już dawno, gdy Saul był królem nad nami, ty wyprawiałeś się i powracałeś na czele Izraela. I Pan rzekł do ciebie: »Ty będziesz pasł mój lud, Izraela, i ty będziesz wodzem dla Izraela«”. Cała starszyzna Izraela przybyła do króla do Hebronu. I zawarł król Dawid przymierze z nimi wobec Pana w Hebronie. Namaścili więc Dawida na króla nad Izraelem (2 Sm 5,1-3).

Ewangelia czytana w Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata uświadamia nam, że pojęcie Królestwa, którego Chrystus jest Panem niewiele ma wspólnego z królestwami ziemskimi. W prefacji mszalnej z tego dnia czytamy: „Przekazał nieskończonemu majestatowi Twojemu wieczne i powszechne Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”. Chrystus buduje w sposób widziany to Królestwo do ostatniej chwili swego życia ziemskiego, nawet na krzyżu. Jeden z łotrów stanął w prawdzie wobec Boga, a miłość i łaska Chrystusa sprawiły, że w jego sercu zagościło Królestwo prawdy, miłości, pokoju i życia, życia, które nie zna końca. Do niego Chrystus powiedział: „Dziś będziesz ze mną w raju”. Jesteśmy pewni, że te słowa miały moc spełnienia, bo zmartwychwstały i uwielbiony Chrystus posiada absolutną władzę we wszechświecie i historii. Jest Panem życia i śmierci. W pełni uczestniczy w mocy i we władzy samego Boga, otrzymuje miejsce równe Bogu. „Bóg wyniósł go na swoją prawicę” (Dz 2,33), „posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem. I wszystko poddał pod Jego stopy” (Ef 1, 20-22). Wniebowstąpienie zakończyło widzialną obecność Chrystusa na ziemi. Nie znaczy to jednak, że Chrystus przestał uczestniczyć w życiu świata. Jest On nadal obecny w życiu swego Kościoła, w którym realizuje się Jego Królestwo. Na ile żyjemy życiem Chrystusa na tyle jesteśmy budowniczymi Jego Królestwa.

Pierwszą ofiarą zamachu terrorystycznego w World Trade Center, której potwierdzono oficjalnie zgon był franciszkanin, ojciec Mychal Judge, kapelan nowojorskich strażaków. Metryka jego zgonu nosi numer jeden. Ojciec Mychal był znany nowojorczykom ze swej dobroci i gorliwej służby Bogu, przejawiającej się w służbie bliźniemu. Oprócz zwykłej parafialnej pracy duszpasterskiej troszczył się o bezdomnych. Nie raz można było go spotkać przy wydawaniu gorącej zupy. Otaczał opieką chorych na AIDS. Wiele czasu poświęcał strażakom jako ich kapelan był zawsze gotowy na każde wezwanie. Pomagał chińskim nielegalnym emigrantom, znajdującym się na statku, który w roku 1993 uległ wypadkowi u wybrzeży Rackaway, modlił się i pocieszał rodziny, których najbliżsi zginęli w eksplozji samolotu TWA numer lotu 800. Można by wyliczyć wiele takich sytuacji. Ojciec Mychal był tam, gdzie potrzebna była jego pomoc.

Rankiem, 11 września jeden ze współbraci wszedł do pokoju ojca Mychal i powiadomił go o wybuchu w „bliźniakach”. Ojciec natychmiast zdjął habit, przywdział strażacki mundur i udał się na miejsce tragedii. W potwornych warunkach modlił się i pocieszał rannych oraz umierających. W czasie pełnienia kapłańskiej posługi, ojciec Mychal zdjął hełm strażacki, aby lepiej usłyszeć jednego z umierających strażaków. I wtedy został ugodzony w głowę spadającą częścią rozsypującego się wieżowca. Poniósł śmierć na miejscu. Strażacy z wielkim szacunkiem i miłością wynieśli jego ciało z gruzów i przynieśli do pobliskiego kościoła, gdzie owinięto je w białe płótno i położono przed ołtarzem. Była przy nim stuła kapłańska i oznaka strażacka.

W czasie pogrzebu, ojciec Michael Duffy powiedział: „Popatrzcie, jak ojciec Mychal zginął. Był zawsze tam, gdzie najbardziej potrzebowano jego pomocy. Tam też zawsze chciał być. Modlił się z umierającymi: ‘Jezu przyjdź, Jezu wybacz, Jezu zbaw’. Rozmawiał z Bogiem i pomagał tym, którzy byli w potrzebie. Czy możemy wyobrazić sobie piękniejsze okoliczności śmierci? Gdy myślę o tak okropnej śmierci, która była udziałem tak wielu, zadaję sobie pytanie: Dlaczego ojciec Mychal był pierwszy? Sądzę, że znam odpowiedź. Ojciec Mychal nie mógł usłużyć wszystkim umierającym. W tym życiu było to niemożliwe ze względów fizycznych, ale nie w następnym. Myślę, że gdyby mu dano wybór, wybrałby taki przebieg zdarzeń, jaki miał miejsce. Pierwszy przeszedł na drugą stronę życia i tam czynił to, co chciał czynić z całego serca. Tych, którzy po nim odchodzili do Boga, witał szczerym i serdecznym uśmiechem, brał pod rękę, tulił do piersi i mówił: Witajcie kochani. Teraz chcę was zaprowadzić do mojego Ojca”.

Z pewnością tak było przynajmniej dla tych, którzy jak ojciec Mychal starali się budować Królestwo Boże na ziemi, a Chrystusa uznali za swego Króla, choćby w ostatniej chwili, jak ten dobry łotr na krzyżu. Mają oni udział w Królestwie, którego wypełnienie przyniesie paruzja Chrystusa, czyli Jego przyjście w czasach ostatecznych. Ale nim to nastąpi Kościół musi zmagać się z mocami zła. Paruzja Chrystusa przyniesie ostateczne zwycięstwo- powstanie „nowych niebios i nowej ziemi”. Czas paruzji jest wielką niewiadomą. Już w czasach Chrystusa spodziewano się bliskiego urzeczywistnienia się zapowiedzi o ponownym przyjściu Chrystusa, chociaż On sam nie sprecyzował, kiedy to przyjdzie. „O dniu owym nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13, 32); „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwilę, które Ojciec ustalił swoją władzą” (Dz 1,7). Przed powtórnym przyjściem Chrystusa Kościół przejdzie próbę. „Wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu” (Mt 24,12). Wielu wtedy chrześcijan ulegnie wówczas pokusom Antychrysta. „Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak jak słyszeliście Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów, stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina” (1J 2,18). Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że najgroźniejszym oszustem Antychrysta jest samouwielbienie człowieka, postawienie człowieka w miejsce należne Bogu.

W świecie opanowanym przez zło, Chrystus Król niesie nadzieję, że ostatecznie zapanuje Jego Królestwo, zaś nasze miejsce w nim wyznaczy poświęcenie, z jakim budowaliśmy Królestwo Boże w rzeczywistości doczesnej (książki Nie ma innej Ziemi Obiecanej).

ŚWIĘTY LUDWIK IX  

Bracia: Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów. On jest obrazem Boga niewidzialnego, Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. I On jest Głową Ciała, to jest Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim. Zechciał bowiem Bóg, by w Nim zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego i dla Niego znów pojednać wszystko ze sobą: i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża (Kol 1,12-20).

Przez umieszczenie na krzyżu napisu: „To jest Król żydowski”, oprawcy chcieli wyszydzić i upokorzyć Chrystusa. Jednak to, co miało być kpiną stało się zbawiającą prawdą. Chrystus przez swoje zmartwychwstanie ukazał, że nie tylko jest Królem żydowskim, ale Królem i Panem Wszechświata. I chociaż Jego Królestwo nie jest z tego świata i kieruje się innymi prawami, to jednak budowanie go rozpoczyna się tu na ziemi.

Święty Ludwik IX jest wzorem budowania Królestwa Bożego w rzeczywistości królestwa ziemskiego. Swoim życiem i słowem przypominał, że z tych dwóch królestw, Boże jest najważniejsze. Ludwik IX został ochrzczony w kaplicy pałacowej w Poissy a koronowany na króla Francji w przepięknej katedrze w Reims. Król bardziej jednak cenił maleńką kaplicę pałacową niż katedrę w Reims. Na pytanie- dlaczego? odpowiadał: „Czemu nie miałbym przekładać Poissy, gdzie mi udzielono wiecznotrwałą godność chrześcijanina, nad Reims, gdzie zlano na mnie przemijający i znikomy urząd królewski? Na znak, że najważniejszym Królem w jego królestwie jest Chrystus nakazał bić monety z napisem „Chrystus Wodzem, Chrystus Królem, Chrystus Władcą”.

Święty Ludwik IX urodził się 25 kwietnia 1214 roku w Poissy. Jego ojcem był król Francji Ludwik VIII, zaś matką Blanka, córka Alfonsa Kastylijskiego, zwanego Zdobywcą. Duży wpływ na życie religijne Ludwika wywarła matka. Dzięki niej od najmłodszych lat wzrastał w atmosferze pobożności oraz miłości i szacunku do wszystkiego, co święte. Głęboko wryły się w jego pamięć słowa matki: „Kochany synu miłuję cię szczerze i gorąco, ale wolałabym cię widzieć na marach niż obciążonego grzechem śmiertelnym”. Kiedy Ludwik IX miał dwanaście lat zmarł jego ojciec. Aby zapobiec zamieszkom i rokoszom koronowano go na króla. Do osiągnięcia dojrzałego wieku, rządy regencyjne w jego imieniu sprawowała matka, która przygotowywała syna do sprawowania władzy.

Ludwik prowadził bardzo surowe życie: pościł dwa razy w tygodniu, nosił włosiennicę, przed wschodem słońca odmawiał brewiarz, uczestniczył nawet w kilku Mszach świętych. Ta pobożność owocowała miłością bliźniego. Za wzorem św. Franciszka z Asyżu, którego habit nosił pod szatami królewskimi, pomagał ubogim i chorym . W swoim pałacu dawał posiłek ponad stu biedakom, którym sam usługiwał. Trzech biednych starców gościł w swojej jadalni. Odwiedzał szpitale. W Compiegre zbudował dla chorych lazaret, a pierwszego pacjenta sam przeniósł do tego szpitala. Osobiście rozdawał jałmużnę ubogim i opatrywał chorych. Pewnego dnia ministrowie zwrócili mu uwagę, że traci wiele czasu poświęcając go praktykom religijnym oraz chorym i biednym, a zbytnia pokora ubliża powadze króla. Wtedy Ludwik odpowiedział: „Czyżbym jej mniej ubliżył, gdybym całe dnie i noce przesiedział przy grze i na hulance?”

W roku 1234 Ludwik objął rządy oraz poślubił hrabinę Małgorzatę Prowancką, z którą miał pięciu synów i pięć córek. Jego rodzina mogła być wzorem dla wszystkich poddanych. Swe panowanie rozpoczął od wprowadzenia reform. Ujednolicił system monetarny w królestwie, zreorganizował i skutecznie nadzorował finanse, usprawnił też administrację państwa. Starając się rządzić sprawiedliwie, wprowadził kontrolę działalności urzędników królewskich, którą powierzył zakonnikom. W przypadku niesprawiedliwych decyzji, skrzywdzeni otrzymywali odszkodowanie, a nieuczciwi urzędnicy byli zwalniani. Ustanowił sądy królewskie, tak zwane parlamenty, do których można się było odwoływać od wyroków sądów feudalnych. Wprowadził zakaz pojedynków, noszenia broni i prowadzenia wojen prywatnych we Francji. Zakładał klasztory, zakłady wychowawcze. Dbając o naukę złożył słynną paryską Sorbonę. Dał się przy tym poznać jako sprawiedliwy władca, stąd też był często proszony jako rozjemca i mediator w sporach rodów szlacheckich we Francji, jak i też w sporach międzynarodowych. Doprowadził do zażegnania wzajemnych pretensji terytorialnych Francji z hiszpańską Aragonią. Występował również jako mediator w sporze pomiędzy papieżem Innocentym III a królem Rzeszy Niemieckiej Fryderykiem II.

Kierowany szczerą pobożnością brał udział w wyprawach krzyżowych, celem których było wyzwolenie Ziemi Świętej spod panowania mahometan. Papież Innocenty IV w roku 1245 zwołał do Lyonu sobór powszechny, gdzie wezwał świat chrześcijański do obrony miejsc świętych w Palestynie. Na czele krucjaty stanął św. Ludwik IX. Przed wyruszeniem na wyprawę król poważnie zachorował. Złożył wtedy ślub, że wyruszy na wyprawę przeciwko poganom, gdy tylko odzyska zdrowie. I gdy tak się stało, wyruszył na krucjatę. Początkowo wyprawa miała pomyślny przebieg. Król zdobył w 1249 r. ważny port Damiettę. Dalsze pochód wojsk pokrzyżował wylew Nilu, którego nie przewidywały wcześniej opracowane wojenne plany. Wojska krzyżowców znalazły się w pułapce. W bitwie pod Mansurah sam król dostał się do niewoli. Został zwolniony za dużym okupem. Św. Ludwik udał się do Palestyny, by nieść pomoc resztkom załóg chrześcijańskich. Starał się pertraktacjami i układami złagodzić los chrześcijan w Ziemi Świętej.

Śmierć matki, której zostawił tymczasowe rządy, zmusiła św. Ludwika do powrotu. Tu na miejscu zajął się sprawami swoich poddanych. Wiele podróżował słuchał skarg, sprawował sądy. Król rozsądzał spory nie tylko sprawiedliwie, ale także z wielką pokorą. Pewnego razu kobieta, która przegrała proces w złości zaczęła wymyślać królowi, mówiąc mu, że nie jest godny korony, że powinien być wygnany z kraju. Król łagodnie jej odpowiedział: „Słusznie mówisz, niewiasto; niegodzien jestem korony i trzeba mnie wygnać nie tylko z Francji, ale i z całego świata”. Po czym wręczył jej królewską jałmużnę. Pobożny monarcha nie myślał jednak rezygnować ze złożonego ślubu obrony Ziemi Świętej. Dla pozyskania zwolenników objeżdżał kraj z koroną cierniową Chrystusa i wzywał do nowej wyprawy. Doszło do niej w roku 1267. Była to siódma z kolei wyprawa krzyżowa. Niestety, dał się namówić swojemu bratu, Karolowi Anjou, władcy Sycylii, aby przybył do niego na wyspę, gdzie mieli połączyć się i razem wyruszyć do Tunisu.  Gdy przybył na umówione miejsce, Karol ze swoim wojskiem się nie zjawił. Król zdobył wprawdzie Kartaginę i ruszył dalej, ale u bram Tunisu zachorował na tyfus i zmarł 25 sierpnia 1270 roku w 56 roku życia.

Papież Bonifacy VIII w roku 1297 zaliczył Ludwika IX, króla Francji, do grona świętych. Jego serce spoczywa do dziś w urnie w ołtarzu katedry Monreale na Sycylii. Jego szczątki znajdują się w kościele św. Dionizego w jednej z dzielnic Paryża. Św. Ludwik IX nie tylko swoim życiem, ale także słowami testamentu przypomina swojemu synowi o budowaniu Królestwa Bożego w rzeczywistości ziemskiej.  „Synu drogi, nade wszystko polecam ci miłować Pana Boga twego, z całego serca twego i ze wszystkich sił twoich. Bez tego nie ma zbawienia. Synu, powinieneś unikać wszystkiego, o czym wiesz, że nie jest miłe Bogu, a zatem wystrzegać się wszelkiego grzechu śmiertelnego, tak dalece, iżbyś wolał raczej ponieść cierpienie męczeństwa, niż jakikolwiek grzech popełnić. Względem swych poddanych bądź sprawiedliwy, nie zbaczając ani na prawo, ani na lewo. W razie sporu pomiędzy biednym i bogatym, dopóki się nie przekonasz o prawdzie, bądź raczej po stronie ubogiego niż bogatego. Staraj się, aby wszyscy twoi poddani zachowywali sprawiedliwość i pokój, w szczególności zaś osoby duchowne i zakonne” (z książki Wypłynęli na głębię)

PRAWDZIWE KRÓLESTWO

Prefacja na Uroczystość Chrystusa Króla wymienia cechy królestwa, którego panem jest Chrystus: królestwo wieczne i powszechne, królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. Któż z nas nie chciałby żyć w takim królestwie? Jak słońca pragniemy prawdy, a żyjemy wśród ludzi fałszywych i dwulicowych. Pragniemy pełni życia, a spotykamy ludzi głoszących śmierć, ograniczających życie tylko do doczesności. Pragniemy pokoju, a przychodzą do nas ludzie niespokojni plotką, kłamstwem, zazdrością. Pragniemy świętego życia, a pojawiają się wysłannicy szatana w ludzkiej postaci, którzy słowem, obrazem i czynem usiłują splugawić świętość. Pragniemy łaski bożej, abyśmy mieli siłę budowania królestwa Chrystusowego, a w mediach usłyszymy, że nie ma żadnej łaski, nie ma takiego królestwa. Pragniemy bezinteresownej, pięknej miłości, a pojawiają się mąciciele, twierdząc, że taka miłość nie istnieje, to utopia, liczy się własny interes, a zdradę małżeńską nazywają miłością. Pragniemy, aby Królestwo Chrystusowe ogarnęło wszystkich, a pojawiają się ludzie, którzy mówią; nie bądź głupi, liczy się tylko twoje dobro, które możesz zdobywać kosztem innych.

Ludzie z zewnątrz mogą utrudniać budowanie królestwa Chrystusowego. Jednak bardziej niebezpieczne jest zagrożenie wewnętrzne, bo tu toczy się zasadnicza walka o Królestwo Boże w naszym życiu. Św. Paweł w liście do Rzymian pisze: „Pragnę postępować dobrze, ale nie potrafię tego wykonać! Nie czynię dobra, którego pragnę, ale popełniam zło, którego nie chcę! Jeśli robię więc to, czego nie chcę, znaczy to, że nie ja to czynię, ale mieszkający we mnie grzech. Widzę więc taką prawidłowość: chcę dobra, a narzuca mi się zło. W głębi serca Boże Prawo sprawia mi radość. Natomiast w moim ciele dostrzegam inne prawo, które walczy z moim umysłem i zwycięża, czyniąc ze mnie niewolnika grzechu”. Gdy wygra w naszej duszy Królestwo Boże, wtedy za nic będziemy mieć zewnętrzne zakusy ludzi złych, nie będą oni w stanie zakłócić naszego wewnętrznego pokoju, dobra i piękna. W tym wewnętrznym zmaganiu możemy być pewni zwycięstwa, gdy uczynimy Chrystusa Panem naszego serca. Św. Paweł w Liście do Kolosan wyraża tę myśl w słowach: „Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów”.

Czytania na dzisiejszą uroczystość przybliżają nam tajemnicę Królestwa Bożego i Jego Króla. Bóg ją objawiał już na kartach Starego Testamentu. Po śmierci Saula, na króla Narodu Wybranego namaszczono Dawida. Autor 2 Księgi Samuela przytacza słowa wypowiadane przy takich okazjach: „Ty będziesz pasł mój lud, Izraela i ty będziesz wodzem dla Izraela”. W starożytności królów i władców nazywano pasterzami, a ich królowanie pasieniem. A zatem królowanie to coś więcej niż rządzenie. Pasterz nie tyle rządzi stadem, co troszczy się o jego dobro. Scenę namaszczenia Dawida na króla słyszymy w dzisiejszą uroczystość, bo w Dawidzie widzimy figurę przyszłego Króla, Jezusa Chrystusa. Ewangelia, przytaczając rodowód Jezusa wskazuje na Jego pochodzenie z rodu Dawida. A zatem Jezus jest spadkobiercą królestwa dawidowego. A późniejsze objawienia prorockie, a szczególnie objawienie proroka Natana ukazują inny charakter tego królestwa. Będzie to królestwo wieczne, a zatem nie może być ono zrealizowane w przemijającej rzeczywistości ziemskiej, politycznej. Zaczyna się na ziemi, rozwija się na niej, ale kieruje się innymi prawami a pełnię osiągnie w wieczności. Królestwo religijne jakie głosił Jezus będzie trwać wiecznie. Scena namaszczenia Dawida na króla dla autorów nowo testamentalnych i chrześcijan wiąże się ścisłe z Jezusem Chrystusem i Jego królowaniem.

Snując refleksję o królowaniu Jezusa odnalazłem pewne, dopełniające myśli w ekspozycji twórczości Marca Chagalla „Miłość, wojna i wygnanie” w żydowskim muzeum w Manhattanie (5 Aleja i 92 Ulica), dostępnej od  15 września do 2 lutego 2014 roku. Artysta urodził się w 1887 roku w małym miasteczku Witebsk, w biednej rodzinie ortodoksyjnych Żydów. Był niepraktykującym Żydem, chociaż nigdy nie wyparł się swojej religii. Bardzo często w swojej twórczości nawiązywał do tradycji judaistycznej i jej symboliki. Marc Chagall, nie będąc chrześcijaninem czynił wiele odniesień do Jezusa Chrystusa, wskazując na Niego jako drogę wybawienia dla cierpiących, prześladowanych, skazanych na zagładę, pogrążanych w beznadziejnej rozpaczy. W malarstwie Chagalla, szczególnie z czasów II Wojny Światowej motyw ukrzyżowanego Jezusa staje się metaforą okrucieństwa wojny, symbolem prześladowanych oraz znakiem wybawienia i ocalenia. Na jednym z obrazów widzimy scenę prześladowania Żydów i niszczenia ich świata. Centralną postacią tego obrazu jest Jezus, na którego wskazuje Mojżesz. Patrząc na tę scenę trudno się oprzeć myśli, że Mojżesz wskazuje na Jezusa, który bierze nasze cierpienia i staje się dla nas, wybawieniem, drogą do nieba. Może rzeczywiście artyście przy malowaniu tego obrazu towarzyszyła myśl, że Jezus jest nadzieją całego świata, że prawa Jego Królestwa są wybawieniem ludzkości z piekła jakie jeden człowiek może zgotować drugiemu.

Jednym z najlepszych i najciekawszych dzieł Chagalla jest obraz „Białe ukrzyżowanie”. Centralne miejsce na obrazie zajmuje ukrzyżowany Jezus, który jest opasany, nie czerwonym materiałem, jak to bywa na chrześcijańskich obrazach, ale pasiastą żydowską chustą modlitewną. Pionowa belka krzyża ukazana jest jako potężny świetlisty promień, sięgający nieba. Pod krzyżem widzimy siedmioramienny żydowski świecznik, menorę. Obok krzyża artysta namalował górę z Księgą Tory. Z Góry wydobywa się język ogania, który kieruje się na krzyż, jakby wskazując łagodnym płomieniem miejsce spełnienia tej świętej Księgi. O krzyż oparta jest drabina, która przywodzi na pamięć drabinę ze snu Jakuba, po której aniołowie schodzili i wychodzili do nieba. Możemy ją odczytać jako symbol Chrystusa, który wyzwala nas z wszelkiego zniewolenia i staje się dla nas drogą do nieba. Z pochylonej twarzy Ukrzyżowanego bije pokój i łagodność. Dopełnieniem tego jest biała smuga światła, która jakby nieziemskim blaskiem ogarnia cały obraz. Odnosimy wrażenie, że tu na krzyżu spełniają się proroctwa Starego Testamentu, w tym także proroctwa o Mesjańskim Królu i Jego Królestwie.

Ewangelia na dzisiejszą uroczystość przedstawia także scenę ukrzyżowania Jezusa: „Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: ‘Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym’. Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: ‘Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie’”. Szydzili z Jezusa Króla i Jego Królestwa. Tak byli zaślepieni, że nie rozpoznali prawdziwego Króla. A On nie zważając na ludzkie drwiny ogarnął cały świat blaskiem swego zmartwychwstania, by w jasności tego światła prowadzić nas ziemskimi drogami, nieraz bardzo trudnymi do swojego królestwa, królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).

KRÓLOWANIE Z KRZYŻA

Sam tytuł dzisiejszego rozważania, dla nie znających Chrystusa może brzmieć jak ironia. Jak można królować z szubienicy? W czasach Jezusa krzyż pełnił taką rolę. Postawienie króla na szubienicy zawsze znaczyło koniec jego królowania. Panowanie króla Francji, Ludwika XVI skończyło się, gdy komunardzi paryscy wciągnęli go na gilotynę. Koniec królowania Marii Stuart nastąpił, gdy weszła na szafot a na jej obnażoną szyje spadł miecz kata. Po jej tragicznej śmierci ówczesny kompozytor, William Byrd napisał melodię do ludowej pieśni, w której jak refren powtarzają się słowa: „Ta głowa, którą ścięto szlachetnej, sławnej pani znakiem, że władcy, tak jak błazny fortunie są poddani”.

Podobnie myśleli, ci którzy stali pod krzyżem Chrystusa i szydzili z Niego. Rzymianie dla upokorzenia Żydów, a przede wszystkim wyszydzenia Jezusa umieścili na krzyżu w języku greckim, łacińskim i hebrajskim napis: „To jest król żydowski”. Żołnierze podawali Jezusowi ocet i szydząc mówili: „Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie”. Również członkowie Wysokiej Rady drwili z Jezusa jako króla słowami: „Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym”. Używali słowa „Mesjasz”, co znaczy „namaszczony” albo „pomazany”, inaczej król. Tylko królów i arcykapłanów namaszczano oliwą przy przekazywaniu tej godności. Do tych szyderstw przyłączył się także jeden z ukrzyżowanych łotrów: „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas”.

Wyglądało wtedy na to, że szydzący mają rację. Majestat królewski Jezusa był zakryty przed ich oczyma. Dla ilustracji przytoczę wydarzenie z życia norweskiego poety, Bjornstjerne Bjornsona, który w jednym ze swoich wystąpień naraził się parlamentarzystom tak bardzo, że niektórzy z nich protestowali przed jego domem. W czasie tego zajścia wybito szyby w domu poety. Zarzucano mu nielojalność wobec swojej ojczyzny i brak odpowiedniego szacunku dla niej. W czasie tego burzliwego protestu śpiewano hymn narodowy, który w pięknych słowach mówi o miłości ojczyzny. Słysząc to, Bjornson uśmiechał się, ponieważ to on był autorem tego hymnu. Śpiewanie hymnu miało wyszydzić i zawstydzić poetę. A w rzeczywistości było odwrotnie. Podobnie szydercy pod krzyżem, nazywając Jezusa królem nie wiedzieli, że istnieje Królestwo, w którym Jezus jest Królem. A zatem, o jakie królestwo chodzi i jakim Jezus jest królem?

W odpowiedzi sięgnijmy do pierwszego czytania z dzisiejszej niedzieli, które mówi o wybraniu i namaszczeniu Dawida na króla Izraela. Nieprzypadkowo wspominamy Dawida, gdy mówimy o Jezusie jako królu. Jezus jest potomkiem Dawida, a więc i jego spadkobiercą. Prorok Natan w wizji prorockiej zapowiadał, że królestwo Dawida będzie trwało wiecznie. Nie mogło się to odnosić do królestwa politycznego, bo doświadczenie uczy, że takie królestwa wcześniej czy później upadają. Jest to tak pewne, jak to, że człowiek musi umrzeć. Królestwo polityczne Dawida upadło, a zapowiedź proroka Natana spełniła się w królestwie natury religijnej, któremu Jezus dał początek i zapewnił, że będzie ono trwać wiecznie. Prefacja mszalna na ten dzień mówi, że Bóg przekazał Jezusowi „wieczne i powszechne Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”. Królestwo tych wartości Chrystus zaczął budować tu, na ziemi, potwierdzając je niezwykłymi czynami i cudami. Na krzyżu wyglądało, że to królestwo poniosło totalną klęskę. Ale nie trzeba było długo czekać, aby się przekonać, o potędze tego Królestwa i jego Króla. Gdy Jezus umierał na krzyżu przerażające zjawiska na niebie i ziemi sprawiły, że setnik, który krzyżował Jezusa padł na kolana i wyznał, że Jezus jest Synem Bożym, panem Wszechświata. A później było zmartwychwstanie, przez które Jezus objawił, że jest wszechpotężnym Królem, który ma władzę także nad śmiercią.

Uroczystość Chrystusa Króla ogłosił papież Pius XI w roku 1925.

Świat miał wtedy za sobą okrutne doświadczenia I Wojny Światowej, rozpętanej przez żądze ludzkich królestw. Walczący w czasie I wojny światowej słuchali swoich królów. Rosjanie swego cara, Niemcy cesarza, podobnie Austriacy. Posłuszeństwo tym królom pogrążyło świat w morzu krwi i nieszczęścia. Papież wskazał, że tylko posłuszeństwo królowi Wszechświata, Jezusowi chroni człowieka przed zagładą i staje się źródłem życia i pokoju. Było jasne, że tylko jeden Król, który pokonał grzech i śmierć przez swoje zmartwychwstanie, jest w stanie przynieść człowiekowi pokój. Papież Pius XI, ogłaszając to święto powiedział: „Zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym, gdy przyjmiemy Chrystusa jako Króla, otrzymamy ostatecznie ogrom bożego błogosławieństwa, prawdziwą wolność, porządek, pokój i harmonię”.

Królestwa ziemskie są nieraz zaprzeczeniem Królestwa Bożego i wtedy dochodzi do konfliktów. Przyjęcie Chrystusa za swojego Króla może prowadzić na krzyż. W Chrystusie jednak ten krzyż staje się znakiem zwycięstwa i uczestnictwa w Jego Królestwie. Oto kilka przykładów. W roku 1535 kanclerz Anglii Tomasz More był prowadzony na ścięcie. W drodze na miejsce kaźni powiedział do króla i zgromadzonego tłumu: „Kiedy obejmowałem urząd kanclerza prosiłeś mnie królu, bym najpierw słuchał Boga, potem ciebie, a dziś ginę za to, że wpierw słuchałem Boga, a potem ciebie”. Tomasz oddał bogactwa, wysoką pozycję, a w końcu swoje życie, by zaświadczyć przeciw królowi Anglii Henrykowi, który łamał prawa innego Króla – Króla Wszechświata. W roku 1886 w Ugandzie młody katechista Charles Lwanga wraz ze swoimi towarzyszami został spalony żywcem, ponieważ, przez swoją wierność Chrystusowi sprzeciwił się królowi Ugandy. W latach trzydziestych ubiegłego stulecia w Meksyku wybuchło prześladowanie chrześcijan. Gdy byli rozstrzeliwani wołali: „Niech żyje Chrystus Król”. W roku 1984, w dzień swojej śmierci ks. Jerzy Popiełuszko powiedział: „Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewalania, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra i prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi odważnie upominać się dla siebie i dla innych. Aby zło dobrem zwyciężać i zachować godność człowieka, nie wolno walczyć przemocą”. Nie uległ bezbożnej komunistycznej władzy. Oddał swoje życie dla innego Królestwa.

Możemy także dawać przykłady pięknego realizowania królestwa Bożego przez królów ziemskich. Oto jeden z nich. Św. Ludwik IX, król Francji w testamencie pisał: „Synu drogi, nade wszystko polecam ci miłować Pana Boga twego, z całego serca twego i ze wszystkich sił twoich. Bez tego nie ma zbawienia. Synu, powinieneś unikać wszystkiego, o czym wiesz, że nie jest miłe Bogu, a zatem wystrzegać się wszelkiego grzechu śmiertelnego, tak dalece, iżbyś wolał raczej ponieść cierpienie męczeństwa, niż jakikolwiek grzech popełnić. Względem swych poddanych bądź sprawiedliwy, nie zbaczając ani na prawo, ani na lewo. W razie sporu pomiędzy biednym i bogatym, dopóki się nie przekonasz o prawdzie, bądź raczej po stronie ubogiego niż bogatego. Staraj się, aby wszyscy twoi poddani zachowywali sprawiedliwość i pokój”.

Te słowa testamentu mogą być inspiracją dla każdego z nas do budowania Królestwa, w którym Jezus jest Królem. (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).

TWOJE SERCE TRONEM KRÓLA

W Macon, Georgia są dwa kościoły baptystów. Jeden należy do Afroamerykanów a drugi do białych. Kościoły dzieli niewielki park na wzgórzu z widokiem na miasto. Prawie 170 lat temu był tu jeden kościół, w którym gromadzili się czarni niewolnicy i ich biali panowie. W czasie wojny domowej i walki o zniesienie niewolnictwa wspólnota wierzących podzieliła się. I tak w roku 1845 powstały dwa kościoły, które gromadziły wspólnoty według klucza rasowego. Przetrwały one do czasów dzisiejszych.

Dwa lata temu proboszczowie obydwu kościołów spotkali się na wspólnym obiedzie. W czasie rozmowy zrodził się pomysł zbliżenia do siebie tych dwóch wspólnot. Rodziło się pytanie: Czy jest możliwe zniwelowanie podziałów rasowych i nawiązanie przyjacielskich stosunków między tymi wspólnotami. Obydwaj proboszczowie pamiętali, ile zła dokonało się na tle rasowym. Rozmawiali o współczesnych problemach rasowych. Wspominali masakrę w „czarnym” kościele Charleston w Południowej Karolinie, śmierć Murzynów z rąk policjantów, zabicie pięciu policjantów w Dallas przez murzyńskiego snajpera i tak dalej. Proboszczowie jednak nie chcieli rozdrapywać ran przeszłości, ale postanowili iść do przodu w poszukiwaniu jedności. A zatem należało przystąpić do działania.

Każdego roku każdy z tych kościołów organizował w tym samym parku zabawę dla dzieci tzw. „wielkanocne szukanie pisanek”, tylko że w różnym czasie. W ubiegłym roku do wspólnej zabawy zaproszono obydwie parafie o tej samej godzinie. Dzieci bawiły się świetnie, na co rodzice patrzyli z wielką radością. Potem zaczęto organizować wiele innych przedsięwzięć, wspólna kolacja w dzień Dziękczynienia, wspólna wycieczka dla młodzieży do Orlando. Członkowie obu kościołów mówili, że czekali na taki moment kilkadziesiąt lat. Wcześniej nigdy nie wchodzili do sąsiedniego kościoła. Jakże byli zaskoczeni podobieństwem swoich świątyń. Taka sama konstrukcja, takie samo sklepienie, taki sam ołtarza. To podobieństwo wzruszało ich do łez. Tej jesieni rozpoczęły się spotkania obu wspólnot, na których poruszany był problem rasizmu minionych lat w USA i jego rola w historii obu kościołów. Pastorzy mówią, że nie ma sensu szukanie winnych, trzeba spoglądać w przyszłość i wspólnie ją budować. Obydwa zgromadzenia uważają, że jest to niepowtarzalna okazja, aby mimo ryzyka, bolesnych doświadczeń podjąć wezwanie budowania zgodnej wspólnoty. Nie oglądać się wstecz, ale iść razem do przodu (The Associated Press, 29 sierpnia 2016 r.).

Patrząc na wspomniane wspólnoty parafialne przez pryzmat dzisiejszej Uroczystości Chrystusa Króla możemy powiedzieć, że pod długiej walce rasowej, wzajemnej niechęci i uprzedzeń wyznawcy Chrystusa zaczęli budować jego Królestwo, o którym prefacja z tej uroczystości mówi: „Królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”. Rozszerzamy to Królestwo na ziemi przez zasypywanie przepaści jakie dzielą ludzi lub budowanie nad nimi mostów, która będą ich łączyć. Królestwo Chrystusa nie zna granic, barier, podziałów klasowych i tak dalej. Naczelną zasadą królowania jest pokorna służba. Koroną tego Króla jest miłość i współczucie, berłem pokora, a chwałą przebaczenie i pojednanie.

W Polsce, jak na ironię w imię Chrystusa Króla dochodziło nieraz do podziałów, rozłamów, wzajemnej niechęci, zakłócenia liturgii Mszy świętej, a nawet suspendowania niektórych kapłanów. Próby ujęcia ewangelicznej idei Króla w zbyt ziemskie ramy może stać powodem rozbicia. Z pewnością taką próbą jest żądanie, aby polski sejm w formie ustawy ogłosił Chrystusa Królem Polski. Taka ustawa nic nie znaczy, gdy nie uczynimy Chrystusa Królem naszych serc. Gdy Chrystus Król weźmie we władanie nasze serce niepotrzebne są żadne ustawy. Projekt takiej ustawy został złożony w polskim parlamencie, ale został odrzucony. W XX w. Chrystus, w innej formie trzykrotnie był ogłaszany Królem Polski. W roku 1920 Aktu Intronizacji dokonał prymas Edmund Dalbor na Jasnej Górze. Rok później w Krakowie, z udziałem całego Episkopatu, akt został odnowiony. A w październiku 1951 r., w tajemnicy przed komunistami, Jezusa za Króla Polski uznał prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński.

Sprawa ponownej intronizacji odżyła od połowy lat 90., kiedy to zaczęły powstawać ruchy intronizacyjne, czerpiąc inspirację z objawień zmarłej w 1944 r. polskiej mistyczki Rozalii Celakówny. Są tam słowa: „Za grzechy i zbrodnie popełniane przez ludność na całym świecie ześle Pan Bóg straszne kary. Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić intronizację we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu”. Biskup Andrzej Czaja wyjaśnia: „W objawieniach Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny, na które powołują się zwolennicy intronizacji, jest kilka miejsc mówiących o tym, że Polska musi w sposób uroczysty ogłosić Pana Jezusa swym Królem przez intronizację. Jednak w objawieniach tych nigdzie nie ma wprost określenia, czy nazwania Chrystusa Królem Polski i już z tej racji niezrozumiałe jest postulowanie tego typu intronizacji. Ponadto, trzeba pamiętać, że zbawczą wartość ma wyznawanie Jezusa Panem. Gdy wyznajemy, że Jezus jest Bogiem dostępujemy zbawienia. Natomiast, gdy ogłosimy, że Jezus jest Królem Polski, to będzie to akt polityczny, bez zbawczego sensu. Uznanie Jezusa moim Królem zmienia moje życie i ma wpływ na życie innych. Uznanie Jezusa Królem Polski oznacza pomniejszenie Jego roli i znaczenia”.

Sprawę intronizacji Chrystusa Króla porusza List pasterski Episkopatu Polski w sprawie Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana, w którym czytamy: „W nadchodzących dniach szczególnym aktem wiary i modlitwy będzie Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana, którego treść została zatwierdzona przez Konferencję Episkopatu Polski, a jego uroczysta proklamacja odbędzie się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach 19 listopada br. – w przeddzień uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Nazajutrz akt ten zostanie odmówiony we wszystkich świątyniach Kościoła katolickiego w Polsce. Pragniemy, żeby był on znaczącym krokiem w procesie przywracania Jezusowi należnego Mu miejsca w naszym życiu osobistym, zawodowym i społecznym. Dlatego zachęcamy do podjęcia trudu duchowego przygotowania do niego i realizacji płynących z niego zobowiązań” (…) Nie trzeba więc Chrystusa intronizować w znaczeniu wynoszenia Go na tron i nadawania Mu władzy ani też ogłaszać Go Królem. On przecież jest Królem królów i Panem panów na wieki. Natomiast naszym wielkim zadaniem jest podjęcie dzieła intronizacji Jezusa w znaczeniu uznawania Jego królewskiej godności i władzy całym życiem i postępowaniem. Parafrazując myśl papieża Piusa XI z encykliki ‘Quas Primas’, można powiedzieć krótko: trzeba robić wszystko, by Chrystus panował. Tak określone zadanie domaga się uznania Chrystusa za swego i naszego Króla, uznania Jego panowania nad nami, czyli dobrowolnego poddania się Prawu Bożemu, Jego władzy, okazania Mu posłuszeństwa, celem uporządkowania, ułożenia po Bożemu życia osobistego i społecznego (…). Dlatego Jubileuszowy Akt jest nade wszystko aktem wiary, który potwierdza wybór Chrystusa i obliguje nas do życia na miarę zawartego z Nim przymierza, jest aktem sprawiedliwości, w znaczeniu oddania Mu tego, co Jemu należne i aktem posłuszeństwa w odpowiedzi na Jego Miłość” (Kurier Plus, 2014).

POWRÓĆMY DO DOMU

Margaret studiowała na uniwersytecie w Filadelfii. Mimo, że jej rodzinny dom był daleko, bo aż Alabamie starała się zawsze spędzać najważniejsze święta w domu, z rodziną. Pewnego roku zima zawitała dosyć wcześnie. Śnieżyce, wiatr utrudniały podróżowanie. Samoloty były odwołane, pociągi i autobusy, jeśli nie były odwołane to miały duże opóźnienia. Margaret bardzo pragnęła spędzić Święta Dziękczynienia z rodziną, ale ze względu na warunki pogodowe zaczęła się wahać. A gdy w końcu podjęła decyzję wyjazdu okazało się, że jest za późno. Ponadto miała jeszcze wiele zaległych projektów do wykonania. Ostatecznie postanowiła spędzić święta w Filadelfii, z dala od rodziny. W niedzielę przed Świętem Dziękczynienia, w czasie telefonicznej rozmowy z rodzicami powiedziała: „Będzie mi bardzo ciężko w czasie tych świąt. Nie wiem co mam zrobić”. „Po prostu wróć do domu” – powiedział jej ojciec. „Jest za późno” – ze łzami powiedziała córka. „Kochana córeczko, zawsze możesz wrócić do domu” – powiedział ojciec – „Nawet jeśli poślubisz łotra, zawsze możesz go zostawić i wrócić do domu.”

Od tamtej rozmowy minęło trzydzieści pięć lat a Margaret Renkl bardzo dobrze ją pamięta i z wielkim rozrzewnieniem pisze o niej w książce „Late Migrations: A Natural History of Love and Loss”: „To były słowa miłości i otuchy ojca dla dziecka, że tak długo, jak on i moja mama żyją, zawsze będzie dla mnie czekać najcudowniejsze miejsce na świecie, miejsce, do którego zawsze będę należeć, nawet gdybym o tym nieraz zapomniała. Zastanawiam się teraz, czy słowa ojca były czymś więcej niż przypomnieniem, że zawsze czeka na mnie miejsce w moim rodzinnym domu. A może były wyrazem jego tęsknoty za dniami, kiedy wszystkie jego pisklęta były jeszcze w gnieździe, kiedy wszyscy razem zasiadaliśmy do wspólnego stołu. Rodzina, którą stworzył z mamą była w komplecie… Te myśli ciągle do mnie powracają. Myślę o słowach mojego ojca wypowiedziane przed świętami, które spędziłam w Filadelfii, z dala od rodzinnego domu. Wspominam dwudziestosześciogodzinne podróże autobusem do domu. Pamiętam zapach i smak pieczonego indyka i żurawin oraz ciasta z dyni. Sądzę, że szczęście jakiego doświadczyłam w swoim życiu zawdzięczam swojej wspanialej rodzinie i słowom mojego taty. Wróciłam na dobre do wartości mojego domu”. Zapewne pamiętamy nasze powroty do rodzinnych domów, gdzie czekała nas bezgraniczna miłość szeroko otwartych rodzicielskich rąk. Tam było i jest nasze miejsce.

Za tydzień rozpoczynamy okres Adwentu, czas przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Jakże cudowne były świąteczne przyjazdy do rodzinnego domu z miejsc naszej nauki czy pracy. Z wielką radością i tęsknotą czekaliśmy na dzień wyjazdu. Zapewne pamiętamy powitanie na progu domu i serdeczność uścisku najbliższych nam ludzi. Nie da się zapomnieć zapachu świątecznych potraw, które przygotowywała mama z myślą o nas. Chciała nam jak najbardziej dogodzić. Tata w bardziej dyskretny sposób okazywał swoją radość i chciał nam uchylić nieba. To było i jest nasze miejsce, mimo że czas zmiótł, albo zmiecie materialny jego kształt, zabierze z niego bliskich naszemu sercu ludzi, ten dom będzie zawsze trwał i będziemy mogli do niego zawsze powrócić. Będzie w naszej pamięci, w naszym sercu. Dzisiejsza Uroczystość Chrystusa Króla, ukazując ważne treści naszej wiary dopełnia także obraz naszego rodzinnego domu. Nasz rodzinny dom budowany miłością i wiarą wkomponowuję się w Królestwo Boże, gdzie Chrystus jest Królem.

Jezus, odpowiadając Piłatowi wyraźnie wyznaje, że jest królem, ale Jego królestwo jest inne niż to światowe: „Moje królestwo nie jest z tego świata”.

Prawo Królestwa Bożego nie jest oparte na przymusie, sile, ale na prawdzie, która zbawia człowieka. Królestwo Chrystusa to dom z szeroko otwartymi drzwiami dla nas, w którym czeka na nas Król, który jest uosobieniem najpiękniejszej miłości. Tam czekają na nas także, ci, którzy razem z nami, pod jednym dachem przez miłość i ofiarność budowali królestwo Chrystusowe w zwykłych codziennych posługach. Dzisiejsza niedziela ukazuje cierpiącego Chrystusa w szyderczej koronie cierniowej. Męka Chrystusa to znak cierpienia, ale przede wszystkim to symbol bezgranicznej miłości. To z miłości do nas Chrystus bierze krzyż i wspina się na wzgórze Golgoty i przez śmierć na Golgocie prowadzi nas do grobu, gdzie śmierć została pokonana przez życie. To tam Chrystus otwiera dla nas bramy do Królestwa Bożego. Wcześniej ofiarował to królestwo łotrowi na krzyżu. Powiedział do niego: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju”.

Królestwo Boże rozpoczyna się więc tam, gdzie w nas kończy się królestwo zła. Zaczyna się w naszym sercu, w którym zamieszkuje Chrystus i obdarza nas bogactwem swojej łaski. Chrystus staje się królem naszego serca. We współpracy z Nim poddajemy Mu wszystkie nasze władze. Nasz umysł, aby ogarnęła Go jasność prawdy Bożej, naszą wolę, aby zawsze pragnęła zjednoczenia z wolą Bożą, nasze serce, aby zawsze syciło się miłością Bożą. Wtedy rzeczywiście nasze ciało staje się świątynią Ducha Świętego. A królestwo Boże, które w nas się poczęło zaczyna promieniować na zewnątrz i całe nasze życie, otaczająca nas rzeczywistość staje się przestrzenią królestwa Chrystusowego, którego najważniejszym prawem jest miłość.

Na zakończenie wysłuchamy słów „stałego mieszkańca” Królestwa Bożego, który tak wytrwale budował je na ziemi, posłuchajmy św. Jana Pawła II: „Czym jest to królestwo niebieskie, w pełni wyjaśnia nam dzisiaj św. Paweł w drugim czytaniu liturgicznym. Pisze w Liście do Kolosan tak: dziękujcie Ojcu, który ‘uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie — odpuszczenie grzechów’, Takie właśnie odpuszczenie grzechów stało się udziałem dobrego łotra na Kalwarii. On pierwszy doświadczył, że Chrystus jest Królem jako Odkupiciel. W dalszym ciągu Paweł w taki sposób wyjaśnia istotę Chrystusowego królowania: ‘On jest obrazem Boga niewidzialnego — Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie’.  A więc Chrystus jest Królem przede wszystkim jako Pierworodny wobec każdego stworzenia. Dalej Paweł tak pisze: ‘I On jest Głową Ciała — Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim. Zechciał bowiem [Bóg], aby w Nim zamieszkała cała Pełnia, i aby przez Niego znów pojednać wszystko z sobą: przez Niego — i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża’. W tych słowach Apostoł na nowo potwierdza i uzasadnia to, co objawił o istocie Chrystusowego królowania: Chrystus jest królem jako Pierworodny spośród umarłych, to znaczy jako Odkupiciel świata — Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały jest Królem nowej ludzkości” (Kurier Plus, 2019).

Królowanie z krzyża

Uroczystością Chrystusa Króla Wszechświata kończymy rok liturgiczny Kościoła Katolickiego, a miesiąc później zakończymy rok kalendarzowy 2022. Najczęściej ten czas jest okresem podsumowań życiowych w wymiarze osobistym jak i społecznym. Z pewnością jednym z ważniejszych wydarzeń światowych była śmierć angielskiej królowej Elżbiety II. Królowa zmarła 8 września 2022 roku w wieku 96 lat. Zasiadała na tronie od 1952 do 2022 roku. Była najdłużej panującą monarchinią w historii brytyjskiej Korony. Papież Franciszek w liście kondolencyjnym napisał między innymi: „Chętnie przyłączam się do wszystkich, którzy opłakują jej stratę, modląc się o wieczny odpoczynek zmarłej Królowej, a także składając hołd jej życiu w niezmordowanej służbie dla dobra Narodu i Wspólnoty Narodów, jej przykładowi oddania obowiązkom, niezłomnemu świadectwu wiary w Jezusa Chrystusa i mocnej nadziei w Jego obietnice”.

Przyszła królowa jako dziecko starała się wymówić własne imię i wychodziło jej „Lilibet” i tak ją nazywano w rodzinie. Wtedy nie brano pod uwagę, że kiedyś może zostać królową. Zgodnie z porządkiem sukcesji, starszy brat jej ojca miał zostać następnym królem Anglii, co stało się faktem w styczniu 1936 r. Po niecałym roku panowania Edward VIII został pierwszym angielskim monarchą, który dobrowolnie abdykował. Zdecydował się na abdykację po tym, jak brytyjski rząd, społeczeństwo i Kościół anglikański potępiły jego decyzję o poślubieniu rozwiedzionej Amerykanki Wallis Warfield Simpson. Ojciec Lilibet zasiadł na tronie brytyjskim jako Jerzy VI. Dziesięcioletnia księżniczka była teraz następna w kolejce do brytyjskiego tronu.

Świadomość objęcia tronu zmobilizowały Lilibet do pracy nad sobą, która uczyniła ją królową ludzkich serc. Kiedy na początku II wojny światowej niemiecka Luftwaffe rozpoczęła nieustanne naloty bombowe na Londyn, król Jerzy i jego żona, królowa matka, odmówili ewakuacji do Kanady. Pozostali ze swoim narodem, dzieląc z nim trudy i niebezpieczeństwa, co zjednało im sympatię poddanych. Nastoletnia Lilibet robiła skarpety dla brytyjskich żołnierzy, przygotowywała bandaże na wojenne potrzeby. Tygodniowe kieszonkowe w wysokości pięciu funtów tygodniowo wysyłała dla najbardziej potrzebujących Brytyjczyków, a szczególnie dla dzieci. W roku 1944, gdy osiągnęła pełnoletniość i wstąpiła do Pomocniczej Służby Terytorialnej, jednej z brytyjskich jednostek kobiecych w czasie wojny. Księżniczka po odbyciu kursu została kierowcą ciężarówki i mechanikiem. Ubrudzona smarami, olejami nie wstydziła się swego wyglądu. W 1952 roku, podczas podróży do Kenii, niespodziewanie zmarł jej ojciec. I tak rozpoczęły się rządy Lilibet jako królowej Elżbiety II, najdłużej panującej monarchini w historii Wielkiej Brytanii. Przemówienie, które wygłosiła pięć lat wcześniej w swoje 21 urodziny, odbiło się echem podczas jej koronacji: „Oświadczam wam wszystkim, że całe moje życie, czy to długie, czy krótkie, będzie poświęcone do twojej służby i służby naszej wielkiej królewskiej rodzinie, do której wszyscy należymy”.

Królowanie Elżbiety II zapisało się w sercach poddanych nie ze względu na wielką władzę, czy znaczące dokonania polityczne, ale ze względu na stabilność, uprzejmość oraz zdolność ugodowego łączenia różnych perspektyw i interesów kraju. Jej autorytet wyrastał z jej wewnętrznego ładu serca, spokoju, godności osobistej, poczuciu obowiązku i poświęceniu dla bliźniego oraz narodu. Zapewne inspiracją do takiego modelu królowania był Chrystus Król, jak to podkreślił papież Franciszek, pisząc że oddaje hołd „niezłomnemu świadectwu wiary w Jezusa Chrystusa i mocnej nadziei w Jego obietnice”. Zachowują daleko idącą proporcję możemy powiedzieć, że zaangażowanie królowej Elżbiety II w obowiązki i służbę odzwierciedla w pewnym stopniu „rządy” i „autorytet” panowania Chrystusa. W tę ostatnią niedzielę roku liturgicznego czcimy Chrystusa Króla, którego panowaniem jest pokorna służba. Miłość i współczucie są Jego koroną, a Jego berłem jest pokora. Do dworu Chrystusa Króla należą ubodzy, zapomniani, zagubieni, zrozpaczeni. Monetą Chrystusa Króla jest przebaczenie i pojednanie.

Na krzyżu Jezusa umieszczono napis: „To jest Król żydowski”. Rzymscy oprawcy w ten sposób chcieli zadrwić z Jezusa Chrystusa, jak i narodu żydowskiego. Bo naród wybrany nie takiego chciał króla. Z królewskiej godności Chrystusa szydzili żołnierze. Podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: „Jeśli Ty jesteś Królem żydowskim, wybaw sam siebie”. Szydzili z Niego także członkowie Sanhedrynu, mówiąc: „Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli jest Mesjaszem, Bożym Wybrańcem”. Do grona szyderców dołączył także ukrzyżowany z Nim jeden z łotrów: „Czyż Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas”. Drugi zaś łotr ogarnięty pokorą i oświecony światłem wiary dostrzegł w Chrystusie prawdziwego Króla i mówił: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Na co usłyszał odpowiedź: „Dziś będziesz ze mną w raju”. Może w tym momencie i te słowa były wyśmiane, bo co może ofiarować Król wiszący na krzyżu. Wystarczyło jednak zaczekać tylko trzy dni, aby zobaczyć istotę królowania Chrystusa. W blaskach zmartwychwstania można było dostrzec Chrystusa jako Króla Wszechświata. Chrystus realizował to królestwo przez wartości, o których mówi mszalna prefacja na dzisiejszą uroczystość: „królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. Jest to także nasz ziemska droga prowadząca do Królestwa Niebieskiego.

W roku 313 cesarz Konstantyn wydał tzw. edykt mediolański wprowadzający wolność wyznania wiary chrześcijańskiej w Cesarstwie Rzymskim. Władca zdawał sobie sprawę, że w Jerozolimie, pod gruzami znajdują się liczne pamiątki po męce i śmierci Chrystusa. Konstantyn powierzył swojej matce św. Helenie misje odnalezienia świętych relikwii Meki Naszego Pana. Na jej polecanie prowadzono prace wykopaliskowe wokół Golgoty. Jak mówi tradycja odnaleziono trzy drewniane krzyże, ale nie było pewności, na którym z nich umarł Chrystus. Zdaniem św. Ambrożego i św. Jana Chryzostoma pomocna okazała się drewniana tabliczka z napisem umieszczonym na krzyżu Jezusa przez Piłata: „To jest Król żydowski”.

Tak często stajemy przed krzyżem Chrystusa, tak często jest naszym udziałem. Oczyma wyobraźni i wiary dostrzegamy napis na krzyżu: „To jest Król żydowski”. Jedna w świetle zmartwychwstania Chrystusa wiemy i wierzymy, że On jest Panem Nieba i Ziemi. Tej wiary w dzisiejszych czasach trzeba strzec jak skarbu, bo tak wielu szyderców stoi pod krzyżem Chrystusa. Widzą tylko haniebną śmierć, która nie nic wspólnego z królowaniem w ich rozumieniu. Pozostaje nadzieja, że ich także w pewnym momencie ogarnie światło zmartwychwstania Chrystusa, które ukaże im prawdziwe królowanie Jezusa. Tak jak to było w przypadku św. Pawła, który drwił z Jezusa, aż do momentu, gdy pod Damaszkiem ogarnęła go światłość zmartwychwstałego Chrystusa. Po tym wydarzeniu napisze do Kolosan: „Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. I On jest Głową Ciała – Kościoła. On jest Początkiem. Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim. Zechciał bowiem Bóg, aby w Nim zamieszkała cała Pełnia i aby przez Niego znów pojednać wszystko z sobą: przez Niego – i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża” (Kurier Plus, 2022).