Odpust parafialny

Jak daleko sięgam pamięcią, jednym z ważniejszych wydarzeń w parafii był odpust. Myśląc o odpuście wracam pamięcią do lat dzieciństwa, kiedy to odpusty kojarzyły się ze wspaniałą zabawą pośród straganów i kramarzy oraz trochę przydługą, jak na wytrzymałość dziecka, sumą odpustową. Z niecierpliwością czekaliśmy na dzień odpustu. Czekanie wypełnialiśmy nie tyle duchowym przygotowaniem, co gromadzeniem funduszy na zakup różnych cudeniek na odpustowych straganach. Gdy były one niewystarczające, to można było liczyć na przypływ gotówki nawet w czasie trwania odpustu, bo na odpust zapraszało się rodzinę i znajomych z innych parafii. Jak wśród zaproszonych byli chrzestni, to można było być pewnych, że jakiś tam grosz wpadnie do kieszeni. W dzień odpustu, odświętnie ubrani z pieniędzmi w kieszeni aż wyrywaliśmy się do kościoła, czy raczej do straganów. Rodzice nakazywali: Tylko pamiętajcie, aby być na Mszy św. Jednak stragany miały magiczną moc. Mogły tak wciągnąć młodego odpustowicza, że nawet zapominał o Mszy św.
A co tam nie było na tych straganach. Prawie każdy chłopak marzył o korkowcu i to najlepiej to na dwie lufy. Wtedy wystrzał robił wrażenie. Gdy nie starczało pieniędzy to mógł być z jedną lufą, a gdy i na taki za małe były fundusze, to mógł już być pistolet na kapiszony. Ale on tak cicho strzelał, że aż wstyd było się z nim pokazywać. Dziewczynki rozglądały się za pierścionkami, broszkami. Oprócz tego można było kupić wiatraki, joja, fujarki, trąbki, organki, święte obrazki i figurki, gliniane gwizdki, blaszane koguciki z piórkiem itd. Jednym słowem wszystko, co mogło kompletnie zbałamucić małego odpustowicza. Na odpuście stawialiśmy pierwsze kroki w hazardzie. Na pułkach stały gliniane figury i inne rzeczy, które można było wylosować. Jeżeli mały odpustowicz zaczynał od tego miejsca, to bardzo często tu zostawiał wszystkie pieniądze. Bez wygranej figurki, bez grosza w kieszeni, z rozpaczą w oczach szwendał się między straganami. Na odpuście można było kupić różne przysmaki. Odpustowe lody były najsmaczniejsze. No może wata cukrowa mogła z nimi konkurować. Nie mniej pyszne były kolorowe cukierki, które chyba ze względu na kształt nazywano szczypami. Napojem odpustowym była woda sodowa z syfonu zabarwiana różnymi sokami. Nad całym tym targowiskiem rozbrzmiewał niesamowity harmider gwizdaków, trąbek, korkowców, wrzasku sprzedających i kupujących… Z tego zaczarowanego świata często wyciągały nas ręce rodziców. Razem szliśmy na Mszę św. z nadzieją, że po Mszy uda się ich naciągnąć na zakupy.
Dorośli przygotowali się trochę inaczej. Na odpust zapraszano rodzinę i znajomych, najczęściej z innych parafii. Na przybycie gości trzeba było oporządzić, tzn. posprzątać zagrodę i przygotować poczęstunek. Na stole powinien być alkohol, jeśli nie ten ze sklepu to w najgorszym razie samogon pędzony na różne domowe sposoby. Często wieczorem, w dzień odpustu organizowano zabawy ludowe. Trzeba było odpowiednio przygotować na tańce remizę strażacką. W tych domowych przygotowaniach, były także akcenty religijne. Jak wiadomo odpust bez procesji, to marny odpust. A i procesja nie mogła być byle jaka. Trzeba było ją tak przygotować, aby pokazać gościom z sąsiednich parafii, że nasz odpust jest najpiękniejszy. Jeśli we wsi była orkiestra dęta, to już wiele dni przed odpustem ćwiczono pieśni religijne. Mimo tych ćwiczeń, na odpuście każdy grał jak mu się podobało. W procesji nie mogło zabraknąć feretronów, obrazów, sztandarów, figurek. A to wszystko trzeba było ładnie przybrać nowymi kwiatami, wstążkami. A zatem w domach wykonywano kwiaty, najczęściej z marszczonej bibuły i woskowanego papieru. W mojej parafii obrazy, feretrony były strojone przez poszczególne stany parafialne. Panny miały swój obraz, mężatki swój, podobnie kawalerowie i żonaci mężczyźni. Także różne stowarzyszenia parafialne miały swoje obrazy, feretrony i figurki. W przystrajaniu obrazów panowała między tymi grupami zdrowa rywalizacja. Czasami przed odpustem organizowano spowiedź, a wiec trzeba się było wybrać do kościoła. Chociaż ze spowiedzi można było skorzystać w czasie trwania uroczystości odpustowych. Bowiem na odpust zapraszano spowiedników, którzy czekali w konfesjonałach na penitentów. To było bardzo ważne, aby uzyskać tak zwany odpust, ale o tym trochę później. Zapraszano także tak zwanego sumistę, kapłana, który przewodniczył najważniejszej Mszy odpustowej zwanej Sumą.
Jako dziecko nie mogłem zrozumieć, dlaczego proboszcz nie patrzył zbyt przychylnie na ten cały jarmark przy kościołach, przecież to istota odpustu. Kalkulowałem sobie, że te wystrzały, głos trąbek, gwizdaków przeszkadzał w uroczystościach kościelnych. Podejrzewam także, że ten odpustowy jarmark, to konkurencja dla tacy. Mnie i moim kolegom prawie nigdy nie starczało pieniędzy na tacę. Ale z czasem zrozumiałem, że istota odpustu, to nie w jarmarku, ale rzeczywistości duchowej, która dokonywała się w kościele. A jarmark może w tym duchowym przeżyciu bardzo przeszkadzać.
Geneza odpustów sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to w praktyce spowiedzi pokuta poprzedzała sakramentalne rozgrzeszenie. Pokuty bywały wówczas surowe i długie tak, że pokutnik nieraz nie dożył do rozgrzeszenia. Pokutnik nie mógł w pełni uczestniczyć we Mszy Świętej, lecz po liturgii słowa musiał opuścić kościół i do końca Eucharystii pozostać w przedsionku. Aby złagodzić trudną sytuacje pokutników wprowadzono praktykę, która dawała szansę skrócenia pokuty. Upadły pokutnik, który w czasie prześladowań zaparł się Chrystusa mógł się zwrócić do współbrata, który w czasie prześladowań wiele wycierpiał, ale pozostał wierny Chrystusowi. A ten mógł ofiarować swoje cierpienia, jako część pokuty za nawracającego się i pokutującego współbrata. W ten sposób mógł skrócić jego pokutę np. o kilka miesięcy i o tyle przybliżyć rozgrzeszenie. Kiedy w następnych wiekach samo rozgrzeszenie przesunięte zostało przed pokutę, przestała być ona warunkiem rozgrzeszenia. Zachowano jednak praktykę wysługiwania darowania lub skrócenia kary, tylko że zaczęto to odnosić to do kary czyśćca. Początkowo określano liczbę dni odpustu, czyli darowania kary. Dzisiaj mówi się o odpuście zupełnym lub cząstkowym.
Odpust jest darowaniem kary doczesnej za grzechy zgładzone już co do winy. Odpustów udziela Kościół ze skarbca zasług Chrystusa i świętych. Można je zyskiwać dla siebie albo ofiarować za zmarłych. Uzyskanie odpustu wiąże się z wypełnieniem określonych wymagań: wykluczenie przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet powszedniego, wypełnienie tzw. trzech zwykłych warunków; sakramentalna spowiedź albo stan łaski uświęcającej, przyjęcie Komunii Świętej, modlitwa w intencjach Ojca Świętego (nie chodzi tu o modlitwę w intencji papieża, tylko wsparcie papieża w jego modlitewnych intencjach), może być odmówienie „Ojcze nasz” i „Zdrowaś”, wykonanie czynu obdarzonego odpustem.
Kościół oferuje wiele możliwości uzyskania odpustu. Jednym z nich jest nawiedzenie kościoła w święto tytułu patronalnego. Każdy kościół ma swój tytuł. Np. Kościół św. Krzyża, Kościół świętego Alojzego, Kościół Matki Bożej Wniebowziętej itd. Dla uzyskania odpustu należy nawiedzić kościół, który świętuje dzień swego tytułu. Po wypełnieniu wyżej wspomnianych warunków możemy uzyskać odpust zupełny lub cząstkowy i ofiarować go we własnej intencji lub intencji naszych bliskich zmarłych. I to jest istota odpustów parafialnych. Połączenie jarmarku z odpustem natury religijnej, duchowej sięga czasów średniowiecza. W ważniejsze święta kościelne, a do nich należały odpusty parafialne organizowano jarmarki. I tak do dzisiaj odpust parafialny jednym bardziej się kojarzy z możliwością uzyskania duchowych łask zwanych odpustami, a innym bardziej z jarmarkiem.
