Boże Ciało

Z wielkim sentymentem wspominam z lat dzieciństwa sobotnie popołudnia. Ciężkie prace w polu dobiegały końca a zostawała tylko krzątanina przy domu. W to popołudnie wpisał sie obraz, który często do mnie powraca: mama pochylona nad dzieżą ugniatała ciasto do wypieku chleba. Trzeba było się wiele utrudzić, aby ciasto odstawało rąk, co było znakiem, że jest gotowe do wypieku. Następnie robiła okrągłe bochenki i drewnianą łopatą wkładała do wcześniej rozpalonego i oczyszczonego z węgli pieca. Po kilkunastu minutach po całym domu rozchodził się kuszący zapach pieczonego chleba. Po wyciagnięciu wypieku z pieca trzeba było jeszcze odczekać, aby chleb trochę ostygł. Nie da się zapomnieć pysznego smaku pierwszej pajdy ciepłego chleba z masłem, smalcem, śmietaną, albo też bez niczego. Zanim ukrojono pierwszą kromkę chleba błogosławiło się go nożem i mówiono: „Dzięki Ci Boże za ten dar”.. Wypiekowi i spożywaniu chleba w polskiej tradycji towarzyszył prawie, że święty rytuał. Jeśli kromka spadła na ziemię podnosiło się ją z wielkim szacunkiem i całowało. Wierzono, że okruszyny chleba pozostawione na ziemi zbiera pająk i po bardzo długiej pajęczynie zanosi je do Pana Boga, jako oskarżenie ludzi marnujących dary Stwórcy. Rozgniewany Bóg mógł za karę zesłać na ziemię rok nieurodzaju i głodu.
W polskiej tradycji wielki szacunek dla chleba cudownie dopełnia tajemnice obecności Chrystusa w Eucharystycznej postaci Chleba. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus wziął chleb w swoje ręce połamał go i powiedział do swoich uczniów: „Bierzcie i jedzcie to jest Ciało moje”. Jeśli wierzymy, że na słowo Boga powstał cały Wszechświat, to na Jego słowo zwykły codzienny chleb może się stać tajemniczą obecnością samego Boga. Jeśli nawet uczniowie w czasie Ostatniej Wieczerzy nie rozumieli do końca tego zachowania Jezusa, to z pewnością po jego zmartwychwstaniu nie mieli wątpliwości, co do eucharystycznej obecności Jezusa w eucharystycznym Chlebie. Najważniejszym zgromadzeniem chrześcijan było zgromadzenie Eucharystyczne zwane „łamaniem chleba”. Wszyscy wierzyli w nadzwyczajną obecność Chrystusa pod postacią chleba. Pamiątkę ustanowienia Eucharystii Kościół obchodził od samych początków w Wielki Czwartek. Jednak w tych dniach w liturgii dominuje motyw Męki Chrystusa i kładzie się jakby cieniem nad radosnym wspomnieniem ustanowienia Eucharystii, stąd też zrodziła się potrzeba nowego święta eucharystycznego, kiedy to wierni z niezmąconą radością i należną czcią mogliby wielbić Chrystusa obecnego w postaciach eucharystycznych. Ta potrzeba z upływem czasu coraz bardziej się konkretyzowała.
Do przyśpieszenia tego procesu przyczyniła się w pewnym sensie błędna nauka o Eucharystii, żyjącego w XI wieku Berengarjusza z Tours. Po raz pierwszy w dziejach Kościoła ktoś zanegował realną obecność Chrystusa w Eucharystii. W obronie tej tajemnicy wystąpili nie tylko hierarchowie i teologowie, ale także wierni, którzy w reakcji na te poglądy domagali się, aby wiarę w realną obecność Chrystusa w Eucharystii mogli wyznawać głośno i publicznie. W odpowiedzi Kościół zapoczątkował nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu oraz wprowadził zwyczaj podnoszenia hostii i kielicha podczas przemienienia we Mszy Świętej. Bezpośrednią przyczyną wprowadzenia obchodów Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej przez papieża Urban IV w 1264 roku dla całego kościoła były objawienia błogosławionej Julianny z Mont Cornillon. Podczas jednej z najważniejszych wizji ujrzała księżyc w pełni, który na swej tarczy miał ciemne miejsce, jakby ktoś ułamał jego kawałek. Ilekroć klękała do modlitwy to widzenie się powtarzało. Myślała, że jest to pokusa, która zakłóca jej modlitewne skupienie, stąd też chciała pozbyć się tego widzenia, ale bezskutecznie. Ostatecznie zaczęła usilnie prosić Boga o wyjaśnienie sensu tej wizji. Prosiła także siostry, aby modliły się w tej samej intencji. Modlitwy zostały wysłuchane. W widzeniu, Chrystus powiedział Juliannie: „Księżyc oznacza Kościół katolicki, czarna plama na tarczy wyraża brak uroczystości na cześć Najświętszego Sakramentu, którą to uroczystość pomiędzy wiernymi na całym świecie zaprowadzić należy. Wolą Moją jest, aby na pamiątkę zaprowadzono szczególnie uroczyste święto, albowiem w Wielki Czwartek wierni więcej rozmyślaniem Męki Mojej są zajęci”. Później miały miejsce cuda eucharystyczne, które jeszcze bardziej przyczyniły się do ugruntowania tego święta. Tradycja organizowania w tym dniu procesji jest późniejsza. Zapoczątkowano ją w latach 1265-1275 w Niemczech, w Kolonii.
W Polsce po raz pierwszy wprowadził tę uroczystość biskup Nankier w 1320 r. w diecezji krakowskiej. Zaś synod gnieźnieński z roku 1420 zarządził obchodzenie tej uroczystości we wszystkich kościołach w państwie. W późnym średniowieczu i w renesansie największym sanktuarium kultu Eucharystycznego w Polsce był poznański kościół Bożego Ciała. Obchody tej uroczystości związano z procesją Eucharystyczną ulicami wiosek i miast. Procesje, podobnie jak dzisiaj zatrzymywały się kolejno przy czterech ołtarzach, gdzie były czytane fragmenty czterech Ewangelii związanych tematycznie z Eucharystią. Przygotowaniem i dekoracja ołtarzy zajmowały się w miastach poszczególne dzielnice, bractwa i cechy rzemieślnicze, na wsiach przedstawiciele wszystkich stanów lub mieszkańcy poszczególnych wiosek. W krakowskiej procesji uczestniczył król wraz z całym dworem, a obok możnych i duchowieństwa brały w niej udział bractwa, cechy, profesorowie i studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego, szkoły, mieszczaństwo, mieszkańcy podkrakowskich wsi. Sto lat temu podróżujący po Polsce południowej austriacki uczony Józef Schultes w liście do przyjaciela zanotował: „Domy tego dnia są bardziej podobne do ogrodów, całe w gałęziach, kilimach i wstęgach, zaś nigdzie po domach nie doświadczysz nikogo, chyba, że niemocą złożony. W kadzidłach i pieniach płynie tłum nieprzebrany, przy asyście stojących przy drodze, jakby całe miasto wylęgło na ulice”.
Dzisiejsze są równie piękne i bogate jak te sprzed lat. W procesji wierni niosą feretrony, chorągwie kościelne i obrazy. Dzieci idą w strojach komunijnych. Pięknie wystrojone dziewczynki sypią kwiaty pod nogi kapłana niosącego pod baldachimem Najświętszy Sakrament. Po przejściu procesji ulice wyglądały jak kwietny dywan. Ministranci dwoją się i troją, aby w kadzielnicy nie wygasły węgle. Bardzo często w procesji bierze udział także orkiestra dętą, przydając jej nowego kolorytu. Możemy zobaczyć strażaków w paradnych mundurach. Na polskich wsiach trasy procesji liczą często nawet kilka kilometrów, a ołtarze urządzane są przy przydrożnych kapliczkach. Domostwa przy trasie procesji są pięknie wystrojone kwiatami, zielenią i świętymi obrazami. Zaraz po odejściu procesji od kolejnego ołtarza wierni obrywają skrzętnie z gałęzi i liści drzewka, którymi jest on przystrojony. Przechowują je w domu przez cały rok jako cenne lekarstwo dla ludzi i żywego inwentarza, ochronę przed klęskami żywiołowymi, a zwłaszcza przed uderzeniem pioruna. Umieszcza się je nad wejściem do domu i budynków gospodarczych, zakopuje w narożnikach zagonów wraz z zapisanym ręcznie tekstem czterech Ewangelii czytanych podczas procesji.
W ludowej tradycji Boże Ciało wyznaczało także pewne prace rolnicze, czy też zapowiadało pogodę, a że jest to święto ruchome, to i wróżby miały mniejsza szansę spełnienia. Oto kilka ludowych porzekadeł: „Na Boże Ciało żyto ksciało”. „Jaki dzień jest w Boże Ciało takich dni potem niemało”. „Po Bożym Ciele będzie ciepła wiele”.
„Po Bożym Ciele siej tatarkę śmiele”. „Na Boże Ciało siej proso śmiało”. Z dzieciństwa bardzo dobrze zapamiętałem przysłowie: „Na Boże Ciało, skacz do wody śmiało”. Było to przyzwolenie na igraszki wodne w rzekach, stawach a nawet w niewielkich bajorach, które nieodłącznie kojarzyły się z wakacjami.
