797.Ślady po kulach
Jedna z matek w przeciągu sześciu lat straciła trzech synów. Najmłodszy został zastrzelony w drzwiach domu. Nieogarniony ból wypełnił jej serce. Ból ten odżywał za każdym razem, gdy słyszała o nowych zabójstwach. Jednak w swym cierpieniu nie zamknęła się w sobie, lecz wyszła ku innym. Zaczęła aktywnie i skutecznie działać na rzecz kontroli ograniczenia dostępu do broni palnej. Mówiła o tym w szkołach i wielu innych miejscach. Wspierała matki, które znalazły się w podobnej sytuacji. Gdy zmarło dziecko odwiedzała ich rodziców, była z nimi, niosła otuchę i pocieszenie.
W pierwszych miesiącach po tych tragicznych wydarzeniach powtarzała, że wolałaby, aby jej zamordowani synowie nigdy się nie narodzili. A teraz myśli i mówi inaczej: „Ta śmierć przyniosła wiele bólu i smutku, ale z drugiej strony przyniosła także trochę niewiarygodnej radości. Dzisiaj dziękuję Bogu za życie moich synów, choć tak tragicznie przerwane. Gdyby nie oni, nigdy bym nie była człowiekiem takim jakim jestem obecnie. Oni pomogli mi wyzwolić się z mego egoizmu i otworzyć się na bliźniego. Dzięki nim jestem silna i pełniej żyję”.
W futrynie drzwi do dzisiaj są widoczne wgłębienia po kulach, które były skierowanie do jej najmłodszego syna. Matka na pytanie, dlaczego nie nareperuje podziurawionej futryny odpowiada: „Chcę, aby te wgłębienia przypominały wszystkim, że w tym miejscu stracił życie młody człowiek. Gdybym je naprawiła, wtedy ludzie zapomnieliby o tym”. Gdyby futryna była naprawiona ludzie zapomnieliby o tym wydarzeniu.
Może w pewnym stopniu także z tego powodu Chrystus zachował rany na swoim ciele po zmartwychwstaniu.