567. Spraw, abym był jak Joe
Joe był alkoholikiem. Ci, którzy patrzyli na niego mówili, że nie ma już dla niego ratunku. Obdarty, brudny, zamroczony alkoholem zaczepiał przechodniów na ulicy, prosząc o parę groszy, które później przeznaczał na alkohol. Sypiał pod mostami, na klatkach schodowych, na ulicy.
Jego życie zmieniło się diametralne po zetknięciu się z placówką misyjną Bowery, gdzie, jak sam mówi spotkał Boga, który w cudowny sposób odmienił jego życie. Joe zaczął pracować w misji, służąc dniem i nocą tym, którzy potrzebowali pomocy. Wykonywał z uśmiechem najbrudniejsze prace. Czyścił pokoje i łazienki zabrudzone przez pijanych alkoholików i innych ludzi z tzw. marginesu społecznego. Pomagał im nie oczekując wdzięczności. Co więcej, sam dziękował Bogu, że może być użyteczny i pomagać innym.
Pewnego dnia po nabożeństwie ewangelicznym, prowadzonym przez dyrektora misji, został w kaplicy jeden mężczyzna. Klęczał w ławce i głośno się modlił. Prosił Boga o przemianę życia. Zamroczony nieco alkoholem głośno powtarzał: „Boże spraw, abym był jak Joe. Boże spraw, abym był jak Joe. Boże spraw, abym był jak Joe”. Dyrektor misji pochylił się nad tym mężczyzną i powiedział: „Synu, sądzę, że lepiej będzie, gdy będziesz modlił się tymi słowami: Boże spraw, abym był jak Jezus”. Wtedy ów mężczyzna spojrzał na dyrektora i żartobliwie zapytał: „Czy Jezus jest podobny do Joe?” (T. Campolo: Everything you’ve heard is wrong).
Bóg często przychodzi do nas przez świadectwo innych ludzi.