4 niedziela Adwentu Rok A
SPEŁNIENIE NADZIEI
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy „Bóg z nami”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie (Mt 1,18-24).
Teresa wspomina wielką radość, gdy dowiedziała się, że jest w stanie błogosławionym. Od pierwszego momentu obdarzyła nienarodzone dziecko ogromną miłością. Nie było ważne, czy to będzie chłopczyk czy dziewczynka. Częściej teraz wstępowała do kościoła w ciągu dnia na chwilę modlitwy i prosiła Boga, aby poczęte dziecko przyszło szczęśliwie na świat, bez żadnych defektów fizycznych, aby było mądre. Przed Bogiem wymarzyła dla swego dziecka wspaniałą przyszłość.
Podobne marzenia i pragnienia towarzyszą wszystkim rodzicom oczekującym narodzin swego dziecka. Marzą oni o światowej sławie swoich pociech w sporcie, literaturze, nauce. Widzą swoje dzieci na najwyższych stanowiskach państwowych. Oczywiście z czasem te marzenia się zmieniają. Na przykład rodzice wymarzyli karierę muzyczną dla swego syna, ale okazało się, że syn ma problemy z zagraniem najprostszej melodii, a zatem może jeszcze zostać prezydentem. Czasami dzieci zawodzą wszystkie oczekiwania swoich rodziców przez nieodpowiednie postępowanie, ale i wtedy rodzice mają jeszcze marzenia, że dziecko się ocknie i dojdzie do czegoś w życiu.
Rodzina z Nazaretu miała także swoje marzenia odnośnie kształtu swojej rodziny, przyszłości swoich dzieci. Jednak ich marzenia uległy diametralnej zmianie z powodu nadprzyrodzonej interwencji. Zacytowany na wstępie fragment Ewangelii ukazuje jeden z epizodów, jak Święta Rodzina harmonijnie łączyła swoje ludzkie marzenia z wezwaniem Bożym. Możemy zdawać sobie sprawę z zaskoczenia św. Józefa, gdy przed zamieszkaniem razem z Maryją dowiaduje się, że jest Ona brzemienna. Koryguje swoje plany i chce sprawę rozwiązać, po ludzku sądząc, w uczciwy sposób. Zamierza potajemnie opuścić Maryję, a wtedy cała wina spadła by na niego. Ale oto anioł ukazuje mu się we śnie i mówi do niego: „Józefie synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On zbawi lud od jego grzechów”. W tym momencie św. Józef bardziej zaufał Bogu aniżeli własnemu rozsądkowi. Rodzice Jezusa nie jeden raz będą wystawiani na podobne próby, nie jeden raz będą musieli korygować swoje plany względem Dziecka. A ta ostatnia próba, gdy Chrystus umierał na krzyżu była najtrudniejsza. Jednak posłuszeństwo do końca woli Bożej, podporządkowanie swoich planów Bożym wyrokom sprawia, że mają oni ogromny udział w zwycięstwie swego Dziecka, Jezusa Chrystusa w poranek wielkanocny, gdy całemu światu zajaśniała radość zmartwychwstania.
W życiu wystawiani jesteśmy czasami na bardzo trudne korygowanie marzeń i planów względem swoich dzieci. Jednak nawet w najtragiczniejszych sytuacjach pojawia się szansa najpełniejszego zrealizowania człowieczeństwa. A dokonuję się to w Tym, który zamiast narodzić się w pałacu, jak przystało na króla, narodził się w ubogiej stajni betlejemskiej i który zamiast zasiąść na tronie królewskim, zakrólował nad światem z krzyża, który był przeznaczony złoczyńcom. Przejmujące świadectwo zawierzenia Bogu planów związanych ze swoim dzieckiem opisuje Lillia Danielecka na łamach dwumiesięcznika „Miłujcie się” (nr-5-2002). Wanda i Bronisław Cramerowie pochodzili z Warszawy. Do majątku w okolicach Winnicy na Podolu przenieśli się kilka dni po ślubie. Tam przyszły na świat ich dzieci. Po wielu latach Wanda Cramer napisze o swoich przeżyciach po urodzeniu córeczki: „Nie umiem opisać tej radości i szczęścia, jakie mną owładnęło. Co znaczą jakieś wielkie bogactwa, skarby największe wobec dziecka! Moje, nasze dziecko, mój skarb największy. Upragnione, wymodlone. To moje maleństwo, ta kruszyna ma być kiedyś człowiekiem- człowiekiem Bożym! Nie ma większej bezinteresownej miłości na świecie, jak miłość matki do dziecka- i nie ma większego celu życia dla kobiety jak wychowanie dobre swego dziecka. Mam ukształtować duszę mojego dziecka z pomocą Boską, uchronić od zła, od wszystkiego, co może splamić jej duszę, aby była czysta jak kryształ”.
Kiedy córeczka Zosia zaczęła chodzić, rodzice zauważyli, że dziewczynka zbyt często traci równowagę i upada. Po długich badaniach okazało się, że zachorowała ona na nieuleczalną chorobę, która w bolesny sposób niszczyła mięśnie. Rodzice stanęli wobec tragedii, z którą musieli się zmierzyć. Po wielu dramatycznych zmaganiach matka pisze: „Trzeba się ocknąć! Straszniejszym od bólu własnego jest tu myśl, co czeka w życiu moje dziecko? Ile cierpień, ile goryczy, ile zawodu! Jak Boga uprosić o łaskę przygotowania na to bolesne życie, na wyzucie się ze wszystkiego, co miłość zapragnie- wszystkich marzeń i porywów serca. Trzeba przekreślić to życie- rozbudzić życie wewnętrzne- życie ducha!”
Rodzice robią wszystko, aby ratować życie dziecka, jednak choroba jest nieubłagana. W tym czasie dopada ich druga tragedia; w górach ginie ich syn. Matka napisze w swoim pamiętniku: „Musiało przejść wiele czasu nim mogłam powiedzieć z głębi duszy ‘bądź wola Twoja’. Nie wolno w sprawie rozporządzeń Bożych stawiać pytań ‘czemu?’ Bóg wie, co robi i co jest dla nas najlepsze. Wielkim pocieszeniem w bólu była Zosia, która umiała cierpieć. I sama cierpiała coraz więcej”. Wszyscy razem zawierzali Bogu i odnajdywali w Nim, to czego świat dać nie może.
W niedługim czasie przed swoją śmiercią Zosia napisze: „Gdym miała żyć drugi raz, nie chciałabym żyć inaczej. Cierpienie zbliżyło mnie do Boga i cierpienie dało mi poznać pełnię życia. Bogu dziękuję, że dał mi tę drogę, abym doszła do Niego!… Śmierci się nie boję, gdyż ufam głęboko w Miłosierdzie Boże. Muszę mieć tylko siły na ten długi okres ‘odchodzenia’, jaki przeżywam obecnie. Chce wytrwać aż do końca w wierności mojemu Bogu. Czasami, gdy wpadam w zniechęcenie i smutek, powtarzam słowa z Ewangelii św. Jana: ‘Nikt nie wyrwie z rąk moich tych, których Ojciec Niebieski mi dał…’ I ufność wstępuje we mnie na nowo i z radością bez granic rzucam się w objęcia Tego, który życie swoje położył za owce swoje”.
Przed nami dzień Bożego Narodzenia. Dzieci mają bardzo konkretne nadzieje związanie ze świętami Narodzenia Pańskiego. I prawie zawsze się one spełniają. Oczekiwania dorosłych są bardziej skomplikowane i sięgają dalej. Mają one szansę ostatecznego spełnienia, gdy wszystkie nasze sprawy, podobnie jak Rodzice Jezusa do końca zawierzymy Bogu (z książki „Nie ma innej Ziemi Obiecanej).
ŚWIETY JÓZEF
Pan przemówił do Achaza tymi słowami: „Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze”. Lecz Achaz odpowiedział: „Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę”. Wtedy rzekł Izajasz: „Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 7,10-14)
Bóg w niezgłębionych planach swej opatrzności wystawia czasami człowieka na próbę wiary. Jakby wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice chce byśmy Mu całkowicie zawierzyli. Nieraz trzeba przejść długi wewnętrzny proces, aby choć trochę zrozumieć boże plany względem nas. Takiej próbie został poddany św. Józef. Oto, poślubiona jemu Maryja, zanim zamieszkali razem stała się brzemienną. Józef nie poczuwał się do ojcostwa. Jednak jako człowiek sprawiedliwy i wielkiego serca nie chciał skrzywdzić Maryi, dlatego wybrał rozwiązanie, które w tej sytuacji było najlepszym. Postanowił ją potajemnie oddalić. Ale wtedy interweniował sam Bóg. Posłał anioła, które we śnie oznajmił Józefowi, że Dziecko poczęło się z Ducha Świętego. Józef uwierzył. Był to akt ogromnej wiary. Uwierzyć w rzeczywistość, która rozegrała się we śnie, to z ludzkiego punktu widzenia jest nierozsądne, wbrew logice. To zawierzenie wpłynęło na kształt życia Świętego- przyjął Maryję do swojego domu i zamieszkali razem. Ta wiara przez długie lata była weryfikowana, a nadzwyczajność osoby Jezusa i Jego mądrość utwierdzała Józefa w zawierzeniu Bogu. Ze względu na tę wiarę i nadzwyczajną rolę w dziejach naszego zbawienia, tradycja apostolska uhonorowała Józefa tytułami: ojca Jezusa, małżonka Maryi, syna Dawida i męża sprawiedliwego. Adhortacja apostolska „Redemptoris kustos” Jana Pawła II określa św. Józefa jako stróża Odkupiciela, męża sprawiedliwego, uosabiającego całe dziedzictwo Starego Przymierza, uczestnika tajemnicy macierzyństwa Maryi, sługę zbawienia, pierwszego i jedynego sługę Bożej tajemnicy, pierwszego, który miał uczestnictwo w wierze Maryi, uprzywilejowanego świadka przyjścia na świat Syna Bożego, tego, którego Bóg wybrał, aby czuwał nad narodzeniem Chrystusa i opiekował się Nim.
Św. Józef urodził się prawdopodobnie w Betlejem. Pochodził z rodu Dawida, o czym mówią słowa anioła skierowane do niego: „Józefie synu Dawida”. Wskazuje na to także rodowód Jezusa z Ewangelii Mateusza, gdzie w długim ciągu przodków jest Dawid. Rodowód zaś kończy się słowami: „Jakub (był) ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus zwany Chrystusem”. Ewangelia nie mówi, że Józef był ojcem Jezusa, tylko że był mężem Maryi, to wystarczy, aby z punktu widzenia prawnego uznać, że Jezus jest z potomkiem Dawida. Proroctwa Starego Testamentu zapowiadające narodzenie Mesjasza mówią, że będzie On z potomstwa Dawida. I chociaż Chrystus nie był fizycznie synem Józefa, to jednak dziedziczył wszystkie prawa i przywileje należne Mu z racji Józefowego pochodzenia z rodu Dawida i przynależności do potomków Abrahama.
Tradycyjnie uważa się, że Józef z zawodu był cieślą. Jednak niekoniecznie tak musiało być, gdyż wyraz hebrajski „charasz”, jakim określano zawód Józefa oznaczał rzemieślnika, wykonującego prace w drewnie, w metalu, w kamieniu. O początkach wybrania Józefa Ewangelie milczą, mówią o tym tylko apokryfy, księgi, w których jest zbyt wiele fantazji, aby je uznać w całości za wiarygodne źródło prawdy. Jednak niewykluczone, że są tam zawarte okruchy prawdy przekazywane przez tradycję. A zatem wysłuchajmy, co mówi na temat powołania Józefa jeden z apokryfów- „Protoewangelii Jakuba”. „I wszedł kapłan do świętego świętych odziany w strój z dwunastu dzwoneczkami, i modlił się w jej sprawie. A oto anioł Pański stanął mówiąc: Zachariaszu, Zachariaszu, wyjdź i zwołaj wdowców spośród ludu, i niech każdy z nich przyniesie różdżkę, i stanie się Maryja żoną tego, któremu by Bóg okazał znak. Wyszli, więc posłańcy na cały kraj judzki i zabrzmiała trąbka Pańska, i oto zbiegli się wszyscy. Także sam Józef rzuciwszy topór, wyszedł im naprzeciw. I zgromadziwszy się razem udali się do kapłana, trzymając w ręku różdżki. A kapłan wziąwszy od nich różdżki wszedł do świątyni i modlił się. Skończywszy modlitwy wziął różdżki i wyszedł, i podał im, ale nie było na nich żadnego znaku. Ostatnią różdżkę wziął Józef. I oto gołąbka wyleciała z różdżki i usiadła na głowie Józefa. I rzekł kapłan: Józefie, Józefie, na ciebie wypadło byś wziął dziewicę Pańską, by ją strzec dla Niego”.
Ewangelie po raz pierwszy wspominają św. Józefa z okazji jego zaślubin z Najświętszą Maryją. Według żydowskiego prawa dopełniło się ono przez zaręczyny, czyli podpisanie umowy małżeńskiej oraz przez wprowadzenie po pewnym czasie poślubionej do domu małżonka. Wtedy to odbywały się uroczystości weselne. Małżeństwo między Józefem i Maryją mimo swej wyjątkowości, było małżeństwem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jednak jego ostateczny sens możemy zrozumieć tylko w perspektywie wiary. Małżonków łączyła bezinteresowna dziewicza miłość, która była pewną formą wyrzeczenia na rzecz doskonalszego jej kształtu w służbie mesjańskiej Jezusa. Małżeństwo to miało znaczenie historyczne, aby zapewnić Jezusowi pochodzenie z rodu Dawida, ponieważ z niego miał wyjść Mesjasz. A także znaczenie teologiczne, aby Jezus, który był w pełni człowiekiem, doświadczył człowieczeństwa w pierwszej i podstawowej instytucji ludzkiej, jaką jest małżeństwo, a przez to ubogacił ten święty związek. Z Ewangelii wiemy, że św. Józef mieszkał w Nazarecie, gdzie wziął do siebie Maryję. Ewangelie wspominają także „braci” i „siostry” Pana Jezusa. Apokryfy mówią, że Józef był wdowcem i miał dzieci z poprzedniego małżeństwa. Stąd też mowa o braciach i siostrach. Jednak wytłumaczenie tej sprawy jest inne. Jeszcze dzisiaj narody bliskiego Wschodu zwykle nazywają braćmi i siostrami bliskich krewnych. A więc, bracia i siostry to zapewne krewni Jezusa.
Św. Józef pojawia się w relacjach ewangelicznych jeszcze kilka razy. Aby uczynić zadość zarządzeniu rzymskiego cesarza Augusta o spisie ludności, Józef udał się do Betlejem. Każdy, bowiem miał się zapisać w swoim rodzinnym mieście. Możemy się tylko domyślać, co przechodził Święty, szukając miejsca dla mającej rodzić małżonki. Ile bólu i upokorzenia niosła świadomość, że jego Dziecko narodzi się w stajni. Jednak ten ból znikał, gdy Józef stawał się naocznym świadkiem cudownego narodzenia Syna, jasności na niebie, pokłonu pasterzy oraz Mędrców ze Wschodu. Zgodnie z prawem mojżeszowym Józef dokonał pierwszego religijnego obowiązku ojcowskiego: obrzezał Jezusa i nadał Mu imię. Te obrzędy zaświadczyły o tym, że w świetle prawa jest ojcem Jezusa. O tym świadczy jeszcze obrzęd wykupu pierworodnego Syna w świątyni jerozolimskiej. Według tego prawa, każde pierworodne dziecko należało do Boga i trzeba było je wykupić. Józef wraz z Maryją i Jezusem udał się do świątyni, gdzie złożył dwa gołąbki jako ofiarę wykupienia. I wtedy usłyszał proroctwo starca Symeona skierowane do Jezusa i Maryi: „Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą a Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,34-35). W czasie snu Józef otrzymał od Boga wyraźne polecenie, aby z Maryją i nowonarodzonym Jezusem uchodził do Egiptu przed Herodem, pragnącym śmierci Dziecięcia pochodzącego z królewskiego rodu Dawida, jako ewentualnego pretendenta do tronu królewskiego. Józef udał się z Rodziną do Egiptu i tam opiekował się Jezusem i Maryją. Po śmierci Heroda Święta Rodzina wróciła do Nazaretu. Józef przez swoją pracę zapewniał utrzymanie Rodzinie Nazaretańskiej jako mąż, opiekun Maryi i żywiciel Jezusa.
Po powrocie do Nazaretu, Ewangelie wspomną Józefa jeszcze tylko jeden raz, a to w związku z pielgrzymką do Jerozolimy na święto Paschy. W czasie tej pielgrzymki 12- letni Jezus zagubił się. Po długim szukaniu odnaleźli Go w świątyni. I wtedy Józef usłyszał słowa Jezusa, że świątynia jest domem Jego Ojca. Zapewne przez te słowa Józef jeszcze pełniej zrozumiał swoje miejsce i rolę w Rodzinie Świętej. Jakie były dostatnie dni świętego Józefa? W apokryfach czytamy, że po spełnieniu swej misji Opiekun Świętej Rodziny zakończył swoje życie. Śmierć jego była piękna i spokojna, bo Jezus i Maryja byli przy nim w chwili konania. Stąd też św. Józef czczony jest także jako patron dobrej śmierci (z książki „Wypłynęli na głębię”).
„PAN SAM DA ZNAK”
Jest to Ewangelia o Jego Synu, pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy Synem Bożym, o Jezusie Chrystusie, Panu naszym. Przez Niego otrzymaliśmy łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze. Wśród nich jesteście i wy powołani przez Jezusa Chrystusa. Do wszystkich przez Boga umiłowanych, powołanych świętych, którzy mieszkają w Rzymie: łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa (Rz 1,2-7).
W jednym ze swoich kazań ks. Munachi Ezeogu opowiada następującą historię. Przed świętami nauczycielka prowadziła lekcję na temat, jak uczniowie spędzają święta Bożego Narodzenia. Zapytała Patryka Murphy: „Powiedz mi, co robisz w czasie świąt?” Na co Patryk odpowiedział: „Wraz z moim rodzeństwem idę na pasterkę do kościoła, gdzie śpiewamy kolędy. Następnie wracamy do domu i wieszamy na drzwiach specjalne skarpetki na prezenty. Po czym kładziemy się do łóżka i czekamy na Mikołaja, który przyniesie nam zabawki i inne prezenty”. Nauczycielka zapytała drugiego ucznia: „A ty Jimmy, co robisz w Boże Narodzenie?” Jimmy odpowiedział: „Ja z moją siostra i rodzicami także idę do kościoła. Modlimy się i śpiewamy radosne kolędy. Po powrocie do domu kładziemy do kominka ciastka i mleko oraz wieszamy specjalne skarpetki na prezenty. Idziemy spać, mocno wierząc, że święty Mikołaj przyniesie nam zabawki”. Nauczycielka wiedziała, że jeden z uczniów jest Żydem, aby jednak nie pomijać go w dyskusji, zapytała: „Izaak, co ty robisz w święta Bożego Narodzenia?” Na co chłopiec odpowiedział: „Spożywamy posiłek, następnie robimy sobie małą przejażdżkę i śpiewamy kolędy”. Zaskoczona nauczycielka zapytała: „Powiedz, jaką kolędę śpiewacie?” Izaak odpowiedział: „Każdego roku jest tak samo. Tata przychodzi z swojego biura, spożywamy posiłek następnie wsiadamy do Rolls Royce i jedziemy do naszej fabryki zabawek. Wchodzimy do magazynu z zabawkami i widzimy puste pułki. Wszystkie zabawki zostały sprzedane. Śpiewamy wtedy z radością: ‘Jezus jest naszym wielkim przyjacielem’. Następnego dnia wyjeżdżamy na wakacje na Hawaje”.
Może nas rozbawić żydowskie śpiewanie kolęd i spędzanie świąt Bożego Narodzenia. Ale nawet wśród ochrzczonych możemy spotkać ludzi przeżywających święta w podobny sposób. W Ameryce przybiera to formę prezentomanii. Bardzo często, niektórzy chrześcijanie poświęcają więcej czasu na szukanie, wybieranie i kupowanie prezentów bożonarodzeniowych niż na duchowe przygotowanie się do przeżycia tych świąt. Zaś najważniejszym wydarzeniem w czasie świątecznych dni jest wręczenie, otrzymywanie, rozpakowywanie, przymierzanie i oglądanie prezentów gwiazdkowych. Od prezentomanii nie jest wolna nawet oktawa Bożego Narodzenia. Sklepy są przepełnione klientami z prezentami bożonarodzeniowymi, którzy przyszli, aby wymienić prezent lub otrzymać zwrot pieniędzy. Po „żydowsku” można przeżywać te święta, kultywując piękne polskie tradycje bożonarodzeniowe. Przygotowanie do świąt jest zdominowane porządkami domowymi, zakupami, strojeniem choinki, gotowaniem potraw, przygotowanie stołu wigilijnego. W czasie świąt jest opłatek, śpiewa się kolędy, składa życzenia. Korzystając z wolnych dni odpoczywamy w domu lub wyjeżdżamy do ciepłych krajów na wakacje. Zasiadamy przy wspólnym stole z rodziną i przyjaciółmi. I to wszystko spycha nieraz na drugi plan najważniejszy, duchowy wymiar tych świąt. To w tym wymiarze mamy rozpoznać znak przychodzącego do nas Boga, który przynosi nam zbawienie. Prorok Izajasz wskazuje na ten znak: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel”.
Emmanuel jest symbolicznym hebrajskim imieniem i znaczy „Bóg jest z nami”. Proroctwo Izajasza zostało przekazane królowi Achazowi w momencie poważnego zagrożenia dynastii, którą miał uratować Emanuel. Proroctwo to jednak miało głębszą wymowę, uwypukloną w tradycji hebrajskiej w II wieku przed narodzeniem Chrystusa. Miało ono wymiar mesjański. Św. Paweł w liście do Rzymian z drugiego czytania pisze, że to proroctwo wypełniło się w Jezusie Chrystusie: „Jest to Ewangelia o Jego Synu, pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy Synem Bożym, o Jezusie Chrystusie, Panu naszym”. Proroctwo spełniło się niejako przez ogromną wiarę Maryi i św. Józefa. Maryja w czasie zwiastowania nie rozumiała do końca wszystkich słów, jednak z wielką wiarą, zaufaniem i posłuszeństwem Bogu odpowiedziała aniołowi: „Niech mi się stanie według słowa twojego”. Ewangelia z niedzieli dzisiejszej mówi o wierze św. Józefa, potomka Dawida, opiekuna św. Rodziny, który znalazł się niezręcznej sytuacji, co Ewangelia ujmuje w słowach: „Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie”.
Po wysłuchaniu powyższego fragmentu Ewangelii, jedna z pań zapytała mnie jak zrozumieć te słowa. Józef pobożny i prawy chce opuścić zaręczoną z nim kobietę, która jest w ciąży. W homilii z pierwszych wieków chrześcijaństwa, przypisywanej Orygenesowi mamy takie wyśnienie: „Józef był sprawiedliwy, a Maryja nieskalana. Chciał Ją oddalić dlatego, że dostrzegł w niej jakąś wspaniałą tajemnicę i wydawało Mu się, że nie jest godzien zbliżyć się do Niej. Uniżając zatem samego siebie wobec tak niepojętej sprawy, chciał się oddalić, podobnie jak św. Piotr pokornie do Pana powiedział: ‘Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny’. Albo jak ów setnik, który posłał do Pana i powiedział: ‘Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod mój dach’”. Św. Józef zapewne szukał wytłumaczenia całej sprawy, a nie znajdując go postanowił pokornie wycofać się i oczekiwać znaku z nieba. Taki znak otrzymał. We śnie ukazał mu się anioł i powiedział: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki”. W duchu wiary i posłuszeństwa Józef wziął Maryje do swego domu. I tak wypełniły się słowa proroka Izajasza: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy „Bóg z nami’”.
W przygotowaniu się do świąt Bożego Narodzenia i ich przeżywaniu konieczna jest wiara, której wzorem może być dla nas św. Józef. Niezależnie od tego, w jakiej znajdziemy się sytuacji winniśmy ufać Bogu. Jeśli do końca tego nie rozumiemy winniśmy cierpliwie czekać na znak z nieba. Oczekując w duchu wiary i miłości na pewno taki znak otrzymamy. Ale w jego przyjęciu także potrzebna jest wiara, ponieważ może być on tak delikatny, jak anioł w sennym widzeniu Józefa. I na tej drodze przeżyjemy właściwie święta, a Bóg stanie się nam naprawdę bardzo bliski (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).
MOC ZAUFANIA
W bibliotece Kongresu Amerykańskiego znajduje się pudełko z rzeczami prezydenta Abrahama Lincolna, które znaleziono w jego kieszeni po zabójstwie 14 kwietnia 1865 roku. Jest tam chusteczka do nosa z wyhaftowanym napisem „A. Lincoln”, scyzoryk do przycinania pióra, pokrowiec na okulary, portfel z pięcioma dolarami i stary, podniszczony wycinek z gazety. Gazetowy wycinek zawiera fragment przemówienia brytyjskiego męża stanu Johna Brighta, w którym nazywa Lincolna „jednym z największych ludzi wszechczasów”. Dzisiaj powszechnie wiadomo, że Lincoln był wielkim człowiekiem, ale w roku 1865 miliony ludzi miało przeciwną opinię. Prezydent często był ostro krytykowany. Lincoln był świadom trudnej sytuacji swego kraju rozdzieranego nienawiścią wyniszczającej wojny domowej. Chciał zapobiec podziałowi kraju i umocnić jedności opartą na sprawiedliwych zasadach. W samotności musiał się zmagać z narastającymi problemami i nienawiścią wrogów. Ten wybitny przywódca i mąż stanu szukał w takich chwilach pocieszenia i potwierdzenia słuszności swoich działań w zaufaniu jakie w nim pokładali inni. Gdy był bezlitośnie atakowany i krytykowany zapewne wieczorem przy świecy sięgał po wycinki z gazet, gdzie odnajdywał słowa ludzi, którzy ufali mu i wierzyli w słuszność jego poczynań. Umacniało go to wewnętrznie i pomagało w osiąganiu zamierzonych celów. (Swindoll, The Quest For Charakter).
Zaufanie jakim darzą nas inni ludzie, pozytywne ich oceny umacniają nas, uskrzydlają w działaniu i odgrywają bardzo ważną rolę w życiu. Jednak trzeba tu uważać na pochlebców, którzy dla wymiernych korzyści fałszywie prawią nam komplementy. Prawie każdy władca otoczony jest sforą pochlebców i zapewne dlatego na tronach władzy rodzą się bestie rodzaju Stalina. Nie mniej ważne, a może ważniejsze jest zaufanie i wiara jaką pokładamy w innym człowieku oraz Bogu. Amerykański pisarz William Wharton powiedział: „Gdy zaufania brak, duszę przeżera rdza”. Gdy chcemy w pełni się rozwinąć i coś osiągnąć musimy zaufać swoim możliwościom, uwierzyć w siebie. Jednak do pełnego rozwoju i skutecznego działania potrzebni są ludzie, którym ufamy i znajdujemy w nich oparcie. Człowiekiem godnym zaufania jest ten, kto swoje życie opiera na solidnych zasadach moralnych. Najważniejsze źródło moralności odnajdujemy w Bogu, stąd też człowiek, który liczy się z prawem bożym jest człowiekiem godnym zaufania. Bardzo niebezpieczne jest pokładanie ufności w ludziach lekceważących prawo boże. Iluż to ludzi zwiodła opętańcza nazistowska i komunistyczna propaganda. Po śmierci Stalina wielu wylewało szczere łzy żalu. Ufali mu i wierzyli, że on jest on jest zbawcą świata. A potem, gdy okazało się, że był on jednym z największych zbrodniarzy świata, niejednokrotnie życie tych ludzi legło w gruzach.
Powyższe rozważania doprowadzają nas do stwierdzenia, że tylko Bogu możemy bezgranicznie zaufać i powierzyć swoje życie. Pisze o tym James Brown w Discoveries: „Kilka lat temu brałem lekcje pilotażu. Pewnego razu instruktor polecił mi abym skierował samolot ku ziemi i zaczął nurkować. W ogóle nie byłem przygotowany na taki manewr. W krótkim czasie zgasł silnik i samolot zaczął niekontrolowanie spadać. Wkrótce okazało się, że instruktor nie zamierza mi pomoc wyjść z tej sytuacji. Po kilku sekundach, które trwały jak wieczność mój umysł zaczął funkcjonować. Szybko zapanowałem nad sytuacją i wyprowadziłem samolot do właściwej pozycji. Następnie podenerwowany, ze złością zwróciłem się do instruktora z wymówką, że doprowadził do takiej sytuacji. Instruktor spokojnie odpowiedział: ‘W czasie lotu, nie ma takiej ma takiej sytuacji, z której niebyłym wstanie cię wyprowadzić. Jeśli chcesz się nauczyć latać, zrób to samo jeszcze raz’. W tym momencie w mojej głowie zrodziło się skojarzenie z zaufaniem jakie winniśmy pokładać w Bogu. Wyobraziłem sobie, że Bóg mówi do mnie: ‘Zapamiętaj te słowa. Kiedy mi służysz nie ma takiej sytuacji, z której bym cię nie wyciągnął’. Jeśli Mi całkowicie zaufasz wszystko będzie dobrze’. Ta lekcja okazywała się słuszna i pomocna w wielu moich sytuacjach życiowych”.
Bóg dając nam wolną wolę okazał nam przez to swoje zaufanie. Możemy wybierać między dobrem a złem, decydować o swoim życiu. Następnym aktem bożego zaufania do nas jest posłanie swego Syna na ziemię, aby nas zbawił. Jednak nasze zbawienie zależy ostatecznie od naszego zaufania, zawierzenia Bogu. Problem zaufania Bogu jest poruszany w pierwszym czytaniu z dzisiejszej niedzieli. Prorok Izajasz w imieniu Boga prosi króla judzkiego, aby w trudnej sytuacji zagrożenia przez Syrię i Filistynów zaufał Bogu i prosił o jakiś znak z nieba. Jednak Achaz złożył ofiarę bożkom pogańskim i poprosił o pomoc króla asyryjskiego, co miało tragiczne skutki. I wtedy prorok Izajasz wypowiedział proroctwo, które odnosimy do Jezusa: „Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel”.
Spełnienie tego proroctwa stało się możliwe dzięki zawierzeniu Maryi i Józefa. Maryja zaufała Bogu i zawierzyła Mu całe życie. Ewangelia z dzisiejszej niedzieli ukazuje próbę, jakiej został poddany św. Józef. Po zaślubinach Maryi z Józefem, zanim zamieszkali razem Józef odkrył, że Maryja jest brzemienna. Wybrał rozwiązanie, które uważał za najlepsze. Postanowił opuścić potajemnie Maryję, ściągając na siebie całą odpowiedzialność. Nocą jednak ukazał mu się we śnie anioł, który powiedział: „Józefie synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On zbawi lud od jego grzechów”. Józef usłuchał anioła i wziął Maryję za małżonkę. Jakże musiał mieć ogromną wiarę. Uwierzył aniołowi, którego ujrzał w czasie snu. I do tego uwierzył w rzecz tak niebywałą i niezrozumiałą. Józef uwierzył wbrew wszelkiej ludzkiej logice. Niejeden raz Józef będzie poddawany takiej próbie wiary. Zawsze odpowiedzią na taką próbę będzie pełne zaufanie i zawierzenie Bogu. Przez to zawierzenie Józef pięknie wypełnił swoje życiowe powołanie i wpisał się w historię zbawienia ludzkości.
Święty Franciszek Salezy tak mówi o zaufaniu: „Trzeba zupełnie zaufać Bogu. Ufność w Bogu i nieufność ku samemu sobie są jakoby dwie szale jednej wagi, z których gdy jedna się podnosi, druga się obniża. Im bardziej niedowierzamy samym sobie, tym więcej pomnaża się w nas ufność w Bogu; gdy zaś cokolwiek ufamy siłom własnym, nie możemy już mieć doskonałej w Bogu ufności. Kiedy zaś nie ufamy sobie w niczym, wtedy całkowicie w Bogu ufność naszą pokładamy”. Do takiej postawy prowadzi nas szczera modlitwa, która w okresie Adwentu powinna być bardziej natarczywa. Ewagriusz z Pontu pisze: „Kiedy naprawdę się modlisz, wtedy rodzi się w tobie głębokie uczucie zaufania. Aniołowie będą ci towarzyszyli, objawiając sens całego stworzenia” (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).
MOC ZAUFANIA
Dobiegł już końca adwentowy okres oczekiwania. Znakiem tego jest płonąca czwarta i ostatnia świeca w wieńcu adwentowym. Ta pełnia światła jest pytaniem o światło boże w naszej duszy, które rozpala łaska boża. Tę łaskę otrzymujemy, jak pisze św. Paweł w Liście do Rzymian od Chrystusa. W okresie adwentu mieliśmy wiele okazji, aby w bliskości Chrystusa napełnić się łaską i pokojem. Pokój jest najważniejszy, gdy odnajdziemy w sobie boży pokój odnajdziemy wszystko inne. Pojawi się wtedy w naszych oczach radość, życzliwość, miłość, nadzieja i wszystko inne, co niesie poczucie szczęścia. Aniołowie nad Betlejem, oznajmiając narodzenie Mesjasza śpiewali pieśń o chwale bożej i ludzkim pokoju: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. To jest dobra nowina, inaczej ewangelia, o której pisze św. Paweł we wspomnianym liście. Tę dobrą nowinę o przyjściu Syna Bożego odnajdujemy na kartach Pisma św. Dlatego tak ważna i nie do zastąpienia jest lektura Pisma św. Św. Hieronim ze Strydonu powiedział: „Nieznajomość Pisma świętego, to nieznajomość Chrystusa”. Jeśli kogoś nie znamy, to nie możemy go naprawdę miłować.
Zarówno w poprzedniej parafii św. Krzyża, jak i obecnej Matki Bożej Częstochowskiej razem z grupą wiernych czytamy i rozważamy Biblię. Pewnego razu, Maria, jedna z uczestniczek, tych spotkań powiedziała, że od kiedy zaczęła czytać Biblię doznała głębokiego pokoju, nabrała dystansu do zagonionego świata i rozkrzyczanej pobożności. Nie może być inaczej, bo Biblia to słowo Boże, a w blaskach słowa Bożego wszystko nabiera innego wymiaru, bożego wymiaru.
Prawda o narodzeniu Mesjasza dociera do nas przez słowa Pisma św. Do świętego Józefa dotarła w śnie. Maryja stała się brzemienną zanim zamieszkała z Jozefem. Możemy się domyślać, co czuł św. Józef, gdy dowiedział się o tym. Jednak jego decyzja była inna niż można się było spodziewać. Postanowił potajemnie opuścić Maryję i jak gdyby całą winę za zaistniałą sytuację wziąć na siebie. Wszyscy by mówili, że uciekł przed ojcowską odpowiedzialnością. Ta decyzja świadczy o szlachetności Józefa i otwarciu na łaskę bożą. Bóg wiedział komu powierzyć opiekę nad swoim Synem i Jego Matką. A nocne wydarzenie potwierdzi bezgraniczną ufność i wiarę św. Józefa. Gdy zamierzał opuścić Maryję, w czasie snu pojawił się anioł i oznajmił mu: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. Ewangelista dodaje: „A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy ‘Bóg z nami’”. Św. Józef wczytywał się w słowa Biblii, znał zapewne powyższe proroctwo i łatwiej było mu uwierzyć, w to co powiedziane było we śnie. Później Bóg umacniał jego wiarę także przez cuda, chociażby cudowne znaki towarzyszące narodzeniu Jezusa.
Zgłębianie się w słowie Bożym uzdalnia nas do odczytywania różnych wydarzeń z naszego życia, jako cudowne znaki z nieba. Oto tego przykład. Przed lekcją religii w parafii Matki Bożej Częstochowskie w Brooklynie Jolanta opowiedziała mi ciekawą historię. Przez lata opiekowała się starszym mężczyzną, który darzył ją sympatią. Ona także miała dla niego wiele życzliwości. Dawid, tak miał na imię ów mężczyzna był bardzo dobrym człowiekiem. Jednak Jolanta nie mogła się pogodzić, że był ateistą. Chciała go „nawrócić”. Wiele razy z nim dyskutowała na ten temat. A on wyrafinowany intelektualista mówił jej życzliwie: „Jolanta, jak ty możesz wierzyć w takie mrzonki”. Jolancie trudno był sprostać jego czysto logicznej argumentacji. Jednak nie poddawała się. Prowadząc dyskusje gorąco modliła się o światło dla Dawida. Zapewne owocem tej modlitwy była otwartość Dawida na rozmowy o wierze.
Gdy lekarze postawili diagnozę, że Dawidowi pozostało kilka miesięcy życia, Jolanta zaczęła szturmować niebo, prosząc o wiarę dla swego podopiecznego. Wiele słyszała o znanym cudotwórcy, o którym pisałem przed tygodniem, o św. Charbelu. I właśnie jego prosiła o wstawiennictwo przed Bogiem. Włożyła także pod poduszkę umierającego fotografię Świętego. Ostanie słowa umierającego: „Chrystus, Kościół, Chrystus, Kościół…” były dla Jolanty znakiem, cudem, że Dawid w ostaniem momencie zobaczył Boga. Potwierdzeniem tego przekonania był znak na niebie. Wracając z pogrzebu Jolanta i inni żałobnicy dostrzegli na całkowicie zachmurzonym niebie smugę światła. Zdążyła nawet zrobić zdjęcie. Oglądałem je. Rzeczywiście, ta smuga światła na zachmurzonym niebie wyglądał nienaturalnie. Wszyscy odebrali to jako znak z nieba, dany przez Dawida, że ma udział w światłości Chrystusa. A gdy uwzględnimy tysiące udokumentowanych i sprawdzonych cudów za wstawiennictwem św. Charbela, to i ten cud jest możliwy.
Przed nami cudowne dni Bożego Narodzenia. Poczynając od stajenki w Betlejem a kończąc na wigilijnym stole i pasterce w rodzinnym kościele wszystko owiane jest nie tylko pięknem, ale przede wszystkim cudownością. Ta cudowna atmosfera staje się naszym udziałem, gdy przygotujemy swoje serce i duszę na godne przyjęcie Mesjasza. Poniższe orędzie św. Charbela ukazuje drogę do tego przygotowania i przypomina nam, dopełnienie liturgicznego adwentu, spełniającego się w dzień Bożego Narodzenia jest przygotowanie do spełnienia adwentu życiowego, który dopełni się w czasach ostatecznych, gdy staniemy przed Bogiem twarzą w twarz: „W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość. W chwili śmierci grzesznik najbardziej będzie się obawiał swego braku odpowiedzi na nieskończoną miłość Boga i będzie to opłakiwał. Wszystkie bogactwa materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze śmiercią pozostaną na tej ziemi. W chwili śmierci będzie się liczyła tylko miłość. Kto stanie przed Bogiem bez miłości, będzie musiał ponieść wszystkie konsekwencje swoich grzesznych wyborów i egoistycznego postępowania. Arogancja zawsze prowadzi do grzechu, a brak przebaczenia i nienawiść prowadzi do potępienia wiecznego. Módlmy się więc i nawracajmy. Otwórzmy dla Chrystusa bramy naszych serc, aby mógł On tam zamieszkać. Święci są czytelnymi znakami obecności i działania niewidzialnego Boga. Za ich pośrednictwem Jezus Chrystus nieustannie dokonuje różnych cudów i znaków, poprzez które wzywa nas do nawrócenia (Kurier Plus, 2014).
NIEBIESKI DZWON
Na jednym z pastwisk Arizony można było zobaczyć dwa konie. Nic w tym dziwnego takie obrazki można tam często spotkać. Jednak ta para koni była wyjątkowa. Jeden z nich był ślepy. Farmer miał dobre serce i nie chciał pozbyć się kalekiego konia. Znalazł sposób, aby ułatwić mu życie. Otóż na szyi drugiego konia zawiesił dzwonek. Ślepy koń uważnie nasłuchiwał dzwonka i podążał za nim, ufając że on nie sprowadzi go na manowce lecz zaprowadzi bezpiecznie na pastwisko, do wodopoju, do stajni. Gdy wieczorem konie wracały z pastwiska, to koń z dzwonkiem oglądał się, aby sprawdzić, czy jego ślepy przyjaciel nie jest zbyt daleko, aby usłyszeć głos dzwonka.
Czasami znajdujemy się w sytuacji ślepego konia. W zamęcie tego świata zatracamy rozeznanie co jest najważniejsze w naszym życiu, jaka jest najwłaściwsza droga, co jest celem naszego życia. I w tym zamęcie szukamy wskazówek, przewodnika, któremu można całkowicie zaufać. Ale i w tym szukaniu możemy błądzić. Nie tak dawno, jedna z pań powiedziała do mnie: „Moja koleżanka jest osobą wierzącą, a chodzi do wróżki, wierzy w horoskopy, czary i magię. Tam szuka wskazówek życiowych. Niech ksiądz napisze na ten temat”. Rzeczywiście we współczesnym świecie możemy zauważyć z jednej strony odchodzenie od wiary w Boga, z drugiej rozszerzanie się wiary we wpływ na nasze życie wróżb, magii, horoskopów, układu gwiazd itp. Coraz częściej spotykamy ludzi, którzy korzystają z usług instytucji trudniących się różnymi postaciami okultyzmu. W telewizji, radiu i w Internecie można spotkać reklamy typu: „Portal magiczny – horoskopy, astrologia, wyrocznia”; „Nie wiesz co cię czeka w przyszłości? Zadzwoń do wróżki. Sprawdź swój horoskop”; „Magia to twoje przeznaczenie”. Kościół Katolicka negatywnie ocenia wszelkie rodzaje okultyzmu. W Katechizmie czytamy: „Bóg może objawić przyszłość swoim prorokom lub innym świętym. Jednak właściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu się Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości i na odrzuceniu wszelkiej niezdrowej ciekawości w tym względzie”.
Problem okultyzmu, czarnej magii porusza znana z wielu seriali telewizyjnych polska aktora Patrycja Hurlak w książce „Nawrócona wiedźma”. Aktorka najpierw zainteresowała się amuletami, później czytała o czarach i klątwach. Potem eksperymentowała z wróżeniem z kart, horoskopem i medycyną niekonwencjonalną oraz wywoływaniem duchów. Pisze: „Diabeł dał mi poczucie wyższości, władzy, akceptacji, wyjątkowości. Wydawało mi się że mogę kreować rzeczywistość, takie poczucie wielkości uskrzydla. Jednak moje szczęście było tylko pozorne. W sercu panowały ciemność i pustka”. Wspomina, że już jako kilkuletnia dziewczynka zainteresowała się magią a im była starsza, tym bardziej złowrogie klątwy rzucała np. na koleżankę, by złamała nogę i nie poszła na dyskotekę szkolną, czy na mężczyznę, by nie znalazł szczęścia osobistego. Jej zdaniem, dzięki magii spełniały się wszystkie jej marzenia, czuła się jak superbohaterka, aż do dnia, kiedy „zamówiła” dla siebie wymarzonego mężczyznę. Taki mężczyzna pojawił się w jej życiu i związała się z nim, lecz szybko odkryła, że jest uzależniony od alkoholu i narkotyków, ma też bardzo wybuchowy charakter, a zerwanie z nim nie jest takie proste. Wtedy właśnie w modlitwie zapytała Boga dlaczego tak się dzieje?: „Do tamtej pory nikt mi nie powiedział, że czynię źle”- powiedziała aktorka. W programie „Pytanie na śniadanie” powiedziała: „Zorientowałam się, że coś jest nie tak. Wpadłam w czarną magię jak miałam 5 lat. Jedno kłamstwo sprzedał mi diabeł, że umiem rozmawiać ze zmarłymi. Jak do małego dziecka przychodzą zmarli to traktuje to on jako normę, to były zmarłe osoby, które ja znałam. Teraz wiem, że to pewnie diabeł i demony podszywały się pod te osoby. Jak miałam 9-10 lat to pojawiły się na polskim rynku przedruki zachodnich gazet dla młodzieży – z horoskopami, wróżbami, talizmanami. I ktoś może powiedzieć, że to bzdury i można się tym zająć na żarty, ale diabeł nie zna się na żartach”. Aktorka twierdzi, że przez długi czas nie wiedziała, że jest opętana przez szatana.
Aż w końcu usłyszała „dzwonek”, jak ten ślepy koń z opowiadania na wstępie. A był to głos Jezusa. Tak to wspomina: „W moim wypadku przyszedł Jezus i walnął mnie ostro w łeb. Ale walnął mnie tragedią w życiu czyli największy dramat mojego życia okazał się błogosławieństwem dla mnie. Człowiek, który zrobił mi największą krzywdę w życiu był tą ręką Jezusa, która uderzyła mnie w głowę. To jest książka ku przestrodze dla rodziców – żeby nie pozwalać dzieciom czytać i bawić się książkami, zabawkami związanymi z magią. Jezus stał przy mnie przez ten cały czas, ale nie mógł mi pomóc, póki Go o to nie poprosiłam”. Przez przypadek trafiła na spotkanie z egzorcystą i od pierwszego egzorcyzmu zaczęła zmieniać swoje życie, znalazła spokój, którego nie miała do tej pory. „Zakochałam się po uszy w Jezusie, dał mi spokój serca, którego nie mogą dać kariera i pieniądze”- kończy aktorka.
Na głos tego „dzwonka” czekał Naród Wybrany. Śpiewamy o tym w pieśni adwentowej: „Spuście nam na ziemskie niwy Zbawcę z niebios, obłoki. / Świat przez grzechy nieszczęśliwy / Wołał z nocy głębokiej. Gdy wśród przekleństwa od Bóg /Czart panował, śmierć i trwoga, / A ciężkie przewinienia / Zamkły bramy zbawienia”. Prorok Izajasz zapowiada Jego przyjście: „Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam uprzykrzać się ludziom, iż uprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel”. Emmanuel to imię szczególne, symboliczne, wskazujące na tajemnicę objawiającą się w Jezusie: „z nami Bóg”. Bóg w Mesjaszu jest w sposób szczególny obecny wśród nas. Jego glos rozlega się na świecie, tylko my pozostajemy nieraz na ten głos głusi i błądzimy na bezdrożach ziemskiego życia, a wystarczyłoby się wsłuchać w ten niebieski „dzwon”, który donośnie rozlega się w okresie Adwentu. Gdy usłyszymy głos przychodzącego Mesjasza i pójdziemy za tym głosem, to możemy być pewni, że nie sprowadzi nas na manowce, ale poprowadzi tam, gdzie możemy odnaleźć pokój i radość serca oraz to co najważniejsze, zbawienie. Trzeba uwierzyć, jak św. Józef, o którym czytamy w Ewangelii z czwartej niedzieli Adwentu.
Maryja pierwsza usłyszała ten Głos, a po niej św. Józef. Do Józefa dotarł on w szczególnie dramatycznej sytuacji. Z miłości poślubił piękną młodą dziewczynę. Ale zanim zamieszkali razem, okazało się, że jest brzemienna. Zapewne to był szok dla Józefa. Jednak miłość zwyciężyła. Nie chciał jej publicznie zniesławić, dlatego postanowił wziąć całą winę na siebie i potajemnie oddalić poślubioną sobie Maryję. Ale głos z nieba pokrzyżował jego plany. „Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on bowiem zbawi swój lud od jego grzechów’”. To była trudna decyzja. O wiele łatwiej jest uwierzyć logice faktów, niż sennym marzeniom. Józef wsłuchiwał się uważnie i z wiarą w głos nieba rozlegający się na kartach Biblii zapowiedzią przyjścia Mesjasza. W tej otwartości Bóg zesłał Józefowi łaskę wiary, która otworzyła drzwi jego domu dla Maryi i co ważniejsze, otworzyła dla niego i dla nas bramy zbawienia.
Tylko miłość się liczy
Zapewne wielu z nas pamięta strzelaninę z 14 grudnia 2012 w Sandy Hook Elementary School w Newtown w stanie Connecticut. 20-letni Adam Lanza zastrzelił 26 osób, w tym 20 dzieci w wieku 6 i 7 lat i 6 dorosłych członków personelu, raniąc 2 inne osoby. Wcześniej tego dnia, przed przyjazdem do szkoły, zastrzelił w domu własną matkę. Po dokonaniu tej zbrodni popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Ta straszna zbrodnia miała miejsce w Adwencie. Zamordowane dzieci z radością przygotowywały dekoracje bożonarodzeniowe i z taką sama radością oczekiwały dnia Bożego Narodzenia i świątecznych prezentów. Dla nich Adwent roku 2012, w pierwszym wymiarze nie został dopełniony. Nie doczekały dnia 25 grudnia. Ale jakże tragicznie dopełnił drugi wymiar Adwentu, który mówi o ponownym spotkaniu Chrystusa w czasach ostatecznych. W tak młodym wieku dzieci doświadczyły czasów ostatecznych, spotkały przychodzącego do nich Chrystusa.
W niedzielę po zamachu prezydent Obama udał się do Newtown, aby spotkać się z rodzinami doświadczonymi tą tragedią oraz wygłosić przemówienie na nabożeństwie żałobnym w intencji ofiar strzelaniny. Przemówienie dla prezydenta przygotowywał Cody Keenan, który w swojej książce opisuje trudny i emocjonujący proces pisanie przemówienia. Keenan wspomina pierwsze spotkanie z prezydentem, podczas którego przygotowywano mowę pogrzebową. Siedząc w Gabinecie Owalnym, prezydent zaczął głośno zastanawiać się nad tym, co chce powiedzieć. Prezydent podzielił się wtedy swoimi przemyśleniami: „Rodzimy się, a potem umieramy. Podczas lat ziemskiego życia doświadczamy ulotnych chwil przyjemności i bólu. A pod koniec tych dni musimy zadać sobie pytanie: Jaki to miało sens w naszym życiu? Jaki był boży plan względem nas? Co to wszystko znaczyło? Jaki był cel naszego życia? Czy byliśmy wierni temu celowi? W ciemności i zmęcie szukamy odpowiedzi na te pytania, uświadamiamy sobie jak bardzo jesteśmy ograniczeni i zadajemy pytanie, dlaczego?”
Prezydent przerwał na chwilę swoje refleksje, jakby sam przedzierał się przez ciemność i zamęt, szukając czegoś pewnego, trwałego, czego mógłby się uchwycić, na czym mógłby się oprzeć. Następnie kontynuował: „Jedyną kotwicą, jaką mamy, jedyną rzeczą, której jesteśmy pewni jest miłość, którą czujemy do naszych dzieci. Ich przytulenie, gdy wieczorem kładziemy je do łóżka. Ciepło ich oddechu na naszej szyi. Radość w ich oczach, gdy wtuleni patrzą na nas. To się liczy. To wszystko, co posiadamy. Tylko tego jesteśmy pewni. Ta miłość jest naszym oparciem. Ona jest celem naszego życia”.
Słowa te zostały wypowiedziane w czasie, gdy ulice naszych miast, nasze domy, wnętrza naszych domów są pięknie wystrojone na przyjście Dzieciątka Jezus, które jest światłem na drodze szukania sensu naszego życia, oparcia w naszym życiu, gdy ogarnia nas zamęt i ciemność. Prezydent wskazuje na miłość dziecka, ale my jak i on dobrze wiemy, że ta miłość jest w stanie pokonać śmierć, jeśli zawierzymy ją Dziecięciu, które narodziło się w Betlejem. Z tajemnicami bolesnymi i radosnymi naszego życia w świątecznych dniach zatrzymujemy się w ubogiej betlejemskiej stajence. Pan Wszechświata staje się bezradnym, bezbronnym niemowlęciem, abyśmy mogli dostrzec wielkość i świętość naszego człowieczeństwa. Autentyczna miłość do dziecka jest wolna od wszelkich pozorów, pokorna i bezwarunkowa. W Święta Bożego Narodzenia, z podobną miłością powitajmy Boże Dzieciątko w stajence naszego serca. A wtedy odkryjemy w Nowonarodzonym największą miłość, która stanie się radosnym światłem na drogach naszego życia, nawet w czasach zamętu i ciemności, stanie się jasną bramą, która przeprowadzi nas do wieczności. W tym dziele Maryja odgrywa ważną rolę, którą zapowiada prorok Izajasz w pierwszym czytaniu: „Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel”. Emanuela znaczy „Bóg z nami”.
Do tego udziału Maryi w dziele naszego odkupienia nawiązują objawienia maryjne w tym także objawienia w Medjugorie, które nie są oficjalnie zatwierdzone przez Kościół. Jednak jest to miejsce, do którego przybywa tysiące pielgrzymów. Otrzymują tu za wstawiennictwem Matki Bożej wiele łask. A niektóre przesłania Matki Bożej z Medjugorie współgrają z nauczaniem Biblii i Kościoła. Jakov Čolo najmłodszy z szóstki „widzących” codzienne doznawał objawień Matki Bożej, a później tylko jeden raz w roku w grudniu. W czasie jednych z grudniowych przesłań Matka Boża powiedziała: „Wzywam was byście całkowicie się otwarli i całkowicie oddali się Bogu. Wyrzućcie ze swego serca całą ciemność i pozwólcie Bożej światłości i Bożej miłości, by weszła do waszego serca i zamieszkała tam na zawsze. Nieście Bożą światłość i miłość do wszystkich ludzi, tak by wszyscy w was i przez was mogli odczuć i doświadczyć prawdziwej światłości i miłości, którą może wam dać jedynie Bóg”.
Ewangelia na dzisiejszą niedzielę mówi o zamęcie i ciemności w życiu Świętej Rodziny. Ewangelista Mateusz wspomina o zaślubinach Józefa z Maryją oraz o śnie Józefa i jego konsekwencjach. Józef był człowiekiem sprawiedliwym, prawdomównym, uczciwym, pracowitym i mądrym. Pełnił wolę Bożą, wyrażoną w przykazaniach i w ten sposób podobał się Bogu. Sytuacja, kiedy dowiedział się, że bogobojna, uczciwa panna, którą miał poślubić, spodziewa się dziecka, zaskoczyła go. Józef nie przypisywał Maryi winy, dlatego też nie zamierzał jej publicznie oskarżać. Kiedy jednak Józef podjął decyzję o opuszczeniu Maryi i tym samym ściągnąć winę na siebie wówczas wkroczył Bóg, wysyłając z interwencją anioła. Józef został pouczony przez Anioła, że jego osoba jest włączona w Boże plany zbawienia. We śnie otrzymał wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Wiara Józefa była tak wielka, że zaufał. Wiara Maryi i Józefa była tym światłem, które rozświetliło chwilowy zamęt, chwilową ciemność w życiu Świętej Rodziny.
W życiu każdego z nas mogą pojawić się momenty zamętu i ciemności. W tej sytuacji trzeba otworzyć swoje serce na boże działanie. On dociera do nas przez różne znaki. Biblia jest pełna takich znaków. Patrząc z perspektywy chrześcijanina XXI wieku wiemy, że Biblia jest ukończona i dotyczy wszystkiego, czego potrzebujemy, od teraz, aż do wieczności, czego potrzebujemy na drodze naszego zbawienia. Ale to nie znaczy, że dzisiaj, osobiście nie doświadczymy znaków bożej obecności. Takim znakiem dla nas mogą być różne wydarzenia, wewnętrzne poruszenia, czy nawet sny, jak w przypadku św. Józefa. Jednak snom nie możemy nadawać większego autorytetu ponad ten, jaki posiada Pismo Święte. Jeśli czujemy, że ten sen może być znakiem bożym szukajmy jego wyjaśnienia w lekturze Pisma św. i na modlitwie (Kurier Plus, 2022).