Polacy w centrum świata

Dumni są nowojorczycy ze swego miasta. Niektórzy z nich uważają, że jest to centrum świata i najciekawsze miejsce pod słońcem. Manhattan, słowo prawie magiczne, jest nazwą najważniejszej dzielnicy tego miasta. Nowy Jork jest niepowtarzalny w swym kolorycie. Znajdziesz tu wieżowce sięgające nieba, których dachy kryją się w chmurach, gdy nadciąga burza, i oślepiają blaskiem odbitego słońca, gdy niebo jest błękitne. Lśnią one blaskiem marmuru, metalu i szkła, tak jakby tu spełniały się marzenia o „szklanych domach”. Najciekawszy jest jednak tłum przechodniów, który nieprzerwanie płynie ulicami Manhattanu. Ludzie z całego świata drepczą po chodnikach i niosą nie tylko problemy dnia dzisiejszego, ale także bogactwo własnej narodowej kultury, wyrażonej nieraz w oryginalnych strojach. Wtopiony w ten tłum, możesz chodzić godzinami i nie czuć się znużonym, ciągle coś cię zaskakuje.

Nieraz ten tłum kojarzy mi się z wielkim targowiskiem, gdzie każdy chce coś sprzedać, by kupić choć trochę wyższe miejsce w tym anonimowym zbiorowisku. Ten tłum ma swoją hierarchię, a kryterium pozycji na tej drabinie jest jedno: wysokość konta bankowego. Nie ma tu dyskryminacji – sklepy czy restauracje są dostępne dla każdego, tylko cena towarów czy usług zamyka wstęp dla wielu. Rozpiętość bogactwa jest ogromna, poczynając od tych, których fortuny są niewyobrażalne, poprzez klasę urzędników w wypolerowanych garniturach, a kończąc na bezdomnych, którzy szukają w śmietnikach resztek, zjadając nie dojedzone kanapki, pijąc nie dopitą sodę, a śpią na marmurowym chodniku przy witrynie sklepowej, kapiącej złotem i diamentami.

Nawet ulice w tym miejscu są ważne i mniej ważne, bogate i całkiem biedne. Są ulice, których nazwa kojarzy się nieodłącznie z jakąś dziedziną życia, jak np. Broadway: to film, to teatr, to sztuka. Ulica żyje tym dniem i nocą. Jest także słynna aleja, która kojarzy się z paradami, jakie mają miejsce w Nowym Jorku: jest to 5. Aleja na Manhattanie. Parady odbywają się tutaj dosyć często. Mieszkańcy je lubią. Jest to wspaniała zabawa, uczczenie świąt narodowych czy innych, a także reklama; jest to również okazja zaprezentowania bogactwa kultury i tradycji narodowych przez różne grupy etniczne, które zamieszkują Stany Zjednoczone.

Tą sławną Aleją w pierwszą niedzielę października każdego roku maszeruje polska parada – Parada Pułaskiego. Rozbrzmiewa polskością centrum Manhattanu. Na czele kroczy marszałek parady, wybierany każdego roku. To wielki zaszczyt piastować tę godność; swoją dumę z tego faktu wyraził jeden z marszałków tymi słowami: „Jest to wielki przywilej iść na czele milionowej Polonii, z radością w sercu, uczuciem nie do opisania. Tłum przyglądający się paradzie umacnia nasz patriotyzm; cieszę się, że jestem Polakiem.”

Paradujący maszerują przed trybuną oficjalnych władz miasta i przedstawicieli władz z Polski, zaś na schodach przepięknej katedry św. Patryka paradę pozdrawia arcybiskup Nowego Jorku, w otoczeniu duchowieństwa. O wielkości tej parady świadczy fakt, że trwa ona nieraz do sześciu godzin: zaczyna się wczesnym popołudniem, a kończy, gdy słońce kryje się za horyzontem. Przewala się polski żywioł ulicami tego miasta. Nim jeszcze dojdziemy do 5 Alei, usłyszymy głośne takty polskiej muzyki oraz słowa pieśni i piosenek, które rozgrzewają polskie serca. A gdy już dojdziemy do celu, zobaczymy barwny pochód. Łopoczą na wietrze flagi polskie i amerykańskie. Ulica mieni się kolorami polskich strojów ludowych, emblematów i dekoracji, pulsuje życiem; odbywają się tańce w marszu i różnego rodzaju występy artystyczne. Widzimy weteranów wojennych, którzy idą dumni z wypiętą piersią, jakby nie dawali się czasowi i orderom ciążącym na piersi. Idą dumni, bo nigdy Polski nie zdradzili. Idą także ci, którzy zaczynają uczyć się polskości na tych paradach; są zbyt młodzi, by Polskę pamiętać. Idą ci, którzy znają Polskę z opowieści rodziców czy dziadków, i to ciepłe wspomnienie domu dzieciństwa rodziców miesza się ze wspomnieniem kraju, który leży gdzieś daleko, nad Wisłą. Gdy patrzę na tych wędrujących, odczuwam żal, że wśród paradujących jest tak mała grupka tych, którzy niedawno przybyli z Polski do USA. Dlaczego? Może nie znaleźli jeszcze tutaj swego miejsca, może są zbyt zapracowani, może nie zdążyła się w nich rozpalić tęsknota za krajem, a może w ostatnich latach potaniał patriotyzm w Polsce.

Wszyscy idą w porządku, jaki wyznaczają ramy poszczególnych organizacji. Trzonem są parafie polonijne: one – jak to było dawniej, tak i teraz- oprócz pełnienia zasadniczej misji są miejscem pielęgnowania kultury i tradycji polskich. Na czele grupy parafialnej idą jej duszpasterze, a ozdobą każdej grupy jest miejscowa piękność. W każdej parafii polonijnej kilka miesięcy wcześniej odbywają się wy¬bory Miss Polonia: zostaję nią najmą¬drzejsza i najpiękniejsza parafianka polskiego pochodzenia. Jadą one w pojazdach wystrojonych jak trony książęce, a wyglądają jak księżniczki z bajki. Jedna grupa w swej pomysłowości dekoracyjnej przewyższa drugą. Od barw i dźwięków drży nie tylko serce, ale i świat dookoła.

Na chodnikach pełno obserwatorów. Jest to tłum wielonarodowy, w którym Polacy są najliczniejsi, a mowa polska dominuje. Można zobaczyć w tym tłumie, jak na przedwojennej polskiej fotografii, wyznawców religii Mojżeszowej. Ich obecność wyraża może sentyment za tym krajem, który był dla nich lub ich przodków krajem rodzinnym. Uśmiechnięte twarze, wyciągnięte ręce w geście pozdrowienia to nieodłączny obrazek z parady. Potrafimy się jednoczyć i cieszyć polskością; szkoda, że zdarza się to tak rzadko w naszym życiu, jakby tylko „od parady”.

Nasza grupa parafialna doszła do końca wyznaczonej trasy; zwijamy sztandary, chowamy emblematy i dekoracje. Jesteśmy utrudzeni, ale czujemy, że potrzebne było to utrudzenie, by przeżyć coś niepowtarzalnego, co wyrosło z polskiej gleby. Wsiadamy do autobusów, które czekają na nas za rogiem ulicy, i wracamy do naszej parafii, gdzie inna grupa parafian zatroszczyła się, aby nie zabrakło paradującym polskiego bigosu, kiełbasy, napojów…Siedzimy przy stołach, rozmawiamy o paradzie, o naszych problemach – wracają wspomnienia, a w nich nasi Rodacy, którzy żyją w Polsce. Czas mija szybko i gwiazdy na niebie prowadzą nas do domu.

Parada Pułaskiego to duże przedsięwzięcie zarówno pod względem finansowym, jak i organizacyjnym. Przygotowania odbywają się na różnych poziomach i są wspierane finansowo przez różne organizacje i firmy, nie tylko polonijne. Całością kieruje Komitet Pamięci Generała Pułaskiego. Dobrze, że są jeszcze „szaleńcy” polskości – to dzięki nim mamy tak wielkie święto. Możemy pokazać, jak liczna jest nasza grupa etniczna, możemy zaprezentować wartości narodowe, a przede wszystkim powiedzieć: Dumny jestem z polskiego pochodzenia i z tego, że jestem Polakiem

Tygodnik Niedziela 1998