||

307. Prosiłem Ducha Świętego

Tommy Harmon był znanym piłkarzem drużyny Uniwersytetu w  Michigan. W czasie II wojny światowej jako pilot bombowca służył w armii amerykańskiej. W czasie lotu nad brazylijską dżunglą, wraz z trzema kolegami zmuszony był do lądowania. Z wypadku Tommy wyszedł bez większego szwanku. Znalazł się w sercu dżungli. Kierując się kompasem przedzierał się na wschód, w kierunku morza. Głodny i spragniony z wielkim trudem torował sobie drogę w dzikim buszu. Owady, jadowite węże, dzikie zwierzęta i trujące rośliny, przepastne bagna w każdej chwili mogły pozbawić go życia. W tych zmaganiach ważna była sprawność fizyczna, którą nabył grając w zespole piłkarskim. Ale ważniejsza była wiara i modlitwa.

W końcu dotarł do indiańskiego plemienia, a stamtąd było już niedaleko do najbliższej miejscowości. Na pytanie, skąd brał siłę do przezwyciężenia tylu przeszkód, odpowiedział: „Duch Święty mieszka w mojej duszy. Otrzymałem go z pośrednictwem biskupa w czasie bierzmowania. Prosiłem Ducha Świętego, aby mnie prowadził. Odmawiałem także nieustannie różaniec. Odmówiłem wtedy może milion razy „Zdrowaś Maryjo”. Byłem pewien, że Duch Święty i Matka Boża doprowadzą mnie bezpiecznie do celu”.