Boże błogosław Amerykę
W Wielką Sobotę po południu gdy wszystko było już przygotowane do sprawowania liturgii paschalnej Wielkiej Soboty w telewizji amerykańskiej miała miejsce wzruszająca transmisja z przywiezienia zwłok obywateli amerykańskich, którzy zginęli w wypadku samolotowym w Chorwacji .
Na wojskowym lotnisku były rodziny zmarłych, przyjaciele oraz przedstawiciele rządu Stanów Zjednoczonych na czele z prezydentem Clintonem. Smutek malował się na twarzach oczekujących, a łzy bólu spływały po policzkach. Na lotnisku stały 33 samochody pogrzebowe, tylu bowiem zginęło w wypadku. Czekali także żołnierze w galowych mundurach, a działa były gotowe do oddania ostatnich honorowych salw.
Po niedługim wyczekiwaniu na niebie pojawił się szary wojskowy samolot na pokładzie, którego przywieziono zwłoki ofiar tragicznego wypadku. Gdy dotknął on kołami pasa startowego wszystkim oczekującym zamarły serca. Samolot zatrzymał się. Żałobne melodie przeleciały nad lotniskiem a żołnierze zaczęli wynosić z samolotu trumny okryte flagami Stanów Zjednoczonych. Trzydzieści trzy razy w drzwiach samolotu pojawiali się żołnierze niosący trumny.
Od strony zewnętrznej uroczystość ta wyglądała wspaniale. Tragedia i smutek otulone pięknem ceremoniału łagodziły ból . Chyba więcej nie można ofiarować ziemskiego piękna naszym zmarłym. Prezydent w swoim przemówieniu przekroczył granice tego piękna i otwierał słuchającym wzrok na piękno nieprzemijające. Głosem pełnym wzruszenia powiedział miedzy innymi te słowa: „Życie to coś więcej niż możemy poznać, życie to coś więcej niż możemy zrozumieć, życie to coś więcej niż to co ogarnia grób, życie to wieczność… Dzisiaj zachodzi słońce ale jutro jest poranek wielkanocny.” Przytoczyłem te słowa nie ze względu na ich odkrywczość, każdy chrześcijanin to wie i jest o tym przekonany, przytoczyłem je ze względu na osobę przez , którą zostały wypowiedziane. Prezydent przez te słowa był z pogrążonymi w żałobie do końca tej tajemnicy, która stała się udziałem ich bliskich. Był z nimi w dzisiejszym bólu, ale także wprowadzał ich w delikatny sposób w tajemnicę zmartwychwstania, życia wiecznego. Przynosił nadzieję, której żaden człowiek nie może dać nawet gdy jest królem czy prezydentem. Okazał się kimś więcej niż tylko sprawnym zarządcą ziemskim. Ci, którzy oglądali tę uroczystość poczuli jeszcze większą jedność ze swoim Prezydentem. Wzrosła także ufność do niego ponieważ odwołuje się do wartości , których ucieleśnieniem jest słowo Bóg. Niesie on także nadzieję dla tych, dla których rzeczywistość wymknęła się spod materialnej kontroli i stoją on dzisiaj w obliczu majestatu śmierci.
Gdyby zakończył szablonowym zwrotem, które tak często się słyszało na oficjalnych pogrzebach w czasach komuny ” Cześć ich pamięci” zostawił by tych, którzy go wybrali w połowie drogi. Nie był by w stanie dać drugiemu człowiekowi tego co on w tym momencie najbardziej potrzebuje. A swoją postawą niewiary odbierał by nadzieję tym, którzy stracili bliskich i są pogrążeni w bólu.Można powiedzieć, że od prezydenta tego się nie wymaga, wystarczy żeby dobrze rządził. Można tak myśleć, ale trzeba uświadomić sobie, że w budowaniu dobrobytu społecznego potrzebne jest także zaufanie i jak najszersze pole wzajemnego rozumienia i przeżywania wspólnych wartości. Jeśli kogoś wybieram to liczę, że on będzie na tyle otwarty, że nie wykluczy rzeczywistości Boga. Wiara pozwala więcej widzieć.
Prezydent Stanów Zjednoczonych bardzo często odwołuje się do rzeczywistości Boga. W czasie uroczystości zaprzysiężenia nowego prezydenta jest obecny duchowny, który wznosi modlitewną inowakację do Boga. Składając przysięgę prezydencką nowy prezydent kończy słowami: „tak mi dopomóż Bóg”. W czasie tej przysięgi trzyma rękę na Biblii. Bardzo często jest to Biblia rodzinna, która w rodzinie nowego prezydenta przechodziła z pokolenia na pokolenie. Jest ona nieraz bardzo stara ale słowo w niej zawarte zawsze aktualne. Prezydent każde swoje ważniejsze przemówienie czy orędzie do narodu kończy słowami: Boże błogosław Amerykę. W czasie ważnych świąt Dziękczynienia prezydent w swoim przemówieniu wzywa wszystkich obywateli aby dziękowali Bogu za dary jakie od Niego otrzymali i otrzymują. Naród oczekuje od swego prezydenta, że będzie on regularnie uczęszczał do kościoła. W czasie ostatnich dwudziestu lat prezydenci wychodzili na przeciw tym społecznym oczekiwaniom. Ponad to każde posiedzenie Kongresu Stanów Zjednoczonych rozpoczyna się modlitwą. Nikt tym nie czuje się urażony, a trzeba wiedzieć, że społeczeństwo amerykańskie jest bardziej pluralistyczne pod względem wyznaniowym i światopoglądowym aniżeli polskie. Zauważa się tutaj tendencje wzmożonego szukania Bogu i odwoływania się do Niego w momencie gdy na świecie jest coraz więcej zła.
W Stanach Zjednoczonych trudno wyobrazić sobie taką sytuację, że na prezydenta wybrany byłby kandydat, który publicznie obnosił by się swoim ateizmem. Nawet kandydat na prezydenta, który ma nie uporządkowane życie rodzinne nie ma prawie żadnych szans aby zwyciężyć w wyborach. Ktoś może powiedzieć, że jest pewnego rodzaju zakłamanie, bo przecież w tym kraju zło przybiera najprzeróżniejsze formy . Jest to prawda. Ale społeczeństwo jako całość chce mieć ideały i wartości głęboko osadzone na trwałym fundamencie jakim jest Bóg. Prezydent zaś ma być ucieleśnieniem tych dążeń, i nie chodzi tu tylko o wymiar materialny. To społeczeństwo nie gasi latarni, która wskazuje kierunek. Tą latarnią jest prawo zakotwiczone w Bogu. Gdy ta latarnia płonie to nawet gdy zabłądzimy powrót jest łatwiejszy bo wiemy dokąd mamy zdążać.
2001 r.