|

Dzień zaduszny Rok C

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE 

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przybędę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”. Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,1-6).

Rodzice Andrzeja zmarli, gdy miał on kilka lat. Małym chłopcem zaopiekowała się jego ciocia, która była dla niego czuła jak matka. Po osiągnięciu dojrzałości Andrzej opuścił dom swego dzieciństwa, utrzymując nadal żywy kontakt z ciocią. Pewnego dnia otrzymał od niej list. Była poważnie chora i obawiała się śmierci. Andrzej przed przyjazdem do niej napisał list tej treści: „Minęło już trzydzieści pięć lat od chwili, gdy jako sześcioletni chłopiec zostałem sam na świecie, czułem się samotny i zgubiony. Ty powiedziałaś, że twój dom będzie moim domem, a ty będziesz mi matką. Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy jechałem do ciebie. Pamiętam także moje rozczarowanie, gdy przyjechał po mnie Michał, jeden z twoich pracowników, a nie ty, jak się spodziewałem. Pamiętam łzy i lęk, jakie towarzyszyły mi, gdy Michał pomagał mi wsiąść do wysokiej bryczki. Jechałem do nowego domu. Zapadła już noc, gdy dojeżdżaliśmy do celu. Z lękiem zapytałem Michała, czy ty nie będziesz już spać, gdy ja przyjadę. „O nie, z pewnością będzie czekać na ciebie”- odpowiedział Michał. Gdy byliśmy na miejscu, zobaczyłem światło w jednym oknie. To było okno twojego pokoju. Dokładnie pamiętam ciebie, czekającą na mnie we drzwiach domu; otwarłaś szeroko swoje ramiona i mocno mnie przycisnęłaś. Poczułem się wtedy bezpieczny, znalazłem w tym uścisku ukojenie bólu. Następnie podałaś mi gorącą zupę, która czekała na mnie na rozpalonym piecu. Po kolacji zaprowadziłaś mnie do pokoju dla mnie przygotowanego. Razem ze mną modliłaś się. A potem siedziałaś przy mnie aż usnąłem. Dlaczego wspominam te wydarzenia? Prawdopodobnie, w niedługim czasie, Bóg zawoła cię do swego domu. Chcę ci powiedzieć, żebyś nie lękała się tej nieznanej podróży, oraz ciemnego posłańca śmierci. Bogu możemy ufać. Możesz być pewna, że Bóg zrobi dla ciebie to, co ty zrobiłaś dla mnie wiele lat temu. Na końcu swej drogi znajdziesz miłość i otwarte ramiona. Bóg otoczy cię swoją opieką. Ja zaś będę pamiętał i modlił się za ciebie. Kiedyś ja również odbędę taką samą podróż, a u jej kresu ty będziesz czekać na mnie, aby mnie przywitać w drzwiach bożego domu”.

Myśli o ludzkim życiu i jego przemijaniu, nieodłącznie nam towarzyszą, gdy w Dzień Zaduszny, najczęściej pochmurny i chłodny, wędrujemy cmentarnymi alejkami. Krajobraz naszych myśli tak bardzo jest podobny do jesiennego krajobrazu przyrody. Milkną ptaki, zamiera życie, butwiejące liście szeleszczą pod nogami. Wydaje się, że świat naszych zmarłych przemija także bezpowrotnie. A jednak palimy znicze, przynosimy kwiaty, a zatem nie jesteśmy pogodzeni z ich przemijaniem, oni żyją w naszej pamięci. Co więcej szepczemy ciche modlitwy, które niosą nasze myśli hen, gdzieś daleko, poza horyzont ziemskiej rzeczywistości. Dosięgają Boga, w którym rozpoznają Pana życia i śmierci. W Nim odkrywają także najpełniejszą prawdę o życiu, które trwa mimo śmierci. Ze zmarłymi idziemy razem, choć po różnych stronach życia. Łączy nas miłość, której słowa są teraz może bardziej gorące, niż wtedy, gdy nie dzieliła nas bariera śmierci. Wspólnotę tych, co żyją na ziemi i tych, co odeszli do Pana Kościół nazywa świętych obcowaniem. Dzień Zaduszny przypomina nam tę tajemnicę i wzywa do modlitwy w intencji tych, którzy są po drugiej stronie życia.

Zdarzenie, które opisałem na wstępie, tak mądrze i prosto ujmuje prawdę o ludzkim życiu. W naszej ziemskiej podróży, pośród niepokojów, osamotnienia i lęków Bóg daje nam pewność, że u kresu tej drogi jest On; czeka na nas z otwartymi ramionami, w których odnajdziemy pokój i radość. Wraz z Nim czekają nasi bliscy, którzy poprzedzili nas w tej pielgrzymce. Ale ta rzeczywistość była naszym udziałem musimy mieć otwarte ramiona dla ludzi zagubionych i nieszczęśliwych. Tak jak w tej historii przytoczonej na wstępie.

Wiara w świętych obcowanie nie jest efektem naszych pobożnych życzeń. Chrystus mówi: „Niech się nie trwoży serce wasze. (…) W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. (…) Idę przygotować wam miejsce.” A gdy dla wielu te słowa wydają się zbyt trudne, Chrystus dodaje:, “Jeśli moim słowom nie wierzycie, to wierzcie moim czynom.” A czyny były wielkie. Do Łazarza, który kilka dni spoczywał w grobie mówi: „Wyjdź z grobu”, i Łazarz wychodzi. Także sam po trzech dniach powstaje z grobu. A tym, co wątpili w Jego zmartwychwstanie każe dotykać ran na swoim ciele, aby i oni uwierzyli.

Chrystus jest spełnieniem ludzkich oczekiwań i wypełnieniem proroctw zawartych w Księgach Starego Testamentu. Biblijny Job mówi: „Któż zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić? Żelaznym rylcem, diamentem na skale je wyryć na wieki? Lecz ja wiem. Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i oczyma ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę”.

PODRÓŻE PAMIĘCI

Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych w kalendarzu liturgicznym Kościoła Katolickiego wypada 2-go listopada. Wspominamy tych, którzy odeszli do wieczności, modlimy się za nich, zapalamy znicze i kładziemy kwiaty na ich grobach. Moje osobiste przeżywanie Zaduszek związanie jest z dwiema datami. Pierwsza, to dzień liturgicznego wspomnienia zmarłych. Druga wypada w lecie, wtedy to wyjeżdżam na wakacje, które z reguły spędzam w Polsce.

W czasie wakacyjnych dni idę na parafialny cmentarz. W modlitewnej zadumie staję nad grobami bliskich i znanych mi osób. Zapalam znicze, kładę kwiaty, które latem tak szybko więdną. Najważniejsza jest jednak podróż duchowa, jaką odbywam w czasie wędrówki po tym cmentarzu. Docieram pamięcią do lat mojego dzieciństwa. Dostrzegam tam wiele życzliwych i uśmiechniętych twarzy, których nie spotykam już na wiejskim gościńcu. Oni są tu, ich ziemskie życie jest zamknięte między dwiema datami wyrytymi na krzyżu. Biegnę pamięcią przez lata, i widzę coraz więcej znajomych twarzy wyłaniających się spoza cmentarnych krzyży. W miarę ich przybywania uświadamiam sobie, że coraz krótszy jest czas, dzielący nas od ponownego spotkania w nowej rzeczywistości. Bo groby znaczone krzyżami, to znaki nie tylko rozstania, ale przede wszystkim znaki ponownego spotkania w Bogu. Cmentarz parafialny to cząstka mojej małej ojczyzny, ale jakże drogiej.

Nie mniej droga jest mi ojczyzna, której na imię jest Polska. Jest tam wiele cmentarzy. W czasie wakacyjnych wędrówek odwiedzam zazwyczaj cmentarz na warszawskich Powązkach. Historia pisana mogiłami na tym cmentarzu jest także moją historią. Nie znam osobiście ludzi spoczywających tu. Znam ich z książek, prasy, radia czy telewizji. Kształtowali oni historię Polski, a w niej i ja wzrastałem. Stąd też sentyment i nostalgia, jaka rodzi się w cieniu drzew warszawskich Powązek.

Ze względu na usytuowanie, zaczynam swoją wędrówkę od alei zasłużonych, którą w duchu nazywam aleją zbankrutowanej ideologii. Spoczywają na niej najczęściej wyznawcy marksizmu i leninizmu, którzy z wielkim „poświęceniem” przez pięćdziesiąt lat budowali Polskę Ludową. Aleja ta wygląda trochę na zaniedbaną. Na monumentalnych pomnikach widać napisy jakby żywcem zdjęte z komunistycznych plakatów propagandowych. Spoczywający na tej alei całe swoje życie poświęcili służbie zbankrutowanej ideologii. Czy możemy, zatem ich nazwać bankrutami? Zmarli są w ręku Boga i sąd do Niego należy. Bóg patrzy w ludzkie serce i widzi w nim każdy okruch dobra.

Jednak krzywda wyrządzona przez niektórych „zasłużonych” jest nieraz tak bolesna, że ściąga na nich ludzką nienawiść sięgającą poza grób. Np. poza aleją zasłużonych jest grób Cyrankiewicza. Wielu pamięta jego wypowiedź o obcinaniu rąk każdemu, kto podniesie je na władzę ludową. Na pomniku widać ślady zniszczenia. Ktoś chciał wymierzyć sprawiedliwość po śmierci, na swój sposób.

Jakże odmienne rodzą się uczucia, gdy przechodzę przez kwaterę żołnierską. Proste, zwykłe krzyże, na których zawieszony jest hełm. Spoczywają tu bardzo młodzi ludzie. Żadnych haseł na krzyżach. Patrząc na te krzyże serce samo zaczyna się modlić. Spoczywają tu ludzie, którzy ze szczerej miłości do Ojczyzny oddali swoje życie, nic w zamian nie oczekując.

Idę dalej. Niektóre kwatery cmentarza wyglądają jak plac budowy. Powstają nowe pomniki, bohaterów sprzed kilkudziesięciu lat. Skazani byli przez władzę ludową na milczenie i zapomnienie. Stało się jednak inaczej. Prawda zwycięża. Wyłaniają się z kamienia pomniki AK, najpotężniejszej armii Polski podziemnej, ofiar Katynia i sybiraków. Świeże kwiaty przy tych pomnikach i płonące znicze mówią o żywej pamięci i czci narodu oddawanej prawdziwym bohaterom.

Na koniec zostawiam groby poetów, pisarzy, piosenkarzy. Prawie każdy z nich ma swoje odniesienie do mojego życia. Patrząc na ich nagrobki, odżywają w mojej pamięci niezapomniane strofy wierszy, melodie i słowa prozy, które zapadły głęboko na dno mojego serca. W czasie ostatnich wakacji zatrzymałem się dłużej w katolickiej części Powązek, nad grobem Agnieszki Osieckiej. Było to kilka tygodni po jej pogrzebie, nie zdążyły jeszcze zwiędnąć wieńce pogrzebowe i wypalić się znicze. Tam doświadczyłem, jak teraźniejszość staje się historią, ale historią, która ciągle żyje nie tylko w poezji i piosence, żyje w świecie tak samo realnym, jak te ptaki śpiewające nad moją głową, tak samo realnym tylko, że wiecznym. (z książki Ku wolności ).