|

908.Miłość matki

Daleki jestem od przywiązywania jakiejkolwiek wagi do snów. Nie widzę także potrzeby ich opowiadania, jednak tym razem przełamię tę zasadę, ale nie ze względu na prorocze znaczenie snu, lecz przypomnienie ważnej prawdy, o której nie możemy zapominać w naszym życiu. Otóż, w noc przed Dniem Zadusznym przygotowywałem się do procesji zaduszkowej. Wszystko już było gotowe, brakowało mi tylko rozżarzonego węgla w kadzielnicy. Wierni czekają, kiedy rozpocznę modlitwy, a ja gorączkowo szukam węgla. Nareszcie znalazłem, ale nie miałem metalowych szczypiec, aby go wrzucić do kadzielnicy. Znowu gorączkowo rozglądam się za szczypcami i nie mogę ich znaleźć, wtedy mama, która od kilku lat już nie żyje bierze gołymi rękami żarzące się węgle i wkłada je do kadzielnicy. „Co robisz, poparzysz się” – mówię. W odpowiedzi zobaczyłem życzliwy uśmiech na jej twarzy. I z tym uśmiechem obudziłem się w środku nocy.