6 niedziela zwykła Rok A
AUTOSTRADA
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł <Bezbożniku>, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar twój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz. Słyszeliście, że powiedziano: «Nie cudzołóż». A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. Powiedziano też: «Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy». A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę, poza wypadkiem nierządu, narażają na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa. Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: «Nie będziesz fałszywie przysięgał», «lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi». A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi» (Mt 5,17 – 37).
Chodząc pieszo lub jeżdżąc rowerem ulicami Nowego Jorku uchodziło mojej uwadze nadużywanie klaksonów przez kierowców. Nawet wtedy, gdy zagęszczenie ruchu było największe, upał niemiłosierny a trąbienie najbardziej natarczywe szedłem sobie spokojnie chodnikiem wyprzedzając zagonione taksówki i zapienionych kierowców. Kilka miesięcy temu zasiadłem za kierownicą własnego samochodu. Przekonałem się wtedy, że jednak rower jest najszybszym środkiem lokomocji na zatłoczonych ulicach. Także inne doświadczenie stało się moim udziałem, pod wpływem, którego zacząłem się rozglądać za napisem, który mógłbym nakleić na moim samochodzie. Chodziło mi o napis w stylu: „nadużywanie klaksonu jest znakiem idiotyzmu kierowcy”. Nie znalazłem takiej naklejki, a po głębszym przemyśleniu zrodziło się pytanie: czy przez taki napis nie dołączę do grona nadużywających klaksonu. Będę trąbił tylko trochę inaczej. A ponadto „kierowca- idiota” pod wpływem takiego napisu może jeszcze bardziej zidiocieć, a ja w konsekwencji zmuszony zapewne będę odwiedzić pana Górskiego, mojego mechanika samochodowego.
Ciekawa jest geneza powstania serialu telewizyjnego pt. „Autostrada do nieba”. Otóż jego twórca aktor Michael Landon w piątkowe popołudnie jechał ulicami Los Angeles. Ulice były zatłoczone, upał wdzierał się do samochodów. Kierowcy trąbili na siebie, otwierali okna znieważając się słowami i gestami. W ich oczach widać było złość i nienawiść. Landon widząc to zadawał sobie pytania: Dlaczego wszędzie jest tyle
złości? Dlaczego ludzie tak bardzo nienawidzą się wzajemnie? Dlaczego tracą tak dużo energii na gniew? Co by się stało, gdyby tę energię wykorzystali na świadczenie sobie uprzejmości? Myślą wrócił do swojego dzieciństwa, które było zdominowane gniewem i nienawiścią między jego matką- katoliczką a ojcem- żydem. Nagle w jego świadomości zrodziła się idea serialu telewizyjnego, gdzie uprzejmość i życzliwość, a nie złość i gniew są jedynym rozwiązaniem ludzkich problemów. I tak powstała „Autostrada do nieba”. Landon pisząc o genezie powstania tego serialu wspomina wydarzenie z lat wczesnej młodości. Za udział w jego pierwszym filmie telewizyjnym otrzymał 260 dolarów. Pisze: „Poczułem się bogaty i sławny. Postanowiłem odwiedzić Beverly Hills, gdzie nigdy nie byłem uprzednio, aby obejrzeć wytworne i bogate wystawy sklepowe”. Przy jednej z witryn zobaczył dwóch małych chłopców, którzy z nosami przyklejonymi do szyby nie mogli oderwać wzroku od drogich zabawek. Landon zapytał ich, które zabawki podobają się im najbardziej. Podekscytowani wskazali; jeden na samochód, drugi na samolot. Landon wziął ich do środka i kupił dla nich te zabawki. Chłopcy nie posiadali się z radości. „Doświadczyłem wtedy najgłębszej satysfakcji jak nigdy dotąd. To przeżycie nie zmieniło się do tej pory. Proszę zważyć na to, że piszę o tym 30 lat później” – dodaje Landon.
Tytuł „Autostrada do nieba” jest nawiązaniem do powołania człowieka zdążającego na drodze ziemskiego życia na spotkanie z Bogiem. Spotkanie i przebywanie z Bogiem niesie najpełniejsze szczęście zwane niebem. Bóg wskazuje człowiekowi drogę, na której może Go spotkać. Stawia także na tej drodze znaki, aby człowiek nie zbłądził. Tymi znakami są boże przykazania. Ich przestrzeganie zapewnia człowiekowi pewne i bezpieczne dotarcie do celu. W czasach ostatecznych, jak mówi Pismo święte Bóg posłał swego Syna, aby nas zbawić. Chrystus sam staje się drogą prowadzącą do nieba. Jest to pełnia, która czeka na dopełnienie przez człowieka. Najlepsza autostrada nic dla nas nie znaczy, jeśli nie zdecydujemy się z niej skorzystać. Chrystus jest wezwaniem do wstąpienia na tę drogę, drogę Jego nauki. Zwraca przy tym uwagę na wewnętrzne zachowanie prawa. Nie wystarczy tylko zewnętrzna poprawność. Wszystko zaczyna się w naszej duszy, tu bierze początek wszelki czyn. Dlatego Chrystus mówi: „Słyszeliście, że powiedziano przedtem: nie zabijaj, a kto by dopuścił się zabójstwa, podlega sądowi. A ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi”.
Wartości, jakie pielęgnujemy w sercu decydują o kształcie naszego życia. Na przykład, jeśli nasze serce wypełnia miłość rozsiewamy dobro wokół siebie, jesteśmy szczęśliwi, jesteśmy na „autostradzie do nieba”. Odwrotnie, jeśli nasze serce wypełnia nienawiść, nie zaznamy spokoju i szczęścia i jeszcze innym go zabierzemy. Jesteśmy na „autostradzie do piekła”.
Może pamiętamy bajkę „Piotruś Pan”. Jedna ze scen ukazuje dzieci bawiące się w pokoju. Śmieją się, rozmawiają i skaczą, a Piotruś fruwa. Inne dzieci chcą robić to samo, jednak nie mogą. „Jak ty to robisz”- pyta Janek. Piotruś odpowiada „To bardzo proste. Myśl tylko o wspaniałych i dobrych rzeczach, a one oderwą cię od ziemi i będziesz mógł szybować”.
To prawda, wystarczy się napełnić pozytywnymi myślami, pięknem, życzliwością, prawdą itd. a wtedy poczujemy ogromną moc, która nas odrywa ziemi i czyni szczęśliwymi. Jeśli zaś napełnimy się samym Bogiem, który jest najdoskonalszym pięknem, miłością, sprawiedliwością itd. wtedy oderwiemy się od ziemi i pełni radości znajdziemy się na drodze do rzeczywistości, którą w języku religijnym nazywamy niebem (Z książki „Ku wolności).
DAR JEDNOŚCI
Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania, a dochować wierności jest Jego upodobaniem. Położył przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane. Ponieważ wielka jest mądrość Pana, potężny jest władzą i widzi wszystko. Oczy Jego patrzą na bojących się Go, On sam poznaje każdy czyn człowieka. Nikomu nie przykazał być bezbożnymi nikomu nie zezwolił grzeszyć (Syr 15,15-20).
Pewnego dnia pojechałem do mechanika samochodowego. Wdałem się z nim w długą dyskusje, ale nie na tematy samochodów. Jan jest myślącym człowiekiem, stara się żyć według bożego prawa. Ma jednak pewne wątpliwości. Tym razem zapytał mnie, co sądzę o modlitwie, ofiarach składanych Bogu. „Bóg jest doskonały, niczego nie potrzebuje, co by Go dopełniło lub co by było Mu potrzebne. On ma wszystko bez naszego udziału. A zatem jaki sens mają nasze modlitwy i nasze ofiary, szczególnie wtedy, gdy nasze życie jest dalekie od ducha składanych ofiar?” – pyta Jan. Odpowiedziałem, że modlitwy, ofiary są bardziej potrzebne nam, aniżeli Bogu. „Jak to? Co to znaczy?” – pyta zaskoczony Jan.
Przez autentyczną i szczerą modlitwę wznosimy serce i myśli ku Bogu. Dotykamy Jego świętości i potęgi. Odkrywamy Jego mądrość. Przez modlitwę napełniamy się bożą mądrością i umacniamy się Jego mocą. I jeszcze bardziej uświadamiamy sobie, że jesteśmy stworzeni na obraz boży i mamy się upodabniać do Boga. Mamy być doskonali jak On jest doskonały. Modlitwa i ofiara stwarzają nam szansę pogłębienie więzi z Bogiem i upodobnienia się do Niego. Naśladując doskonałość Boga oddajemy Mu chwałę, która staje się naszym udziałem, a to nie może być obojętne Bogu, który obdarza człowieka bezgraniczną miłością.
Ofiara, w znaczeniu religijnym jest to złożenie Bogu jakiegoś daru dla zjednoczenia się z Nim, a szczególnie dla przebłagania Go za grzechy. Ofiary, oprócz modlitwy są najważniejszym wyrazem kultu składanego Bogu. Prawo Mojżesza nakazuje składnie Bogu różnych i licznych ofiar. Są to krwawe ofiary ze zwierząt i niekrwawe z płodów ziemi. Składano je jako ofiary całopalne i spalane częściowo, ofiary uwielbienia, dziękczynienia i przebłagania. Prawo Mojżeszowe nie pozwalało na traktowanie ofiar jako zabiegów magicznych, przez które człowiek miałby wywierać skuteczny wpływ na Boga. Bóg jest niezależny od człowieka, jest jego Stwórcą i Panem. Bóg dopuszczając człowieka do wspólnoty ze sobą wymaga posłuszeństwa swej woli. Ofiary mają być wyrazem tego posłuszeństwa, dziękczynieniem za wybranie i opiekę, błaganiem o przebaczenie nieposłuszeństwa. Sens ich sprowadza się do wyrażenia tej osobistej postawy człowieka wobec Boga. Prorocy piętnują formalne traktowanie ofiar; nie mają one żadnego znaczenia wobec Boga, przeciwnie- Bóg brzydzi się nimi, są bowiem fałszem. W tym znaczeniu ofiary starotestamentalne, w pewnym sensie nie są potrzebne Bogu, ale człowiekowi, aby przez nie wyrażał swa więź z Bogiem, który jest źródłem pełni życia.
Nowy Testament głosi, że śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu jest jedyną i skuteczną ofiarą pojednania całej ludzkości z Bogiem. Jezus złożył w ofierze własną krew. W przeddzień swej męki i śmierci, podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus zapowiedział swoją śmierć i na zawsze ją upamiętnił, dając uczniom swe Ciało, które miało być wydane na śmierć, pod postacią Chleba, i swoją Krew, którą miał przelać za grzech wszystkich ludzi, pod postacią wina. Eucharystia jest zatem pamiątką i uobecnieniem Jego złożonej na krzyżu ofiary wszędzie tam, gdzie gromadzą się Jego uczniowie. Sobór Trydencki wyraził tożsamość Eucharystii z ofiarą złożoną na krzyżu, wskazując, że w Eucharystii, tak jaki i na krzyżu, sam Jezus Chrystus składa siebie Bogu-Ojcu w ofierze. Dzięki temu ofiara spełniona jeden raz i na jednym miejscu może być sprawowana zawsze i wszędzie, stając się miejscem ciągłego jednoczenia się każdego człowieka, który uwierzył w Chrystusa, z Jego śmiercią, a tym samym Jego zmartwychwstaniem (por. Słownik Teologiczny pod redakcją ks. Andrzeja Zuberbiera).
Modlitwa i ofiara stają się źródłem naszego uświęcenia. W zacytowanym na wstępie fragmencie Ewangelii, Chrystus mówi o ofiarach Starego Testamentu, które zapowiadają ofiary, które my dzisiaj składamy. A najważniejsza z nich, to ofiara Eucharystyczna. Chrystus wymaga od nas, abyśmy składali ją z należytym usposobieniem wewnętrznym. Byśmy byli pojednani z bliźnimi, bez którego nie ma pojednania z Bogiem. „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam swój dar przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj”. Gdy tego zabraknie, wtedy nasza ofiara będzie nikomu niepotrzebną, czczą formalnością.
13 grudnia 2002 roku zmarł w Mediolanie, w wieku 56 lat Leonardo Mondadori. Był właścicielem i prezydentem koncernu wydawniczego „Arnoldo Mondadori S.p.A.”, jednego z największych w świecie wydającego każdego roku setki nowości książkowych , posiadającego 49 tytułów prasowych. Pisze on o swoim uczestnictwie we Mszy św.: „Zrozumiałem, że niedzielna Msza św. nie powinna być traktowana jako obowiązek, lecz jako konieczność, radość i świętowanie. Obowiązek uczestniczenia we Mszy św. nie jest dla mnie żadnym ciężarem, ale niesamowitym darem. Bardzo się cieszę, że w ten sposób mogę zgodnie z przykazaniem ‘dzień święty święcić’. Msza św. daje mi duchową moc, jest sercem mojego życia religijnego; przypomina mi, że śmierć już została zwyciężona, że Jezus rzeczywiście zmartwychwstał, że ciemności zła nie będą miały ostatecznego głosu, że istnieje wspaniała, niedoświadczalna zmysłami Rzeczywistość, w której będziemy uczestniczyć przez całą wieczność”.
Nim doszedł do tak pojmowanej ofiary przeszedł długą drogę, która opisał w książce, która stała się bestsellerem pt. „Nawrócenie, osobista historia życia”. Urodził się w rodzinie obojętnej religijnie i w takim środowisku się także wychowywał. Jego babcia, która go wychowywała przyjęła chrzest w wieku 70 lat. Przy tej okazji został ochrzczony 5 letni Leonardo. Jednak jego późniejsze życie dalekie było od zobowiązań jakie wynikają z chrztu świętego. Miał za sobą dwa nieudane małżeństwa i wiele innych życiowych doświadczeń, gdy nagle odkrył, że tylko Chrystus może być źródłem prawdziwej radości. Ale żeby jej doświadczyć trzeba pojednać się z bliźnimi i Bogiem. Dokonało się to na drodze nawrócenia, którego przypieczętowaniem była spowiedź. Pisze o niej tak: „Dobrze odbyta, szczera spowiedź jest jednym z głównych źródeł radości. Otrzymujesz wtedy pewność ponownego przyjęcia w domu Ojca: zostajesz pojednany z Bogiem, ze sobą i z innymi”.
To pojednanie sprawia, jak mówi Ewangelia, że nasza ofiara autentycznie jednoczy nas z Bogiem i staje się źródłem wiecznej radości (z książki „Nie ma innej Ziemi Obiecanej).
WYBIERAJ ŻYCIE ALBO ŚMIERĆ
Bracia: Głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy tajemnicę mądrości, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały; lecz właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”. Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego (1 Kor 2, 6- 10).
Wydawałoby się, że tytuł tych rozważań zaczerpnięty z czytań mszalnych na dzisiejszą niedzielę jest nieco bezzasadny, bo przecież normalny człowiek nieprzymuszony wewnętrznie lub zewnętrznie zawsze wybierze życie. Rzeczywiście tak można postrzegać ten problem, gdy go rozpatrujemy tylko w perspektywie ziemskiej. Istnieje jednak inna, ważniejsza perspektywa patrzenia na życie. W sposób bardzo wyrazisty widzimy ją w życiu świętych męczenników. Ot chociażby św. Agnieszka, której wspomnienie zbiegło się z dniem pisania przeze mnie tych rozważań. O rękę urodziwej Agnieszki, pochodzącej ze znakomitego rodu zabiegało wielu kawalerów. Jednym z nich, jak mówi tradycja był syn starosty rzymskiego Semproniusza. Agnieszka była obojętna na jego zaloty, ponieważ swoje życie poświeciła Chrystusowi. Gdy Semproniusz dowiedział się o tym zaczął ją szantażować. A trzeba wiedzieć, że w tamtym czasie za przyznanie się do Chrystusa groziła śmierć męczeńska. Starosta na przemian obiecywał jej wygodne życie lub groził torturami i śmiercią, jeśli nie wyrzeknie się swojej wiary. Nie usłuchała także swoich rodziców, którzy chcieli ocalić jej życie i błagali, aby zaparła się Chrystusa. Staroście, który litował się nad jej młodością odpowiedziała: „Nie lituj się nad młodością moją, gdyż wcale tego od ciebie nie żądam. Wiara nie polega, bowiem na latach, lecz na przeświadczeniu, że Bóg Wszechmogący nie patrzy na wiek, lecz na uczucia. Czyń przeto jak ci się podoba”. W końcu posłano ją na tortury i śmierć. Św. Ambroży napisał „Udała się na miejsce kaźni szczęśliwsza niż inne, które szły na swój ślub”.
A zatem, gdy jest mowa o wyborze między śmiercią a życiem w znaczeniu biblijnym, to chodzi tu o wybór między życiem według bożego zamysłu, które owocuje wiecznością, a życiem, które z pominięciem bożych przykazań koncentruje się tylko na rzeczywistości ziemskiej. To ostatnie życie w perspektywie wiecznej jest wyborem śmierci. Mędrzec biblijny Syracydes przypomina, że każdy z nas ma wolną wolę i jest odpowiedzialny za to jak ją wykorzysta. Może wybierać nawet między śmiercią a życiem. To nie Bóg popycha człowieka ku złemu, to jest świadomy i wolny wybór człowieka. Człowiek jest sam winien, jeśli czyni zły użytek ze swojej wolnej woli. Syracydes kieruje bardzo konkretną naukę do swoich współziomków. Mają dokonać wyboru między prawdziwym kultem Jahwe a bałwochwalstwem. Wybierając Jahwe wybieramy życie. Wybór Jahwe jest przyjęciem i zachowaniem przykazań danych Mojżeszowi na Górze Synaj. Mędrzec biblijny przypomina, że jesteśmy wolni; możemy urządzić sobie życie tak jak chcemy, zgodnie lub niezgodnie z przykazaniami, ale musimy pamiętać, że ostatnie słowo należy do Boga. W blaskach tego słowa dostrzeżemy, po której stronie opowiedzieliśmy się na wieczność; po stronie życia, czy po stronie śmierci.
Do prawa, od którego zależy nasze życia i nasza śmierć nawiązuje Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić”. W Chrystusie wypełniają się proroctwa mesjańskie Starego Testamentu. On też dopełnia prawo Starego Testamentu, akcentując jego duchowy i wewnętrzny wymiar. W takim rozumieniu prawo ma przenikać naszą duszę i ciało. Nie wystarczy jego zewnętrzne zachowanie. Chrystus wyraża to słowami: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: ‘Nie zabijaj’; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi”. „Słyszeliście, że powiedziano: ‘Nie cudzołóż’. A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa”. Chrystus przestrzega przed tylko zewnętrznym zachowaniem przykazań: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Faryzeusze uważani za jedną z najpobożniejszych grup społecznych w Izraelu poprzestawali często tylko na zewnętrznym zachowaniu przykazań, bez wewnętrznego zaangażowania. To też jest poniekąd wybór śmierci. Chrystus wymaga nie tylko poprawności zewnętrznej, ale przed wszystkim wewnętrznej. Ważniejsza jest wewnętrzna prawość umysłu i serca niż zewnętrzna poprawność.
Dla ilustracji tego problemu przytoczę opowieść o młodym niezwykle uzdolnionym Indianinie z plemienia Nawajów, który został posłany do szkoły w Oakland, California. Pewnego razu poproszono go, aby się wypowiedział na temat wykładu o prawie i łasce. Oto jego słowa: „Moi drodzy przyjaciele, słuchałem bardzo uważnie wykładu, bo jestem tu, aby zdobyć wiedzę i wrócić do mojego plemienia, aby nauczać moich współplemieńców. Nie wszystko rozumiem do końca, podobnie jak i wy. Pozwólcie mi jednak, że wypowiem się na ten temat w sposób bardzo prosty i obrazowy. Kiedy pan Ironside zabrał mnie z mojego domu odbyliśmy pociągiem bardzo długą podróż. Zatrzymaliśmy się w Barstow. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej stacji kolejowej i hotelu. Spacerując na stacji zobaczyłem napis: „Proszę tu nie pluć”. Spojrzałem na dół i zobaczyłem, że wielu ludzi spluwało tu. Wydawało mi się to dziwne, ale za nim o tym pomyślałem sam splunąłem. Po przyjeździe do Oakland, jedna z pań zaprosiła mnie na obiad do swego domu. Był najpiękniejszy dom, jaki widziałem. Przepiękne meble i dywany, po których obawiałem się stąpać. Usiadłem w wygodnym fotelu, a pani powiedziała do mnie: ‘John posiedź chwilę a ja tymczasem przygotuję obiad’. Z prawdziwą przyjemnością podziwiałem pięknie urządzony dom z fortepianem i obrazami na ścianach. Zacząłem się rozglądać za napisem „Proszę tu nie pluć”. Obszedłem obydwa pokoje i nigdzie nie znalazłem takiego napisu. Pomyślałem wtedy: Niedobrze jest, że nie ma tu tego napisu. Ludzie będą przychodzić i pluć w tak pięknym miejscu. Powinno się umieścić ten napis. Instynktownie spojrzałem na ziemię i ze zdziwieniem stwierdziłem, że nikt nie napluł na podłogę. To dziwne, tam, gdzie jest znak ‘Proszę tu nie pluć’ wielu ludzi pluje. A tam gdzie nie ma znaku, w tym pięknym domu nikt nie pluje. Po tych doświadczeniach zrozumiałem, że znak jest prawem, lecz w środku domu jest łaska. Oni kochają swój dom i chcą by był czysty. Oni nie potrzebują znaku, który mówiłby im o tym” (H. A. Ironside, Illustrations of Bible Truth).
Możemy powiedzieć, że taką łaską dla nas jest przyjęcie duszą i sercem bożych przykazań a do ich zachowania przynagla nas nie zewnętrzny nakaz, ale miłość Boga. A to implikuje także miłość bliźniego, bo Nie można miłować Boga nienawidząc brata. Chrystus mówi: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar twój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj”. I tak ostatecznie wybór między życiem a śmiercią jest wyborem między miłością a nienawiścią (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).
ŚWIĘTY EUGENIUSZ, MĘCZENNIK
Prawo Starego Testamentu nie było doskonałe, lecz zmierzało ku doskonałości. W tym kontekście trzeba rozumieć najtrudniejsze sformułowania tego Prawa, chociażby to z Księgi Powtórzonego Prawa: „Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, noga za nogę”. Patrząc od pozytywnej strony na tę zasadę postępowania widzimy jak bardzo cenne jest życie człowieka, kto by się na nie targnął zasługuje na tak okrutną karę. Prawo to ewoluując sprawi, że prawda o wartości życia zdominuje wszystko, nawet prawo odwetu, które w efekcie ustąpi wybaczeniu i miłości. Dopełni się to w Chrystusie, który nie przyszedł znieść prawa, ale je wypełnić. Św. Tomasz z Akwinu wypełnienie prawa przez Chrystusa porównywał do budowy okrętu. „Budowniczy okrętu sam osobiście konstruuje statek, natomiast materiał przygotowuje poprzez rzemieślników, będących pod jego władzą. I dlatego wypadało, by doskonałe prawo Nowego Testamentu zostało dane bezpośrednio przez samego Boga, który stał się człowiekiem”. Chrystus powierzył nowe prawo Kościołowi, który ma je strzec i interpretować. Szczególnie pierwsze wieki chrześcijaństwa, były czasem błędnego odczytywania prawdy objawionej przez Chrystusa. Kościół musiał stawić czoło licznym błędom i herezjom. Powstawali wtedy prawdziwi obrońcy, którzy z narażeniem życia bronili wiary i prawdy objawionej przez Chrystusa. Należy do nich św. Eugeniusz, który bronił zdrowej nauki Kościoła przed błędami arianizmu. Św. Eugeniusza nie znajdziemy w najnowszych zbiorach żywotów świętych. A to zapewne, dlatego, że żył w bardzo odległych czasach, a jego życiorys był pisany bardziej legendą i wiarą ludu niż faktami z jego życia.
Genzeryk, Gaiserich, król Wandalów w roku 429 podbił północną Afrykę i utworzył państwo ze stolicą w Kartaginie. Dla chrześcijan nastąpiły trudne czasy. Genzeryk, sprzyjający arianom rozpoczął prześladowanie wyznawców Chrystusa. Biskupów i kapłanów wypędzał na pustynię, gdzie wielu umierało z głodu i pragnienia oraz ukąszenia jadowitych wężów i skorpionów. Zmuszał także chrześcijan do przechodzenia na arianizm. Po śmierci Genzeryka jego syn Huneryk zaprzestał prześladowania chrześcijan. Pozwolił nawet na obsadzenie wakującej od 24 lat stolicy biskupiej w Kartaginie. Na biskupa Kartaginy wybrano wówczas Eugeniusza, który z powodu uczoności, pobożności, roztropności i gorliwości zyskał sobie powszechny szacunek, nawet u Wandalów. Eugeniusz z wielkim zapałem rozpoczął pracę duszpasterską w powierzonej mu diecezji. Głosił zdrową naukę kościoła oraz poświęcał wiele czasu na działalność charytatywną. Rozdał ubogim swoje posiadłości. Zbierał także datki wśród bogatych i rozdawał potrzebującym, przez co zyskał sobie przychylność niektórych arian.
Rosnąca popularność Eugeniusza i jego moc przekonywania, nawet innowierców była solą w oku arian. Rozpoczęły się ariańskie knowania, w efekcie których król zaczął dyskryminować chrześcijan, równocześnie dając arianom wiele przywilejów. Chrześcijan posyłał do katorżniczych robót i usuwał ze swego dworu, przyjmując na ich miejsce arian. Niezrażony biskup Eugeniusz wytrwale głosił kazania, a czynił to z taką mocą i mądrością, że nie mogli się mu oprzeć sami arianie. To budziło coraz większą nienawiść biskupów ariańskich. Wymogli oni na królu wydanie zakazu głoszenia kazań przez Eugeniusza. Święty nie podporządkował się temu zakazowi. Wtedy król uciekł się do podstępu. Wezwał biskupów chrześcijańskich na dysputę z biskupami ariańskimi. Gdy biskupi chrześcijańscy przybyli, wtedy król kazał zedrzeć z nich szaty i wypędził z miasta. Wierni odprowadzali biskupów i kapłanów skazanych na wygnanie. Matki kładły dzieci u nóg umęczonych wygnańców i wśród ogólnego płaczu wołały: „Idąc sami po waszą koronę niebieską, komu nas zostawiacie? Kto ma chrzcić dzieci nasze, kto słuchać naszej spowiedzi i nam udzielać rozgrzeszenia i pojednania z Bogiem? Kto odprawi pogrzeb kościelny naszym zmarłym? Kto odprawi nam Ofiarę Przenajświętszą?” Pozostali w mieście wierni, którzy odmówili przejścia na arianizm byli prześladowani. Zamykano kościoły, konfiskowano majątki chrześcijan.
Zdarzały się także odstępstwa. Tradycja wspomina niejakiego diakona Murytta, który przygotował do chrztu a potem był ojcem chrzestnym Elpidyfora, który zaparł się Trójcy Świętej i stał się jednym z okrutniejszych prześladowców chrześcijan. Murytta został schwytany przez swego chrześniaka i gdy był krępowany powrozami, wyciągnął białą szatę, w której Elpidyfor przyjął chrzest, podniósł ją do góry i wygłosił mowę: „To jest Elpidyforze, ona suknia, znak niewinności, w której ja twój ojciec duchowny, ciebie przyjąłem. Gdzie jest wiara twoja i wyznanie Trójcy Świętej, któreś na chrzcie uczynił? Co rzeczesz na on dzień, gdy cię spytają, gdzie twoja suknia godowa? Wyzułeś się z błogosławieństwa, a oblekłeś przekleństwo kacerskie. Tę szatę na potępienie twoje ukazuję, i oświadczam przed Bogiem i przed ludźmi, żem cię upominał, że nie jestem uczestnikiem grzechu i zguby twojej”.
Biskup Eugeniusz jako pasterz kartagińskiej wspólnoty z bólem patrzył na cierpienia swoich wiernych i stawał w ich obronie. Aż w końcu sam został aresztowany. Pod strażą arianina został zabrany ze swojej kaplicy i wygnany na pustynię w prowincji Trypolis. Tam oddano go pod opiekę mściwego biskupa ariańskiego Antoniego, który nie szczędził Eugeniuszowi upokorzeń. Po śmierci króla Huneryka, którego według legendy żywcem zjadły robaki zmieniło się nastawienie do chrześcijan. Nowy król Gontammed odwołał św. Eugeniusza z wygnania, kazał otworzyć wszystkie kościoły i kaplice dla użytku chrześcijan i zezwolił na powrót wszystkich ocalałych jeszcze duchownych. Po dwunastu latach panowania zmarł król Gontammed a jego następca i brat rodzony Trazymund wszczął ponownie prześladowania chrześcijan. Na jego rozkaz schorowany biskup Eugeniusz ponownie został wygnany. Nie przeżył tego wygnania. Zmarł 13 lipca 505 roku w klasztorze, ufundowanym przez siebie w okolicy Albi (z książki Wypłynęli na głębię).
„POCZĘTE W GNIEWIE KOŃCZY SIĘ HAŃBĄ”
Josef Mayr-Nusse został skazany na śmierć z powodu odmowy złożenia przysięgi lojalności Hitlerowi. W roku 1944 Josef został wcielony do SS. Zostawił w domu żonę z dziećmi i udał się do Niemiec na specjalne szkolenie, pod koniec którego wraz z innymi miał złożyć przysięgę lojalności Hitlerowi. Tuż przed przysięgą, Josef podniósł nagle rękę i ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych głośno powiedział: „Panie generale, ja nie mogę złożyć przysięgi wierności Hitlerowi w imię Boga, ponieważ moja wiara i moje sumienie nie pozwalają mi na to”. Miało to miejsce 4 października 1944 roku. Po odmowie złożenia przysięgi Josef został osadzony w więzieniu. W czasie przesłuchań był torturowany i w końcu skazany na śmierć. Odesłano go do obozu koncentracyjnego w Dachau, z którego już nigdy nie wrócił. Rankiem 24 lutego 1945 roku znaleziono go martwego. Osłabiony torturami i potwornymi warunkami panującymi w obozie zachorował na czerwonkę, która była bezpośrednią przyczyną jego śmierci. W martwych rękach Josef trzymał różaniec i Ewangelię.
W pierwszym czytaniu z Księgi Syracydesa słyszymy słowa: „Położył przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane. Ponieważ wielka jest mądrość Pana, potężny jest władzą i widzi wszystko. Oczy Jego patrzą na bojących się Go, On sam poznaje każdy czyn człowieka”. Bóg kładzie przed nami życie i śmierć. Człowiek może wybierać. Oczywiście nie chodzi tu o śmierć fizyczną, bo w tym względzie nie mamy wyboru, każdy musi umrzeć. Pismo mówi o życiu duchowym, wiecznym, mówi także o śmierci duchowej, która sprowadza zatracenie na wieczność. Gdy człowiek wybiera mądrość Pana, wybiera życie. Mądrość Boga ofiarowana człowiekowi zawiera się w Jego przykazaniach. A zatem poznając boże przykazania i żyjąc według nich wybieramy drogę do pełni życia. Syracydes pisze, że Bóg spogląda życzliwie na bojących się Boga. Bojaźń Pana jest bojaźnią miłości. Lękam się przekroczenia przykazań nie dlatego, że grozi mi kara, ale dlatego, że kocham Boga i nie chcę go urazić.
W liście do Koryntian św. Paweł pisze: „Głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy tajemnicę mądrości, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały”. A zatem mądrość Boża w całej pełni objawiła się w Jezusie, ale nie wszyscy przyjęli tę mądrość, co więcej skazali Ją na krzyż. Św. Paweł mówi, że Boża mądrość w swej potędze sprawiła, że krzyż stał się znakiem mądrości, znakiem zwycięstwa. Josef Mayr-Nusse w martwych rękach trzymał różaniec i Ewangelię. To były znaki jego wyboru życiowego. Wybrał boże prawo. Za wierność temu prawu zapłacił najwyższą cenę, oddał swoje życie. Oddał życie ziemskie z nadzieją życia wiecznego. Wspominając wiernego świadka prawdy Chrystusowej, żywimy do niego wielki szacunek i cześć. Możemy powiedzieć, że ten człowiek zyskał także chwałę życia doczesnego w przeciwieństwie do swoich oprawców, skazanych nie tylko prawomocnymi wyrokami, ale także przez ludzi skazanych na hańbę i zapomnienie. Nie mogło być inaczej, odrzucając mądrość prawa bożego wybrali śmierć. Nie mogło być inaczej, bo dzieło rozpoczęte przez hitlerowców rodziło się z nienawiści do drugiego człowieka. Gniew zrodzony z nienawiści skazywał na zagładę całe narody. Beniamin Franklin wybitny mąż stanu, jeden z twórców niepodległości Stanów Zjednoczonych, filozof i autor wielu odkryć naukowych powiedział: „Wszystko poczęte w gniewie kończy się hańbą”.
Wielkim niebezpieczeństwem dla mądrości bożej wyrażonej w przykazaniach bożych, a szczególnie w przykazaniu miłości jest nienawiść, gniew. W Starym Testamencie było prawo mówiące, że człowiek dopuszczający się zabójstwa podlega sądowi, a Jezus mówi: „Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi”. Nie wystarczy zatem tylko poprawność zewnętrzna. Chrystus sięga najgłębszych warstw naszej osobowości. Nasze myśli, nasze uczucia, choćby najgłębiej skrywane podlegają sądowi. Jeśli będziemy pielęgnować w sobie negatywne uczucia i myśli do bliźniego, to gdy tylko nadarzy się odpowiednia okazja, zaistnieją odpowiednie okoliczności, to zostaną one zrealizowane zewnętrznie. Pielęgnowanie myśli zabójstwa przybierze formę zabójstwa. A nawet, gdy nie zaistnieją sprzyjające okoliczności zrealizowania naszych negatywnych uczuć lub przed ich realizacją powstrzymuje nas strach przed zewnętrznymi konsekwencjami, to wtedy negatywne uczucia nie dotykają człowieka, którego nienawidzimy, ale nas samych wyniszczają wewnętrznie i zabijają w nas to, co najszlachetniejsze. Negatywne uczucia są jak trucizna, która powoli zbijając w nas człowieczeństwo staje się wyborem śmierci, o której mówi mędrzec biblijny Syracydes.
Edwin Stanton, sekretarz wojny przy prezydencie Abrahamie Lincolnie był bardzo zdenerwowany na jednego z oficerów, który posądził go o faworyzowanie w wojsku swoich znajomych. Stanton bardzo emocjonalnie referował tę sprawę prezydentowi. Lincoln cierpliwie go wysłuchał i zasugerował mu napisanie listu do oficera, który go uraził, na którego się gniewał. Stanton posłuchał prezydenta i nie przebierając w słowach napisał ostry list. „Co zamierzasz z nim zrobić?” – zapytał prezydent. Zaskoczony sekretarz odpowiedział: „Oczywiście, wyślę go”. Lincoln potrząsnął głową i powiedział: „Nie możesz wysłać tego listu. Wrzuć go do pieca. Ja zawsze tak robię z listami, które napisałem w gniewie. Twój list jest dobry i napisany w odpowiednim czasie, jest on potrzebny abyś się poczuł lepiej. Ale teraz spal go i napisz nowy” („Today in the Word”, luty, 1991). Gdybyśmy stosowali radę Lincolna w naszym życiu, byłoby o wiele mniej zła i ludzkiej krzywdy. Warto jeszcze w tym miejscu przytoczyć słowa Williama Penna, zasłużonego człowieka dla stanu Pensylwania: „Ten, kto unosi się pierwszy gniewem zawsze jest w błędzie, nie ma racji”.
Chrystus mówi, że wyzbycie się gniewu, pojednanie z bliźnim jest konieczne, aby nasza modlitwa dotarła do Boga: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam swój dar przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim”. Można powiedzieć, że wyzbycie się gniewu, złości do bliźniego to warunek naszego zbawienie. Bez tego niemożliwa jest autentyczna modlitwa, a modlitwa to jedna z dróg wejścia we wspólnotę ze zbawiającym Bogiem. Warto przywoływać na pamięć te słowa Jezusa, gdy klękamy do modlitwy, a szczególnie, gdy zdążamy do ołtarza, aby tam złożyć ofiarę Mszy św. Uwalniając się od gniewu i złości czynimy w naszej duszy miejsce dla wartości pozytywnych jak miłość, dobro, piękno, jednym słowem czynimy miejsce dla zbawiającego Boga (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).
JAK UCZYĆ SIĘ PRZYKAZAŃ BOŻYCH?
W The New York Times z 22 stycznia 2012 roku opublikowano wzruszającą historię. Przed uroczystością 25-lecia małżeństwa Jan wyciągnął z szuflady starą taśmę z uroczystości ślubnej i przegrał ją na płytę DVD. Zaplanował, że razem z żoną i dziećmi obejrzą ten film w czasie jubileuszowego przyjęcia. Jednak sprawy potoczyły się inaczej. Żona zmarła dwa miesiące przed rocznicą ślubu. Przez pięć miesięcy zmagała się z rakiem nerek i tę walkę przegrała.
Wieczorem, w rocznicę ślubu Jan włączył film z uroczystości sprzed 25 lat. Oglądając, na przemian śmiał się i płakał. To były cudowne wspomnienia, cudowne dni. Do pokoju wszedł najstarszy syn, usiał w fotelu i z ciekawością oglądał film. Na ekranie widział swojego ojca, który wtedy był niewiele starszy od niego. Mama wyglądała olśniewająco. Nie mógł jednak wytrwać do końca. Tyle wzruszającego piękna, nostalgii za minionym czasem, żalu, że nie ma najważniejszej osoby. Później wyznał, że czuł się tam trochę jak intruz. Młodszy syn także zajrzał do pokoju, ale szybko wyszedł. A kiedy ponownie wrócił miał czerwone i zapuchnięte oczy. Nie potrzebne były słowa. Ojciec z synem rozumieli się bez słow.
To był trudny czas dla trzech braci, którzy stracili swoja mamę, bolało ich także cierpienie ojca, który utracił największą miłość swojego życia. Patrzyli przez pięć miesięcy, jak ojciec rozpaczliwie walczył o życie swojej żony. Zmagał się z firmami ubezpieczeniowymi, szukając coraz to nowych leków, lepszych szpitali i skuteczniejszych chemoterapii. To był trudny czas dla całej rodziny. Wszystko w ich życiu zostało przewrócone do góry nogami, poczynając od posiłków, a kończąc na zajęciach szkolnych. Starali się, aby ta potworna choroba, jak najmniej raniła żonę i matkę. Maria, żona Jana, zdając sobie sprawę, że już nie ma dla niej ratunku, dziesięć dni przed swoją śmiercią zawołała wszystkich do swojej sypialni, aby się z nimi pożegnać. Ze łzami w oczach stanęli przy jej łóżku. Nie byli w stanie nic powiedzieć poza słowami: „Kochamy cię”. Nie mogli wypowiedzieć, co działo się w ich sercach, ale wiedzieli, że jest to bardzo ważny moment w ich życiu.
Wszyscy czterej płakali. Bez Mari wszystko będzie inne. Byli jednak pewni, że ich rodzina pozostanie nienaruszona. W milczeniu wracali z hospicjum, gdzie zmarła ich mama. Bolesną ciszę przerwał najstarszy syn, który siedział w samochodzie na miejscu swojej mamy. Odwrócił się do ojca i braci, mówiąc: „Jest nas teraz czterech. Musimy trzymać się razem i wspierać się wzajemnie”. Dla ojca te słowa były, jak balsam dla duszy. Upewniły go, że przez przykład bezwarunkowej miłości małżeńskiej nauczył synów przykazania, które w zależności od sytuacji przybiera różny kształt i staje się mocą i mądrością życia.
Powyższa historia jest jedną z wielu, ale bardzo ważną odpowiedzią na pytanie zadane w tytule: Jak uczyć się przykazań bożych? Pierwszymi nauczycielami najczęściej są rodzice. W parafii Matki Bożej Częstochowskiej przygotowuję dzieci do pierwszej Komunii św. Jednym z podstawowych wymagań jest znajomość przykazań, głównych prawd wiary i modlitw. Dzieci mają coś w rodzaju egzaminu. Gdy dziecko nauczy się przykazań, wtedy zdaje „egzamin” przed swoimi rodzicami. Rodzice potwierdzają podpisem znajomość danej prawdy i wtedy kandydat do pierwszej Komunii staje do „egzaminu” przed księdzem. Mimo serdeczności, jaką ogarniam zdających, widzę ile ich kosztuje ten „egzamin”. Dla większości z nich język polski jest drugim językiem, a zatem muszą się nauczyć znaczenia poszczególnych słów, a gdy już je poznają, to trzeba zrozumieć sens i znaczenie tego przykazania, a gdy już i to mają za sobą, to trzeba jeszcze wkuć je na pamięć. Niektóre z dzieci rezygnują z tych dwóch pierwszych etapów przygotowawczych i nie rozumiejąc do końca bez zająknięcia wyrecytują na pamięć wszystkie przykazania i modlitwy. Zdany „egzamin”, nawet na szóstkę jest tylko początkiem bożej nauki. W uczeniu się przykazań konieczna jest wiara, że miłujący Bóg pragnie mojego dobra, stąd też daje nam pewne nakazy i zakazy. A zatem kolejnym etapem uczenia się przykazań jest przyjęcie ich nie jako coś narzuconego, ale jako naszą wewnętrzną potrzeba kierowania się nim, aby najpełniej zrealizować się w życiu. Nie przekroczyli tej bariery ci, którzy mówią, że „ksiądz się czepia”, bo przypomina konieczność postepowania według bożych przykazań. Ostatnim etapem uczenia się jest postepowanie według bożych przykazań w konkretnych sytuacjach życiowych. I tutaj konieczne jest słuchanie głosu sumienia, uformowanego według bożej prawdy. Przykładem tego jest historia opowiedziana na wstępie tych rozważań.
W Ewangelii na dzisiejszą niedzielę Chrystus naucza, że nie przyszedł na ziemię, aby znieść prawa Starego Testamentu, ale je wypełnić. Przypomina także, że wszystkie przykazania są ważne: „Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim”. A zatem w przykazaniach nie można przebierać jak w ulęgałkach. W dzisiejszym świecie supermarketów, czasami wciskamy także przykazania Boże na którąś tam z półek sklepowych i wybieramy sobie te przykazania, które nam się podobają, które nie potępiają naszego postepowania, które są łatwe w zachowaniu. Efekt takiego wybierania można zilustrować życiem sportowca, który dla osiągniecia zwycięstwa zachowuje wiele zakazów i nakazów. Wystarczy jednak mocno zakrapiany wieczór przed meczem, aby zaprzepaścić nawet kilkuletni wysiłek treningowy. A gdy mówimy o przykazaniach bożych, to stawką jest cale nasze życie. Chrystus poucza nas, że przyjęcie przykazań to coś więcej niż zewnętrzne ich zachowanie. Zachowanie przykazań ma sięgać najgłębszych pokładów naszego serca i naszej duszy: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. Słyszeliście, że powiedziano: «Nie cudzołóż». A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa”.
Zachowanie przykazań jest mądrością życia, o której mówi św. Paweł w Liście do Koryntian: „Głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy tajemnicę mądrości, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej”. Zaś Seracydes w pierwszym czytaniu przypomina, że odrzucenie mądrości Bożej, bożych przykazań jest wyborem śmierci: „Położył (Bóg) przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane. Ponieważ wielka jest mądrość Pana, potężny jest władzą i widzi wszystko” (Kurier Plus 2016).
ZŁO BEZDUSZNEGO PRAWA
Tali Farhadian Weinstein na łamach tygodnika „The New York Times” opisała historię swojego przyjazdu z Iranu do Stanów Zjednoczonych. W lutym 1979 r. trzyletnia Tali, jej rodzice i młodszy brat w czasie rewolucji islamskiej uciekli z Teheranu do Izraela, planując wyjazd do Ameryki. Ojciec Tali na wizie turystycznej wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Po znalezieniu mieszkania i pracy był gotowy na przyjęcie swojej rodziny. Tali, jej matka i brat rozpoczęli przygotowania do wyjazdu. W wigilię Bożego Narodzenia wylądowali na lotnisku Kennedy’ego w Nowym Jorku. Matka Tali była przerażona, okazało się bowiem, że wizy turystyczne, które załatwiła w izraelskiej agencji były fałszywe, mieli bilety tylko w jedna stronę i wcale nie wyglądali na turystów- mieli dużą walizkę wypchaną garnkami i patelniami, kilka ubrań dla dzieci i albumy ze zdjęciami. Tali pisze: „Gdy nadeszła nasza kolej do kontroli, urzędnik emigracyjny spokojnie i rozsądnie podważył twierdzenie mamy, że przybyliśmy na krótką wizytę. Moja mama nie powiedziała urzędnikowi, że chce uzyskać azyl, bo mamy uzasadniony lęk przed prześladowaniami w kraju naszego pochodzenia. Moja mama nie wiedziała, że właśnie ten powód jest wystarczający, aby starać się o azyl i stały pobyt w USA. Nie wiedziała, że każdy na amerykańskiej ziemi ma prawo do wsłuchania w tej sprawie.
Urzędnik emigracyjny miał pełne prawo do odesłania nas do Izraela. Ale ten bezimienny urzędnik – o którym nie wiem nic, poza tym, jak się wtedy zachowywał – podjął inną decyzję. Widział on przed sobą młodą matkę podróżującą samotnie ze swoimi dziećmi, która wyraźnie potrzebowała schronienia, pomocy. Powiedziała mu, że dzieci, po kilkumiesięcznej rozłące chcą zobaczyć ojca, chcą razem z nim spędzić trochę czasu. Urzędnik udzielił nam „odroczonej inspekcji” – co oznacza, że dostaliśmy pozwolenie na wjazd do kraju. Powiedział, abyśmy wrócili na lotnisko zaraz po wakacjach w celu deportacji”. Dzięki pomocy nowojorskiego Towarzystwa Pomocy Imigrantom rodzina Tali złożyła wniosek o azyl. Dziś Tali Farhadian Weinstein jest głównym radcą prawnym prokuratury okręgowej na Brooklynie. Jedną z najważniejszych lekcji na temat prawa i organów ścigania otrzymała jako trzyletnia imigrantka w Wigilię Bożego Narodzenia od tego bezimiennego urzędnika emigracyjnego. We wspomnianym artykule napisała: „Egzekwowanie prawa wymaga od nas uwzględnienia człowieczeństwa i poczucia sprawiedliwości, zawsze pamiętając o wymogach bezpieczeństwa, w indywidualnych przypadkach. Oczywiście, w zakresie egzekwowania prawa możemy nieraz za bardzo go złagodzić, ale alternatywa – litera prawa bez ducha prawa – jest gorsza.”
Prawo i jego zachowanie jest nieodzowne w naszym życiu. Sprawiedliwe prawo odwołuje się do wartości uniwersalnych, które odnajdujemy w przykazaniach bożych. Np. przykazanie nie zabijaj. Jeśli prawo ludzkie w tym względzie nie jest zakotwiczone w prawie bożym, to wtedy może dojść do ogromnych dewiacji, zbrodni w życiu społecznym i indywidualnym. Znamy to z historii. Prawo nazistów niemieckich pozwalało na bezkarne zabijanie „podludzi” i psychicznie chorych. Podobnie prawo bolszewickie sankcjonowało zabijanie ludzi innej klasy społecznej. Dzisiaj to prawo funkcjonuje w wielu krajach, sankcjonując aborcję czy eutanazję.
Zachowanie prawa Bożego stawia nas przed alternatywą wyboru śmierci albo życia. Mędrzec biblijny Syrach w pierwszym czytaniu mówi: „Jeżeli zachowasz przykazania, a dochowanie wierności zależy od Jego upodobania. Położył przed tobą ogień i wodę, po co zechcesz, wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się spodoba, to będzie ci dane. Ponieważ wielka jest mądrość Pana, ma ogromną władzę i widzi wszystko. Oczy Jego patrzą na tych, co się Go boją – On sam poznaje każdy czyn człowieka”. Zaś psalmista w Psalmie 19 ukazuje piękno życia ludzi zachowujących prawo boże: „Prawo Boga jest niezawodne /– poucza prostaczka; / nakazy jego słuszne – radują serce;/ przykazanie Pana jaśnieje / i oświeca oczy… / sądy Pańskie prawdziwe, / wszystkie razem są słuszne. / Cenniejsze niż złoto, / niż złoto najczystsze, / a słodsze od miodu / płynące z plastra”.
W Ewangelii Chrystus mówi, że nie przyszedł znieść tego prawa, ale je wypełnić: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni”. Jezus mówi o ożywieniu duchem miłosierdzia, sprawiedliwości i pojednania suchej litery prawa. Tak jak to miało miejsce we wcześniej wspomnianej historii na lotnisku Kennedy’ego. Urzędnik emigracyjny był na tyle mądry, że przekroczył suchą literę prawa i spojrzał na nie przez pryzmat miłosierdzia i współczucia. Dzięki temu uratował szczęście rodziny, bliźniego. A zniszczyłby to, gdyby kierował się bezduszną literą prawą. Prorok Ezechiel pisze: „Czyż ma mi zależeć na śmierci występnego, mówi Pan Bóg, a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?” Chrystusowe wypełnienie prawa pochyla się nad grzesznikiem, bo chce, aby on żył i to żył pełnią życia, w jego wiecznym wymiarze.
Chrystus wypełnił prawo zbawiającą miłością. To prawo ma swoje odbicie w formalnych strukturach kościoła i domaga się od wszystkich dopełnienia zbawiającą miłością samego Chrystusa. Dla ilustracji rozważmy przypadek małżeństw żyjących bez ślubu kościelnego, a które chcą żyć według zasad Ewangelii. Spowiednik trzymający się suchego ducha prawa odeśle penitenta z kwitkiem i zaleceniem, aby się nie pokazywał, dopóki nie załatwi tej sprawy. Penitent odchodzi od konfesjonału z poczuciem odrzucenia przez Kościół. Zaś spowiednik, który wie, że to prawo trzeba wypełnić Chrystusowym miłosierdziem w myśl prawa kościelnego nie udzieli rozgrzeszenia, ale penitent odchodzi od konfesjonału z poczuciem przynależności do Chrystusa i zrozumieniem, że tę sferę jego życia trzeba uzdrowić i na pewno w bliskości Chrystusa wcześniej czy później to się uda. Penitent odchodzi od konfesjonału z poczuciem przynależności a nie odrzucenia przez kościół.
Jeszcze jeden ilustracyjny przykład. Czasami w parafiach spontanicznie powstają nieformalne grupy modlitewne, charytatywne i inne, które muszą się zmierzyć z prawem kościoła, jeśli chcą funkcjonować w jego ramach. Bezduszny interpretator prawa kościoła wyszuka wszystko co jest nie tak we wspólnocie i wykorzysta, aby utrudnić życie wspólnoty, albo ją zniszczyć. Zaś interpretator, który żyje wypełnionym prawem Chrystusa wykorzysta wszystkie możliwości, aby ta spontaniczna wspólnota mogła działać jeszcze lepiej i pełniej w ramach Kościoła, który żyje prawami „wypełnionymi” przez Chrystusa.
W pierwszym rzędzie Chrystus kieruje do faryzeuszy zarzut bezdusznej interpretacji prawa. Kieruje swoje słowa zarówno do faryzeuszy Jemu współczesnych jak i dzisiejszych. Któż to jest faryzeusz? W odpowiedzi na to pytanie posłużę się wypowiedzią św. Bonawentury, który bardzo trafnie określa tych ludzi: „Faryzeuszami są ci, którzy uważają się za dobrych przez wzgląd na swe zewnętrzne dzieła, a tym samym nie posiadają łez skruchy” (Kurier Plus 2020).
Zacząć od serca
Nasze życiowe wybory decydują o tym jacy i kim jesteśmy. Nawet, gdy ktoś inny wcześniej za nas decydował, to jednak przychodził taki moment, kiedy to sami mogliśmy decydować o naszych wyborach. A zatem ostatecznie to my osobiście jesteśmy odpowiedzialni za wszystkie nasze wybory życiowe.
Hermann Goering był najwyższym rangą nazistą sądzonym przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Hadze. Uznano go winnym zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni przeciwko pokojowi i zbrodni wojennych. Został skazany na śmierć, jednak wyroku nie wykonano. 15 października 1946 roku popełnił samobójstwo, przegryzając kapsułkę z cyjankiem. Przed Trybunałem tłumaczył się, że jest niewinny, za wszystko odpowiedzialny jest Hitler: „Naród niemiecki zawierzył fuehrerowi, a wobec jego autorytarnego sposobu rządzenia państwem nie miał żadnego wpływu na przebieg wydarzeń. Naród niemiecki jest wolny od winy. Jedynym motywem, którym się kierowałem, była gorąca miłość do mojego narodu, jego szczęście, jego wolność i byt. Wzywam w tej sprawie na świadka Boga Wszechmogącego i mój naród niemiecki”. Oczywiście kłamał na potrzeby procesu. W 1939 roku za jego osobiste zasługi Hitler mianował go swoim następcą, a w 1940 nadał mu tytuł marszałka. Z jego inicjatywy powstała najbardziej zbrodnicza formacja jaką było Gestapo.
O wyborach życiowych mówi Księga Mądrości z pierwszego czytania: „Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania, a dochowanie wierności zależy od Jego upodobania. Położył przed tobą ogień i wodę, po co zechcesz, wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się spodoba, to będzie ci dane”. Zbrodniarz wojenny ostatecznie wybrał śmierć, bo jego wybory życia zdążały w tym kierunku. Zamiast na procesie wzywać na świadka Boga Wszechmogącego winien wcześniej wsłuchiwać się chociażby w Jego słowa z pierwszego czytania na dzisiejszą niedzielę. Idąc drogą przykazań Bożych oszczędziłby okrutnych cierpień innym i sam zdążałby ku życiu wiecznemu.
Czasami jednak Bóg udaremnia nasze złe wybory, dzieje się to najczęściej, gdy mimo naszego zawierzenia Bogu dopada nas ciemność złych wyborów, jak to miało miejsce w życiu matki jednego z najlepszych piłkarzy świata, Cristiano Ronaldo. Maria Dolores dos Santos Aveiro, matka piłkarza, w swojej biografii ujawniła, że bezskutecznie próbowała dokonać aborcji, tłumaczy, że miała już wówczas trójkę dzieci, pracowała od świtu do nocy, a jej mąż był często nieobecny w domu. Lekarz, któremu opowiedziała o swej sytuacji, odmówił wykonania aborcji i dodał, że to dziecko da jej wiele radości. Piłkarz poznał tę historię, jednak nie odwrócił się od swej matki. Aveiro wyznała: „Gdy się dowiedział, powiedział mi: „Zobacz, mamo, chciałaś dokonać aborcji, a teraz to ja utrzymuję dom’”.
Księga Mądrości mówi o wyborze lub odrzuceniu Bożych przykazań, co jest równoznaczne z wyborem śmierci lub życia. Do tego nawiązuje Chrystus w dzisiejszej Ewangelii. Przestrzega jednak, aby nasze zachowanie Bożych przykazań było inne niż faryzeuszy: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Faryzeusze samych siebie uważali za najgorliwszych i najwierniej wypełniających Prawo. Za takich uważało ich wielu współziomków. Skrupulatnie przyjmowali i zachowywali Boże przykazania. Lecz ich pobożność była bardzo powierzchowna, na pokaz, a ich serca były pełne obłudy i nieprawości, dalekie od autentycznej służby Bogu. Przywiązywali wagę do spraw drugorzędnych, zewnętrznych zaniedbując to, co najważniejsze, to się dzieje w naszym sercu.
Chrystus mówi: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota”. W Ewangelii Chrystus w sposób obrazowy ukazuje co to znaczy: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi”. To co przybrało konkretny kształt naszego czynu zła wcześniej wylęgło się w naszym sercu, dlatego też tak ważne jest przyjęcie bożych przykazań całym swoim sercem, cała swoją dusza i całym swoim umysłem.
Problem przyjęcia sercem Bożych przykazań można zilustrować historią opisaną przez Joe Pagetta w America Magazine ze stycznia 2023 roku. Jedna z jej córek była chora na COVID. Ojciec poprosił zdrową 6- letnią córkę, aby założyła maskę dla dobra innych domowników, w tym 78-letniej babci. Córka jednak odmówiła włożenia maseczki, bo nie podobał się jej kolor. Gdy nie pomogły słowa zachęty zirytowany ojciec chwycił córkę za ręce i krzyknął „Załóż tę cholerną maseczkę!” Zdenerwowany wyszedł do innego pokoju, aby się pozbierać i uspokoić. Niedługo potem jego córka przyszła go przeprosić. Ojciec padł na kolana i przytulił ją. Powiedział jej, że żałuje, że stracił panowanie nad sobą i krzyczał na nią, przepraszał ją za brak cierpliwości, że wyładowywał na niej swój stres.
Pagetta podzieliła się tą historią z dr Kathleen Seabolt, dyrektorem wykonawczym Centrum Dziecka i Rodziny na Uniwersytecie Vanderbilt. Dr Seabolt odpowiedziała: „Słusznie postąpiliście, chroniąc rodzinę przed chorobą, która zabiła ponad milion Amerykanów. To nasza praca jako rodziców”. Powiedziała także, że ojciec słusznie postąpił, prosząc córeczkę o wybaczenie: „Naprawa polegać na tym, że wszyscy uświadamiamy sobie, że w tym momencie byliśmy źli. Żałujemy tonu głosu, słów niepotrzebnie wypowiedzianych. Żałujemy, że nie dokonaliśmy lepszych wyborów. Ważne, aby wszyscy byli tego świadomi”.
Pagettę uderzyło użycie przez dr Seabolta słowa „naprawa” jako kluczowego elementu pojednania. Pisze: „Jeśli poprosisz swoje córki o przebaczenie, poprosisz o łaskę Bożą i ją otrzymasz, musisz wtedy zdecydować się na działanie. Być bardziej cierpliwym. Aby spróbować naprawić to, co zostało zepsute. Jeśli zatrzymamy się tylko na słownym „przepraszam”, bez konkretnych czynów naprawienia zła, to to niczego nie naprawi w naszych relacjach międzyludzkich. Co gorsze upewnimy dziecko, że to magiczne słowa „przepraszam” naprawi wszystkie zło bez naszego konkretnego czynu. I nie jest to droga prowadząca do pojedna”. Jest pewna forma faryzeizmu.
Słowa skierowane do faryzeuszy rodzą pytania: Czy dbam o osobistą serdeczną relację z Jezusem? Czy stanowi ona fundament mojego życia? Czy też wykonuję pewne praktyki religijne z przyzwyczajenia, by inni widzieli moją pobożność i zaangażowanie? Co jest w moim sercu? Czy w tym, co robię, myślę, mówię jestem wierny Jezusowi i Jego Ewangelii? )Kurier Plus, 2023).