|

028. Śmierć Eugene

Cztery lata temu w piękne słoneczne sobotnie popołudnie przybyli do kościoła, aby przed Bogiem ślubować dozgonną miłość małżeńską. Kościół wypełnił się ujmującym pięknem. Iwona i Eugene wyglądali jak przepiękny diament wkomponowany w kolię orszaku ślubnego. Dopełnieniem nastroju tej uroczystości były olbrzymie bukiety kwiatów i podniosła muzyka. Ale najbardziej ujmujące było piękno, jakie można było zauważyć w oczach nowożeńców, gdy patrzyli na siebie. Było to piękno wzajemnej miłości. W niedługim czasie zwiędły bukiety ślubne, ucichła podniosła muzyka, nowożeńcy i goście zdjęli uroczyste stroje. Zostało jednak to najważniejsze piękno, piękno miłości. Ta miłość napełniała szczęściem każdy mijający dzień i towarzyszyła im, gdy urządzali wspólnie kupiony dom, gdy zakładali własną agencję, gdy podróżowali, jednym słowem była z nimi wszędzie.

            Siedem miesięcy temu zostałem poproszony o odprawienie Mszy św. w intencji Eugene. Co się stało? Eugene idzie do szpitala, będzie miał operację. Złośliwy nowotwór, lekarze dają tylko dwa miesiące życia. Oboje walczą o życie. Przychodzi chwilowa poprawa, która kończy się trzymiesięcznym przykuciem do szpitalnego łóżka. Eugene przykuła do łóżka choroba a Iwonę więzi miłości. Praca schodzi na dalszy plan. Iwona dnie i noce pozostaje przy szpitalnym łóżku chorego. W najtrudniejszych momentach tuli go i mówi: „Eugene nie bój się, ja jestem z tobą”. W niedzielne popołudnie, prawie dwa tygodnie temu wraz z rodziną stoję przy łóżku chorego. Lekarze odłączają aparaturę podtrzymującą oddychanie chorego, aby się przekonać czy funkcjonuje jeszcze mózg. Mózg jest martwy. Nawet lekarze nie mogą powstrzymać łez, patrząc na tych dwoje młodych ludzi. Lekarz ponownie włącza aparaturę podtrzymującą oddychanie. Po kilku godzinach po raz ostatni uderzyło serce Eugene, a serce Iwony zamarło w bólu. Wychodząc z pokoju chorego zauważyłem na stoliku przy łóżku chorego obrazek Matki Bożej Częstochowskiej i fotografię ślubną Iwony i Eugene. Pomyślałem wtedy; zostało piękno miłości, choć tak bardzo bolesne.