Moc świadectwa wiary

Film „Pasja” bije wszelkie rekordy popularności. Do tego sukcesu przyczyniły się w pierwszej fazie media, które zawzięcie i na różne sposoby atakowały ten film. Dziwne są drogi Opatrzności Bożej, która nieraz ludzkie złe zamiary obraca ku dobremu. Że chodzi tu o dobro, nie mam żadnych wątpliwości. Rozmawiałem z dziesiątkami ludźmi, którzy obejrzeli ten film i prawie wszyscy zgodnie potwierdzają, że jest to film wyjątkowy; zbliża do Chrystusa, pogłębia wiarę, otwiera życzliwie na bliźniego i jest powodem wielu nawróceń. Nie spotkałem zaś nikogo, kto by mówił, że ten film negatywnie wpłynął na jego wiarę, czy spotęgował wrogość wobec bliźniego. Potwierdzają to także dane statystyczne z dyskusji na temat filmu 23 marca na 43 kanale telewizji nowojorskiej: 86% widzów uważa, że jest to film wspaniały, 7% uważa go za bardzo dobry, 6% nie ma większych zastrzeżeń do tego filmu, a tylko nikły procent jest tych, którzy negatywnie odebrali „Pasję”.

Film porusza ludzkie sumienia i to nieraz w sposób bardzo spektakularny, jak to miało miejsce w Richmond. 19 stycznia Matka Ashley Nicole Wilson znalazła córkę martwą w jej pokoju. Lekarze stwierdzili śmierć przez powieszenie. Wydawało się, że dziewczyna popełniła samobójstwo. Przyczyną podjęcia tak tragicznej w skutkach decyzji, miała być niechciana ciąża. Jednak 7 marca 21-letni Dan R. Leach zgłosił się na posterunek policji i przyznał się do zamordowania Ashley, którą znał od wielu lat. Zeznał, że zabójstwa dokonał, gdyż nosiła ona jego dziecko. Leach powiedział również, że do przyznania się do winy skłoniło go obejrzenie „Pasji” Mela Gibsona.

Dzisiaj ten film już sam pracuje na swoją popularność. Zaś nawet najbardziej umotywowana i zjadliwa krytyka tego filmu wypada blado wobec pozytywnego odbioru filmu przez ogromną rzeszę widzów ciągle zapełniających sale kinowe. Niektóre media zaprzestały ataków na film, gdy zauważyły, że swoją krytyka denerwują i obrażają ponad dziewięćdziesiąt procent swoich odbiorców. Jakby w ostatnim momencie odzyskały instynkt samozachowawczy i przestały podcinać gałąź, na której siedzą. A może też zorientowały, że ich najbardziej ostre ataki ponoszą totalną klęskę w konfrontacji z wartościami, jakie prezentuje „Pasja”.

Czym tłumaczyć niezwykłą popularność tego filmu i jego niesamowite oddziaływanie na widza? Odpowiedź na to pytanie widzę tylko jedną. Ten film, który jest wysokiej klasy dziełem artystycznym jest nie tylko grą aktorską, ale świadectwem wiary w Chrystusa, szczególnie Mela Gibsona i Jima Caviezela odtwórcy roli Jezusa. Mel Gibson jest głęboko wierzącym katolikiem. Z pokorą wspomina swoje upadki, które dzisiaj owocuje jeszcze większym przylgnięciem do Boga. Zarówno on, jak i jego rodzina starają się żyć według zasad Ewangelii. Mel prawie codziennie uczestniczy we Mszy św. sprawowanej w prywatnej kaplicy. Msza św. odprawiana jest w języku łacińskim według formularza zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską. Podobnie w życiu Jima wartości ewangeliczne zajmują ważne miejsce. Ojciec Jima mówi, że w jego rodzinie zawsze Bóg, rodzina stały przed karierą i bogactwem. Te wartości rodzice przekazali Jimowi.

Zanim rozpoczęto zdjęcia do filmu Jim powiedział Melowi: „Musimy codziennie uczestniczyć we Mszy św. Zanim wezmę ten krzyż, zanim, wejdzie¬my na plan, ja muszę mieć Najświętszą Eucharystię w sobie (…) Musimy uwa¬żać na słowa. Nie chcę przeklinać, czy się złościć, gdy mam grać Chrystusa”. I rzeczywiście każdego dnia z rana była odprawiana Msza św. dla ekipy filmowej, a atmosfera modlitwy i wiary towarzyszyła twórcom przez cały czas kręcenia filmu. W czasie przerw Mel i Jim spacerowali razem. Wszyscy myśleli, że dyskutują na temat filmu. A później okazało się, jak wyznał Jim, że w tym czasie odmawiali różaniec. I tu tkwi źródło niesamowitego oddziaływania tego filmu na widza. Nie jest to tylko gra aktorska. Jest świadectwo przeżytej wiary w Chrystusa. Bez tej atmosfery nikt nie będzie w stanie nakręcić podobnego filmu, który miałby tak ogromną moc przemiany życia człowieka na miarę obrazu Bożego.

W niedzielę, po Mszy św. podeszła do mnie pracująca studentka Małgorzata Klusek z Maspeth, aby podzielić się swymi wrażeniami z filmu. Mówi, że wybiera się na „Pasję” jeszcze raz, gdyż była w kinie ze swoją koleżanką buddystką, zadającą wiele pytań, które nie pozwalały do końca skoncentrować się na ekranie. W pierwszych minutach nie pada imię Jezus, ale jej koleżanka buddystka od pierwszego momentu rozpoznała postać Chrystusa. Wskazała na aktora grającego tę rolę mówiąc, że to chyba Jezus bo jego twarz jest tak uduchowiona i promieniuje miłością. Po filmie powiedziała do Małgorzaty: „Nie dziwię się, że tak mocno wierzycie. Mając takiego lidera nie może być inaczej”. Porosiła także Małgorzatę, aby zabrała ją do kościoła na Wielkanoc, kiedy będą sprawowane obrzędy liturgiczne uobecniające śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Dla samej Małgorzaty film był ogromnym przeżyciem, to były niepowtarzalne rekolekcje, jak sama mówi ten film zmienił wiele w jej życiu. Małgorzata wspomina zasłyszaną rozmowę dwóch młodych dziewczyn po skończonym seansie. Jedna z nich pyta drugą: „Co trzeba zrobić, aby przejść na tę religię. Jest to wspaniała religia. Bóg stał się człowiekiem, z miłości do człowieka tak wiele cierpiał?”. Może to pytanie stanie się początkiem przemiany ich życia na miarę miłości, która zajaśniała pełnią na drzewie krzyża.

Te i tym podobne przeżycia widzów są najważniejsze, a wszystko inne, to fobie i kompleksy, to polityka i propaganda, manipulowanie i wygrywanie swoich pokrętnych interesów.

Niedziela, 2004 r