1201. Złożone ręce
Wnuczka, patrząc na babcię, kurczowo trzymającą się poręczy schodów zapytała ją, czy się dobrze czuje. Na co babcia odpowiedziała piękną nauką o rekach. „Spójrz na moje słabe i pomarszczone ręce, które służą mi już tyle lat. One ratowały mnie przed bolesnymi upadkami, gdy jako dziecko próbowałam chodzić. One wkładały pokarm do moich ust i ubranie na moje plecy. W dzieciństwie moja mama składała je do modlitwy. One obejmowały męża, gdy żegnałam go odchodzącego na wojnę. Były nieporadne, gdy próbowałam trzymać nowonarodzone dziecko. Ozdobione obrączką, ukazywały światu, że jestem mężatką i kocham kogoś wyjątkowego. One pisały listy do męża. Drżały, gdy uczestniczyłam w pogrzebie rodziców a później męża. Czesały moje włosy, myły moje ciało. Dzisiaj, gdy już za słabe, aby wykonywać niektóre prace, coraz częściej, złożone do modlitwy wznoszą się do Boga. I głęboko wierzę, że te wyciągnięte ręce uchwyci Bóg i zaprowadzi mnie do niebieskiego domu. Posadzi mnie obok siebie, a ja swymi rękami dotknę Jego oblicza” (autor anonimowy).
Całe nasze życie winno być jak złożone do modlitwy ręce. A wtedy wszystko co czynimy staje się modlitwą, która prowadzi nas do Boga, abyśmy w uszczęśliwiającej wizji mogli oglądać Jego oblicze.