Brooklyńska Matka

W czasie towarzyskiego spotkania w parafii Matki Bożej Częstochowskiej i św. Kazimierza w Brooklynie ks. Sergiej odebrał telefon, i jak zrozumieliśmy, na pytanie, gdzie teraz przebywa odpowiedział: „U matki”.  Spojrzeliśmy na niego, bo przecież jego matka mieszka na Ukrainie. Ks. Sergiej znacząco się uśmiechnął i wyjaśnił, że chodzi o Matkę Bożą Częstochowską, która już ponad sto lat w sposób szczególny okryła płaszczem ten skrawek nowojorskiej ziemi i zasiadła na tronie w Jasnogórskiej Ikonie w głównym ołtarzu kościoła pod jej wezwaniem. Pierwsi emigranci zakładali tę parafię i budowali kościół, zawierzając to ogromne dzieło Matce Bożej Częstochowskiej. Zaprosili niejako Jasnogórską Królową, aby im królowała nie tylko w świątyni, ale ogarnęła matczyną opieką ich domy, ulice, całe rodziny. Można powiedzieć, że wszystko zawierzyli Matce Bożej. Dlatego też ten skrawek nowojorskiej ziemi jest szczególnym dziedzictwem Królowej Polski i miejscem szczególnych łask spływających na wiernych.

W roku 1980 przyłączono do tej parafii sąsiednią, upadająca parafię polonijną pod wezwaniem. św. Kazimierza. Była to najstarsza parafia polonijna w tej części Nowego Jorku. W tym połączeniu możemy dopatrywać się bożego zamysłu. Św. Kazimierz był wielkim czcicielem Matki Bożej. Do trumny kazał sobie włożyć tekst pięknego hymnu maryjnego „Omni die dic Mariae”, który zaczyna się słowami: „Duszo moja, rzecz to twoja, / Codzień Maryję sławić. / W jej dniach świętych, w sprawach wziętych / Nabożeństwem się bawić”. Po tym połączeniu mamy podwójny powód, aby parafię Matki Bożej Częstochowskiej nazywać matką wszystkich kościołów polonijnych w diecezji Brooklyn. Po pierwsze jest to najstarszy kościół w Nowym Jorku pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej i po drugie; po połączeniu z parafią św. Kazimierza jest to najstarsza parafia polonijna w tej diecezji. I tak jest odbierana przez wiernych, którzy pokonują długa drogę, aby pokłonić się Matce Bożej Częstochowskiej w Ikonie brooklyńskiej świątyni.

Pewnego dnia, po Mszy św. zagadnąłem jedną z kobiet, jak daleko mieszka od kościoła Matki Bożej Częstochowskiej i św. Kazimierza. Odpowiedziała, że na sąsiedniej wyspie Staten Island, i że przesiada się trzy razy, aby dojechać na Mszę św. Zapytałem, dlaczego wybrała tę świątynię, przecież po drodze mija inne kościoły polonijne. „Bo tu jest nasza Matka. Tu czuję jej szczególną obecność” – odpowiedziała. Dalej nie pytałem, bo wiedziałem, co ma na myśli. Od pierwszej myśli, od pierwszego dokumentu, od pierwszej cegły położonej pod budowę tej świątyni wszystko było poświęcone Królowej Polski. Ta ziemia stawała się świętą ziemią, nie tylko przez trud pierwszych emigrantów, ale przez szczególną obecność Matki Bożej. Od ponad sto lat Matka Boża w cudownym obrazie czeka na swoje dzieci, aby wskazywać na swego Syna, mówiąc, jak w Kanie Galilejskiej: „Cokolwiek Wam każe Syn mój, czyńcie„.

Innym razem po Mszy św. przyszła do zakrystii ciemnoskóra młoda dziewczyna. Piękna jak miss świata. Prosiła o błogosławieństwo przed podróżą. Wybierała się do Polski. Głównym celem tej pielgrzymki była Częstochowa. Chciała pokłonić się Matce Bożej Częstochowskiej, niejako w jej jasnogórskim domu.  Przyjechała do naszej, brooklyńskiej świątyni z bardzo daleka, z wyspy Long Island. Tu trzeba dodać, że Matka Boża Częstochowska odbiera szczególną cześć wśród ciemnoskórych wyznawców Chrystusa. Obrali ją za swoją Matkę, bo jej obraz jest ciemny. Każdy z nich, jeśli nie śpiewa, to na pewno rozumie słowa pieśni maryjnej: „Czarna madonno”. Na niektórych Mszach ciemnoskórych jest więcej niż białych. Ciemnoskórzy wierni okazują swoją miłość to Matki Bożej Częstochowskiej w sposób bardzo spontaniczny. Płaczą, padają krzyżem, dotykają obrazu, przynoszą całe naręcza kwiatów, głośno rozmawiają z Matką Bożą, śpiewają a inni biją im brawa. Kiedyś po mszy usłyszałem w kościele cudowny śpiew Ave Maryja. Okazało się, że to znana śpiewaczka przyszła do świątyni, aby wyśpiewać swoje dziękczynienie Matce Bożej Częstochowskiej.

W czasie dorocznego odpustu, podczas procesji niesiony jest obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Z kościoła wynoszą go panie polskiego pochodzenia, ale na zewnątrz nie da się opanować żywiołu czarnoskórych wiernych. Każdy z nich chce być najbliżej obrazu, nieść go, dotknąć go. Czasami dochodzi do nie odpustowej przepychanki. Wśród czarnoskórych wyznawców spora grupa pochodzi z Haiti. Niektórzy z nich mają we krwi polskie geny oraz poprzekręcane polskie nazwiska. Dla wyjaśnienia przytoczę kilka faktów historycznych. Na przełomie XVIII i XIX wieku na Haiti wybuchło powstanie czarnej ludności. Napoleon Bonaparte wysłał Legiony Polskie dla stłumienia rewolty w najbogatszej francuskiej kolonii. Z 5200 legionistów wróciło do Francji tylko 800. Wielu zabiły tropikalne choroby, inni zaciągnęli się brytyjskiej armii kolonialnej, a jeszcze inni przyłączyli się do powstańców, nie mogąc odnaleźć się w znienawidzonej roli zaborców. Czterystu z nich osiadło na południu wyspy, w górskich wioskach Cazale, La Valee de Jackmel, Fond des Blancs, Port Salut i St. Jean du Sud.

Matka Boża Częstochowska z miłością spogląda z brooklyńskiego ołtarza na swoje dzieci i wyprasza u swego Syna łaski dla młodego proboszcza ks. dr Janusza Dymka, dla mnie i wielokulturowej wspólnoty swoich dzieci, którzy przychodzą do niej, jak do domu swojej Matki.

Tygodnik „Niedziela”, 2013