663. Zagryziona przez psy
Joseph Donders na łamach miesięcznika „Pastoral Life” opowiada historię, która miała miejsce w Kenii. Ubogo ubrane dzieci wracały ze szkoły. Po drodze bawiły się piłką. Nie była to prawdziwa piłka, na taką nie było ich stać. Był to zwitek papierów obwiązany gumką. Dzieci przechodziły obok olbrzymiej plantacji ananasów, ogrodzonej płotem i pilnowanej przez strażników. Nagle piłka wpadła za ogrodzenie. Dwie dziewczynki odruchowo prześliznęły się między drutami, aby zabrać swoją zabawkę. W tym czasie byli w pobliżu strażnicy. Spuścili ze smyczy psy, które rzuciły się na sparaliżowane strachem dziewczynki. Na ich przeraźliwy krzyk, strażnicy przywołali psy do siebie. Pogryzione uczennice wyczołgały się na zewnątrz. Jedną z nich była 13 letnia Jane. Zdolna i piękna dziewczyna, nadzieja rodziny wykrwawiła się na śmierć. Druga do końca życia pozostanie z twarzą oszpeconą szramami.
Z tej samej miejscowości, późną nocą odjechał pociąg załadowany ananasami w puszkach, które miały trafić na stoły Europejczyków. Na plantacji i przetwórni ananasów, której właścicielem był Amerykanin pracował ojciec Jane. Za swoją pracę otrzymywał bardzo niską zapłatę, około 30 dolarów miesięcznie. A ponadto firma nie zapewniała swoim pracownikom żadnego ubezpieczenia, żadnych świadczeń socjalnych. Nikt nie odważył się jednak upomnieć o swoje prawa, bo właściciel bez żadnych skrupułów wyrzuciłby go z pracy następnego dnia, a na jego miejsce przyjąłby nowego.
Kilka tygodni później inna Jane obchodziła w Europie urodziny. Miała trzynaście lat. Natura nie poskąpiła jej urody i mądrości. Była dumą swojej rodziny. Przed posiłkiem Jane odmówiła modlitwę: „Wszechmogący Boże, który w swojej szczodrobliwości dałeś nam wszystkie te pokarmy, jako znak Twojej dobroci. Dziękujemy Ci za obfitość twoich darów”. Takiej modlitwy nie słyszy się w Kenii. Może przyjdzie taki czas, że Jean w Kenii usłyszy taką modlitwę, a Jean z Europy usłyszy i przejmie się historią swojej rówieśnicy z Kenii, którą zagryzły psy.