|

593. Spojrzenie na krzyż

Po zamachu terrorystycznym na Stany Zjednoczone 11 września 2002 r., w przypływie patriotyzmu wielu ludzi w Ameryce dekorowało swoje domy flagami narodowymi. W tym to czasie, jeden z mężczyzn wracając z pracy zauważył, że na jego parafialnym kościele nie ma flagi. Natychmiast pojechał do najbliższego sklepu i kupił wielką amerykańską flagę. Po drodze wstąpił do domu i zabrał potrzebne narzędzia do zamocowania flagi. Przyjechał przed kościół i zaczął instalować flagę przy głównych drzwiach kościoła. Na odgłos kucia w ścianie pojawił się proboszcz. Zaskoczony i zdziwiony zapytał, co on tu robi. Mężczyzna odpowiedział niegrzecznie: „A co mam robić. Nikt nie zadbał, aby zawiesić flagę, więc ja to robię”. Zbulwersowany proboszcz zaczyna go przekonywać, że kościół jest świętym miejsce i powinien być wolny od jakichkolwiek deklaracji, manifestacji politycznych. Mężczyzna, nie przestając wiercić dziury w ścianie odpowiedział, że kościół jest zobowiązany do modlitwy za państwo, które broni wolności wyznania. Emocje zaczęły brać górę a rozmowa stawała się coraz bardziej ostra. Zdenerwowany mężczyzna mówi, że jego dwaj synowie służą obecnie w wojsku. Jeśli nie będę mógł się modlić za nich w kościele, to nie chcę należeć do takiego kościoła. Proboszcz tłumaczy, że zawsze może przyjść do kościoła i modlić się za swoje dzieci, ale do tego nie jest potrzebna flaga. Mężczyzna pozostał nie przekonany. W końcu ksiądz mocą proboszczowskiej władzy nie dopuścił do zawieszenia flagi. Trzęsący się ze złości mężczyzna wszedł do kościoła. Stanął przy ołtarzu i zaczął powtarzać modlitwę „Ojcze nasz”, aż do momentu, gdy przyszło uspokojenie. Gdy powtarzał tę modlitwę dziewiąty czy dziesiąty raz usłyszał, że ktoś usiadł w ławce za nim. Wiedział, kto to był, ale się nie odwrócił. Obydwaj siedzieli przez kilkanaście minut, wpatrując się w krzyż stojący przy ołtarzu. W końcu mężczyzna usłyszał jak proboszcz mówił cichym i załamanym głosem: „Jakie są imiona twoich dzieci? Jeśli mi powiesz, to przyrzekam ci, że będę modlił się za nie każdego dnia, aż do czasu ich powrotu do domu”. Później mężczyzna powiedział, że była to jedyna walka w jego życiu, w której tracąc zwyciężył. Zapewne to samo mógł powiedzieć proboszcz. Spojrzenie na krzyż zniweczyło wzajemną wrogość. I mimo pozornej utraty przyniosło zwycięstwo, zarówno jednemu, jak i drugiemu. (Na podstawie opowieści Barbary Brown Taylor w „The Christian Century” z 12 grudnia 2001 r.).