Przydrożne kapliczki i Dni Matki

Przydrożne kapliczki, figury i krzyże głęboko wpisane są w krajobraz polskiej ziemi. Stoją w miastach i na wsi. Można je spotkać na polach, na łąkach w lasach, na rozstajnych drogach. Przechodzący ludzie zdejmują przed nimi czapki, pochylają głowy i czynią znak krzyża, a myślą wędrują ku niebu. To pochylenie głowy jest także oddaniem hołdu człowiekowi, którego los, okryty tajemnicą historii, doprowadził do postawienia tego symbolu wiary.
Jak wiele tajemnic ludzkiego życia kryje się za przydrożnymi kapliczkami mogłem się przekonać wiele lat temu, gdy jako kleryk studiowałem w Wyższym Seminarium Duchownym w Lublinie. Jeden z moich profesorów wyznaczył nam wakacyjne zadanie. Mieliśmy odszukać w swoich rodzinnych stronach kapliczki przydrożne, figury i krzyże, opisać je i dowiedzieć się jaka była geneza ich wybudowania.
Dobrze pamiętam moje wędrówki po¬ami dojrzewających zbóż; w cienistych lasach siadałem na mchu i słuchałem ptasiej muzyki, a idąc łąkami czułem przyjemny chłód pod nogami i z rozkoszą patrzyłem na zieleń trawy mieniącą się kolorami kwitnących kwiatów. W niedzielne popołudnia wędrowałem od wioski do wioski. Na wiejskim gościńcu spotykałem rolników, którzy w dniu wolnym od pracy odświętnie ubrani, siedzieli na ławkach, gotowi do rozmowy czy opowiadania starych dziejów. Spotykałem także przybyszów z miasta, którzy przyjeżdżali zaczerpnąć świeżego powietrza, odwiedzić rodzinę i zaopatrzyć się w „zdrową żyw¬ność”. W tej wędrówce odnajdowywałem w najpiękniejszych zakątkach moich rodzinnych stron kapliczki przydrożne, figury i krzyże. Najczęściej były to stare monumenty, zniszczone przez upływający czas. Napisy na nich często były zatarte, tak, że miałem problemy z ich odczytaniem. Ich język daleki był od gramatycznej poprawności. Jednak czytając je wyczuwałem, że pisało je ludzkie serce, było język wiary i ufności pokładanej w Mocy Nadprzyrodzonej. Z napisów dowiadywałem się jaka była historia ich powstania. Zaś opowieści najstarszych mieszkańców okolicy dopełniały obrazu zdarzeń z odległej przeszłości.
Najczęściej kapliczki stawiane były przez mieszkańców wiosek i miast w celu wybłagania bożej opieki i uchronienia ludzi przed trzema najgroźniejszymi niegdyś niebezpieczeństwami: ognia, wojny i zarazy. Te trzy plagi pustoszyły nieraz całe wioski, zabierając dorobek całego życia albo i samo życie.
Wystarczyła niewielka iskra i płonęła cała wieś. Nie było ratunku dla zabudowań ściśle przylegających do siebie i krytych słomą. Łuny pożarów to również nieodłączny obraz wojennej pożogi. Przez ziemię, gdzie żyli nasi ojcowie często przeciągały wrogie armie, które plądrowały i paliły dobytek całego życia, śmierć zaglądała w oczy każdemu. Wojna kojarzyła się również z widmem głodu.
Epidemie różnych chorób, nazywanych potocznie zarazą dziesiątkowały mieszkańców wsi i miast. W swej bezradności wobec tych plag człowiek stawiał znaki bożej obecności, wierząc głęboko, że Wszechpotężny swą ręką zatrzyma zbliżające się nieszczęście. A gdy nie może być inaczej i śmierć wtargnie w życie, to istnieje Ktoś, kto przygarnie do siebie w rzeczywistości niebieskiej.
Często stawiano przydrożne figury jako wotum dziękczynne za ocalenie życia, albo w ten sposób wyrażano wdzięczność Bogu za otrzymane dobrodziejstwa i łaski.
Kiedyś na polnej drodze spotkałem figurę, która przypominała tragedię sąsiedzkiego sporu o miedzę. Spór o kilka centymetrów ziemi przerodził się w śmiertelną nienawiść. Gdy jeden z rolników, wmieszanych w ten spór wracał z pola jego sąsiad zaczaił się przy drodze i zabił go osią od wozu.
Widziałem także bardzo wysoki próchniejący krzyż w swej pochyłości oparty na sośnie. Postawił go człowiek, który uważał się za biblijnego Abrahama. Tak jak biblijny Abraham słyszał głos Boga, który domagał się od niego złożenia swego syna w ofierze całopalnej. Do tragedii I nie doszło, syn ocalał. Zamiast ofiary z syna rolnik postawił krzyż.
W przydrożnych figurach i kapliczkach zapisane są wszystkie ludzkie troski, kłopoty i radości i ofiarowane Temu, który nawet największe ludzkie nieszczęście – śmierć przemienia w zmartwychwstanie. Te znaki są znakami wiary w Boga, ale także znakami, za którymi kryje się i całe życie człowieka, jego radości i smutki, jego wzloty i upadki, jego rozpacz i nadzieja. Pochylenie głowy przed przydrożnym krzyżem to coś więcej aniżeli tylko wyznanie wiary w Boga.
Kapliczki przydrożne, krzyże i figury w maju przybierają w Polsce odświętny wygląd. Stroi je sama natura. Zieleń i kwiaty otulają te święte miejsca. Zaś wierni naprawiają je, szorują, bielą wapnem, malują i przyozdabiają. A przy niektórych z nich wieczorem odprawiane są przepiękne nabożeństwa majowe. Wyśpiewują wierni swoje troski i radości Bogu za wstawiennictwem Matki Bożej, do której płyną słowa: Pod twą obronę uciekamy się , Święta Boża Rodzicielko.
Pamiętam te majowe wieczory, gdy z pola wracałem do domu. Słońce kryło się za horyzontem, a zorza wieczorna ustępowała ciemności wypełzającej z lasu. Mgły kładły się białym dywanem na nizi¬nach. Powoli cichło mozolne zmaganie dnia i cisza zstępowała na ziemię. Pośród tej nabożnej ciszy dał się słyszeć śpiew płynący ponad lasami i łąkami, błądzący po opłotkach domów, śpiew pieśni maryjnej. Chwalcie łąki umajone, Wtedy czuło się, że wraz z gromadą śpiewaków bożych pod wiejską figurą czy krzyżem przydroż¬nym, śpiewa cały świat na cześć Maryi i Stwórcy tego niepowtarzalnego piękna. Zmieniały się pieśni, przesuwały się wezwania Litanii Loretańskiej i jak refren powracały słowa: Idźmy, tulmy się Jak dziatki, do serca Maryi Matki. W tej wieczornej ciszy prawie fizycznie czuło się jak Matka kładzie ręce na głowach swoich dzieci, łagodzi ból, obdarza łaską.
Od Matki niebieskiej myśl biegła do matki, która jeszcze tak niedawno przygarniała cię do siebie i czuło się radosne bicie jej serca. .
Może nie bez powodu właśnie w maju wypada Dzień Matki? W tym roku w Stanach Zjednoczonych ten dzień wypada 12, zaś w Polsce 26 maja. Mieszkając w Stanach świętujemy ten dzień dwa razy, ale to nie jest za dużo.
Bardzo często żyjemy z dala od swoich matek. Rozłąka stwarza ciągły niedosyt bycia ze sobą; Ślemy do Nich kartki, dzwonimy, pamiętamy, organizujemy spotkania, żeby uczcić ich pamięć, odwdzięczyć się im za wspaniały dar życia i za ich bezgraniczną miłość.
Uroczystości na Dzień Matki są organizowane w wielu parafiach polskich. Tak jak to miało miejsce w parafii św. Krzyża w Maspeth. Dzieci i młodzież pod kierownictwem Kasi Ziółkowskiej, której mama jest w Polsce, przygotowały piękny program, który był przedstawiony 11 maja w czasie nocnego czuwania.
Tygodnik Niedziela, 1996 r.
