|

658. Sprawiedliwa ocena

Ksiądz Flor McCarthy w jednym ze swych kazań przytacza opowieść o sprawiedliwych ocenach. Na stadionie biegną zawodnicy. Po kilku okrążeniach na czoło wybił się reprezentant miejscowego zespołu. I to on pierwszy przekroczył linię mety, ustanawiając nowy rekord w biegu na 3000 metrów. Niebywały entuzjazm zapanował na stadionie. Zwycięzcę otoczyły tłumy dziennikarzy, każdy chciał uściskać rękę zwycięzcy. Rzucano pod jego stopy kwiaty, jego podobizna pojawiała się na ekranach telewizorów. Mimo zmęczenia, czuł się jak w siódmym niebie. W tym czasie do mety dotarł ostatni zawodnik, był zmęczony i smutny, miał dzisiaj trudny dzień. Nikt nawet nie zauważył, jak z wielkim trudem dotarł do mety. 

Przyszedł moment rozdania medali. Jakże wszyscy byli zaskoczeni, gdy przedstawiciel miasta zawiesił  złoty medal na szyi zawodnika, który dotarł ostatni do mety. Zwycięzca zaprotestował, a wtedy usłyszał odpowiedź: „Przyjacielu mówisz, że to nie w porządku. Czy nie otrzymałeś już wystarczająco? Masz satysfakcję ze zwycięstwa, aplauz tłumu, uwagę mediów. Otrzymasz bardzo korzystne kontrakty. Pomyśl, ostatni zawodnik pokonał także taka samą trasę. Co otrzymał za swój wysiłek? Nic. Czy byłoby w porządku, gdybyś ty wszystko zagarnął?”

Tak osądza sprawiedliwość przesycona miłością. Taka sprawiedliwość ma swe źródło w samym Bogu.