|

911.W obliczu końca świata

Poranek tego dnia był pochmurny i deszczowy. Nagle rozstąpiły się chmury i pokazało się słońce. Miało ono dziwny srebrzysty kolor i nie raziło w oczy. Nagle tarcza słoneczna zaczęła wirować z ogromną prędkością wokół własnej osi, emanując we wszystkich kierunkach żółte, niebieskie i czerwone promienie. Zjawisko to powtórzyło się trzy razy na oczach tłumu krzyczącego: „Cud, cud!”. W chwilę później słońce zaczęło zniżać się zygzakiem i wydawało się, że spadnie na ziemię. Ludzie padli na kolana, w szoku wzywając Boga, wyznając swoje grzechy. Sądzili, że to koniec świata. Zjawisko to trwało 10 minut. Prości chłopi, dziennikarze, stateczni mieszczanie, księża i dzieci, analfabeci i uczeni przerażeni powtarzali, że był to znak z nieba. Nauczycielka Delifina Periera Lopez mówi, że obok niej stał człowiek niewierzący, który naśmiewał się cały ranek z tych wszystkich naiwnych ludzi, którzy przyszli do Fatimy, by zobaczyć jakieś dzieci. Spojrzałam na niego- był sparaliżowany strachem i miał wzrok wlepiony w słońce. Po chwili zaczął się trząść od stóp do głów i, podnosząc ręce ku niebu, ukląkł w błocie krzycząc: „Nasza Pani! Nasza Pani!” (por. Włodzimierz Rędzioch: Matka Boska Fatimska).

Świadomość końca świata oraz spotkania z Bogiem w sposób dramatyczny dotarła do niedowiarka i rzuciła go na kolana z wyznaniem na ustach: „Nasza Pani! Nasza Pani!”. Biblijne zapowiedzi końca świata zdążają do tego, aby człowiek uznał Boga, który jest najdoskonalszą miłością i w blasku tej miłości układał swoje życie.