652. „Słyszę dzwony”
Pielęgniarka Gracie Schaeffler, z którą pracowałam opiekowała się pięcioletnim chłopcem w ostatnich tygodniach jego życia. Umierał on na raka płuc… Matka chłopca była chrześcijanką. Otoczyła swoje dziecko ogromną miłością, całe dnie i noce czuwała przy jego łóżeczku. Brała go na kolana, tuliła i cicho mówiła mu o kochającym Bogu. Kierowana matczynym instynktem przygotowywała swoje dziecko na ostatnie godziny.
Gracie mówi, że weszła do pokoju chłopca, gdy godziny jego były policzone. Słabnącym głosem chłopiec mówił, że słyszy dzwony. „Mamusiu, dzwony dzwonią. Mogę już je słyszeć”. Chłopiec mówił, jakby przez sen. Gracie myślała, że są to halucynacje. Wyszła, ale po kilku minutach wróciła, gdy znowu usłyszała chłopca, który ciągle mówił, że słyszy dzwony. Powiedziała wtedy do matki: „Jestem pewna, że synek pani słyszy coś czego niema. Są to halucynacje spowodowane chorobą”. Matka wzięła na ręce swojego syna, przytuliła go mocno do piersi i uśmiechając się powiedziała: „Nie, pani Schaeffler. On nie ma halucynacji. Kilka dni temu przestraszył się bardzo, gdy nie mógł oddychać i wtedy powiedziałam mu, że jeśli w takich momentach uważnie będzie się wsłuchiwał, usłyszy dzwony niebieskie, które będą dzwonić dla niego. I dlatego mówi on cały dzień o bijących dzwonach”.
Późnym wieczorem ukochany synek zmarł na kolanach matki. Gdy przyszli aniołowie, aby go zabrać, on ciągle mówił o dzwonach bijących w niebie dla niego (James Dobson: „God doesn’t make sense”).