„Miałeś chamie złoty róg”

Z datą 9 lutego 2005 roku Kuria Biskupia diecezji Brooklyn opublikowała dokument o planie reorganizacji szkół katolickich w 26 parafiach Queensu i Brooklynu w Nowym Jorku. Reorganizacja ta jest prawie równoznaczna z zamknięciem 26 szkół. Dwie z nich, to szkoły przy polonijnych parafiach św. Krzyża na Maspeth i św. Stanisława Biskupa i Męczennika na Ozone Park. Powód zamknięcia szkół i próby ich ratowania prawie we wszystkich przypadkach są jednakowe, stąd też odwołując się do doświadczeń z parafii św. Krzyża na Maspeth, w której pracuję można pokusić się na zobrazowanie tego problemu w skali całej diecezji

Zasadniczy powód zamknięcia szkół jest natury finansowej. Po prostu brak pieniędzy. Kuria diecezjalna, przez ostatnie dwa lata udzielała naszej szkole pomocy w wysokości 175 tys. dol. rocznie. Pomoc diecezji dla wszystkich upadających szkół w ostatnim roku wyniosła 7 milionów dolarów. Otrzymując pomoc byliśmy świadomi, że nie może ona trwać w nieskończoność, bo diecezja ma też ograniczone możliwości finansowe. Przez ostatnie dwa lata ks. proboszcz Piotr Zendzian ciągle o tym przypominał w listach do parafian i ogłoszeniach. Mówił wprost, jeśli nie zdobędziemy dodatkowych funduszy nasza szkoła będzie zamknięta. Aby zdobyć pieniądze na ten cel, wraz z najaktywniejszymi rodzicami dzieci z naszej szkoły organizowaliśmy różnego rodzaju imprezy. Ponadto rodzice deklarowali dodatkowe opłaty. Była to jednak kropla wody w morzu potrzeb. Jedynym ratunkiem dla szkoły było zwiększenie liczby uczniów, których ciągle ubywało. W okresie ostatnich 5 lat nasza szkoła straciła ponad 100 uczniów i liczy obecnie tylko 151. Zaś w całej diecezji ubyło w szkołach katolickich około 11 000. W obecnej sytuacji, czterdziestu nowych uczniów ocaliło by przed zamknięciem szkołę św. Krzyża. Przez dwa lata ks. proboszcz Piotr Zendzian nawoływał do zapisywania się do szkoły. Stosowano także różnego rodzaju zachęty min. oferowano duże zniżki w opłatach za szkołę tym rodzicom, którzy skutecznie zachęcą swego sąsiada, znajomego do zapisania swoich dzieci do naszej szkoły.

Widząc jednak jak sytuacja finansowa szkoły nie poprawia się byliśmy świadomi, że czas jej zamknięcia zbliża się nieuchronnie. Wielu jednak nie dowierzało. Czy to możliwe, że szkoła zbudowana tak ogromnym wysiłkiem pierwszych polskich emigrantów na Maspeth, prawie 100 lat temu może przestać istnieć. A jednak stało się. Był to szok dla tych, którzy przewidywali zamknięcie szkoły jak i tych, którzy niedowierzali. Płakali rodzice, dzieci, nauczyciele. Pozostał psychiczny niesmak. Tyle pokoleń utrzymywało tę szkołę, która tętniła także polskością, aż przyszło to ostatnie roku 2005 i zaprzepaściło kawał polskiego i chrześcijańskiego dziedzictwa.

Chwała tym, którzy roniąc łzy do ostatniej chwili walczyli i ponosili ofiary, aby ratować tę szkołę. To oni zorganizowali w ostatni poniedziałek 14 lutego zebranie. Sala szkolna wypełniła się po brzegi. Przybyły ekipy telewizyjne, dziennikarze. Obecny był także ks. prałat Michael Hardiman, odpowiedzialny za szkolnictwo katolickie w naszej diecezji. Uczniowie trzymali plakaty z napisami: „Myślcie o swoich dzieciach, a nie o portfelach”, „Nie zamykajcie naszego drugiego domu” itp. Przebieg spotkania był bardzo emocjonalny i burzliwy. Dramatycznie szukano rozwiązań, które by ocaliły szkołę. Nawet najmniej realistyczne pomysły ocalenia szkoły wywoływały ogromny aplauz, szczególnie wśród uczniów. Jednak żaden z tych pomysłów nie dawał pewności, że zgromadzimy wystarczające fundusze, łącznie z pomysłem usunięcia sióstr zakonnych z parafii i sprzedania lub wynajęcia budynku, w którym mieszkają. Tu dodam, że siostry Nazaretanki zakładały tę szkołę i przez długie lata ją prowadziły. Ostatecznie przedstawiciel Kurii biskupiej zgodził się na miesiąc zwłoki. Jeśli przedstawimy realne plany zgromadzenia wystarczających funduszy, szkoła ocaleje. Wydaje mi się jednak, że mimo najlepszych chęci nie będzie to takie proste. Obym był złym prorokiem.

Nie obyło się także bez szukania winnych takiego stanu. Niektórzy, stosując pewne uproszczenia wskazywali na Kurię biskupią, bo stamtąd wyszła decyzja zamknięcia szkół. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. W ubiegłym roku prezydent George Bush powiedział do uczestników uroczystości obchodów stulecia Amerykańskiego Stowarzyszenia Wychowawców Katolickich: „Szkoły katolickie stanowią wzorzec dla wszystkich placówek edukacyjnych w USA”. Zapowiedział także finansowe ich wsparcie. Jak się okazuje są to puste słowa, nadające się na bankiety, a które w życiu nic nie znaczą.

Wsparcie szkół katolickich ze strony państwa to nie jest gest charytatywny, ale akt sprawiedliwości. Rodzice, którzy posyłają swoje dzieci do szkoły katolickiej płacą podatki na edukacje, ale nie otrzymują z tych podatków ani centa na kształcenie swoich dzieci. Ich pieniądze są marnotrawione w szkołach publicznych, świadomie używam słowa „marnotrawione” ponieważ kształcenie w szkołach publicznych jest około pięć razy droższe niż w szkołach katolickich i w dodatku szkoły publiczne niejednokrotnie prezentują niższy poziom. Rodzice dzieci ze szkół katolickich płacą w całości za kształcenie swoich dzieci. Co więcej, nie mogą nawet odpisać od podatków pieniędzy wydanych na kształcenie swych dzieci w szkołach katolickich. Uczniowie w szkołach publicznych otrzymują posiłki min. za pieniądze rodziców, którzy posyłając swoje dzieci do szkół katolickich muszą przygotowywać dla nich kanapki. Pomijam zawiłości prawne, odwołuje się zdrowego poczucia sprawiedliwości. Jest to krzycząca niesprawiedliwość, która godzi także w wolność człowieka. Rodzice dzieci ze szkół katolickich nie mają swobodnego prawa wyboru kształcenia swego dziecka. Jeśli chcą kształcić swoje dziecko za własne pieniądze, które płacą na szkolnictwo w ramach podatków muszą posyłać swoje dzieci do szkoły publicznej.

W czasie dyskusji na ten temat jeden z moich rozmówców powiedział, że takie jest prawo amerykańskie i tego mamy się trzymać. Odpowiedziałem, że powinien dodawać: idiotyczne prawo amerykańskie. Do nie dawna obowiązywało w Stanach Zjednoczonych prawo segregacji rasowej, ale to wcale nie znaczy, że było sprawiedliwe. Wiele krajów potrafi sprawiedliwie dysponować pieniędzmi podatnika na edukację. Jeśli rodzice posyłają dziecko do innej szkoły niż publiczna, to ich pieniądze z podatków trafiają do tej szkoły. Mając to na uwadze można tylko ubolewać, że nikt nie poruszył tego problemu na poniedziałkowym spotkaniu, i że niema protestujących rodziców przed siedzibami władz państwowych, uchwalających dyskryminacyjne ustawy.

Ale czy to jedyni winni? Nie sądzę. Podobny system prawny funkcjonował w Stanach dawniej, a mimo to szkoły katolickie , w tym szkoła św. Krzyża funkcjonowały bardzo dobrze. Fakt, że teraz w Stanach Zjednoczonych z dnia na dzień ludziom żyje się coraz gorzej, ale jeszcze gorzej było przed II Wojną Światową w czasie tak zwanej wielkiej depresji, a mimo to szkoła św. Krzyża nie upadła. Problem leży gdzie indziej. W świadomości Polonii nastąpiło pewne przewartościowanie. Często rodzice stawiają na pierwszym miejscu inne wartości niż wychowanie dziecka w duchu wartości ewangelicznych i polskich. Chociaż bywają sytuacje, że rzeczywiście nie stać rodziców na opłacenie katolickiej szkoły. Generalizowanie tej oceny byłoby jednak dla wielu krzywdzące. Rozmawiałem z wieloma osobami, które posłały swoje dzieci do innej szkoły katolickiej, czy publicznej. Mieli oni swoje racje, ale nie jestem do końca pewien, czy są one na tyle wystarczające, aby usprawiedliwiały rezygnację ze szkoły św. Krzyża, która to rezygnacja przyczyniła się po części do jej zamknięcia. Zamknięcie szkoły św. Krzyża odbije się także negatywnie na liczącej ponad 500 uczniów sobotniej szkoły kultury i języka polskiego w naszej parafii. Po upadku szkoły parafialnej ciężar utrzymania budynków w głównej mierze spadnie na polską szkołę. Opłaty mogą wzrosnąć nawet kilkakrotnie. I czy wtedy będzie wszystkich stać na tę szkołę?

Wdaje mi się jednak, że zamiast polować na winnych lepiej zapytać samego siebie, powinny to także zrobić gazety polonijne: Co zrobiłem, aby ratować katolickie szkoły, które przy parafiach polonijnych są także miejscem krzewienia i kultywowania tradycji i kultury polskiej. Po uczciwym rachunku sumienia wielu odkryje, że Wyspiański w „Weselu” pisał o nich: „Miałeś chamie złoty róg, ostał ci jeno sznur”.

Kurier Plus