Trafić do serca

W ostatnią sobotę na wieczorze poetyckim Katarzyny Ziółkowskiej, w wypełnionym po brzegi audytorium szkoły Św. Krzyża na Maspeth mieliśmy okazję obcowania z najprawdziwszą poezją, która przychodziła do nas jak powiew łagodnego wiatru, jak uderzenie gwałtownego wichru, jak cisza, która przenika najgłębsze i najwrażliwsze zakamarki ludzkiej duszy. Wyciskała łzy wzruszenia, zmuszała do zastanowienia się nad życiem, ukazywała perspektywy, gdzie człowiek najpełniej może odnaleźć siebie. Zadziwiała pięknem, mądrością i ciekawym spojrzeniem na życie. Uczestnicy byli zauroczeni tym, co działo się na scenie, i to właśnie poprzez ten pryzmat spoglądam na najnowszy tomik poezji Katarzyny Ziółkowskiej pt. „A jeszcze wczoraj…”. Ktoś może powiedzieć, że nie jest to profesjonalne podejście w ocenianie poezji, sztuki. Może i tak. Ale jest ono mi bliższe i prawdziwsze, niż piękno kreowane przez zawodowych krytyków nie uwzględniających reakcji publiczności. Myśląc o tym przypominam sobie historię pewnych obrazów Picassa, które zostały ocenione przez profesjonalistów jako dzieła najwyższej klasy i niespotykanej głębi wyrazu, której nie mógł dostrzec zwykły śmiertelnik. Później okazało się, że były to obrazki malowane przez 5 letniego chłopca, syna fryzjera. Picasso, przychodząc do strzyżenia , dla żartu podpisywał bazgroły małego chłopca.
Ale wróćmy do wieczoru poezji. Prosta i wymowna scenografia była wspaniałym tłem dla tego wydarzenia. Na środku sceny puste krzesło, które było wezwaniem do powstania i wyruszenia w drogę prowadzącą w wzwyż. Symbolem jej były schody znaczone blaskiem świec. Światła na naszej drodze życia zapala Boża i ludzka miłość. Tak łatwo zdmuchnąć płomień świecy, tak łatwo pogasić płomyki miłości na drodze naszego życia. Stąd też wezwanie, aby w swojej wędrówce być uważnym i mądrym, delikatnym i wrażliwym. W przeciwnym razie pogasimy światła i ogarnie nas ciemność. Przy schodach leżały w nieładzie artystycznym gitary. Jakby czekały, aby je wziąć, uderzyć w struny i wydobyć piękno ludzkiego wędrowania. Co czynili, to tego wieczoru wspaniali, młodzi artyści.
W tej scenerii, Autorka prowadziła nas drogą metafizycznych doświadczeń bliskości najdoskonalszego piękna odkrywanego w Bogu. Zasiadaliśmy z nią przy rodzinnym stole i roniliśmy łzy razem z jej Rodzicami, gdy kierowała do nich piękne słowa poezji wypełnione po brzegi miłością. Wędrowaliśmy z Autorką po ulicach Greenpointu i innych polskich dzielnic, aby zadumać się nad emigrancką dolą. W tej zadumie było miejsce na współczucie dla wykorzenionych z rodzinnych stron, jak i na ironię względem tych, którzy beztrosko odrywają się od swoich korzeni, zatracając samych siebie. A na koniec była poezja o miłości, w której Eros ma dużo do powiedzenia. Ale tym razem siedział on jak gdyby na ławce rezerwowych, a na scenie grały najszlachetniejsze porywy miłości, które cielesności przydają wymiaru duchowego i sprawiają, że miłość nabiera najdoskonalszego i wiecznego kształtu.
Na koniec jeszcze słowo publiczności. Najbardziej byli zadziwieni ci, którzy znali Kasię na co dzień. „Nie spodziewaliśmy się, że jest to tak utalentowana dziewczyna. Pisze piękną poezję, komponuje muzykę, śpiewem chwyta za serce. A jaki ma talent aktorski”- powtarzali. Zaś pan Janusz Sporek, który z wrodzoną sobie inteligencją i urokiem prowadził wieczór, powiedział, że Kasia zaskoczyła go dojrzałością niektórych kompozycji muzycznych, które były oprawą dla nie mniej dojrzałej poezji Katarzyny Ziółkowskiej.
Kurier Plus, 2002 r.
