„Oto zwiastuję radość wielką…”

Nad Betlejem zapadła ciemna noc, rozsypując gwiazdy na niebie. Wśród gwiazd była jedna nadzwyczajnej jasności. Zauważyli ją mędrcy ze wschodu wpatrujący się w niebo i poprawnie odczytali ten znak. W Biblii i innych starych księgach wyczytali, że pojawi się nowa gwiazda, które będzie znakiem narodzin Kogoś Nadzwyczajnego. Dla pasterzy ważniejsze było pilnowanie powierzonych im stad owiec niż spoglądanie w niebo. Dorzucali drew do ognia i wpatrując się w migotliwy płomień snuli opowieści o Mesjaszu, na którego wszyscy czekali. Prorok Izajasz pisał o czasach mesjańskich tymi słowami: Wtedy wilk zamieszka z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie ich poganiał… Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać… bo kraj napełni się znajomością Pana. Pasterze nieraz słyszeli te słowa w synagodze, ale poetycki język proroka Izajasza był dla nich za trudny, a inne fragmenty Biblii, wyraźniej mówiące o Mesjaszu, w pasterskiej wyobraźni przybierały nieraz uproszczone formy. Nie mieli, zatem sprecyzowanego pojęcia, kim Mesjasz będzie, wiedzieli tylko, że będzie to ktoś nadzwyczajny. Przeczuwali, że Jego przyjście odmieni życie każdego z nich i całego świata. Wybawi On człowieka od zła i śmierci. Nastanie czas ogólnej harmonii i bliskości z Bogiem. Ta harmonia zapanuje nawet w naturze. Te opowieści przekazywane od wielu pokoleń zostały nagle przerwane, gdy anioł rozpostarł jasność nad Betlejem oznajmiając pasterzom narodzenie Mesjasza.
Od tamtej nocy minęło już prawie dwa tysiące lat. Radość, którą zwiastował anioł dotarła już do najdalszych zakątków świata. Na różne sposoby świat przeżywa to wydarzenie. Istota jest ta sama, tylko szata zewnętrzna, najprzeróżniejszymi mieni się kolorami.
Szczególnej urody w tych dniach nabierają nowojorskie ulice. Wraz z zapadającym zmrokiem przybierają barwy nieznanego, zaczarowanego świata. Kaskady kolorowych świateł, kolorowe wieńce i inne ozdoby oplatają figury ze stajenki betlejemskiej i świata baśni.
Z wielkim upodobaniem chodzę rozświetlonymi ulicami o wieczornej porze. Ale gdzie indziej odnajduję sens i głębię tego wieczoru. Przedzieram się przez to oszałamiające, dostatnie piękno i oczyma wyobraźni zatrzymuję się przed domem na skraju puszczy. Dom kryty strzechą tonie w puszystej bieli, niewielkie okna złotawym blaskiem otwierają swe ramiona. Korzystając z tej otwartości wchodzę i odnajduję najprawdziwszy i niepowtarzalny świat, świat moich pierwszych spotkań z tajemnicą Bożego Narodzenia, wplecioną w bogatą polską tradycję mojego rodzinnego domu. Pachnie lasem i żywicą choinka ustawiona przy oknie. Przed kilku godzinami była ukryta w lesie pod grubą warstwą puszystego śniegu, a teraz wieszamy na niej kolorowe bombki, a także świece, które płoną żywym ogniem. Zapach potraw przygotowywanych przez mamę w kuchni miesza się z zapachem dobrze wysprzątanego domu. Wszystko lśni czystością, a najbardziej biały obrus na świątecznym stole. Jeszcze dziś pamiętam, jak dziecięce serca kipiały radością i wyglądały gwiazd na wigilijnym niebie. Wraz z gwiazdami wchodził do mieszkania tata z dużym snopem słomy i małą wiązką siana. Słomą wysłany był cały dom, a siano było pod stołem i obrusem. Dla nas, małych dzieci, dom prawie dosłownie przemieniał się w stajenkę betlejemską. Z niepojętą radością zasiadaliśmy przy wspólnym wigilijnym stole i braliśmy do rąk biały opłatek. Jeszcze bardziej otwierały się nasze oczy i umysły na tajemnicę Bożego Narodzenia, gdy w noc wigilijną szliśmy ośnieżonymi drogami na Pasterkę, i z otwartymi buziami patrzyliśmy na prześliczną szopkę w parafialnym kościele, i wraz z całym kościołem usiłowaliśmy śpiewać: Wśród nocnej ciszy.
Minęło wiele lat od tamtych chwil, a wraz z latami przyszły zmiany. W moim rodzinnym domu mniej wnosi się teraz słomy; nie pasuje jakoś do miękkich dywanów na podłodze. Nie wnosi już jej tata, bo zabrakło go w tym roku. Tylko puste krzesło przy wigilijnym stole przypomina o jego niewidzialnej obecności. Mam pewność wiary, że on w niebiańskiej bliskości Boga, wraz z chórami aniołów śpiewa: Chwała na wysokości Bogu, a pokój ludziom dobrej woli. Patrząc na te zachodzące zmiany, czuję jakby odchodził w zapomnienie ten świat i tego mi żal. Dlatego jeszcze raz przedzieram się, tym razem przez wzruszające piękno polskiej tradycji bożonarodzeniowej i zatrzymuję się przed Tym, dla którego przystrajają się ulice w Nowym Jorku, dla którego jest piękno polskiej tradycji, zatrzymuję się przed Dzieciną w stajni betlejemskiej. Staję, a Jezus zaczyna pisać złotymi zgłoskami na kartach mojej duszy. I chce się śpiewać radośnie wraz z Mędrcami, którzy na niebie dostrzegli gwiazdę, znak narodzenia Mesjasza, pasterzami biegnącymi do Betlejem i aniołami rozciągającymi jasność na betlejemskim niebie. To Nowonarodzone Dziecię ocala nas, i to, co było, i jest, i to, co będzie, a przy wigilijnym stole nie ma już pustych miejsc.
„Kurier Plus”, 1996 r.
