607. Bocianie gniazdo
W mojej rodzinnej wiosce Oseredek bocian cieszył się szczególnymi względami. Był ptakiem prawie nietykalnym. Za dobry znak dla gospodarstwa poczytywano sobie jego gniazdo w zagrodzie. Gospodarze przygotowywali odpowiednie miejsca na założenie gniazda. Takich miejsc zawsze było więcej niż bocianich par gotowych do skorzystania z gościnnego gestu. Klucze na niebie były znakami zbliżających się zmian w przyrodzie i w rytmie pracy gospodarstwa. Szyki bocianów ciągnące na południe zwiastowały nadchodzącą jesień. Z pewnym sentymentem patrzyliśmy na puste gniazda. Mijała zima, a na niebie pojawiały się znowu klucze bocianów, tylko lecących w odwrotnym kierunku. Zwiastowały one wiosnę. Załamywały się wtedy szyki na niebie, a bocianie pary bezbłędnie trafiały do swoich starych gniazd. Kierowane instynktem wracały z odległej o tysiące kilometrów Afryki. Na drodze do gniazda pokonywały przeciwne wiatry, ulewy i śnieżyce, upały i chłody, długie dnie i noce. Jednak nic nie potrafiło ich zmylić w tych powrotach. Zadziwiająca jest precyzja tego instynktu. Zdumiewająca jest celowość w świecie stworzonym przez Boga.
Podobnym „instynktem wiary” obdarzył nas Bóg, abyśmy mogli trafić do domu naszego Ojca w niebie.