8 niedziela zwykła Rok A
„PRZYPATRZCIE SIĘ LILIOM POLNYM”
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić; ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie o wiele pewniej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przy odziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” ( Mt 6,24-34).
Troszczymy się o wiele spraw. Troski, zamartwianie się o przyszłość spędzają nam sen z oczu. Nieraz są tak natarczywe, że zabierają pokój i radość życia. Troskliwość, zapobiegliwość są czymś pozytywnym i potrzebnym w życiu. Jednak są pewne granice w zatroskaniu po przekroczeniu, których troska wpływa destruktywnie na życie, a to z dwu zasadniczych powodów. Po pierwsze- zamartwiamy się o wiele spraw, na które nie mamy wpływu, one nie zależą od nas. Możemy się zamartwiać niebezpieczeństwem choroby. Mówimy: W mojej rodzinie wielu zmarło na serce, a zatem ja także jestem narażony i ta myśl nie daje mi spokoju. Myśl o starości niesie wiele niepokoju, chcemy się jak najlepiej zabezpieczyć na te dni. Na pewno trzeba zrobić wszystko, co możliwe, aby mieć zabezpieczenie. Niech cień niedogodności związanych ze starością nie pada na radość, którą Bóg daje nam dzisiaj. Bo może się zdarzyć, że nie zdążymy skorzystać z poczynionych zabezpieczeń. Po drugie- zamartwianie destruktywnie wpływa na życia, gdy człowiek traci proporcje, co w życiu jest najważniejsze. Na przykład troszczy się o sprawy materialne a zaniedbuje duchową sferę życia. Miłość schodzi na któryś tam plan, a później okazuje się, że to ona jest najpotrzebniejsza. Fragment Ewangelii zacytowany na wstępie mówi o radości życia, która staje się udziałem człowieka, gdy rozwiązuje on problem zatroskania, zamartwienia w łączności z Bogiem.
Z przeprowadzonych badań wynika, że 45 % ludzi stawia na pierwszym miejscu zatroskanie o pieniądze, dobra materialne, 39 % zamartwia się z powodu innych ludzi , dla 32 % ludzi problemem zdrowia jest zasadniczą troską, 20% zamartwia się egzaminami i 15 % utratą pracy. O te wszystkie rzeczy trzeba się troszczyć, ale gdy ta troska zabiera nam radość życia i przesłania Boga, to znaczy, że przekroczyliśmy krytyczną granicę, za którą troska destrukcyjnie wpływa na nasze życie. Powyższe dane wykazują, że na pierwsze miejsce wysuwa się troska o pieniądze, zabezpieczenie materialne. Niektórzy sądzą, że gdyby tak zabezpieczyć się materialnie, na przykład zgarnąć główną wygraną w lotto, to wtedy wszystkie problemy byłyby rozwiązanie. Nie byłoby żadnych trosk. Mając pieniądze można lepiej zadbać o swoje zdrowie, korzystać z gabinetów odnowy biologicznej, a i przyjaciół także by nie brakowało. Jest bardzo złudne myślenie. Szczególnie zdają sobie z tego ci, którzy umierając zostawiają swoim dzieciom tylko bogactwo materialne. Jedna z pielęgniarek Irena wspomina zmarłego, którym się opiekowała w szpitalu. Po jego śmierci wstąpiła do domu pogrzebowego, aby pomodlić się za niedawnego jej pacjenta. Zapytała rodzinę o godzinę śmierci zmarłego. Nikt z rodziny nie wiedział, bo nikogo nie było przy nim, gdy konał. Zmarły troszczył się o zapewnienie przyszłości materialnej swoim dzieciom. Udało mu się to; zostawił im ogromna fortunę. Nie zostawił im jednak tego, co jest najważniejsze w życiu, tego czego najbardziej potrzebował w chwili śmierci. Nie ubogacił ich miłością, która by wciągnęła rękę do niego, gładziła czoło zroszone przedśmiertelnym potem.
Ilustracją złudności przekonań, że dobra materialne mogą usunąć troski i uczynić człowieka szczęśliwym jest historia o mitycznym królu Midasie, który był bogaty, ale chciał mieć jeszcze więcej. Kochał złoto prawie na równi ze swoją córką Marigold. Pewnego razu powiedział: „Chciałbym, aby wszystko, czego się dotknę stawało się złotem”. Jakże był zaskoczony, gdy rankiem się obudził i zauważył, że całe jego łoże, pościel mieni się złotem. Król biegał od pokoju dotykał wszystkiego, a serce jego rozpierało szczęście, gdy widział jak wszystko zmienia się złoto. Siadł do śniadania i wszystko, czego dotknął stawało się złotem. „Co ja teraz zrobię”- pomyślał król. Gdy tak rozmyślał przybiega z płaczem jego córka: „Tatusiu, nasze cudowne kwiaty w ogrodzie stały się złotem”. Ojciec delikatnie ją przytulił, a wtedy córeczka zmieniał się posąg złota. Król był zrozpaczony, zobaczył jak zgubna była żądza posiadania złota. „Obym nigdy nie miał takiej zdolności”- lamentował. Na zawodzenie króla zjawił się młodzieniec, który powiedział: „Jeśli chcesz utracić tę zdolność, to idź i wykąp się w rzece”. Król uczynił to natychmiast. Jakże był szczęśliwy, gdy wszystko powróciło do poprzedniego stanu.
Miłość jest antidotum na wszystkie trosk, daje poczucie szczęścia i radości. Nieraz ogarnia mnie wzruszenie, gdy słyszę opowieści małżonków, którzy stają w obliczu śmierci. Oto ostatni przypadek. Marianna siedziała dzień i noc przy umierającym na raka mężu. Rozmawiają o jego odejściu do wieczności. Towarzyszy im ból umierania, ale to nie on dominuje. Najważniejsza jest miłość, wnosi ona wiele pokoju i czyni te chwile świętymi. Towarzyszy im miłość małżeńska, która splata z czułością ręce, gładzi czoło i mówi najpiękniejszymi słowami. Ta miłość ma oparcie w miłości bożej, która jest silniejsza aniżeli śmierć. Kto jej zaufa do końca, żadna troska, nawet ta związana z umieraniem nie przygniecie go do ziemi. Prorok Izajasz mówi, że boża miłość nigdy nie opuści człowieka. Mówi o tym w kontekście bezgranicznej miłości matczynej. „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iż 49, 14-15).
Chrystus mówi o miłości bożej i Jego opatrzności przez przepiękne porównania wzięte z przyrody. „Przypatrzcie się ptakom podniebnym: nie sieją ani żną i nie zabierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich”. Zróbmy zatem co w naszej mocy, aby uczynić życie szczęśliwszym i piękniejszym, a resztę zostawmy Bogu. On się o nas troszczy, a szczególnie wtedy, gdy czujemy się zagubieni. A patki powietrze i lilie polne niech będą przypomnieniem tej miłości. Przepięknie pisze o tym poeta, prozaik, filozof Rabindranath Tagore. Amadeusz z miłością i współczuciem patrzył na dziko rosnące kwiaty. Uważał, że nikt się o nie troszczy, że są zaniedbane. Zbudował zatem dla nich wspaniałą szklarnię. Następnie, delikatnie wykopywał kwiaty z łąk i lasów i przesadzał je do swojej kwiaciarni. Szklarnia mieniła się kolorami tęczy, a zapachy przyprawiały o zawrót głowy. Amadeusz był zadowolony ze swego dzieła. Pewnego razu jednak zauważył, że kwiaty nie są zbyt szczęśliwe. „Co za problem?”- zapytał. „Nie chcemy, abyś myślał, że jesteśmy niewdzięczne, ale sądzimy, że nasze miejsce jest na łąkach, polach i w lasach”- odpowiedział fiolek. „Nie mogę tego zrozumieć”- odpowiedział głęboko urażony miłośnik kwiatów. „To jest tak. My wierzymy, że Bóg wyznaczył nam zadanie do spełnienia na tym świecie”- dodaje pierwiosnek. „Jakie zadanie?- pyta Amadeusz. „Mamy być świadkami bożej opieki nad całym stworzeniem. Czy to nie o nas mówi Pan, gdy kieruje swoje słowa do ludzi: Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich?” Amadeusz pomyślał chwilę i powiedział: „Macie absolutną rację”. Miłośnik kwiatów przesadził dzikie kwiaty w ich naturalne środowisko, aby były świadkami Bożej opatrzności.
Zakończmy te rozważania modlitwą: Boże spraw, abym zawsze pamiętał, że nic takiego nie może się wydarzyć w moim życiu, czemu bym nie sprostał w łączności z Tobą (z książki Nie ma innej Ziemi Obiecanej).
ZAUFAJ, JESTEŚ W RĘKU DOBREGO OJCA
Mówił Syjon: «Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał». «Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie» – mówi Pan (Iz 49, 14-15).
Naród Wybrany miał szczególne poczucie bliskości Boga oraz Bożej opieki. Jednak nie chroniło go to od niewierności Bogu. W drugiej Księdze Królewskiej, Bóg mówi: „Za to, że Mnie opuścili i spalali kadzidła innym bogom, drażniąc Mnie wszystkim, co czynią ich ręce; toteż rozgorzał mój gniew na to miejsce i nie ochłonie”. W tej samej księdze Bóg zapowiada karę: „Oto Ja sprowadzę nieszczęście na to miejsce i na jego mieszkańców”. Niebawem nieszczęście spadło na tę ziemię. Babilończycy najechali Judeę. Czynili to trzy razy. Najbardziej tragiczna była trzecia inwazja. W Jerozolimie obleganej przez wojska babilońskie zapanował straszny głód. Król judzki Sedecjasz wraz z wojskiem, przez wyłom w murze uciekł z miasta. Jednak w czasie ucieczki został pojmany. Na jego oczach zabito jego synów, a jego samego oślepiono i w kajdanach uprowadzono do niewoli babilońskiej. Zburzono i spalono Jerozolimę. Ten sam los spotkał również Świątynię Jerozolimską, największą świętość Izraelitów. Mieszkańcy Jerozolimy, którzy nie uciekli z miasta zostali uprowadzeni do niewoli babilońskiej. Prorok Jeremiasz tak pisze o spustoszonej ziemi judzkiej: „…i uczynię je przedmiotem zgrozy, pośmiewiskiem i hańbą na zawsze. I sprawię, że zamilknie u nich głos radości i głos wesela, głos oblubieńca i głos oblubienicy, ustanie turkot żaren i blask pochodni”. Tragiczne doświadczenia rodziły zwątpienie i rozpacz: „Mówił Syjon: «Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał»”. Pośród tego zwątpienia i rozpaczy pojawił się prorok Izajasz, który w imieniu Boga mówił do upadłych na duchu: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie”. Prorok odwołuje się do pięknego i wzruszającego obrazu miłości matki do swego dziecka. Matka karze nieraz swoje dziecko dla jego dobra, ale go kocha bezgraniczną miłością i nigdy go nie opuści. Prorok mówi, że miłość Boża jest jeszcze większa. Trzeba się tylko nawrócić i jej zaufać.
Ten sam motyw bezgranicznej miłości Boga odnajdujemy w zacytowanym na wstępie fragmencie Ewangelii. Chrystus mówiąc o Bożej Opatrzności i miłości posługuje się pięknymi porównaniami. Nie jeden raz słyszeliśmy beztroski śpiew ptaków. Ileż tam radości i życia. Nieraz patrzyliśmy na ptaki szybujące na niebie. Ileż tam swobody i piękna. A nad tym wszystkim czuwa Boża Opatrzność. Chrystus mówi, że my jesteśmy ważniejsi od ptaków na niebie. Nie mniej przemawiający jest obraz kolorowych kwiatów wygrzewających się w słońcu i beztrosko kołyszących się na wietrze. Jest to obraz piękna, pokoju, radości i szczęścia. A nad tym wszystkim czuwa Boża Opatrzność. A my, dzieci Boże jesteśmy ważniejsi niż całe pola kolorowych kwiatów. Jeżeli tak jest, to dlaczego brakuje nam nieraz radości i pokoju, beztroski i szczęścia ptaków szybujących na niebie i kolorowych lilii kołysanych łagodnym wiatrem? Odpowiedź odnajdujemy w dzisiejszej Ewangelii: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie”. Słowo mamona wywodzi się z języka aramejskiego i oznacza pewność, zaufanie, bezpieczeństwo. Powszechnie jest kojarzone z nadzieją i zaufaniem, jakie człowiek pokłada w dobrach materialnych. Jeśli człowiek będzie służył mamonie nigdy nie zazna radości i pokoju. Mamona nie zaspokoi najgłębszych pragnień ludzkiej duszy, co więcej, wciąga go w swoją służbę i napełnia jego serce żądzą posiadania, nienawiścią, zazdrością, lekceważeniem bliźniego. Aby radość, pokój i beztroska ptaków niebieskich i lilii polnych stała się naszym udziałem winniśmy służyć Bogu, całkowicie zawierzyć Mu swoje życie. Zrobić to, co jest w naszej mocy, a resztę pozostawić w rękach Boga. A bogactwa materialne winniśmy „odmamonić” tzn. przestać im służyć i włączyć je w służbę bliźniego.
Chrystus zachęca nas do zaufania Bogu: „Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? (…) Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane”. Mamy się troszczyć o te sprawy, ale nie do przesady. One nie mogą zdominować naszego życia, zepchnąć na któryś tam plan spraw najważniejszych, sięgających wieczności. Przesłonić królestwa niebieskiego. Najpierw trzeba budować królestwo niebieskie a wszystko inne będzie nam dodane. A wtedy już tu na ziemi doświadczymy stanu ducha, o którym pisze psalmista: „Jedynie w Bogu spokój znajduje ma dusza, od Niego przychodzi moje zbawienie. Tylko On jest opoką i zbawieniem moim, twierdzą moją, więc się nie zachwieję”. Nieraz nasza wiara wystawiana jest na wielką próbę. Wtedy potrzebna jest gorąca modlitwa, aby Bóg umocnił naszą wiarę, że wszystko jest w Jego dobrych rękach, byśmy umocnieni tą wiarą mogli spokojnie przejść przez trudne dni. Potrzebna jest nieraz ufność małego dziecka jak w poniższym przykładzie.
Trzyletni Cody coraz częściej skarżył się na bóle brzucha. Mama tuliła maleństwo i płacz na chwilę ustawał. Lekarze przepisywali jakieś leki i odsyłali do domu. W końcu przeprowadzono bardzo szczegółowe badania. Wynik badań był druzgocący. Zdiagnozowano złośliwy nowotwór sarkoma. Mały Cody znalazł się w szpitalu Cornell na Manhattanie. Rozpoczęły się bardzo bolesne badania i chemioterapia. Maleńkie ciało zostało pokłute zastrzykami, a zabójcze płyny chemioterapii niszcząc komórki rakowe wyniszczały także delikatne ciało dziecka. Dzień i noc czuwała przy nim matka. Serce pękało jej z bólu, gdy patrzyła na cierpienie synka. Nie chciała jednak, aby widział jej ból, dlatego przymuszając się wewnętrznie ubierała się ładnie, robiła makijaż i z uśmiechem tuliła dziecko, a gdy serce nie wytrzymywało szła do szpitalnej łazienki, aby się tam wypłakać. Cody bardzo cierpiał. Gdy zobaczył w pobliżu kogoś z personelu szpitalnego z przerażeniem wołał: „No, bubu, no bubu…”. Cody przeszedł bardzo ciężką operację i kolejne chemioterapie. Mama i znajomi tłumaczyli Codiemu, że te bolesne zabiegi są po to, aby mógł szybko wrócić do zdrowia i bawić się z innymi dziećmi. To cierpienie jest konieczne. Cody przez swoje cierpienie bardzo szybko dojrzewał duchowo. Jego wypowiedzi zaskakiwały mądrością i głębią. Pewnego razu po bardzo bolesnym zabiegu, spocony i zmęczony powiedział słabym głosem do lekarza: „Kocham pana, dziękuję za ból”.
Teresa Benedykt od Krzyża napisała: „Być dzieckiem Boga znaczy oddać się w ręce Boga, czynić Jego wolę, złożyć w Jego Boskie ręce swoje troski i swoje nadzieje, nie męczyć się obawą o przyszłość. Na tym polega prawdziwa wolność i wesele synów Bożych. Posiada je niewielu ludzi, nawet prawdziwie pobożnych i po bohatersku gotowych na każde poświęcenie. Chodzą zawsze pochyleni pod ciężarem swych trosk i obowiązków. Wszyscy znamy przypowieść o ptakach niebieskich i liliach polnych. Ale jeśli spotkamy człowieka, który nie ma ani majątku, ani żadnego trwałego zabezpieczenia, a nie męczy się myślą o przyszłości – kręcimy głową, jakbyśmy znaleźli się wobec czegoś niezwykłego. Oczywiście, myliłby się bardzo ten, kto by czekał bezczynnie, aby Ojciec Niebieski zawsze się o wszystko dla niego starał. Ufność w Bogu jest niezawodna tylko wtedy, gdy godzimy się przyjąć z pokorą to, co na nas Bóg zsyła, bo tylko On jeden wie, co jest dla nas istotnie dobre. I jeśli czasem słuszniej będzie, że dopuści na nas raczej biedę i niedostatek aniżeli wygodne i zabezpieczone utrzymanie, albo też niepowodzenia i upokorzenia zamiast czci i poważania – trzeba i na to być gotowym oraz okazać ufność i poddanie. W ten sposób będziemy mogli żyć nie przytłoczeni ciężarem trosk o przyszłość, radując się chwilą obecną” (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).
„W BOGU ZBAWIENIE MOJE I CHWAŁA”
Bracia: Niech ludzie uważają nas za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny. Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki. Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią. Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc. Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę (1 Kor 4,1-5).
Na stronie internetowej Hearts ‘n Souls znalazłem opowieść, którą po pewnej adaptacji przytoczę, jako ilustracje dzisiejszych czytań mszalnych. Pewnego razu król, z racji rocznicy swojej koronacji kazał przygotować wielki bal dla wszystkich swoich poddanych. Warunkiem uczestnictwa w nim było posiadanie odpowiedniego stroju. Piotr, ubogi stolarz bardzo pragnął wziąć udział w tej uroczystości, ale na przeszkodzie stanął brak uroczystego stroju. Przyszedł jednak przed bramę pałacową i ze smutkiem patrzył na przygotowania do balu i pierwszych wchodzących gości. Nagle usłyszał głos: „Chłopcze, dlaczego jesteś strapiony?” Piotr odwrócił, a stojący przed nim mężczyzna powtórzył: „Dlaczego jesteś strapiony? Idź do domu i przygotuj się na bal”. Zdumiony Piotr rozpoznał w tym mężczyźnie króla. „Przepraszam waszą wysokość. Chciałbym bardzo uczestniczyć w tym przyjęciu, ale nie mam odpowiedniego stroju na królewską uroczystość”. „Nie ma problemu”- odpowiedział król. Po czym przywołał swojego syna, aby ten wyszukał dla Piotra odpowiednie ubranie. Książę zaprowadził młodzieńca do królewskiej garderoby. Następnie wybrał jedną z szat i powiedział: „Myślę, że ta szata ci się spodoba. Została wykonana z najlepszego materiału i z pewnością nie ulegnie szybko zniszczeniu, jak inne stroje”. Uradowany Piotr serdecznie podziękował księciu i włożył nowe ubranie. Następnie zaczął zbierać z podłogi swoje poprzednie łachmany. „Zostaw to, nie będziesz ich potrzebował”- powiedział książę. „Ale jakby się coś stało z nowym ubraniem”- oponował Piotr. „To przyjdziesz do mnie a ja dam ci drugie ubranie”- odpowiedział książę. Piotr pomyślał chwilę i odpowiedział: „Nie panie, może ja będę potrzebował kiedyś tego ubrania”. Książę machnął ręką i powiedział: „Jak sobie życzysz mój przyjacielu. Idźmy już na bal. Baw się wesoło, wykorzystaj każdą minutę”.
Piotr zwinął swoje stare ubranie i z tobołkiem w ręku wszedł na salę balową. Stanął pod ścianą i obserwował jak inni się bawią. Sam jednak nie tańczył, bo przeszkadzał mu w tym tobołek. Nie mógł także skorzystać w pełni z serwowanych napojów i smacznych pokarmów, ponieważ miał wolną tylko jedną wolną rękę, bo w drugiej kurczowo trzymał tobołek ze starym ubraniem. Gdy bal się skończył, wszyscy pełni radości i zadowolenia z udziału w tak wspaniałym balu opuszczali królewski pałac. Wyjątkiem był Piotr, wracał smutny i niezadowolony, ponieważ większość swojego czasu poświęcił na pilnowanie i trzymanie tobołka ze swoim starym ubraniem. Jednym słowem przegapił szansę wspaniałego przeżycia. Ominęła go radość i szczęście uczestniczenia w wspaniałej uczcie.
Jezus przemierzał galilejskie drogi i głosił Ewangelię o Królestwie Bożym, które było centrum Jego nauczania. W modlitwie, której nas nauczył Jezus każe nam prosić Ojca o przyjście Królestwa Bożego. W wielu przypowieściach przybliża nam jego istotę. Wraz z przyjściem Królestwa Bożego kończy się panowania szatana, grzechu i śmierci. Jest to możliwe dzięki przyjściu zapowiadanego Mesjasza, który jest jednym i absolutnym królem Królestwa Bożego. To w Nim i przez Niego odnosimy zwycięstwo nad grzechem i śmiercią, odnajdując radość i szczęście sięgające wieczności. Do Królestwa Bożego są zaproszeni wszyscy ludzie. Bardzo często Ewangelia przedstawia zaproszenie do udziału w rzeczywistości tego Królestwa poprzez obraz zaproszenia na ucztę weselną, gdzie odnajdujemy radość przebywania razem z Gospodarzem oraz braćmi. Aby jednak godnie uczestniczyć w tej uczcie trzeba przywdziać odpowiednią szatę.
O jaką szatę tu chodzi? Odpowiadając na to pytanie trzeba odwołać się do chrztu, w czasie, którego otrzymujemy białą szatę. Temu obrzędowi towarzyszą słowa. „Stałeś się nowym stworzeniem i przyoblekłeś się w Chrystusa, dlatego otrzymujesz białą szatę. Niech twoi bliscy słowem i przykładem pomagają ci zachować godność dziecka Bożego, nieskalaną aż po życie wieczne”. Założenie tej szaty jest symbolem całkowitego zjednoczenia z Chrystusem w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. A to z kolei pociąga konieczność wewnętrznej przemiany stylu życia. Św. Paweł Apostoł tę wewnętrzną przemianę nazywa „przyobleczeniem nowego człowieka”. Innymi słowy strój weselny oznacza darowaną nam łaskę wiary. Dar ten domaga się odpowiedzi i przyjęcia go. Co wyraża się w poważnym traktowaniu daru i całkowitym zaufaniu i szacunku do Darczyńcy. Jednym słowem odpowiadamy na ten dar całym sobą. Pogłębiamy wiarę, która przybiera formę czynu. W takiej szacie wiary możemy wejść godnie na ucztę Królestwa Bożego i korzystać z radości i szczęścia, jakie przygotował dla nas Gospodarz tej uczty.
Konsekwencją tego nawrócenia, „przyobleczenia się w nowego człowieka” jest inne podejście do życia. W Ewangelii z dzisiejszej niedzieli Chrystus mówi: „Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić; ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie?” Mamy troszczyć się rzeczy materialne. One są ważne. Jednak nie może to być „zbytnia” troska, która kieruje całą naszą uwagę i energię na sprawy materialne, stawiając je na pierwszym miejscu. Kto dostanie się w kołowrót pogoni za dobrami materialnym nie jest w stanie się zatrzymać i powiedzieć; dosyć. Pędzi nie wiadomo, dokąd, wprowadzając niepokój i zamęt w swoim wnętrzu i wokół siebie. Czy już jestem w tym kołowrocie? Dowiemy się jak to z tym jest w naszym życiu, odpowiadając szczerze na inne pytania. Czy mam czas odpocząć po pracy? Czy mam czas, aby porozmawiać z rodziną, przyjaciółmi, wyjść na spacer? Czy mam czas zauważyć i cieszyć się pięknem świata? Czy mam czas na wyciszenie się i rozmowę z Bogiem? Czy mam czas na dobrą książkę, dobry film? Czy mam czas, aby powiedzieć bliskiej osobie, że ją kocham? Czy mam czas…?
Zagonionemu człowiekowi Chrystus mówi: „Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich”. Nie jest to wezwanie do beztroskiego lenistwa. Ale zachętą byśmy jak najlepiej wykorzystali dary otrzymane od Boga, a resztę zostawili w ręku Jego opatrzności. Po prostu byśmy zaufali Mu całym swoim życiem, uwierzyli, że jesteśmy ważniejsi dla Niego aniżeli ptaki i lilie polne. Owocem takiego zaufania jest wewnętrzny pokój i radość w zmiennych okolicznościach życia. O tej ufności mówią inne słowa Jezusa: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane”. Gdy tak ustawimy swoje życie, wtedy wszystko będzie na właściwym miejscu. Nie ma innej alternaty. Chrystus mówi: „Nie możecie służyć Bogu i Mamonie”. Przez całkowite zaufanie i służbę Bogu wchodzimy na ucztę Królestwa Bożego, która jest symbolem radości, która rodzi się tu na ziemi a swoją pełnię osiąga w niebie. Możemy skorzystać z tego zaproszenia połowicznie, jak Piotr z opowiadania z zacytowanego na wstępie opowiadania, wlokąc za sobą na ucztę toboły swoich zniewoleń i przywiązań materialnych.
Pokładając całkowitą ufność w Bogu możemy powtarzać psalm radości, zacytowany na wstępie: „Jedynie w Bogu spokój znajduje ma dusza,
od Niego przychodzi moje zbawienie.
Tylko On jest opoką i zbawieniem moim,
twierdzą moją, więc się nie zachwieję…” (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).
ŚWIĘTA RÓŻA Z LIMY
Zamartwianie się bardzo skutecznie niszczy radość i szczęście. Zamartwiamy się z różnych powodów. Czy jest sposób, aby się tego uniknąć? Poetycką i obrazową odpowiedź daje nam zacytowany na wstępie fragment Ewangelii. Beztroski mamy się uczyć od ptaków niebieskich i lilii wodnych. Gdy zawierzymy wszystko Bogu, wtedy beztroska i radość wypełni nasze serce. Ten wewnętrzny pokój widzimy w życiu świętych, którzy po ludzku sądząc mieli powody do zmartwienia, jednak nie utracili pogody ducha. Zachowali taką postawę nawet w obliczu czekających ich tortur i śmierci. Było to możliwe, bo całkowicie zaufali Bogu. W miarę dorastania do takiego zawierzenia, będziemy uwalniać się od zbędnych trosk. Oczywiście, pod warunkiem, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, a resztę zostawimy Bogu. Osiągniemy wtedy beztroskę ptaków niebieskich i piękno duchowe lilii polnych. Przypatrzmy się jak Izabela, którą ze względu na wyjątkową urodę nazwano Różą realizowała swoje zawierzenie Bogu. Święta Róża nazwana jest „pierwszym kwiatem Ameryki”, gdyż jest pierwszą świętą z Ameryki.
Rodzice Róży. Kasper Flores i Maria Oliva wyemigrowali z Hiszpanii do Peru w Ameryce Południowej. I tutaj w stolicy tego kraju, Limie 20 kwietnia 1586 roku urodziła się Róża. Wzrastała w atmosferze żarliwej pobożności. A że z natury była wrażliwa na sprawy wiary, stąd też szybko zaczęła zadziwiać swoje otoczenie pobożnością i mądrością. Jako mała dziewczynka pragnęła całkowicie zawierzyć i poświecić swoje życie Bogu. W życiu codziennym Róża odznaczała się wielką cierpliwością i bez szemrania znosiła niedogodności i cierpienia, ofiarując je Chrystusowi. Pewnego razu ciężka skrzynia przygniotła jej palec, dziewczynka stłumiła ból i schowała rękę. Dopiero po kilku dniach matka Róży zauważyła ranę i zawołała doktora. Legenda mówi, że już od szóstego roku życia, aby przypodobać się Chrystusowi umartwiała się postami, sypiała na twardych deskach, nosiła włosiennicę.
Róża wyrosła na piękną i mądrą dziewczynę. Rodzice byli dumni z kochającej i posłusznej córki. Posłuszeństwo to zostało wystawione na wielką próbę, gdy rodzice usiłowali ją wydać za z bogatego i przystojnego kawalera. Matka kupowała córce piękne stroje, aby mogła się ona podobać kandydatom na męża. Róża z wielkimi oporami nosiła je, ale zdecydowanie odmawiała zamążpójścia, przez co wiele wycierpiała – zwłaszcza od matki, która ją prosiła, błagała, groziła. Róża wcześniej postanowiła, że będzie zabiegać o przypodobanie się tylko Chrystusowi przez życie pełne wyrzeczeń i modlitwy oraz służbę bliźniemu. W końcu rodzice dali za wygraną. Zgodzili się, aby 20-letnia córka wstąpiła do III Zakonu św. Dominika. Za patronkę swoich dążeń do świętości Róża obrała św. Katarzynę Sieneńską, również dominikankę. Rozczytywała się w jej życiorysie i na miarę swoich warunków starała się ją naśladować.
Jako tercjarka Róża pozostawała w domu rodzinnym. Przy pomocy brata zbudowała w ogrodzie mały domek- szałas, który służył jej jako pustelnia. W swojej pustelni jeszcze więcej pościła, umartwiała się, modliła i pokutowała. Jak mówi tradycja, przez cały Wielki Post nie jadła nawet chleba. Pięć pestek wystarczało jej za dzienny posiłek. Święta wiele wycierpiała od otoczenia, które uważało ją za dziwaczkę i nienormalną, rozpowszechniając o niej różne oszczerstwa. Nie ominęły jej także choroby. Róża boleśnie przeżyła śmierć swoich rodziców. Jak mówi tradycja, Święta zmagała się z szatanem, który na różne sposoby usiłował ją odwieść od świętości. Wszystkie cierpienia Róża ofiarowała Chrystusowi, błagając o miłosierdzie Boga dla grzeszników i łaskę przebaczenia. Głębokie zjednoczenie z Bogiem stało się dla niej źródłem przeżyć mistycznych. Święta łączyła mistyczne zjednoczenie z Bogiem z posługą bliźnim, odwiedzając i pielęgnując chorych, spiesząc z pomocą zagubionym i opuszczonym. Najbardziej bolesnym doświadczeniem Róży było, trwające przez 15 lat poczucie opuszczenia. Nie odczuwała żadnego pociągu do modlitwy, żadnej pociechy ani poczucia bliskości Boga. Dzień i noc prześladowały ją myśli, że Bóg ją odrzucił. Jednak ten czas opuszczenia i wewnętrznego zmagania doprowadził Świętą do głębokiego mistycznego zjednoczenia z Chrystusem. Odtąd Róża pełna wewnętrznego pokoju i radości całkowicie pogrążyła się w Chrystusie i żyła tylko dla Niego.
Ostatnie trzy lata życia Róża spędziła u małżonków Gonzaleza della Maza i Marii Uzategui, którzy otoczyli ją pełną miłości opieką. Róża zmarła 24 sierpnia 1617 r., w dniu, który przepowiedziała. Miała wtedy 31 lat. Legenda o jej śmierci mówi: „Była to wigilia św. Bartłomieja. Jej spowiednik zabierał się właśnie do wyjścia, aby zdążyć do klasztoru na uroczystą jutrznię; obiecywał przyjść nazajutrz. Dziewica, wiedząc, że nie pozostało jej więcej niż cztery godziny życia, błagała go usilnie o ostatnie błogosławieństwo. Gdy ten chciał odłożyć je na jutro, Róża się uśmiechnęła: ‘Ojcze, spieszę się, żeby uroczystość św. Bartłomieja rozpocząć już w radości wiekuistej. Już niebo zaprasza mnie na swoją wspaniałą i uroczystą ucztę. Godzina już jest ustalona. Czy nie chcesz, abym poszła, skoro drzwi stoją już otworem?’. Powiedziała to z taką pogodą i wdziękiem, z tak beztroskim i radosnym spokojem, jak gdyby już stała ze swoją lampą w rajskim przedsionku i czekała, aż o północy rozlegnie się wołanie: ‘Oto Oblubieniec nadchodzi!’. I rzeczywiście, o północy Róża poczuła owo wołanie. Z oznakami wielkiego zadowolenia zażądała gromnicy, wzmocniła znakiem krzyża – jak to się zwykło czynić przed podróżą albo jakimś ważnym dziełem – swoje czoło, usta i pierś. Rodzonemu bratu, który nie rozumiał dotąd, co się dzieje, kazała się przybliżyć i poprosiła go, aby wyciągnął jej spod głowy poduszkę; chciała bowiem złożyć głowę na gołej desce, aby mieć poczucie, że umiera na krzyżu. Wreszcie przy pełnych zmysłach i z całym rozeznaniem, utkwiwszy oczy w niebo, bez najmniejszych śladów bojaźni czy lęku, wypowiedziała swoje ostatnie słowa: ‘Jezus, Jezus, oby Jezus był zawsze ze mną’ — i skonała. To była jej pierwsza modlitwa, jakiej nauczyła się w dzieciństwie, teraz — jako znak swojej niewinności i dziecięcej prostoty — zaniosła ją niezmienioną aż do progów niebieskiej ojczyzny. Zaczynała zaledwie trzydziesty drugi rok życia”.
Sława świętości Róży była tak wielka, że dominikanie pochowali jej ciało najpierw w krużganku klasztornym, a w dwa lata potem w kościele w Limie w kaplicy św. Katarzyny ze Sieny. Papież Klemens IX w roku 1668 beatyfikował ją, a trzy lata później została kanonizowana przez papieża Klemensa X (z książki Wypłynęli na głębię).
NIEBEZPIECZEŃSTWO OSĄDZANIA
Cerkiew Chrystusa Zbawiciela w Moskwie jest największą świątynią prawosławną na świecie. Zachwyca bogactwem i pięknem artystycznym. Licznie odwiedzają ją wierni i turyści. Została wybudowana jako votum dziękczynne za uratowanie Rosji przed najazdem napoleońskim w roku 1812. Po zwycięstwie rewolucji, w roku 1931 bolszewicy wysadzili świątynię w powietrze, a na jej miejscu zbudowali basem. Po rozpadzie Związku Radzieckiego, rząd Rosji podjął decyzję odbudowy świątyni. Ze środków państwowych i indywidualnych ofiarodawców odbudowano cerkiew, jako dom modlitwy, ale także jako symbol dziękczynienia Bogu za wolność ojczyzny. W roku 1999, w wigilię 2000 rocznicy Narodzenia Chrystusa poświęcono całą świątynię. Odbudowa pochłonęła miliony dolarów. Warto wspomnieć, że na 22 tys. m kw. powierzchni wszystkich malowideł 9 tysięcy jest pozłacana. To są setki kilogramów złota.
W roku 1871 uchwałą Sejmu Czteroletniego podjęto decyzję wzniesienia Świątyni Opatrzności Bożej, jako wotum dziękczynne za uchwalenie Konstytucji 3 maja. Wprowadzenie w życie uchwał Konstytucji przywróciłoby Polsce potęgę i uchroniłoby przed rozbiorami. Położono kamień węgielny pod budowę świątyni, jednak III rozbiór Polski przerwał rozpoczęte prace. Po odzyskaniu niepodległości w roku 1918 ponownie rozpoczęto przygotowania do budowy świątyni. Tym razem wybuch II wojny światowej uniemożliwił realizacje tego projektu. W czasach, gdy Polska cieszyła się wolnością, w roku 1989 prymas Józef Glemp wystąpił z kolejną inicjatywą budowy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Z powodu braku środków finansowych obiekt jest ciągle w budowie. Kompleks świątynny, jako symbol wdzięczności Bogu za otrzymaną wolność będzie pełnić rolę obiektu sakralnego oraz muzeum św. Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego, których rola w uzyskaniu przez Polskę wolności jest nie do przecenienia.
Ponad 250 lat od Sejmu Czteroletniego, w polskim parlamencie słyszymy głosy, żądające całkowitego odcięcia się państwa polskiego od realizacji votum, jakim jest Świątynia Opatrzności Bożej. Głosy agresji nasiliły się po dotacji polskiego rządu na ten cel 6 milionów złotych. Gdy porównuję sumy jakie przeznaczyło państwo rosyjskie na odbudowę cerkwi Zbawiciele w Moskwie, to ta suma wygląda naprawdę żałośnie. Tak żałośnie, jak wolanie partii biłgorajskiego posła: „Złodzieje oddajcie nasze miliony”. Żądają oni także odwołania ministra, który zadecydował o tej dotacji. A sam lider tej partii zadaje pytanie ignoranta: „A jaki pożytek będzie z Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego?” Do tego biłgorajskiego kociokwiku dołączyła się jeszcze jedna partia, jak też niektóre gazety, z wyborczą na czele. Zaskakujące jest to, że ci, którzy tak zaciekle walczą o 6 milionów nie protestowali, gdy z naszych kieszeni, kieszeni podatnika przeznaczono 80 milionów na Muzeum Historii Żydów Polskich. Na tym się nie skończyło, całkowity koszt budowy wyniósł 320 milionów. Takie muzeum jest potrzebne nie mniej niż muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.
Jaki związek mają powyższe historie ze słowem bożym na dzisiejszą niedzielę? Z pewnością można dopatrzyć się wielu wątków, a jednym z nich jest osądzanie. Jeśli w swoim osądzie będziemy stronniczy, kierować się będziemy własnymi interesami lub swoimi sympatiami, zamiast obiektywnego osądu rzeczywistości zostanie nam biłgorajski kociokwik. Otóż, aby uniknąć tego, konieczne jest odwołanie się do źródła prawdy i wszelkiego prawa, do Boga. Św. Paweł w zacytowanym na wstępie liście do Koryntian pisze: „Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc”. W pierwszym rzędzie św. Paweł mówi o swojej posłudze Ewangelii. To co on głosi może się jednym podobać innym nie, ale to nie jest ważne w tej posłudze. Najważniejszy jest Chrystus, napełnienie się Nim i kierowanie się Jego światłem w tym co robimy, nie zważając na ludzkie osądy. Odnosi się także do dzisiejszych głosicieli Ewangelii, którzy mają w pierwszym rzędzie podobać się Bogu a nie ludziom, bo ludzie w swoich osądach często kierują się swoimi sympatiami lub antypatiami oraz egoistycznymi interesami. W czasie spotkania księży, jeden z nich opowiadał, jak to pewnego razu przyszła do niego pani z prośbą, aby podczas Mszy św. dla dzieci pomalował sobie twarz kolorowymi farbami, bo to się podoba dzieciom. Kapłan nie zgodził się, odpowiadając, że nie będzie robił z siebie klauna, gdy przy ołtarzu zastępuje samego Chrystusa. Czasami niektórzy ulegają chęci przypodobania się wiernym. Oczywiście upodobania wiernych powinny być brane pod uwagę, ale jeśli one staną się ważniejsze niż przypodobanie się Bogu, to wtedy stajemy się klaunami przy ołtarzu i w życiu.
To odnosi się do każdego z nas, do naszych życiowych sytuacji. Nieraz w swoich ocenach kierujemy się względami i ocenami ludzkimi, aby coś zyskać. Podobnie też, pod tym kątem osądzamy innych. Płaszczymy się przed ludźmi, wychwalamy ich ponieważ mają oni wpływ na nasze życie, a stajemy się wyniośli i srodzy w swoich osądach dla tych, którzy mniej od nas znaczą i nie mogą nam zaszkodzić. Św. Jakub ujmuje to w słowach: „Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: ‘Usiądź na zaszczytnym miejscu!’, do ubogiego zaś powiecie: ‘Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!’, to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?” Aby nie stać się błaznem, klaunem, przewrotnym sędzią i nie dołączyć do biłgorajskiego kociokwiku, powinniśmy przed wydaniem osądu, jak pucza św. Paweł przywołać Chrystusa, zaczekać aż nas wypełni swoim światłem i mądrością. A wtedy przekonamy się, że nasz osąd zmieni się całkowicie, bo będzie to ocena drugiego człowieka, sytuacji przez pryzmat bożej miłości, która bardziej jest skłonna do wybaczania niż potępiania.
Takiej postawy uczymy się w bliskości Boga, która uzdalnia nas do zawierzenia Mu naszego życia, naszych codziennych spraw. O tym zawierzeniu, w sposób obrazowy mówi Chrystus w Ewangelii na dzisiejszą niedzielę. „Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić; ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?” Nie jest to zachęta do całkowitej beztroski, co chodzi o sprawy ziemskie, materialne. Chrystus poucza nas abyśmy zbytnio nie troszczyli się o te sprawy. Czego możemy nauczyć się od ptaków. Zazwyczaj ich cały dzień wypełniony jest zdobywaniem pokarmu, ale to wcale nie przeszkadza im radować się każdą chwila dnia, mają czas na radosny śpiew i igraszki. Zamartwienie o jutro nie zabiera im radości dnia dzisiejszego. To co robisz rób jak najlepiej, z myślą także o jutrze, o które się zbytnio nie zamartwiaj, bo jutro należy do Boga. A zatem zawierzając Bogu „jutro” raduj się i wykorzystaj jak najlepiej „dzisiaj” (Kurier Plus, 2017).
„JEZU, TY SIĘ TYM ZAJMIJ”
Św. Ojciec Pio znany ze stygmatów, objawień, bilokacji, zdolności widzenia wydarzeń przyszłych i przeszłych oraz licznych cudów jest jednym z najpopularniejszych świętych doby współczesnej. W licznych kościołach są nabożeństwa ku jego czci w czasie, których wierni otrzymują wiele łask. Także w kościele św. Stanisława BM w Ozone Park, gdzie obecnie pełnię posługę duszpasterską w każdą czwartą niedzielę miesiąca przed Mszą św. w języku polskim o godz. 10:30 jest nabożeństwo połączone z błogosławieństwem relikwiami św. Ojca Pio. Za życia ojciec Pio był otaczany ogromną rzeszą wiernych, którzy prosili go o wstawiennictwo przed Bogiem. Gdy wśród tego tłumu spotykał mieszkańców z okolic Neapolu strofował ich mówiąc: „Dlaczego przyjeżdżacie do mnie, skoro macie Świętego w waszym mieście?” Tym świętym był Sługa Boży ks. Dolindo Ruotolo, którego słowa są tytułem dzisiejszych rozważań: „Jezu, Ty się tym zajmij”.
Piękną duchowość tego świętego kapłana rzeźbiło słowo Boże oraz doświadczenia życiowe. W swojej autobiografii pisze on, że imię Dolindo w dialekcie neapolitańskim znaczy ból. Od dzieciństwa cierpienie wpisywało się w jego życie chorobami i nędzą materialną. W 1896 roku, po separacji rodziców, wraz ze swoim bratem Elio trafił do Szkoły Apostolskiej Księży Misjonarzy. W 1905 roku przyjął święcenia kapłańskie. Po dwóch latach kapłaństwa został poddany poważnej próbie życia. Oskarżono go o rozsiewanie błędów teologicznych i herezji. Został suspendowany i poddany dochodzeniu sądowemu przez Święte Oficjum. Poddano go upokarzającym badaniom psychiatrycznych. Posądzono go o opętanie przez szatana i przymuszono do poddania się obrzędom egzorcyzmu. Nie oszczędziła go także miejscowa prasa. Ks. Dolindo przetrwał ten trudny czas dzięki całkowitemu zawierzeniu swojego życia Chrystusowi i Jego Matce. Po trzydziestu latach tej gehenny, w roku 1937 został zrehabilitowany przez Stolicę Apostolską i mógł powrócić do pracy duszpasterskiej w Neapolu. Sława jego świętości i dary jakie otrzymał od Boga, w tym dar uzdrawiania zarówno duchowego jak i fizycznego gromadziły wokół niego ogromne tłumy ludzi. Miał także dar przepowiadania przyszłości.
Jedna z jego przepowiedni odnosiła się do Polski. Jest to przepowiednia obalenia komunizmu w Polsce podpisana przez ks. Dolindo Ruotolo 2 lipca 1965 roku. Autentyczność tej przepowiedni poświadczył słowacki biskup Pavel Hnilica. Oto treść tej przepowiedni: „Maryja do duszy. Świat idzie ku zatracie, ale Polska, jak w czasach Sobieskiego, dzięki pobożności do Mojego serca będzie dzisiaj jak tamci w liczbie 20 tysięcy, którzy uratowali Europę i świat przed turecką tyranią. Polska uwolni świat od najstraszliwszej tyranii komunistycznej. Pojawi się nowy Jan, który w heroicznym marszu rozerwie kajdany i pokona granice narzucone przez komunistyczną tyranię. Pamiętaj o tym. Błogosławię Polskę. Błogosławię ciebie. Błogosławcie mnie. Ubogi ksiądz Dolindo Ruotolo – ulica Salvator Rosa, 58, Neapol”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tym nowym Janem był św. Jan Paweł II, który tak bardzo przyczynił się zerwania kajdan komunistycznej niewoli, przyczynił się do upadku komunizmu.
Z postacią ks. Dolindo Ruotolo spotkałem się nie jako przypadkowo, ale ja nie wierzę w przypadki, wierzę, że Bóg wszystkim kieruje. Otóż jedna z pań opowiedziała mi o swoich ogromnych problemach życiowych. Wydawało się jej, że nie ma wyjścia, że nie poradzi sobie z nimi. I wtedy, też niejako przypadkowo natrafiła na modlitwę zawierzenia Chrystusowi napisaną przez ks. Dolindo Ruotolo. Codziennie z wiarą odmawiała to zawierzenie. Jak sama mówi stał się cud. Ogromny pokój, nadzieja i radość wypełniły jej serce. Wszystko zmieniło się w jej życiu tak, że nawet nie wyobrażała sobie, że Chrystus może wszystko tak cudownie poukładać, że już lepiej być nie może. To nie przypadek, że o tym usłyszałem i dzielę się z moimi Czytelnikami na łamach Kuriera Plus w niedzielę kiedy Chrystus mówi do nas w Ewangelii: „Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień każdy swojej biedy”. Zamartwiamy się w naszym życiu o wiele spraw, które nie będą miały miejsca w naszym życiu. Mark Twain, amerykański pisarz pochodzenia szkockiego, satyryk, humorysta napisał: „Spędziłem większość życia, martwiąc się o rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły.” Gdy zawierzymy wszystkie nasze sprawy Chrystusowi, to nie tylko uwolnimy się od trosk, które nigdy się nie wydarzą, ale co więcej Chrystus tak tym wszystkim pomyślnie pokieruje, że nawet w naszych najlepszych planach tego nie przewidywaliśmy. Na potwierdzenie tego mógłbym przytoczyć wiele wypowiedzi.
Wysłuchajmy zatem chociaż fragmentu zawierzenia ks. Dolindo Ruotolo. Więcej możemy przeczytać lub wysłuchać na stronie internetowej. Oto fragment tego zawierzenia: „Jezus mówi do duszy: Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje pożądany przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje. Zawierzenie Mnie nie oznacza zadręczania się, wzburzenia, rozpaczania, a później kierowania do Mnie modlitwy pełnej niepokoju, bym nadążał za wami; zawierzenie to jest zamiana niepokoju na modlitwę. Zawierzenie oznacza spokojne zamknięcie oczu duszy, odwrócenie myśli od udręki i oddanie się Mnie tak, bym jedynie Ja działał, mówiąc Mi: Ty się tym zajmij. Sprzeczne z zawierzeniem jest martwienie się, zamęt, wola rozmyślania o konsekwencjach zdarzenia. Podobne jest to do zamieszania spowodowanego przez dzieci domagające się, aby mama myślała o ich potrzebach gdy tymczasem one chcą się tym zająć same, utrudniając swymi pomysłami i kaprysami jej pracę. Zamknijcie oczy i pozwólcie Mi pracować, zamknijcie oczy i myślcie o obecnej chwili, odwracając myśli od przyszłości jak od pokusy. Oprzyjcie się na Mnie wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na moją miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: ,Ty się tym zajmij’, Ja w pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę. A kiedy muszę was wprowadzić w życie różne od tego, jakie wy widzielibyście dla siebie, uczę was, noszę w moich ramionach, sprawiam, że jesteście jak dzieci uśpione w matczynych objęciach. To, co was niepokoi i powoduje ogromne cierpienie to wasze rozumowanie, wasze myślenie po swojemu, wasze myśli i wola, by za wszelką cenę samemu zaradzić temu, co was trapi. Jeżeli naprawdę powiecie Mi: ‘Bądź wola Twoja’, co jest równoznaczne z powiedzeniem: ‘Ty się tym zajmij’, Ja wkroczę z całą moją wszechmocą i rozwiąże najtrudniejsze sytuacje. Gdy zobaczysz, że twoja dolegliwość zwiększa się zamiast się zmniejszać, nie martw się, zamknij oczy i z ufnością powiedz Mi: ‘Bądź wola Twoja, Ty się tym zajmij!’. Mówię ci, że zajmę się tym, że wdam się w tę sprawę jak lekarz, a nawet, jeśli będzie trzeba, uczynię cud. Widzisz, że sprawa ulega pogorszeniu? Nie trać ducha! Zamknij oczy i mów: ‘Ty się tym zajmij!’. Mówię ci, że zajmę się tym i że nie ma skuteczniejszego lekarstwa nad moją interwencją miłości. Zajmę się tym jedynie wtedy, kiedy zamkniesz oczy” (Kurier Plus, 2020).
Biłgorajski kociokwik
Cerkiew Chrystusa Zbawiciela w Moskwie jest największą świątynią prawosławną na świecie. Zachwyca bogactwem i pięknem artystycznym. Licznie odwiedzają ją wierni i turyści. Została wybudowana jako votum dziękczynne za uratowanie Rosji przed najazdem napoleońskim w roku 1812. Po zwycięstwie rewolucji, w roku 1931 bolszewicy wysadzili świątynię w powietrze, a na jej miejscu zbudowali basem. Po rozpadzie Związku Radzieckiego, rząd Rosji podjął decyzję odbudowy świątyni. Ze środków państwowych i indywidualnych ofiarodawców odbudowano cerkiew, jako dom modlitwy, ale także jako symbol dziękczynienia Bogu za wolność ojczyzny. W roku 1999, w wigilię 2000 rocznicy Narodzenia Chrystusa poświęcono całą świątynię. Odbudowa pochłonęła miliony dolarów. Warto wspomnieć, że na 22 tys. m kw. powierzchni wszystkich malowideł 9 tysięcy jest pozłacana. To są setki kilogramów złota.
W roku 1871 uchwałą Sejmu Czteroletniego podjęto decyzję wzniesienia Świątyni Opatrzności Bożej, jako wotum dziękczynne za uchwalenie Konstytucji 3 maja. Wprowadzenie w życie uchwał Konstytucji przywróciłoby Polsce potęgę i uchroniłoby przed rozbiorami. Położono kamień węgielny pod budowę świątyni, jednak III rozbiór Polski przerwał rozpoczęte prace. Po odzyskaniu niepodległości w roku 1918 ponownie rozpoczęto przygotowania do budowy świątyni. Tym razem wybuch II wojny światowej uniemożliwił realizacje tego projektu. W czasach, gdy Polska cieszyła się wolnością, w roku 1989 prymas Józef Glemp wystąpił z kolejną inicjatywą budowy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Z powodu braku środków finansowych obiekt jest ciągle w budowie. Kompleks świątynny, jako symbol wdzięczności Bogu za otrzymaną wolność będzie pełnić rolę obiektu sakralnego oraz muzeum św. Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego, których rola w uzyskaniu przez Polskę wolności jest nie do przecenienia.
Ponad 250 lat od Sejmu Czteroletniego, w polskim parlamencie słyszymy głosy, żądające całkowitego odcięcia się państwa polskiego od realizacji votum, jakim jest Świątynia Opatrzności Bożej. Głosy agresji nasiliły się po dotacji polskiego rządu na ten cel 6 milionów złotych. Gdy porównuję sumy jakie przeznaczyło państwo rosyjskie na odbudowę cerkwi Zbawiciele w Moskwie, to ta suma wygląda naprawdę żałośnie. Tak żałośnie, jak wolanie partii biłgorajskiego posła: „Złodzieje oddajcie nasze miliony”. Żądają oni także odwołania ministra, który zadecydował o tej dotacji. A sam lider tej partii zadaje pytanie ignoranta: „A jaki pożytek będzie z Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego?” Do tego biłgorajskiego kociokwiku dołączyła się jeszcze jedna partia, jak też niektóre gazety, z wyborczą na czele. Zaskakujące jest to, że ci, którzy tak zaciekle walczą o 6 milionów nie protestowali gdy z naszych kieszeni, kieszeni podatnika przeznaczono 80 milionów na Muzeum Historii Żydów Polskich. Na tym się nie skończyło, całkowity koszt budowy wyniósł 320 milionów. Takie muzeum jest potrzebne nie mniej niż muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.
Jaki związek mają powyższe historie ze słowem bożym na dzisiejszą niedzielę? Z pewnością można dopatrzyć się wielu wątków, a jednym z nich jest osądzanie. Jeśli w swoim osądzie będziemy stronniczy, kierować się będziemy własnymi interesami lub swoimi sympatiami, zamiast obiektywnego osądu rzeczywistości zostanie nam biłgorajski kociokwik. Otóż, aby uniknąć tego, konieczne jest odwołanie się do źródła prawdy i wszelkiego prawa, do Boga. Św. Paweł w zacytowanym na wstępie liście do Koryntian pisze: „Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc”. W pierwszym rzędzie św. Paweł mówi o swojej posłudze Ewangelii. To co on głosi może się jednym podobać innym nie, ale to nie jest ważne w tej posłudze. Najważniejszy jest Chrystus, napełnienie się Nim i kierowanie się Jego światłem w tym co robimy, nie zważając na ludzkie osądy. Odnosi się także do dzisiejszych głosicieli Ewangelii, którzy mają w pierwszym rzędzie podobać się Bogu a nie ludziom, bo ludzie w swoich osądach często kierują się swoimi sympatiami lub antypatiami oraz egoistycznymi interesami. W czasie spotkania księży, jeden z nich opowiadał, jak to pewnego razu przyszła do niego pani z prośbą, aby podczas Mszy św. dla dzieci pomalował sobie twarz kolorowymi farbami, bo to się podoba dzieciom. Kapłan nie zgodził się, odpowiadając, że nie będzie robił z siebie klauna, gdy przy ołtarzu zastępuje samego Chrystusa. Czasami niektórzy ulegają chęci przypodobania się wiernym. Oczywiście upodobania wiernych powinny być brane pod uwagę, ale jeśli one staną się ważniejsze niż przypodobanie się Bogu, to wtedy stajemy się klaunami przy ołtarzu i w życiu.
To odnosi się do każdego z nas, do naszych życiowych sytuacji. Nieraz w swoich ocenach kierujemy się względami i ocenami ludzkimi, aby coś zyskać. Podobnie też, pod tym kątem osądzamy innych. Płaszczymy się przed ludźmi, wychwalamy ich ponieważ mają oni wpływ na nasze życie, a stajemy się wyniośli i srodzy w swoich osądach dla tych, którzy mniej od nas znaczą i nie mogą nam zaszkodzić. Św. Jakub ujmuje to w słowach: „Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: ‘Usiądź na zaszczytnym miejscu!’, do ubogiego zaś powiecie: ‘Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!’, to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?” Aby nie stać się błaznem, klaunem, przewrotnym sędzią i nie dołączyć do biłgorajskiego kociokwiku, powinniśmy przed wydaniem osądu, jak poucza św. Paweł przywołać Chrystusa, zaczekać aż nas wypełni swoim światłem i mądrością. A wtedy przekonamy się, że nasz osąd zmieni się całkowicie, bo będzie to ocena drugiego człowieka, sytuacji przez pryzmat bożej miłości, która bardziej jest skłonna do wybaczania niż potępiania.
Takiej postawy uczymy się w bliskości Boga, która uzdalnia nas do zawierzenia Mu naszego życia, naszych codziennych spraw. O tym zawierzeniu, w sposób obrazowy mówi Chrystus w Ewangelii na dzisiejsza niedzielę. „Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić; ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?” Nie jest to zachęta do całkowitej beztroski, co chodzi o sprawy ziemskie, materialne. Chrystus poucza nas abyśmy zbytnio nie troszczyli się o te sprawy. Czego możemy nauczyć się od ptaków. Zazwyczaj ich cały dzień wypełniony jest zdobywaniem pokarmu, ale to wcale nie przeszkadza im radować się każdą chwila dnia, mają czas na radosny śpiew i igraszki. Zamartwienie o jutro nie zabiera im radości dnia dzisiejszego. To co robisz rób jak najlepiej, z myślą także o jutrze, o które się zbytnio nie zamartwiaj, bo jutro należy do Boga. A zatem zawierzając Bogu „jutro” raduj się i wykorzystaj jak najlepiej „dzisiaj” (Kurier Plus, 2023).