|

681. Wigilijne zakrzątanie matki

Kiedy tak patrzę wstecz i wspominam chwile spędzone w domu rodzinnym, gdy wszyscy byliśmy jeszcze razem, widzę moją matkę krzątającą się i przygotowującą bożonarodzeniową wigilię. Wszystko miało być tak, jak robili to dziadkowie. Potrawy, sposób ich przyrządzenia, ich kolejność. Tradycyjne, symboliczne, niezmienne. W domu pachniało pieczywem, przysmakami i choiną. A ona, ładnie ubrana, usługiwała nam: ojcu i swoim czterem synom, nie pozwalając sobie pomagać. Wieczerzę, którą przygotowała, ojciec zaczynał modlitwą. Potem składaliśmy sobie życzenia. Ale wśród wielu życzeń mojej matki nie usłyszałem tego jednego… Życzenia nigdy nie wypowiedzianego. Dzisiaj wiem, że to było jej życzeniem, chociaż tak bardzo baliśmy się je sobie uświadomić, a nie tylko głośno je wypowiedzieć. Skąd o tym wiem? Odpowiedź znalazłem nie w słowach, ale w spojrzeniach mojej matki” (O. Jan Góra: „Mój dom”).