|

421. Pod sercem matki rośnie powołanie

Pewnego dnia, po moich świeceniach kapłańskich Mama opowiadała mi o swoich pieszych pielgrzymkach do sanktuarium maryjnego w Krasnobrodzie na Roztoczu. Wędrowała wiele razy piaszczystymi drogami do oddalonego kilkanaście kilometrów sanktuarium. Nie zaniedbywała tych pielgrzymek nawet wtedy, gdy była w stanie błogosławionym. Pielgrzymki odbywane w takim stanie miały szczególną intencje. Patrzyła wtedy na młodych kleryków, którzy byli obecni na uroczystościach odpustowych, klękała przed cudownym obrazem i prosiła Boga za wstawiennictwem Pani krasnobrodzkiej o powołanie kapłańskie, jeśli to będzie syn dla dziecka, które nosiła pod sercem. Łaska boża sprawiła, że modlitwa matczyna została wysłuchana. Wyprosiła, a później robiła wszystko, aby to powołanie wypielęgnować.

Pamiętam jak zabierała nas; mnie, brata i siostrę do parafialnego kościoła w Majdanie Sopockim. Prawie cztery kilometry piaszczystej drogi. Nieraz dziecięce nogi nie wytrzymywały tego trudu, wtedy Mama brała nas na ręce. Skąd było w niej tyle siły. Pracowała bardzo ciężko, zawsze była zajęta jakąś pracą. Wstawała przed wschodem słońca, i pracowała jeszcze po jego zachodzie, szyjąc wieczorami ubrania dla nas, czy robiąc swetry na drutach. Chciała, aby nam niczego nie brakowało. W tym zapracowaniu nigdy nie traciła radości i Boga sprzed oczu.