903.Głód i dostatek
Trzy lata temu pojechałem z Wysokim Komisarzem ds. Uchodźców, żeby obejrzeć obozy dla uchodźców na granicy Sudanu i Etiopii, i przeżyłem coś szalenie dramatycznego. Pojechaliśmy do najbardziej straszliwych miejsc, jakie można sobie wyobrazić. Ludzie dostawali dziennie trzy litry wody, co miało starczyć na mycie, gotowanie, pranie, picie. Jedli pół kilo kukurydzy dziennie, żadnego mięsa, żadnych warzyw. Setki, tysiące ludzi umierało.
Wróciliśmy do Addis Abeby. Następnego dnia poleciałem do Europy. Wylądowałem w Rzymie. To był letni wieczór. Na Piazza Navone kłębiły się tłumy ludzi, wokół pełno restauracji, ludzie cieszyli się życiem, muzyką, jedzeniem. A we mnie tkwiło to, co zobaczyłem przed moim odlotem. W tym wszystkim można ujrzeć dramat współczesnego świata. Ci ludzie z Piazza nigdy nie dowiedzą się, jak żyją ich bracia i siostry zaledwie dwa lub trzy tysiące kilometrów dalej. Zrobiłem masę zdjęć. Tamci ludzie to tylko szkielet i skóra. Trzydziestolatkowie, ale wyglądali na sześćdziesięcio-, siedemdziesięcioletnich starców. I umierali. Kobiety z tego obozu ubrane były w worki po kukurydzy, worki z ONZ. Życie w dwóch tak odmiennych światach stwarza, jak sądzę, moralne zobowiązanie do tego, by o tym mówić (Ryszard Kapuściński: Autoportret reportera).