|

686. A może ja go tak wychowałam 

Anna ma cichy żal do swego dziecka, wzmaga się on gdy przychodzą święta Bożego Narodzenia. Czeka wtedy na odwiedziny swego jedynego syna, a on wpada tylko na chwilę, wręcza mamie bardzo drogi prezent i już biegnie dalej. „Jest tak zapracowany” – tłumaczy go przed swymi sąsiadkami. A w rzeczywistości chce się jej płakać, że jedyne jej dziecko ma dla nie tylko kilka minut czasu. Wolałaby, żeby zamiast tego prezentu został dłużej w domu, porozmawiał, zapytał co jej dolega, czy może w czymś pomóc, opowiedział o swojej rodzinie. Anna zostaje sama i zadaje sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje, przecież poświęciła całe swoje życie dla niego. Czasami rodzą się wątpliwości; a może ja go tak wychowałam. Gdy przyjechali z mężem do Ameryki robili wszystko, aby nic nie zabrakło jedynemu ich dziecku. Po śmierci męża ze zdwojoną energią Anna starała się zaspokoić potrzeby syna. Miał on prawie wszystko: najnowsze komputery, gry itp. Ale żeby zarobić na to wszystko Anna pracowała na dwie zmiany. Z synem widywała się w przelocie, a gdy miała trochę więcej czasu, to była zbyt zmęczona, aby rozmawiać z swoim dzieckiem. „Czasami syn pytał mnie, dlaczego nie mam dla niego czasu. Odpowiadałam, że ciężko pracuję, aby mu nic nie brakowało. Czyniłam to wszystko z miłości do syna. Widocznie był za mały, aby to zrozumieć, a może bardziej potrzebował mojej obecności, przytulenia, aniżeli drogich zabawek, czy innych rzeczy materialnych. A teraz może świadomie, a może nie świadomie odpłaca mi tym samym”- kończy swą opowieść