1133. Synu wróć
W jednej z moich poprzednich parafii zauważyłem kobietę, która ocierała łzy, gdy w kościele śpiewaliśmy pieśń „Marnotrawny syn”. „Pustą samotną drogą, sercem ciężkim od win. I ze spuszczoną głową szedł marnotrawny syn. Wróć, synu, wróć z daleka. Wróć, synu, wróć, Ojciec czeka. I wychodzi na drogę, i wygląda stęskniony, czy nie wracasz do domu. Tyle razy odchodzisz i powracasz skruszony. A on zawsze dla ciebie ma otwarte ramiona”. Kiedyś rozmowa zeszła na ten temat. Okazało się, że ta kobieta jest matką dwudziestoparoletniego syna, który przed kilku laty opuścił rodzinny dom, wpadł w złe towarzystwo i coraz bardziej pogrążał się w grzechu oraz oddalał się od Boga. Marnował swoje życie. Zbolała matka mówiła: „Całe życie poświęciłam dla niego. Starałam się wychować na dobrego człowieka. Pomogłam zdobyć przyzwoite wykształcenie. Otoczyłam go miłością. A teraz pozostały mi tylko łzy zgryzoty. Nadal go kocham, oddałabym swoje życie, aby się tylko nawrócił, jak ten ewangeliczny syn. Aby wrócił do Ojca, wiem, że gdy wróci do Niego, to i ja go odzyskam. Modlę się i płaczę, aby stało się to jak najszybciej”.