Miejsca powrotów

Niedawno wróciłem z Polski. Mam za sobą niezwykle sentymentalną podróż. Wpisuje się w nią pobyt na ojcowiźnie, rodzinnym domu. Biały dom tonący w kwiatach i zieleni. Stała przystań, duchowego, wiecznego domu, z którego wyłaniają się uśmiechnięte i życzliwe twarze rodziców, dziadków… i dziesiątki anielskich promyków światła. Kustoszem tego sanktuarium jest brat z żoną. Zachowują to co stare w nowoczesnym wydaniu.

Na poddaszu tego domu jest mój pokoik, który 45 lat temu przy pomocy rodziców wykończyłem drewnem z rodzinnego lasu. Na ścianach i suficie rozpoznaje sosny, jodły, topole, olchy, lipy które kiedyś tętniąc życiem pięły się ku słońcu. A dziś przechowują zasuszone wspomnienia, które tętnią w moich wspomnieniach cudownymi kolorami życia.

W czasie ostatniego pobytu w Polsce postanowiłem poszerzyć pokój moich wspomnień. Zachowałem stare elementy, dodając nowe. Trzeba było uporządkować nową przestrzeń do zagospodarowania. W czasie tej czynności odnajdywałem wiele pamiątek po rodzicach i rodzinie, po mojej młodości. Tata był zapalonym czytelnikiem. Jak na tamte czasy, w moim domu było wiele książek i gazet. Odnalazłem sterty gazet i książki nadszarpnięte zębem czasu. A w międzyczasie myszy delektowały się lekturą tych gazet. A jak wiemy po ich lekturze gazety, książki nadają się tylko do wyrzucenia.

Odnalazłem także stare łóżko po rodzicach. Nie zdążyłem go odnowić. Zaczeka do następnego mojego przyjazdu. Ale już teraz nad łóżkiem zaplanowałem okno w dachu. Będę przez nie spoglądał na nocne niebo pełne gwiazd. Najważniejsze gwiazdy znam po imieniu. Zapoznawał mnie z nimi tata, gdy drabiniastym wozem wracaliśmy późnym wieczorem z pola do domu. Tata poganiał siwka batem, a ja wygodnie leżałem na snopkach zboża i słuchałem opowieści o niesamowitym świecie gwiazd. Te opowieści ocierały się o tajemnicę Stwórcy tego bezkresnego piękna.

Wśród tych zapomnianych rzeczy odnalazłem spory zbiorek moich młodzieńczych wierszy. Tak, tak, jak wielu młodych marzyłem, aby zostać wielkim poetą.  To marzenie zamknąłem w szufladzie. Dla sprawdzenia swoich możliwości poetyckich posłałem kilkanaście z tych wierszy do prasy.  Zostały opublikowane. Ale w tej dziedzinie nadal szuflada ma najwięcej do powiedzenia.  Została proza życia, no może z poetyckimi porywami.

Z odnalezionego zbiorku młodzieńczych wierszy zacytuje jeden z nich „Miejsce”. Zachęcam do czytania go z przymrużeniem oka.

Jak oszalały biegam

i miejsca swego szukam

Skaczę w otchłań

szczyty zdobywam

Słońce chłonę

i w mroku ginę

Szukam i nie znajduję

biegnę dalej

Grób nadziei

krąg zamyka

Biegnę dalej

i miejsce światła

w oddali odkrywam

Do tego Światła biegniemy całe życie, a jego przebłyski możemy odnaleźć w domu, który na początku namalowałem.  Możemy odnaleźć swoje miejsce, który zostaje na zawsze w naszym sercu i towarzyszy nam w drodze na spotkanie Światła, które jest miejscem pełni naszego życia.

W przypadku kapłana jest takie drugie bardzo ważne miejsce. A mianowicie wspólnota wiary przybierająca kształt parafii, diecezji, całego Kościoła, czy jakiejś Wspólnoty wierzących. Po trzydziestu katach pracy duszpasterskiej w diecezji Brooklyn odwiedziłem moją rodzinną archidiecezję Lublin.

W przyszłym roku osiągnę wiek emerytalny w związku z tym odwiedziłem Ordynariusza archidiecezji Lublin. Jego serdeczne i życzliwe przyjęcie upewniło mnie, że odnalazłem drugie, bardzo ważne miejsce w moim życiu. Doszedłem do niego wspomnieniem lat seminaryjnych i liturgią święceń kapłańskich w katedrze archidiecezji lubelskiej. Niejako ukonkretnieniem tego miejsca były słowa Arcybiskupa: „Jak chcesz, to możesz wrócić. Znajdziemy ci mieszkanie i możesz pracować dla naszej archidiecezji”.

Niezależnie od czasowego miejsca zatrzymania odnalazłem dwa miejsca stałych powrotów i poczucia, że są to moje miejsca, które bardzo mocno wpisują się w moją drogę do miejsca Wszechogarniającej Światłości.