|

17 niedziela zwykła Rok A 

SKARB MĄDROŚCI   

Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”.„Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Zrozumieliście to wszystko?” Odpowiedzieli Mu: „Tak jest”. A On rzekł do nich: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stal się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare” (Mt 13,44-52).

Misjonarz z Chin zapisał historię o skarbie, która wydarzyła się w Chinach, a które prawie jest dokładnym powtórzeniem przypowieści opowiedzianej przez Jezusa. Otóż, bogaty kupiec, z obawy przed złodziejem złożył swoje bogactwa w cedrowej skrzyni i zakopał ją w swoim ogrodzie. Kilka miesięcy później bandyci napadli na dom kupca i zamordowali go. Skarb ukryty w ziemi ocalał. Sługa, który był obecny przy zakopywaniu skarbu usiłował go wykopać i zabrać, nie mógł jednak tego uczynić ze względu na dalszą rodzinę kupca, do której należał teraz opustoszały dom. Postanowił, zatem kupić dom wraz z ogrodem. Sprzedał własne mieszkanie, meble, lepsze ubrania, po prostu wyzbył się wszystkie, co można było spieniężyć. Zaciągnął także pożyczkę. Zgromadzona suma pieniędzy pozwoliła mu na zakup domu i ogrodu po zamordowanym kupcu. I tym to sposobem stał się posiadaczem ogromnego skarbu ukrytego w ogrodzie.

W latach mojego dzieciństwa przez pewien czas byłem zapalanym poszukiwaczem skarbów. Nasłuchałem się opowieści o skarbach zakopanych w mojej okolicy. Zdawało mi się, że wystarczy tylko pilnie szukać a na pewno je znajdę. Zamiast skarbów znalazłem kilka starych garnków, pordzewiałych karabinów i na tym skończyła się moja przygoda poszukiwacza skarbów. Sądzę, że podobne doświadczenie ma za sobą wielu z nas. Z tego się jednak wyrasta, nie znaczy to jednak, że rezygnujemy z poszukiwania skarbów. Jesteśmy poszukiwaczami przez całe życie. Może ono stać się pragnieniem poznania magicznych cyfr, które będą wylosowane w lotto. Gdy jednak zdobędziemy, choć trochę doświadczenia życiowego, trochę zmądrzejemy to przekonamy się, że skarbem są nie tylko rzeczy materialne.

Mędrzec biblijny tak pisze o mądrości: „Przeniosłem ją nad berła i trony i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa. Nie porównałem z nią drogich kamieni, wszystko złoto wobec niej jest garścią piachu, a srebro przy niej ma wartość błota. Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność i wolałem mieć ją aniżeli światło, bo nie zna snu blask od niej bijący. Jest, bowiem dla ludzi skarbem nieprzebranym; ci, którzy go zdobyli, przyjaźń sobie Bożą zjednali. (Mdr 6, 8-10, 14) A zatem mądrość może być skarbem, i to najcenniejszym. Jeśli ktoś posiadł skarb mądrości potrafi umiejętnie pokierować się w życiu i umiejętnie posługiwać się dobrami materialnymi tak by służyły jemu samemu jak i też bliźnim. Na nic zda się bogactwo w rękach ludzi, którym zabrakło mądrości. Bogactwo staje się wtedy źródłem zła. Zabija i niszczy, sprowadza na manowce jego posiadacza. Mądrość, o której pisze mędrzec biblijny buduje przyjaźń z Bogiem.

Tej mądrości możemy się uczyć w szkole życia. Najbardziej pouczające są trudne doświadczenia życiowe, takie jak choroba lub śmierć. Jeśli człowiek ma otwarte serce i umysł, to w takich sytuacjach może zdobyć więcej mądrości, niż w najlepszych uniwersytetach. Przed dwoma laty byłem przy umierającym tacie. Od kwietnia tego roku jestem duchowo bardzo blisko mamy, która zmaga się z nieuleczalną chorobą. W tym tygodniu wyjeżdżam na wakacje do Polski; mamę powitam prawdopodobnie w łóżku szpitalnym. Te trudne doświadczenia bardzo sobie cenię. Pomagają one dostrzec bardziej wyraźnie, co w naszym życiu jest najważniejsze, gdzie jest prawdziwy skarb. Patrząc z tej perspektywy widzi się jak człowiek marnuje swoje życie na głupstwa; knuje przeciw bliźniemu, zachłannie i nieuczciwie gromadzi bogactwa, żywi nienawiść w sercu swoim, złym słowem rani innych, goni za próżną chwałą, w zdobywaniu pierwszeństwa niszczy wyimaginowanych konkurentów, zazdrością zatruwa otoczenie, sprzedaje swoją godność za marne grosze. To wszystko sumuje się na przegrane życie. Aż dziw, że człowiek może być tak ślepy i tak zamknięty na mądrość bożą. Mądrość boża mówi o szukaniu i budowaniu królestwa bożego, które jest skarbem. W prefacji mszalnej czytamy, że jest to „królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”. Kto posiadł to królestwo zapewne jest najszczęśliwszym człowiekiem. Na ziemi doświadczamy tego królestwa, a w wieczności radować się będziemy jego pełnią.

W życiu uganiamy się za wieloma wartościami, a zapominamy nieraz o szukaniu skarbu, jakim jest królestwo Boże. Bywa i tak, że oddajemy ten skarb za marne grosze jak w tym autentycznym zdarzeniu. Wiele lat temu angielski podróżnik podróżując po Italii spotkał rolnika, który w ruinach pałacu znalazł kamień. Podróżnik rozpoznał, że jest to drogocenny kamień. Kupił go za pięć dolarów. Po sprawdzeniu przez ekspertów okazało się, że jest najsłynniejszy cesarski topaz, który ozdabiał koronę Cezara Augusta.

Szukajmy, zatem królestwa bożego „a wszystko inne będzie nam dodanie”, jak mówi Pismo święte (z książki Ku wolności).

SZUKANIE SKARBU

W Gibeonie ukazał się Pan Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: „Proś o to, co mam ci dać”. A Salomon odrzekł: „O Panie, Boże mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę, w miejsce Dawida, mego ojca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia. Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał, ludu mnogiego, który nie da się zliczyć ani też spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny?” (1 Krl 3,5.7–10).

Można powiedzieć, że każdy z nas jest poszukiwaczem skarbów. Szukamy czegoś, co jest bardzo ważne w naszym życiu, czegoś co może zmienić nasze życie, może je ubogacić. Najczęściej słowo „skarb” przybiera formę wartości materialnych. Tak jak w poniższej historii opisanej w roku 1987 na łamach gazety The Atlanta Journal Constitution. Rob Cutshaw, właściciel niewielkiego sklepiku w Północnej Karolinie zajmował się dodatkowo zbieraniem górskich kamieni, które sprzedawał w swoim sklepie. Nie był jednak ekspertem od kamieni. Pewnego razu znalazł kamień, który określił „piękny i duży”. Ocenił, że ten niebieski kamień może kosztować z 500 dolarów. Ale nikt nie chciał za tę cenę go kupić. Po dwudziestu latach właściciel kamienia zmuszony trudnościami finansowymi sprzedał go za niewielką sumę. Gdy wydobyto kamień na światło dzienne okazało się, że jest to prawdziwy skarb. Był to szafir, ważący prawie pół kilograma, o wartości około 3 milionów dolarów. Słynny szafir znany jest pod nazwą „Gwiazda Dawida”.

Najważniejsze skarby w życiu człowieka mają jednak charakter pozamaterialny i bardzo często, jak wspomniany szafir leżą w zakurzonym miejscu, bo człowiek nie rozpoznał ich prawdziwej wartości. A zatem idźmy tropem poszukiwaczy skarbów, których prawdziwą wartość odkrywamy na płaszczyźnie duchowej, religijnej. W oktawie Wielkanocy, 26 kwietnia 2011 roku, w wieku 60 lat zmarła legendarna wokalistka, kompozytorka i gitarzystka Phoebe Snow. Dysponowała czterooktawową skalą głosu, co czyniło ją jedną z najlepszych wokalistek swojego pokolenia. Urodzona w Nowym Jorku artystka z wielkim kunsztem łączyła folk, jazz, bluesa, pop i rock. Największym przebojem Snow była nagrana w 1974 roku piosenka „Poetry Man”. Po nagraniu tego przeboju Phoebe na długie lata zniknęła ze sceny muzycznej.  W roku 1975 Phoebe urodziła córeczkę, Valerie Rose, u której zdiagnozowano bardzo poważne uszkodzenie mózgu. W niedługim czasie po narodzinach kalekiej córeczki opuścił ją mąż. Piosenkarka nie oddała dziecka do zakładu opieki nad dziećmi niepełnosprawnymi, ale sama postanowiła zająć się nim w domu. U szczytu sławy zrezygnowała z kariery muzycznej i poświęciła się dziecku. Phoebe nigdy nie żałowała podjętej decyzji. Matka otoczyła swoją córeczkę ogromną miłością i to właśnie ta miłość sprawiła, że ku zaskoczeniu lekarzy Valerie dożyła wieku 31 lat. Dla Phoebe śmierć córki była bolesnym przeżyciem.

W roku 2008 podczas wywiadu Phoebe powiedziała: „W swoim czasie zrezygnowałam z występów estradowych, nagrywania płyt, śpiewania. Wy wiecie dlaczego. Pozostawiłam wszystko, aby być w domu z moją córeczką Valerie. Był to najcenniejszy i najbardziej owocny okres w moim życiu. Valerie była całym moim światem, była centrum wszystkiego. Czasami zastanawiam się, czy czegoś nie straciłam? Zdecydowanie odpowiadam- nie. Opiekując się córeczką doświadczyłam czegoś wzniosłego, prawie boskiego. Ona wypełniła moje życie najcudowniejszą miłością i poczuciem bliskości, o czym nie mogłam nawet marzyć”. Po śmierci swojej córeczki Phoebe wróciła do śpiewu. Jej piosenki nabrały niezwykłej głębi, w pełni może je zrozumieć człowiek, który w szukaniu skarbu potrafi wychylić się poza świat materialnych wartości. Piosenkarka odlazła swój skarb nie w rzeczach ziemskich, ale w tym, co przekracza ziemską logikę, w rzeczach duchowych takich jak miłość, miłosierdzie, pokój, sprawiedliwość, poświęcenie.

Pierwsze czytanie na dzisiejszą niedzielę z Pierwszej Księgi Królewskiej zacytowanej na wstępie, kieruje naszą uwagę na wartości, które z perspektywy bożej są skarbem, którego człowiek powinien szukać. Bóg powiedział do mądrego króla Salomona: „Proś o to, co mam ci dać”. Salomon nie prosił o osobiste korzyści jak zdrowie, długie życie, materialne bogactwa, pognębienie osobistych wrogów, a więc o to co zaspokoiłoby jego osobiste ambicje i pragnienia. Poprosił o mądrość rozróżniania dobra i zła, słusznego rozsądzania sporów. Poprosił o wartości, które służyły bliźniemu, służyły społeczności. Prosił o mądrość bożą, która ukazuje człowiekowi, co w życiu jest najważniejsze, która pozwala przeżyć dobrze i pięknie życie z uwzględnieniem wiecznej perspektywy. Ten wybór spodobał się Bogu, który powiedział: „…więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie”. To wydarzenie ukazuje nam, że cenną wartością w naszym życiu jest mądrość. Ona jest skarbem. W księdze Mądrości czytamy: „Dlatego się modliłem i dano mi zrozumienie, przyzywałem, i przyszedł na mnie duch Mądrości. Przeniosłem ją nad berła i trony i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa. Nie porównałem z nią drogich kamieni, bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej ma wartość błota”. Jest to mądrość, którą zdobywa się w obliczu Boga i najczęściej na modlitwie.

Wszystkie, wspomniane wyżej pozytywne wartości składają się na mądrość życiową, która staje się niejako skarbem życia i przyczyniają się do budowania królestwa Bożego i w nim odnajdują swoje ostateczne spełnienie. A zatem królestwo Boże jest skarbem, którego powinniśmy szukać. Królestwo Boże stanowi centrum nauczania Jezusa.  Rozpoczynając swą działalność Jezus głosił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże”. Królestwo Boże zaistniało wraz z przyjściem Jezusa, przyszło z Jego mocą i choć napotyka opór ciągle się rozwija. Rozwija się na ziemi, ale jego celem jest definitywne zbawienie człowieka w przyszłości. Jezus głosił królestwo Boże nawiązując do obrazów i wyrażeń Starego Testamentu. Wprowadza także nowe porównania, które przybliżającą istotę królestwa Bożego. W Ewangelii z dzisiejszej niedzieli mamy trzy obrazy ukazujące istotę królestwa Bożego.

„Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę”. Kto naprawdę zrozumie wartość królestwa Bożego, zechce go posiąść za wszelką cenę. Sprzeda wszystko, aby je posiąść. A czyni to z wielką radością. Ta radość świadczy, że rzeczywiście zrozumiał, że ten skarb jest najważniejszy w życiu. Gdyby rezygnował z wartości materialnych na rzecz królestwa Bożego ze smutkiem, to znaczy, że jego serce jest przywiązane jest do wartości ziemskich. A gdzie jest serce twoje tam jest i skarb twój. Podobna wymowę ma przypowieść o perle: „Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”. Trzeci obraz jest ostrzeżeniem dla tych, którzy świadomie odrzucą skarb królestwa Bożego: „Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili”. Jest tu mowa o końcu świata, kiedy zakończy się budowanie królestwa Bożego na ziemi, a nastanie jego wieczna pełnia w niebie: „Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).

MĄDROŚĆ

Bracia: Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą (Rz 8,28–30).

Nieraz wracam myślą do wieczorów spędzonych przy lampie naftowej. Migotliwe światło lampy potęgowało tajemniczość opowieści zgromadzonych w mieszkaniu sąsiadów czy znajomych. Pośród wielu historii, te o skarbach zakopanych w ziemi najbardziej rozpalały naszą dziecięcą wyobraźnię i popychały nas do czynu. Szukaliśmy skarbów ukrytych przez powstańców styczniowych z roku 1861 r., skarbów armii polskiej wycofującej się do Rumunii w 1939 r. W tych poszukiwaniach nie byliśmy gorsi od dorosłych, którzy też mieli swoje marzenia o skarbie ukrytym w ziemi. Dzisiaj, w pewnym sensie poszukiwaczami skarbów są ci, którzy namiętnie zakreślają numery lotto, wypełniają kasyna w Las Vegas, czy Atlnatic City. Wszystkim tym poszukiwaczom towarzyszy jedna myśl: gdy mi się uda, wtedy wszystkie problemy będę miał z głowy, na wszystko będę mógł sobie pozwolić, jednym słowem będę szczęśliwy. Czy rzeczywiście jest to ten skarb, który może uczynić człowieka w pełni szczęśliwym?

Autor biblijny wskazuje na mądrość jako najważniejszy skarb w życiu. „Przeniosłem ją na berła i trony i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa. Nie porównałem z nią drogich kamieni, bo wszystko złoto wobec niej ma wartość błota. Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność i wolałem ją mieć aniżeli światło, bo nie zna snu blask od niej bijący. A przyszły mi wraz z nią wszystkie dobra i niezliczone bogactwa w jej ręku. Ucieszyłem się ze wszystkich, bo wiodła je Mądrość, a nie wiedziałem, że ona jest ich rodzicielką” (Mdr. 6, 8-12). Słowo „Mądrość” pisane jest z dużej litery, bo jest to Mądrość Boża, w której przychodzi do nas sam Bóg. Jest to mądrość, która prowadzi człowieka do odkrycia skarbu jakim jest Bóg i Jego Królestwa. Ten skarb jest jak drogocenna perła, za którą warto zapłacić najwyższą cenę. Taką cenę gotowi są zapłacić ci, którzy posiądą mądrość Bożą. Tej mądrości nie zdobywamy na uniwersytetach. Nie mierzy się jej tytułami naukowymi. Jest ona darem samego Boga, wymodlonym, wyproszonym, a nieraz poznanym w sytuacjach życiowych, które chcę teraz przytoczyć.

Roman, chociaż tego nie mówił, zachowywał się tak, jakby odnalazł skarb w swoim życiu. W jednej z firm miał bardzo dobrą pracę. Cieszył się w niej dużym autorytetem, a przy tym zarabiał spore pieniądze. Mógł zapewnić swojej rodzinie dostatnie życie. Firma była dla niego oczkiem w głowie. Był na każde zawołanie szefa. Wyglądało na to, że firma spycha w jego życiu na drugi plan żonę i dzieci. Nie dość, że spędzał mało czasu z najbliższymi, to jeszcze przynosił z pracy różne projekty nad, którymi siedział do późnych godzin nocnych. Tak trwało kilkanaście lat aż do momentu, gdy przyjechała po niego karetka reanimacyjna. Przepracowanie i stresy doprowadziły Romana do zawału serca. W drugim dniu walki o życie zaczął odzyskiwać przytomność. Jak przez mgłę wiedział pełne zatroskania,  pochylone twarze żony i dwóch córek. Tak trwało kilka dni. I wtedy Roman zrozumiał co, czy raczej kto jest dla niego w życiu najważniejszy, kto jest skarbem jego życia. Troskliwe pochylnie nad nim żony i córek sprawiało, że w swojej chorobie czuł się szczęśliwy. Błagał w duchu Boga o zdrowie. Chciał tak bardzo powiedzieć żonie i córkom, że są dla niego najcenniejszym skarbem. Chciał je przeprosić, że nie okazał im tego wcześniej słowem i czynem. Postanowił, że gdy wyzdrowieje wszystko naprawi. Prośba została wysłuchana. Powrócił do zdrowia. Mógł podjąć także pracę. Mądrość jaką zdobył w chorobie odmieniła jego życie. Praca była ważna, ale najbliżsi byli ważniejsi. Odkrył na nowo Boga. Teraz był naprawdę szczęśliwy, tak jak szczęśliwa jest matka, która tuli i pieści swoje dziecko mówiąc: „Ty mój skarbie”. Jednak doświadczenie nawet takiego szczęścia nie uwalnia człowieka od szukania czegoś więcej.

Wybitny rosyjski pisarz Lew Tołstoj w swojej autobiografii duchowej „Spowiedź” pisze o odkrywaniu w swoim życiu skarbu. W wieku 16 lat przestał się modlić i uczęszczać do kościoła. W wieku 18 lat przestał wierzyć w Boga. W ciągu następnych dziesięciu lat, jak pisze popełniał wszystkie grzechy, jakie można sobie wyobrazić. To nędzne życie wpędziło go w skrajna depresję tak, że kilka razy próbował popełnić samobójstwo.

Aż pewnego wiosennego dnia, w czasie spaceru leśnymi ścieżkami poczuł dotknięcie samego Boga. Doznał nagle olśnienia, które dało mu absolutną pewność, że Bóg istniej i, że powinien powrócić na łono chrześcijaństwa. Z gorliwością neofity wprowadzał w swoje życie zasady ewangeliczne. Zrezygnował z życia jakie zapewniało mu bogactwo i tytuł hrabiowski, a przyjął styl życia ubogich wieśniaków. Wrócił do Boga. Odnalazł prawdziwy skarb- mądrość Bożą, a wraz z nim prawdziwy pokój i radość. Stał się apostołem tych wartości. Napisał wiele opowiadań, przypowieści, przez które chce przybliżyć człowiekowi tajemnicę Królestwa Bożego.

W jednej z przypowieści tego typu pisze: „Obudziłem się pewnego dnia i zorientowałem się, że jestem w maleńkiej łódce na bezkresnym oceanie. Ktoś podał mi wiosła i poinstruował mnie jak dopłynąć do wyznaczonego punktu na przeciwległym brzegu. Przed mną była długa i trudna droga. Trzeba było pokonać wzburzone fale, przeciwne prądy morskie i gęstą mgłę. Aby dotrzeć do celu musiałem ściśle kierować się otrzymanymi instrukcjami. Gdy płynąłem w wyznaczonym kierunku doświadczałem różnych przeciwności. Ciężko było wiosłować, czasami przeciwne prądy cofały mnie do tyłu. Po pewnym czasie przez mgłę dostrzegłem tysiące podobnych łódek. Wszyscy płynęli w tym samym kierunku. Z bliższa dostrzegłem, że wielu wioślarzy przestało wiosłować, pozwalając znosić się prądom morskim. Żartowali się i śmiali, upewniali się wzajemnie, że jest jedynie słuszna i inteligentna decyzja postępowania wobec tak silnych prądów morskich. Ja także położyłem swoje wiosła na dnie łodzi i dołączyłem do radosnej grupy wioślarzy. Nagle prąd morski zamienił się w spieniony wir. Łodzie zaczęły krążyć wokół skał, miażdżąc się wzajemnie pogrążyły się w morskiej otchłani. Nagle uświadomiłem sobie, że takie zachowanie doprowadzi także mnie do zagłady. Ogarnął mnie lęk. Nie wiedziałem co mam robić. Wtedy obejrzałem wstecz na drogę, która była wyznaczona mi wcześniej i zobaczyłem na niej łodzie zmierzające w wyznaczonym kierunku, mimo przeciwnym prądów morskich. Chwyciłem wiosła i zacząłem znowu płynąć w kierunku wyznaczonym mi na samym początku”.

W tej przypowieści Tołstoj opowiada o swoim życiu, ale może ona być także ilustracją przypowieści Chrystusa o Królestwie Bożym.  W chwili narodzin budzimy się na wielkim oceanie świata. Drogę wskazuje nam Chrystus. Mamy dopłynąć do przeciwnego brzegu jakim jest pełnia Królestwa Bożego w rzeczywistości niebieskiej, które jawi się jako skarb zakopany w ziemi i drogocenna perła. W drodze napotykamy przeciwne fale i prądy, nieprzeniknioną mgłę. Pokonywanie tych przeciwności jest ceną, jaką trzeba płacić za „skarb ukryty w ziemi”. W tej podróży jesteśmy wyposażeni w wiosła wolnej woli. Możemy płynąć w każdym kierunku, ale skarb jest ukryty w jednym, wyznaczonym miejscu. Stąd też, aby odnaleźć ten skarb musimy zadawać sobie pytanie, w jakim kierunku wiosłujemy (z książki Nie ma innej Ziemi Obiecanej).

ODNALEŹĆ SWÓJ SKARB

Poczytny pisarz Paulo Coelho w książce „Alchemik” napisał: „Każdy człowiek na kuli ziemskiej ma skarb, który gdzieś na niego czeka”. Trudno nie zgodzić się z tym twierdzeniem, patrząc jak ludzie wytrwale szukają swojego skarbu. Odnalezienie go jest równoznaczne ze szczęściem, poczuciem spełnionego życia. Już samo szukanie skarbu jest wartością. Zacytowany autor w innym miejscu wkłada w usta bohatera swojej książki słowa: „Kiedy szukałem Skarbu, wszystkie dni były jasne, bo wiedziałem, że każda godzina stanowi cząstkę marzenia o odkryciu go. Kiedy szukałem Skarbu, to po drodze spotkałem to, czego nigdy nie mógłbym odkryć, gdybym nie miał odwagi sięgnąć po rzeczy niemożliwe”. Skarb ma niejedno oblicze. Dziecko bawiąc się na plaży, znajdując piękną muszelkę, cieszy się jakby znalazło wielki skarb i chowa głęboko do kieszeni. A następnego dnia zapomina o swoim skarbie albo znajduje inny, którym cieszy się jeszcze bardziej. W dorosłym życiu szukamy innych skarbów, ale w ich szukaniu i radosnym posiadaniu nie różnimy się od małych dzieci.

Dla wielu ludzi skarb kojarzy się głównie z dobrami materialnymi. Odnajdują radość i szczęście w domu z ogródkiem, przyzwoitym koncie bankowym, dobrej pracy, sławie itd. Skarby te jednak podobne są do muszelki znalezionej przez dziecko. Gdy je posiądziemy, przyzwyczajamy się do nich, mniej nas cieszą i zaczynamy szukać czegoś więcej. Skarb możemy odnaleźć także w drugim człowieku. Chłopak spotyka wspaniałą dziewczynę, która zostanie jego żoną; matka tuląc dziecko mówi do niego: „mój skarbie”. Na drodze miłości odnajdujemy drugiego człowieka jako skarb. Może stać się on dla nas źródłem szczęścia i spełnionego życia.

Na naszej drodze szukania staje Chrystus, ukazując nieprzemijający, najważniejszy skarb naszego życia. Nie odrzuca On skarbów jakimi mogą być dobra materialne i drugi człowiek, ale ukierunkowuje je na zdobycie skarbu, który w swej nieskończonej wartości może zaspokoić najgłębsze pragnienia ludzkiego serca i wypełnić je radością, której nawet śmierć zabrać nie zdoła. Chrystus mówi, że tym skarbem jest Królestwo Boże. W rozważaniach z poprzedniego tygodnia pisałem czym ono jest, dlatego dzisiaj skupię się na naszej postawie, wobec tego Królestwa. Chrystus mówi o nim poprzez przypowieść o skarbie ukrytym w ziemi i drogocennej perle. Skarb odnalazł prawdopodobnie najemnik, który pracował na polu gospodarza. Znalazł skarb, ale nie zabrał go, tylko ukrył ponownie w ziemi i sprzedał wszystko, co posiadał, aby kupić pole z ukrytym skarbem. Prawo rzymskie i prawo żydowskie w tamtym czasie mówiło, że skarb znaleziony w ziemi należy do właściciela ziemi. Ewangeliczny człowiek, który znalazł skarb chciał uczciwie i zgodnie z prawem wejść w jego posiadanie. Taka postawa przypomina nam, że Królestwo Boże winniśmy zdobywać na drodze uczciwości, że cel nie uświęca środków, że nie możemy nieuczciwymi sposobami dążyć nawet do słusznych celów.

Miejscem szukania Królestwa Bożego jest nasze serce, nasza dusza. Tam człowiek musi odkryć wartość tego Królestwa. Jeśli pozna jak cenny jest to skarb, to zapragnie szukać go i zdobyć. Oczywiście zewnętrzne warunki odgrywają także ważną rolę. Istotna jest atmosfera domu rodzinnego, gdzie najczęściej odkrywamy wartość Królestwa Bożego, jak to było w życiu św. Teresy z Lisieux. Wzrastała ona w rodzinie na wskroś religijnej, a zatem ziarno Królestwa Bożego zostało w niej wcześnie zasiane. Jej nadzwyczajna wrażliwość sprawiła, że już w dzieciństwie zrozumiała, że to Królestwo jest dla niej skarbem. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie mogła to zrealizować w zakonie. Już jako dziewięcioletnia dziewczynka zgłosiła się do miejscowego klasztoru sióstr karmelitanek. Przełożona klasztoru powiedziała jednak, że do zakonu przyjmowane są dziewczęta po ukończeniu szesnastego roku życia. Po kilku latach Teresa zgłosiła się do biskupa z prośbą o pozwolenie na wcześniejsze wstąpienie do zakonu. Pozwolenia nie otrzymała. Ale to ją nie zniechęciło. Pisała wtedy: „Jeśli biskup nie pozwoli mi na wstąpienie do Karmelu w piętnastym roku życia, to pójdę aż do Ojca Świętego”. I rzeczywiście, podczas pielgrzymki do Rzymu, którą odbyła z ojcem i siostrą, padła do stóp papieża i poprosiła o dyspensę. Leon XIII wysłuchał jej ze wzruszeniem i odsyłał do biskupa diecezji. Wkrótce Teresa otrzymała pozwolenie na wcześniejsze wstąpienie do zakonu, gdzie w służbie Królestwu Bożemu wzniosła się na wyżyny świętości.

Czasami odkrycie Królestwa Bożego, jako skarbu, przychodzi niespodziewanie jak to było w życiu Andre Frossarda, dziennikarza, pisarza i filozofa, członka Akademii Francuskiej, redaktora naczelnego Le Figaro Magazine, jednego z najbardziej opiniotwórczych tygodników europejskich. Wychowany w rodzinie ateistycznej, w czerwcu 1935 r. doświadczył gwałtownego nawrócenia, stając się w jednym momencie z zagorzałego ateisty żarliwym katolikiem. Przypadkowo wstąpił do kaplicy i tam doznał olśnienia, o którym napisze: „Jeszcze dzisiaj widzę tego dwudziestoletniego chłopca, którym wtedy byłem. Nie zapomniałem jego osłupienia, kiedy nagłe wyłaniał się przed nim z głębi tej skromnej kaplicy świat, inny świat – o blasku nie do zniesienia, o szalonej spoistości, którego światło objawiało i jednocześnie zakrywało obecność Boga, tego samego Boga, o którym jeszcze przed chwilą przysięgałby, że istnieje tylko w ludzkiej wyobraźni. Jednocześnie spływała na niego fala słodyczy zmieszanej z radością – o mocy, która może skruszyć serce i której wspomnienie nigdy nie zaniknie, nawet w najgorszych chwilach życia, niejednokrotnie przenikniętych lękiem i nieszczęściem. Odtąd nie stawia sobie innego zadania, jak tylko świadczyć o tej słodyczy i o tej rozdzierającej czystości Boga, który mu pokazał owego dnia przez kontrast, z jakiego błota został ulepiony. Owym światłem, którego nie ujrzałem cielesnymi oczyma, nie było to, jakie nas oświeca lub powoduje opalanie. To było światło duchowe, tzn. światło pouczające – jakby żar prawdy. Odwróciło ono definitywnie porządek rzeczy. Od chwili, kiedy je ujrzałem, mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest jedynie hipotezą. (…). Wszedłem do kaplicy jako ateista, a w kilka minut później wyszedłem z niej jako chrześcijanin – i byłem świadkiem swojego własnego nawrócenia, pełen zdumienia, które ciągle trwa”.

W poszukiwaniu skarbu Królestwa Bożego nie trzeba wyruszać w dalekie podróże, bo ono jest tuż za progiem, jest w nas. Nieraz to szukanie przypomina zdarzenie z życia Williama Randolpha Hearsta, który zainwestował ogromną fortunę w kolekcjonowanie skarbów kultury. Pewnego razu przeczytał opis pewnego dzieła sztuki i postanowił je nabyć do swojej kolekcji. Po kilkumiesięcznych poszukiwaniach agent Hearsta dowiedział się, gdzie znajduje się dzieło. Ku zaskoczeniu milionera okazało się, że ma je w swojej kolekcji”.

A zatem nie szukajmy królestwa Bożego gdzieś daleko. Pochylmy się na Biblią, módlmy się i z miłością zajrzyjmy do swego serca a dojrzymy tam skarb, którym jest ziarno Królestwa Bożego. A wtedy szukanie jego pełni opromieni jasnością nasze dni i już tu na ziemi da nam przedsmak radości nieba (z książki W poszukiwaniu mądrości).

ALFONS MARIA RATISBONNE

W ewangelicznym przesłaniu, Królestwo niebieskie zajmuje centralne miejsce, a jego odkrywanie i zdobywanie jest głównym celem człowieka. Jest ono tak cenne, że warto wszystko sprzedać, wszystko poświęcić, aby je posiąść. Na różne sposoby zdobywamy Królestwo niebieskie. Najczęściej, wtopieni w rodzinną tradycję, jakby prowadzeni za rękę wchodzimy do niego. Gdy dorastamy, czynimy to już bardziej świadomie i na własną odpowiedzialność. Ale nieraz bywa inaczej. Nadzwyczajne, cudowne wydarzenie sprawia, że nagle odkrywamy ogromną wartość tego Królestwa, które wcześniej jawiło się jako bezwartościowe. Doświadczył tego Alfons Ratisbonne. Odkrył wartość Królestwa Bożego w świetle wcześniejszych objawień św. Katarzynie Labouré w Paryżu, w czasie, których Matka Boża powiedziała: „Postaraj się o wybicie medalika na ten wzór! Wszystkie osoby, które będą go nosić na szyi, otrzymają wielkie łaski. Łaski będą obfite dla tych, którzy nosić go będą z ufnością”. I rzeczywiście, czciciele tego medalika doznawali tak licznych łask, że wkrótce zaczęto go nazywać „Cudownym Medalikiem”. Cudownej mocy tego medalika doznał Alfons Ratisbonne.

Alfons Ratisbonne urodził się w 1814 r. w Strasburgu w żydowskiej rodzinie bogatych bankierów, w której nie zwracano większej uwagi na sprawy religijne. Alfons jako chłopiec stracił matkę, a kilka lat później także ojca. Bezdzietny wuj Alfonsa, finansista i bankowiec przejął w rodzinie funkcję ojca. Alfons studiował w Strasburgu. Wspominając te czasy napisał, że „…poczynił większe postępy w korupcji serca niż w wykształceniu umysłowym”. Dalszą naukę kontynuował na uczelni protestanckiej, którą ukończył ze stopniem bakałarza. Następnie przeniósł się do Paryża, gdzie studiował prawo po ukończeniu, którego został adwokatem. Długo nie zabawił w Paryżu, ponieważ wuj wezwał go do Strasburga, aby prowadził z nim interesy. Alfonsa nie pociągała praca bankowca, wolał zabawy i rozrywki. W tym czasie nie wyznawał żadnej religii. Był Żydem tylko z nazwy. Ale ten stan nie dawał mu satysfakcji. Pisał: „Pustka była w moim sercu i nie byłem wcale szczęśliwy wśród obfitości wszystkiego. Czegoś mi brakowało”.

Bolesnym ciosem dla rodziny Ratisbonne było przyjęcie katolicyzmu a później święceń kapłańskich przez Teodora, starszego brata Alfonsa. Ta decyzja wzbudziła w Alfonsie jeszcze większą niechęć do katolicyzmu. Po latach napisze: „Żywiłem w sercu nienawiść do księży, świątyń, klasztorów, przede wszystkim zaś do jezuitów. Samo ich wspomnienie doprowadzało mnie do szału”. Alfons zerwał wszelkie kontakty ze swoim bratem, który jednak nie odwrócił się od swojej rodziny, ale wytrwale modlił się w jej intencji.

Alfons zaręczył się z 16- letnia bratanicą, ale ze względu na młody wiek narzeczonej rodzina odłożyła ślub. W tym czasie Alfons miał odbyć długą zagraniczną podróż, w którą wyruszył pod koniec listopada 1841 roku. Odwiedził wiele różnych miejsc. W swoim dzienniczku z podróży wyrażał niechęć do religii, do księży, zakonów, szczególnie jezuitów, do swego brata. Nienawidził Rzym, jako miejsca pamiątek chrześcijańskich. I to właśnie w tym mieście, 6 stycznia 1842 roku spotkał Gustawa de Bussières, przyjaciela z lat swego dzieciństwa oraz jego brata Teodora, który z protestantyzmu przeszedł na katolicyzm. Alfons spotykał się często z Teodorem. W czasie jednego z takich spotkań Teodor namówił Alfonsa do zawieszenia na szyi Cudownego Medalika i odmawiania codziennie rano i wieczorem znanej modlitwy św. Bernarda: „Pomnij o najdobrotliwsza Panno Maryjo…”. I stała się rzecz niebywała. Alfons Ratisbonne usłuchał Teodora, ale bez żadnego zrozumienia i wewnętrznej motywacji. Jednak wkrótce, jak sam zauważył ta modlitwa owładnęła jego umysłem. Nie mógł się od niej oderwać.

Dalszy ciąg tego niebywałego nawrócenia miał miejsce 20 stycznia. Teodor de Bussieres poprosił Alfonsa Ratisbonne, by zaczekał na niego w powozie przed kościołem San Andrea delle Frate. Sam udał się na plebanię, aby załatwić sprawy związane z pogrzebem zmarłego hrabiego Alberta da La Ferronays, znanego w Rzymie z wielkiej pobożności. Parę dni wcześniej Teodor poprosił hrabiego, aby modlił się o nawrócenie Alfonsa. Ratisbonne. Alfons czekając na Teodora wszedł do kościoła, w którym był wystawiony katafalk zmarłego Alberta. I tam miało miejsce najważniejsze wydarzenie w jego życiu, o którym napisał: „Nagle owładnęło mną jakieś niewysłowione wzburzenie. Uniosłem wzrok w górę. Budynek zniknął mi z oczu. Tylko jedna kaplica jakby skupiła całe światło, a pośrodku tego promieniowania ukazała się, stojąc na ołtarzu, wielka, świetlista, pełna majestatu i słodyczy Najświętsza Panna Maryja, taka jak na medaliku. Jakaś nieodparta siła popchnęła mnie ku Niej. Maryja dała mi dłonią znak, bym klęknął. Zdawała się mówić: ‘Tak jest dobrze’. Nie mówiła do mnie, ale ja wszystko zrozumiałem”. Po tym wydarzeniu Alfons stał się gorliwym wyznawcą Chrystusa. Wyzna po latach: „Miłość mojego Boga zajęła miejsce wszelkiej innej miłości. To szaleństwo jest dzisiaj moją mądrością i moim szczęściem”.

Alfons nie wyruszył w dalszą podróż, ale został w Rzymie w jezuickim domu na rekolekcjach, przygotowując się do przyjęcia Chrztu świętego. Ceremonia chrztu odbyła się w kościele del Gesu 31 stycznia 1842 r. Przewodniczył jej kardynał Patrici, wikariusz generalny Ojca Świętego. Alfons wdzięczny Matce Bożej za cudowne nawrócenie, przyjął na chrzcie drugie imię Maria. Wtedy też otrzymał bierzmowanie i przyjął I Komunię świętą. W niedługim czasie, po szczegółowym zbadaniu okoliczności nawrócenia, kardynał wikariusz Patrici dekretem z dnia 3 czerwca 1842 r. potwierdził cudowny charakter nawrócenia.

W roku 1847 Alfons Maria Ratisbonne wstąpił do Jezuitów i przyjął święcenia kapłańskie. Będąc w zakonie, odczuwał wzmagające się pragnienie pracy duszpasterskiej wśród swoich rodaków. W związku z tym, poprosił o dyspensę zwolnienia z zakonu, a po jej otrzymaniu nawiązał kontakt ze swoim bratem Teodorem. Wspólnie rozpoczęli pracę duszpasterską w Ziemi Świętej wśród swoich współbraci, kierując szczególną uwagę na dziewczęta żydowskie. Z myślą o nich założyli w roku 1855 Kongregację Najświętszej Maryi Panny Syjońskiej (Sióstr Syjońskich) zatwierdzoną jako zakon przez papieży: Grzegorza XVI i Piusa IX. Założyciel tłumaczył siostrom, że ich powołaniem jest: „…przyspieszyć wypełnienie się czasów mesjańskich przyrzeczonych Izraelowi”.

Pierwszy klasztor powstał w Jerozolimie obok łuku Ecce Homo przy Via Doloroso, w miejscu, gdzie odbywał się sąd nad Jezusem a tłum wolał: „Ukrzyżuj Go! Krew Jego na nas i na nasze dzieci”. Drugi klasztor został założony w Ain Karem. Zakon ten istnieje do dzisiaj, zwracając szczególną uwagę na studiowanie Biblii i ułożenie poprawnych relacji z Żydami. Od roku 1964 Dom Generalny Zgromadzenia znajduje się w Rzymie. W styczniu 2002 r. Europejski Kongres Żydów uhonorował zgromadzenie „Menorą pokoju”, nagrodą przyznawaną „pionierom dialogu żydowsko-katolickiego w Europie”.

Alfons odszedł do Pana 6 maja 1884 r. w Ain Karem, miejscu narodzenia Jana Chrzciciela. Tam też został pochowany (z książki Wypłynęli na głębię).

KRAINA SKARBÓW          

Ziemia mojego dzieciństwa była krainą skarbów. Były one wszędzie i czekały na odkrywców. W pięknym rezerwacie Kościółek na Roztoczu, na lesistym wzgórzu były pozostałości starego grodziska. Legenda głosiła, że w czasie najazdu tatarskiego piękna córka pana tego zamku, aby nie dostać się w ręce Tatarów rzuciła się ze złotym łańcuchem do głębokiej studni. Niektórzy z okolicznych mieszkańców z łopatami w ręku szukali bezskutecznie skarbu, który nadal czeka na odkrywcę. Niedaleko mojego rodzinnego domu, w gęstym lesie powstańcy styczniowi zostali okrążeni przez moskali. Zginęli prawie wszyscy. Pozostała legenda, że zakopali w tym miejscu dokumenty i różnego rodzaju kosztowności. Również i ta opowieść rozpalała wyobraźnię miejscowej ludności. Jednak poszukiwacze zamiast skarbów odnajdywali groty, fragmenty szabli, łuski po nabojach. A skarb czeka. Szukano także skarbów z II wojny światowej, który został zakopany przez polskich żołnierzy okrążonych przez Niemców. Ten skarb został prawdopodobnie odnaleziony, bo pewnego poranka w miejscu, gdzie szukano go, pozostał głęboki dół i resztki rdzy po metalowych skrzyniach. Jako dzieci znaliśmy wiele innych miejsc z ukrytymi skarbami. Dostarczały one nam wiele ekscytujących chwil. Najczęściej taki obraz rodzi się w naszej wyobraźni, gdy słyszymy słowo „skarb”. Takie postrzeganie skarbu może być dobrym początkiem na drodze poszukiwacza, pierwszym etapem. Ale nie możne stać się ostatecznym celem.

Ilustracją drugiego etapu poszukiwania prawdziwego skarbu może być nakręcony tuż po II Wojnie światowej film pt. Skarb oparty na książce Ludwika Starskiego. Akcja rozgrywa się w odbudowującej się Warszawie. Przedstawia on perypetie młodego małżeństwa Witka i Krysi, którzy oczekując na własne mieszkanie w odbudowującej się Warszawie koczują w zatłoczonym prowizorycznym mieszkaniu, do którego trafiają kombinatorzy poszukujący ukrytego rzekomo podczas okupacji skarbu. Inspiracją do tych poszukiwań jest odnaleziony plan mieszkania zaznaczonym miejscem i podpisanym „skarb”. Skarbu nie znaleziono, ale wiele narobiono bałaganu w domu, a widz mógł się ubawić wieloma komicznymi sytuacjami. Wyjaśniono w końcu historię tajemniczego planu z ukrytym skarbem. Okazało się, że kochający się małżonkowie Krysia i Witek z utęsknień czekali na własne mieszkanie. Marząc o nim rysowali szkic, jak będzie ono wyglądać. W centralnym punkcie Witek zaznaczył miejsce, podpisując skarb. Tym skarbem była jego żona Krysia. Ta komedia ma przełożenie na nasze codzienne życie. W drugim człowieku możemy odnaleźć skarb swojego życia. Widzę i słyszę nieraz jak rodzice, przynosząc swoje dziecko chrztu, pochylają się nad nim i z miłością mówią: nasz skarb. I tego skarbu nie oddaliby nikomu za wszelkie skarby za żaden inny skarb. Wiele razy asystowałem przy ołtarzu nowożeńcom, którzy patrząc sobie w oczy ślubują dozgonną miłość. I chociaż nie mówią tego głośno przy ołtarzu, to gdy patrzą na siebie można usłyszeć głos: Jesteś dla mnie największym skarbem na świecie. I to jest prawda. Jest to jedyny skarb odnaleziony pośród miliardów innych.

Mędrzec biblijny Syrach, który zdobywał mądrość życia w bliskości Boga pisał: „Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł. Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty ani równej wagi za wielką jego wartość. Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia; znajdą go bojący się Pana”. Zapewne nikogo z nas nie trzeba przekonywać, że Syrach ma rację. I tu nie mogę się powstrzymać przed zacytowaniem chociaż kilku aforyzmów o przyjaźni: „Kiedy krzyczysz, wszyscy cię słyszą. Kiedy szepczesz, tylko ci najbliżsi cię słyszą. Kiedy milczysz, słyszy cię twój najlepszy przyjaciel” (Linda Macfarlane). „Dobry przyjaciel widzi pierwszą łzę, łapie drugą i powstrzymuje trzecią (Autor nieznany). „Przyjaciel to ktoś, kto zna piosenkę twojego serca i pomoże ci ją zaśpiewać gdy zapomnisz słów (Autor nieznany). „Przyjaźń jest subtelną rozkoszą szlachetnych dusz” (Safona). A na koniec zacytuję mojego ulubionego pisarza Antoine Marie Roger de Saint-Exupérego, autora książki „Mały książę”: „Przyjaźń poznają po tym, że nic nie może jej zawieść; a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć”. Te wypowiedzi ukazuje nam jak cennym skarbem jest przyjaźń.

Jednak czytania biblijne na dzisiejszą niedzielę prowadzą nas jeszcze dalej w poszukiwaniu życiowego skarbu. I tu znowu posłużę się ilustracją, która mówi o odnalezieniu tego skarbu. Dziennikarz Jeremy Levin, szef bejruckiego oddziału CNN nigdy nie zapomni Środy Popielcowej, 7 marca 1984 roku. Tego dnia został uprowadzony przez proirańską grupę szyitów Hezbollah (Partia Boga). Był on jednym z kilku porwanych. Brutalność i bestialstwo porywaczy doprowadziły do śmierci wielu spośród nich, naraziło na utratę zdrowia, załamania psychicznego, a nawet samobójstw. Oprawcy uwięzili Jeremiego w obskurnym domu, przykuwając go do ściany łańcuchem, tak że nie mógł się położyć, a nawet usiąść. Aby przetrwać , zachować równowagę duchową więzień odsuwał od siebie negatywne i złe myśli. Starał się myśleć pozytywnie. Odczuwając potworną samotność, całym sercem zapragnął z kimś porozmawiać. Wtedy pomyślał o rozmowie z Bogiem. Ale jak tu rozmawiać z kimś w Kogo się nie wierzył. Był bowiem zdeklarowanym ateistą. Jednak myśl o Bogu nie dawała mu spokoju. Pewnego dnia zadał sobie pytanie: „Czy ja mogę rozmawiać z Bogiem?” Szybko jednak odrzucił te myśl, czując że chyba traci kontakt z rzeczywistością. Jak się okazało to było nawiązanie do jak najbardziej realnej rzeczywistości. Przypominał sobie wyrażenia, które wcześniej były pustymi słowami, a teraz stawały się wypełnione nadzwyczajną treścią: „Bóg cię kocha”. „Niech cię Bóg błogosławi”. Wspominając to pisał: „Powracały do mnie strzępy Biblii, którą kiedyś czytałem. Były one jak krople deszczu dla spieczonej ziemi. Pragnąłem ich. One wypełniały mnie obecnością Boga i prowadziły do Chrystusa, który jest drogą naszego życia”.

10 kwietnia, dziesięć dni przed Wielkanocą Jeremy obudził się rano przepełniony świadomością obecności Boga. Uwierzył w Niego. Zaczął z Nim rozmawiać: „Ojcze, miej w opiece moją żonę i moją rodzinę. Pozwól mi wrócić do nich”. Następnie doświadczył czegoś, czego nigdy się nie spodziewał- wybaczył swoim oprawcom. I jak mówi, poczuł wtedy ogromny pokój i radość. Uwierzył, że Bóg czuwa nad nim. W wigilię Bożego Narodzenia jeden ze strażników zapytał go, co chciałby otrzymać na święta. „Biblię” – bez zastanowienia odpowiedział zdumiony Jaremy. Dwa dni później otrzymał Nowy Testament, który zaczął łapczywie czytać. Był pewien, że słowa Chrystusa z Ewangelii św. Marka mają moc spełnienia: „Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co prosicie w modlitwie, stanie się wam, tylko wierzycie, że otrzymacie”. Jaremy wierzył i modlił się o uwolnienie. Modlitwa została wysłuchana 13 lutego 1985. Tego dnia bowiem udało mu się zbiec i wrócić do rodziny.

W więzieni, Jaremy odnalazł najważniejszy skarb, o którym mówi Chrystus w Ewangelii na dzisiejszą niedzielę: „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił tę rolę”. Odnalazł Chrystusa jako największy skarb, a wraz Nim Królestwo niebieskie. Św.  Paweł w Liście do Rzymian przypomina nam, że w naszym poszukiwaniu Królestwa Bożego nie możemy zapomnieć o miłości: „Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru” (Kurier Plus, 2017).

WSZYSCY ZNAJDZIEMY SIĘ W SIECI

W trakcie przygotowania poniższych rozważań wybrałem się do Markowej Apteki na Greenpoincie. W pobliżu wejścia siedział Jacek, który już prawie wpisał się w pejzaż greenpoinckiej ulicy. Kiedyś był znanym artystą, ale po tamtych czasach zostało tylko blade wspomnienie. Dzisiaj został mu chodnik, przyjaciel bezdomnych. Na chodniku rozkłada swoją galerię obrazów różnej wartości artystycznej. Może ktoś kupi, ale dla niego wystarczy, że ktoś się zatrzyma, porozmawia. Zdążając do apteki, Jacek zagadnął mnie. Uśmiechnąłem się do niego i pozdrowiłem. A wtedy jeden z jego przyjaciół, a może tylko przypadkowy pijacka przybłęda, który zatrzymał się na chwilę pogawędki rzucił się na mnie i zaczął mnie popychać. Był pod wpływem alkoholu, a może narkotyków, ale to nie jest usprawiedliwienie. Schroniłem się w Markowej Aptece. Po wyjściu z apteki, zapijaczony rodak Robert Z. (później poznałem jego nazwisko) z przekleństwami na ustach zaczął za mną biec. Wsiadłem do samochodu i szybko odjechałem. Unikając tym samym zmieszczenia samochodu.

Po odjechaniu na bezpieczną odległość zatrzymałem się i chciałem zadzwonić na policję. Moi znajomi, którzy jechali zemną odradzali mi mówiąc, że jest to strata czasu. I odwołali się do chrześcijańskich wartości o wybaczeniu. Radzili mi, abym to zostawił w ręku Boga, niech on go osądzi. A że wcześniej rozmawiałem z nimi o moich rozważaniach, które pisałem dla Kuriera Plus przypomnieli mi fragment Ewangelii o sieci zarzuconej morze, który zacytowałem na wstępie tych rozważań, a który mówi, że przy końcu świata Bóg osądzi wszystkich: „Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Super, że tak będzie. Ale ponad tym brzmią słowa, że Bóg nie chce śmierci grzesznika. Dlatego też daje człowiekowi wiele szans nawrócenia. I tego oczekuję od nas. Nie możemy przekreślić człowieka, ale mamy mu pomóc w tym nawróceniu. Ta pomoc może przybierać różne formy. Na pewno życzliwe słowo, uśmiech nie wystarczą, gdy atakuje cię zapijaczony człowiek. Zapewne taką szansą nawrócenia tego człowieka było by wezwanie policji, oddanie sprawy do sądu i osadzenie przestępcy w więzieniu. Może tam przyszłoby opamiętanie i nawrócenie. Odpuszczenie tej sprawy jest dla mnie wygodniejsze, ale dla ulicznego chuligana jest to zmarnowana szansa jego nawrócenia.

Przypowieść o sieci jest jednym z wielu obrazów, których używa Jezus dla ilustracji Królestwa niebieskiego. Królestwo Boże jest obecne w Kościele, ale nie jest tożsame z Kościołem, bo sięga poza jego granice, ponieważ jest przeznaczone dla całego stworzenia. Kościół nie jest celem sam w sobie, ale jest wprzęgnięty w służbę Królestwa, którego celem jest przekształcenie stworzenia. Dlatego Kościół musi być postrzegany w tej szerokiej perspektywie Bożego planu zbawienia, który obejmuje wszystkich ludzi. W tym Królestwie, które realizuje się na ziemi jest dobro i zło. Nieraz to zło jest tak mocne, że jesteśmy wobec niego bezradni i często wołamy do Boga, dlaczego On to toleruje, dlaczego nie ześle ognia i siarki, jak to uczynił w Sodomie i Gomorze, dlaczego nie ześle wód potopu na to wyuzdane różnobarwne zło jak to było za czasów Noego. Gdy wsłuchamy się głęboko w nauczanie Chrystusa, to możemy usłyszeć słowa: zacznij budowanie Królestw niebieskiego w swoim sercu, które stanie się niezdobytą twierdzą wobec zalewu zła. Przeciwstawiaj się złu w miarę swoich możliwości, a resztę zostaw Bogu, bo zanim Królestwo Boże zjaśniej pełnią Bóg zagarnie nas wszystkich i wtedy notoryczne, niezmieniane, diabelskie zło będzie „wrzucone w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

Na ziemi zajmijmy się przede wszystkim pozytywnym budowaniem Królestwa Bożego. Mówią o tym dwa inne obrazy Królestwa Bożego. „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli”. „Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł”. Różnica między dwiema przypowieściami jest taka, że człowiek, który odkrył skarb w polu, dokonał tego mimochodem, przypadkiem, wcale go nie szukał. Zaś kupiec poszukiwał pereł, być może wiele lat, aż w końcu znalazł tę najcenniejszą. Każde nawrócenie, odkrycie Boga i Jego Królestwa jest ostatecznie łaską. Bóg sam wybiera czas, miejsce, sposób. Jedni szukają wiele lat, aż w końcu odkrywają perłę. Inni nie szukają wcale, a nagle odnajdują skarb w sytuacji najmniej oczekiwanej. Nie ma tu schematów. Życie dostarcza nam wiele takich przykładów.

W wierszu „Odnalezienie Boga” odnajdujemy takie refleksje: „Wiele razy próbowałem znaleźć Boga pośród zapędzonego świata, ale On milczał. Wiele razy próbowałem znaleźć odpowiedzi na moje problemy życiowe, ale On ukrył się przede mną. Wiele razy prosiłem Go, by spełnił moje życzenie, ale On mnie nie wysłuchał. Kiedy przestałem Go szukać w moich problemach i zamilkłem, wtedy odnalazłem Go siedzącego obok mnie. Ukazał mi wtedy wiele wspaniałych rzeczy, które stworzył dla mnie”. Aby odnaleźć wspaniałość Królestwa Bożego trzeba się wyciszyć, zwolnić bieg za światowymi rzeczami. Do Gabrieli Bossis francuskiej aktorki, mistyczki Chrystus powiedział: „Ci, którzy Mnie odnajdują, posiadają największe szczęście, jakie można mieć na ziemi, moja córeczko trzeba Mnie jednak szukać, nie raz czy dwa, ale nieustannie, bo wasza słabość nieustannie traci Mnie wskutek roztargnień”. Odnalezienie Chrystusa to odnalezienie Królestwa Bożego. A gdy już to odkryjemy to winniśmy, jak mówi Chrystus nabyć za wszelką cenę. „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił ją”.

W pierwszym czytaniu znajdziemy ważną wskazówkę o co prosić w pierwszym rzędzie w naszym budowaniu Królestwa Bożego. Salomon w rozmowie z Bogiem nie prosi o dobra dla siebie „Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale poprosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie.” W tej prośbie na pierwsze miejsce wysuwa się miłość bliźniego, prosił o mądrość serca, aby mógł jak najlepiej służyć swojemu narodowi. Wraz ze spełnieniem tej prośby Salomon otrzymał inne wspaniałe dary. W naszej wierze wszystko opiera się na miłości, miłości do Boga i bliźnich, jak pisze święty Paweł: „Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru”. Dlatego przykład z dzisiejszej Ewangelii powinien wyostrzać nasze widzenie przyszłości, abyśmy nie przeoczyli tego, co w życiu istotne, abyśmy i my odnaleźli skarb prawdziwy. Wielu ma go blisko, lecz nie odkrywa, a odkrywszy, nie ceni go tak, jak na to zasługuje i zaniedbuje go, przedkładając nadeń przyjemności doczesne. Prawdziwy skarb to Królestwo Niebieskie, które już zaistniało pośród nas (Kurier Plus, 2020).

Dobra inwestycja      

Brytyjczyk Robert Hunt, były pracownik fabryki sprzedał prawie wszystko, co posiadał, aby kupić opuszczoną wieżę ciśnień i przekształcić ją w elegancki dom. Wieża znajdowała się w odległości około 30 km od miejsca jego zamieszkania. „Dostrzegłem w niej okazję, a cena była całkiem dobra, jak na rozmiar nieruchomości i ziemi, na której stała” – powiedział Hunt. Jednak jego bliscy nie podzielali tego optymizmu. „Pewnie wszyscy myśleli, że albo mi się nie uda, albo że musiałem zwariować, że w ogóle o tym myślę” – zwierza się Hunt. Ostatecznie w listopadzie 2019 r. kupił nieruchomość znajdującą się w Cloverly Cross w Anglii za 150 tys. funtów. Robert Hunt pracował dwa i pół roku w wieży ciśnień, aby ją zamienić w ekskluzywny dom z czterema sypialniami. Hunt szacuje, że wydał na ten projekt 750 tys. funtów, wliczając w to koszt zakupu nieruchomości. Po ukończeniu prac dom został wyceniony na 2,5 mln funtów. Można powiedzieć, że Hunt zrobił dobry interes.

Posiadacze domów dobrze wiedzą, ile kosztował ich pierwszy dom. Ciężka praca rezygnacja z wielu przyjemności, wakacji. Ale gdy wprowadzali się do własnego domu to byli pewni, że zrobili dobry interes, kupując dom kosztem rezygnacji z wielu rzeczy. Często odprawiam msze św. na Long Island i tam spotykam moich dawnych parafian z Nowego Jorku, którzy kosztem wielu wyrzeczeń kupili pierwszy dom w Nowym Jorku. Z czasem zapragnęli czegoś większego, w lepszej okolicy. Najczęściej sprzedawali nowojorski dom i kupowali nowy na Long Island. W nowym domu mają więcej miejsca, dom otoczony jest pięknym ogrodem. Spokój, cisza, piękna przyroda. Uważają, że zrobili dobry interes sprzedając stary dom i kupując nowy. Tak się dzieje w każdej dziedzinie życia. Sprzedajemy coś, aby kupić coś wartościowszego.

Przypowieść o skarbie znalezionym w ziemi ukazuje też dobry interes: „Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił tę rolę”. Zapewne każdy z nas uczyniłby podobnie. Przypowieść o poszukiwaczu cennych pereł też mówi o dobrym interesie, który zrobił kupiec: „Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił ją”. Można sądzić, że każdy z nas chciałby zrobić taki interes. Zyskać coś bardzo cennego. Sprawa się jednak komplikuję, gdy uświadomimy sobie, że tym skarbem, że tą drogocenna perłą jest coś, co przekracza rzeczywistość materialnego wartościowania. Jest nim Królestwo Boże, któremu poświęciłem rozważania w ubiegłą niedzielę. Na to nadprzyrodzone wartościowanie naprowadzają nas czytania biblijne na dzisiejszą niedzielę.

W pierwszym czytaniu słyszymy odpowiedź króla Salomona na słowa Boga usłyszane w czasie snu: „Proś o to, co mam ci dać”. Salomon odpowiedział: „Racz więc dać Twemu słudze serce rozumne do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny?” Spodobała się Bogu ta odpowiedź, bo król nie prosił o sprawy materialne, nie prosił o coś dla siebie, dlatego powiedział: „Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale poprosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie.”

Ten wątek jest kontynuowany w dzisiejszej Ewangelii. Chrystus mówi, że to Królestwo Boże jest godne pożądania i zdobywania, a nie jakieś dobra materialne. Czym jest Królestwo Boże pisałem w ubiegłą niedzielę. Przypomnę tylko wypowiedź św. Pawła: „Królestwo Boże to nie sprawa tego co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym”. Jezus mówi o mądrości życiowej i najważniejszych życiowych wyborach. Naucza w przypowieściach, gdyż jest to szczególnie skuteczne i wywiera wpływ na nasze umysły i serca, pobudza nas do działania, do poszukiwania czegoś najważniejszego w naszym życiu. Chrystus porównuje Królestwo do skarbu i perły. Nie pozostawia żadnych wątpliwości, decyzja jest jasna. Skarby są liczne, ale najważniejszy jest jeden, podobnie i perły, ale tylko jedna jest najpiękniejsza i powinna być przedmiotem pożądania. I tylko dla tego jednego Skarbu oraz dla tej jednej Perły trzeba wszystko sprzedać i je nabyć, tak jak to uczynił w Ewangelii pewien człowiek i poszukiwacz pereł.

Czasami nabywanie skarbu, czy najcenniejszej perły przybiera taką formę. Andrea Jaeger w wieku 14 lat była najmłodszą zawodową tenisistką na świecie. Rok później awansowała do półfinału US Open. Zapisała się także w historii Wimbledonu. Była najmłodszą zawodniczką i jako 18-latka grała w finale, w którym uległa Martinie Navratilovej. Na korcie wyróżniała się niesamowitymi umiejętnościami. Na zawodowych kortach zarobiła ponad milion funtów. Przewidywano, że na lata zdominuje rywalizację w tenisie. Jednak stało się inaczej. W 1987 roku, w wieku 22 lat postanowiła zakończyć karierę i zmienić swoje życie. Można powiedzieć, że odnalazła w swoim życiu ewangeliczny Skarb. Znalazła go niejako przypadkowo, jak ewangeliczny „pewien człowiek”.

Pragnienia szukania tego skarbu nie wyniosła z domu, który tak wspomina: „Moi rodzice nie chodzili do kościoła. Nie mieliśmy w domu Biblii, ale z jakiegoś powodu czuję, że Bóg dał mi dar wiary. Kiedy byłam mała, zawsze odmawiałam modlitwy, nikt mi tego nie kazał. Wiedziałam, że Bóg istnieje, że jesteśmy przyjaciółmi i mamy osobiste relacje. Nikt z mojej rodziny nie wiedział, że każdego dnia się modlę”. W 2006 roku obroniła dyplom z teologii, a potem wstąpiła do klasztoru sióstr Dominikanek, przybierając imię Angela. Powołała do życie fundacją, zajmującą się organizacją aktywnego wypoczynku młodych pacjentów chorujących na raka. Z fundacją współpracowali m.in. John McEnroe, Andre Agassi, Pete Sampras, aktor Kevin Costner, modelka Cindy Crawford czy koszykarz David Robinson.

Wróćmy jeszcze do przypowieści. Ewangeliczny „pewien człowiek” nie szukał skarbu, ale znalazł go jakby przypadkowo. Jednak rozpoznał, że jest to ogromny skarb, dlatego sprzedał wszystko i kupił ziemię z tym skarbem. Możemy powiedzieć, że Bóg daje nam nieraz łaskę rozpoznania Królestwa Bożego bez naszego wysiłku, jakby przypadkowo. Odkrywamy jego wartość i robimy wszystko, aby je posiąść. Inaczej jest z poszukiwaczem drogocennych pereł. On wie, że gdzieś tam jest najcenniejsza perła i szuka jej, a gdy ją znajduje robi wszystko, aby ją posiąść. Patrząc na to porównanie możemy powiedzieć, że wiara od samego początku nam podpowiada, że istnieje w życiu Perła, Królestwo Boże, które trzeba szukać i nabyć za wszelką cenę.

Czy stać nas na taki radykalizm w zdobywaniu Królestwa Niebieskiego? Ostrzeżeniem dla nas jest przyrównanie Królestwa Bożego do sieci: „Dalej, podobne jest Królestwo Niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Kurier Plus, 2023).