Czas kolędowania

Od wieczoru wigilijnego aż do Uroczystości Trzech Króli przeżywano w polskiej tradycji tzw. „święte wieczory”. Był to czas rodzinnych i przyjacielskich spotkań, które wypełnione były ciepłem, miłością i tajemnicą emanującą ze stajenki betlejemskiej. Czas dwunastu dni inaczej dwunastnica nazywany był Godnimi świętami. Skąd wzięła się ta nazwa? Dawni Słowianie na określenie roku używali słowa „god”. Tą nazwą określano okres przejściowy między nowym a starym rokiem. W tym czasie miało miejsce przesilenie zimowe. Dzień stawał się dłuższy a noc krótsza. Były to niejako narodziny słońca i zwycięstwo światła nad ciemnością. Ta idea jak ulał pasowała do Świąt Bożego Narodzenia. Chrystus przyszedł na ziemię, jako światło, to w Nim świtało zaczęło zwyciężać ciemność grzechu i śmierci. Stąd też do dziś święta Bożego Narodzenia nazywa się Godnimi Świętami lub po prostu Godami. Nazwa Dwunastnica wskazuje na dwanaście dni jej trwania. Gody zaczynają się w dzień Bożego Narodzenia i trwają do uroczystości Trzech Króli. Każdy dzień odpowiada poszczególnemu miesiącowi roku. Dni dwunastnicy miały w polskiej tradycji nieco magiczny charakter. Zapowiadały pogodę oraz nasze powodzenie w różnych sferach życia na kolejne miesiące roku. Na przykład, jeżeli dobrze przeżyliśmy dzień św. Szczepana, to możemy być pewni, że taki będzie dla nas cały luty. Dla tego też każdy starał się przeżyć kolejne dni dwunastnicy jak najlepiej i jak najmądrzej. Pomijając magiczny wymiar mijających dni dwunastnicy, odkryjemy bardzo mądrą myśl zawartą w tych zwyczajach. A mianowicie, tak jak przeżyjemy jeden dzień, jeden miesiąc, jeden rok i całe nasze życie, taka będzie nasza wieczność.
Okres Godnich Świąt to czas nie tylko rodzinnych spotkań, ale także czas kolędowania. Jak już wcześniej wspomniałem, w moich rodzinnych stronach kolędowanie zaczynało się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Pierwszy dzień zbyt święty i zbyt rodzinny, aby pozwolić sobie na przyjmowanie, czasami zbyt frywolnych kolędników. Nieodłącznym atrybutem kolędników była gwiazda. Nieraz już w Adwencie rozpoczynały się nad nią prace. Często do jej budowy używano obręczy z sita lub przetaka. Na tej drewnianej konstrukcji mocowano pozostałe elementy gwiazdy. Gwiazda koniecznie musiała świecić. Dawniej umieszczano w niej zapaloną świecę. Za moich czasów świeczkę wymieniliśmy na żarówkę i baterię. Co usprawniło nasze kolędowanie i zwiększyło bezpieczeństwo przeciwpożarowe. Gwiazda powinna się obracać. Wykonanie takiej gwiazdy wymagało więcej pracy, ale warto było się natrudzić, bo podnosiło to atrakcyjność i konkurencyjność grupy kolędniczej. A to z kolei owocowało większymi datkami. A trzeba wiedzieć, że w tym okresie kolędników było zatrzęsienie. Gwiazdę osadzano na wysokim kiju, aby była widoczna z daleka i wyglądała jak jedna z tych na niebie. Piękna i jasna gwiazda kolędnicza pośród zimowej nocy i wirujących płatków śniegu przywodziła na pamięć gwiazdę betlejemską, narodzenie Jezusa i stwarzała niepowtarzalny nastrój radości, pokoju i ciepła, który otwierał na oścież wiejskie chaty.
Gwiazda przewodziła różnym grupom kolędniczym. Kolędnicy najczęściej przebierali się za postacie z szopki betlejemskiej. Radośnie śpiewając kolędy nie zapominali o datkach, o które upominali się tymi lub podobnymi słowami: „Winszujemy was, panie gospodarzu, tym Panem Jezusem w żłóbeczku na wianeczku. Winszować nie przestaniemy, dopóki kolędy nie dostaniemy”. Dawniej dawano kolędnikom żywność, a w późniejszych czasach pieniądze. W zależności od wielkości datku, z mniejszym lub większym entuzjazmem kolędnicy dziękowali i winszowali tymi słowami: „Za kolędę dziękujemy. Zdrowia szczęścia wam życzymy. Żebyście długo żyli, a po śmierci w niebie byli”. Szczególnymi względami kawalerskich kolędników cieszyły się domy, w których były panny na wydaniu. Wyśpiewywali oni najczęściej pod oknami swoje kolędowe serenady. Życzenia kolędnicze i stroje kolędników zmieniały się w Nowy Rok. W mieszkaniu pojawiał się przygarbiony, w porwanych szatach Stary Rok, i gdy usiłował kolędować wpadał do izby młody, elegancko ubrany Nowy Rok. Okładał kijem starego, przepędzał go z domu, śpiewał z innymi kolędnikami kolędę „Nowy Rok bieży” i winszował domownikom: „Na szczęście, na zdrowie na ten Nowy Rok, żeby się Wam rodziła kapusta i groch. W każdym kątku po dzieciątku, a na piecu troje. Które będzie najładniejsze, to będzie moje”. Zaś skąpcy słyszeli słowa: „Wiwat, wiwat już idziemy za kolędę dziękujemy. Będziemy wnet ogłaszali, że tu skąpcy nic nie dali. Hej kolęda! Hej kolęda!”
Najbardziej barwni i oczekiwani przez dzieci byli kolędnicy, którzy odgrywali tragikomedię z ostatnich dni Heroda. Była tam cała Święta Rodzina, był diabeł, który swym strojem i diabelskimi widłami niejednego dzieciaka przestraszył, była śmierć, która pastwiła się nieszczęśliwym Herodem za jego zbrodnie. Diabeł poszturchiwał widłami Heroda i mówił: „Mój Herodku, za twe zbytki, chodź do piekła boś ty brzydki”. Nie brakowało też Żyda, któremu zdrowo się obrywało, była koza i turoń, który kłapał wielką paszczą wyłożoną czerwonym suknem. W tym czasie niektórzy chodzili z szopką. W specjalnej skrzynce była oświetlona cała szopka betlejemska. Czasami postacie szopki były ruchome. Istny teatr kukiełkowy. Okres kolędowania w mojej wiosce najczęściej kończył się w Uroczystość Trzech Króli. Ostatni kolędnicy byli przebrani za trzech króli, mędrców, którzy przynieśli Jezusowi dary do Betlejem. W tym dniu obowiązkowo trzeba było kolędować z gwiazdą, bo przecież to ona zaprowadziła trzech króli do Betlejem, do stajenki, gdzie rozpoznali w Jezusie obiecanego Mesjasza i złożyli Mu dary mirrę, złoto i kadzidło. Ten cały godowy folklor pięknie uzupełniał i przybliżał tajemnicę wcielenia Syna Bożego.
W tym czasie kapłani rozpoczynali wizytę duszpasterska, zwaną także kolędą. Parafia to wielka rodzina. Spotkania kolędowe lepiej poznać się wzajemnie oraz uświadamiały, że rodzina jest kościołem domowym. Dawniej kapłan po kolędzie przepytywał z pacierza i katechizmu nie tylko dzieci, ale i dorosłych, stąd porzekadło ludowe: „Oj, przyszedł ksiądz po kolędzie. Co to będzie, co to będzie?” A ponad to wypadało coś ofiarować temu niecodziennemu „kolędnikowi”.
