710. Nigdy go nie przestanę kochać
Helena po tragicznej śmierci męża została ze swoim 10 letnim synem Marianem. Przez długi czas nie mogła się wewnętrznie pozbierać. To co dawało jej siłę do życia w tych trudnych dniach była świadomość, że jest potrzebna swemu dziecku. Ma dla kogo żyć. Całą swoją matczyną miłość skupiła na synu. Starała się zaspokoić wszystkie jego potrzeby duchowe i materialne. „Kocham go ze zdwojoną mocą; za siebie i za nieżyjącego męża”- mówiła Helena. Syn wyrósł na dorodnego młodzieńca. I wtedy to dla Heleny rozpoczęła się drogę przez mękę. Marian sięgał po alkohol, wracał do domu pijany. Matka upominała go, błagała, ale nadaremnie. Zamilkła, gdy pijany syn zaczął reagować na upomnienie agresją. Wyzywał ją od najgorszych, a nawet bił. Uciekała wtedy z domu do sąsiadów, którzy mówili, że w wychowaniu Mariana zabrakło twardej męskiej ręki. Helena jednak nadal kochała swoje jedyne dziecko. Płakała i modliła się o opamiętanie syna. Jednak zamiast opamiętania docierały do niej wieści o awanturniczych poczynaniach syna. Kurczyła się coraz bardziej z bólu, a w zapadniętych oczach zabrakło łez. Aż pewnego dnia zjawiła się w domu policja i zaczęła wypytywać o Mariana, okazało się że jest zamieszany zabójstwo.
Marian znalazł się za kratkami. Helena, mimo że do więzienia było ponad sto kilometrów, każdego tygodnia przyjeżdżała do syna. W czasie widzenia chciała być z nim jak najdłużej, a gdy odchodził do swojej celi, ocierając łzy długo patrzyła za nim. Sąsiedzi widzieli, jak Helena odmawia sobie wielu rzeczy, aby zaoszczędzić na bilet i rzeczy potrzebne synowi. Pewnego razu jeden z nich powiedział: „Twój syn zrujnował ci życie. On się już nigdy nie zmieni. Dlaczego ty nie zapomnisz o nim?” Helena ze smutkiem popatrzyła na niego i powiedziała: „Jak ja bym to mogła uczynić. Nienawidzę czynów, których się dopuścił, ale on jest moim synem i nigdy go nie przestanę kochać”.