Pozostaniesz zawsze z nami

Trzy lata temu na łamach „Kuriera Plus” Paweł Szkutnicki napisał: „Moja tragedia wydarzyła się 8 listopada 2000 r. Miałem wtedy ponad 14 lat. Tamtego dnia obudziłem się rano i poczułem, że moja lewa noga dziwnie zdrętwiała. Mama powiedziała mi, że widocznie źle leżałem, że to się zdarza. Poszedłem do szkoły, ale moje samopoczucie ciągle się pogarszało. Wieczorem miałem ból głowy i karku, drętwiały mi nogi i ręce. Pojechaliśmy na pogotowie, gdzie stwierdzono grypę. Nie mogłem już chodzić, miałem zawroty głowy. W nocy zatrzymał się mocz, rano było jeszcze gorzej, już się zataczałem. Lekarz dziecięcy z naszej przychodni skierował mnie natychmiast do szpitala zakaźnego w Mielcu, skąd karetką przewieziono mnie do Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie na oddział neurologiczny. W Rzeszowie byłem sześć dni i każdego dnia mój stan się pogarszał. Trzeciego dnia pani ordynator Wątrobska powiedziała mojej mamie na osobności, że w każdej chwili mogę umrzeć”. Stwierdzono uszkodzenie rdzenia kręgowego w okolicy szyi, w efekcie Paweł został całkowicie sparaliżowany. Z dnia na dzień jego stan był coraz gorszy. Zapewne obawy ordynatora szpitala sprawdziłby się, gdyby nie długi łańcuch życzliwych i ofiarnych ludzkich serc.
Dzięki szlachetnym i wspaniałym ludziom udało się sprowadzić Pawła z rodzicami do Stanów Zjednoczonych i tu podjąć leczenie. I znowu wokół Pawła znaleźli się dobrzy ludzie, którzy ofiarowali swoje pieniądze i czas oraz organizowali różnego rodzaju zbiórki funduszy, aby pokryć koszt pobytu i leczenia. Nie mniej ważna od wsparcia materialnego była życzliwa obecność przy chorym i jego rodzicach. Przyjaźnie uśmiechnięte twarze upewniały Pawła i jego rodziców, że nie są sami. Dzięki tym ludziom Paweł żyje, chociaż jest przykuty do wózka inwalidzkiego. Żyje bogatym życiem intelektualnym i duchowym, ma w sobie wiele optymizmu i radości. I tymi wartościami ubogaca innych.
W tym samym numerze „Kuriera Plus” Paweł napisał: „Chciałbym, w imieniu swoim i moich rodziców, podziękować także wszystkim ludziom, którzy mi pomogli i dzięki którym tu jestem i żyję, którzy wspomagali mnie psychicznie i finansowo zarówno w Polsce, jak i tu, w Ameryce”. W październiku tego roku Paweł wraz z rodzicami wraca do ojczyzny. W pierwszą niedzielę października ludzie wielkiego serca organizują pożegnalne spotkanie. Zapewne będzie okazja, aby napełnić się dobrem, bezinteresowną miłością i pięknem duchowym, które Paweł wyzwolił i zgromadził wokół siebie. Będzie także okazja, aby wzajemnie sobie podziękować. Świadomie piszę „wzajemnie”, bo Paweł otrzymując, wiele miał do ofiarowania i wiele ofiarował.
Dziękujemy Ci za to, że pokazałeś jak można żyć pełnią życia, będąc przykutym do wózka inwalidzkiego i respiratora. Dziękujemy za to, że potrafiłeś się uśmiechać i żartować, gdy nam patrzącym na twoją niemoc fizyczną chciało się płakać. Dziękujemy, że w tylu sercach rozpaliłeś szlachetne uczucia solidarności i uświadomiłeś, że po drugiej stronie życia liczą się tylko te wartości materialne, które ofiarowaliśmy bliźniemu. Pisałeś trzy lata temu: „Bardzo chciałbym być zdrowy, lubię spacerować, lubię sport, a w łóżku jak mnie położą, tak muszę leżeć. Dlatego wierzę mocno, że będę zdrowy, będę chodził. Widocznie Pan Bóg chciał mnie poddać takiej próbie, ale na pewno mnie nie zostawi”. Dziękujemy Ci za piękne świadectwo wiary. Zawierzyłeś Bogu całe swoje życie. Jak wielkiej mocy ducha wymaga wytrwanie w takim zawierzeniu. Napisałeś kiedyś w życzeniach dla mamy: „Kiedy wyzdrowieję będę Cię nosił na rękach”. W tych słowach zawarłeś ogromną miłość do obojga rodziców. Dziękujemy Ci za tak piękny przykład miłości. Dziękujemy także Twoim Rodzicom, którzy z bezgraniczną miłością, dźwigając swój krzyż ocalili to co jest najcenniejsze w naszym życiu.
Będziemy z Tobą na pożegnalnym spotkaniu, Jednak to pożegnanie nie będzie rozstaniem, bo gdziekolwiek zamieszkasz na kuli ziemskiej, w sferze ducha pozostaniesz zawsze z tymi których na różne sposoby duchowo ubogaciłeś.
Kurier Plus
