|

695. Bóg miał inne plany względem mnie

Najczęściej jesteśmy świadkami i głosicielami Ewangelii przez praktykowanie w codziennym życiu miłości heroicznej. Jakże często taką miłością ożywiane jest powołanie rodzicielskie. Wzruszającą opowieść o takim powołaniu usłyszałem w Wigilię Bożego Narodzenia, gdy jechałem z Wiesławem Skutnickim do szpitala,  gdzie przebywa sparaliżowany syn Paweł. W czasie drogi ojciec Pawła snuje swoją opowieść: „Wiara w Boga, którą wyniosłem z rodzinnego domu pomogła mi i mojej żonie Krystynie odnaleźć się w bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się po niespodziewanym paraliżu naszego jedynego syna Pawła. Często wracam wspomnieniami do religijnej atmosfery mojego domu rodzinnego. Wspominam częste modlitwy mojej mamy, w których prosiła Boga, abym został księdzem. Czasami kładła mi pod głowę modlitewnik, licząc, że to może być pomocne w odkryciu mojego powołania kapłańskiego.

Jednak Bóg miał inne plany względem mnie, obdarzył mnie innym powołaniem. Chciałem założyć rodzinę i jej poświecić swoje życie. Na początku wyglądało, że wszystko się spełnia. Byliśmy z żoną szczęśliwi. Czekaliśmy z nadzieją na pierwsze dziecko. Mijały laty, a my nadal nie mieliśmy dziecka. Nie pomogły wizyty u lekarza. Wtedy jeszcze natarczywiej prosiliśmy Boga o dziecko. Bóg wysłuchał naszej prośby, po dziesięciu latach żona urodziła syna, któremu nadaliśmy imię Paweł. Mieszkaliśmy w Mielcu. Byliśmy szczęśliwi jako rodzice. Patrzyliśmy jak nasz ukochany syn wyrasta na dorodnego młodzieńca. Bóg nie poskąpił mu ani urody, ani inteligencji. Wyróżniał się w klasie, przewodniczył w różnych organizacjach. Do dziś widzę, jak z komeżką pod pachą wybiega z kościoła, gdzie służył prawie codziennie do Mszy św.

W ciągu kilku dni całe nasze życie legło jakby w gruszach. W wieku 14 lat, z nieznanych powodów Paweł stracił władzę w rękach i nogach, miał problemy z oddychaniem. Zaczęła się dla nas prawdziwa gehenna. Robiliśmy wszystko dla ratowania naszego dziecka, jednak nie przynosiło to żadnych efektów. Po długich zabiegach i dzięki życzliwości ludzkiej udało się nam załatwić dla Pawła szpital w Stanach Zjednoczonych. Mamy nadzieję, że przy Boże pomocy Paweł odzyska zdrowie. Jesteśmy teraz ze sobą zjednoczeni jak nigdy dotąd. Miłość jaka nas łączy sprawia, że jesteśmy szczęśliwi jako rodzina. Odkrywamy coraz pełniej swoje powołanie rodzicielskie. Jednak dochodziliśmy do tego przez długi czas. Na początku było zniechęcenie i bunt przeciw wszystkiemu, nawet Bogu. Trudno było nam się nawet modlić.

Bóg jednak dał nam łaskę mocy, która obficie spływa z krzyża. Gdy jest mi bardzo ciężko, to przywołuje wtedy na pamięć wizerunek Pana Jezusa na Krzyżu, pod którym stoi jego matka Maryja. Ona miała także jedynego Syna. Rozważam tajemnice męki Chrystusa, której owocem jest zmartwychwstanie. Włączam w tę tajemnicę naszą rodzinną tragedię i wtedy rodzi się we mnie moc i nadzieja. Bóg ma jakieś plany względem nas. Cierpienie nabiera sensu, rodzi się cicha radość i czujemy, że jesteśmy sobie coraz bliżsi. Cierpienie spotęgowało w nas wiarę, która sprawia, że mimo tak wielu trosk odnajdujemy jasność każdego dnia. Cierpienie Pawła jeszcze bardziej zbliżyło nas do siebie, jeszcze bardziej się kochamy, jesteśmy sobie  bardziej potrzebni i w tym odnajdujemy sens tego co robimy. Zdumiewająca jest postawa Pawła, który ma w sobie tyle optymizmu i energii psychicznej, że to nam się udziela i dodaje siły. Dziękujemy Bogu za wszystko, dziękujemy Bogu za ludzi, którzy okazali i ukazują nam tak wiele serca i życzliwości. Bez nich byłoby nam ciężko.”

W czasie dzielenia się opłatkiem ojciec Pawła powiedział: „Jeszcze nigdy nie byliśmy tak szczęśliwi jako rodzina, jesteśmy ze sobą związani ogromnymi więzami miłości. Jest to nasza wspaniała wigilia”.

Heroiczna miłość rodziców i ich poświęcenie powierzone Bogu sprawiają, że są oni w stanie bardzo owocnie zrealizować swoje powołanie, nawet w tak ekstremalnych okolicznościach ciężkiej choroby syna.