1 niedziela Wielkiego Postu. Rok B
POKUSA
Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś Mu usługiwali. Po uwięzieniu Jana przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,12-15).
Miałem to szczęście, że urodziłem się na wsi. Z dala od zgiełku miasta mogłem, na co dzień podpatrywać cudowny świat przyrody. Cieniste lasy, kolorowe łąki i pola poprzecinane miedzami były miejscami moich dziecięcych zabaw. Tam pobierałem pierwsze lekcje z biologii i religii, tak z religii, bo piękno przyrody kierowało uwagę na Stwórcę tych cudowności. Wspominam łąki, które były inne od tych dzisiejszych, wynawożonych i ujednoliconych pod względem flory. Łąki mojego dzieciństwa to prawdziwy ogród botaniczny, gdzie rosły najprzeróżniejsze gatunki traw i ziół. W maju łąka kipiała życiem. Była to prawdziwa rewia kolorów i zapachów. Biegaliśmy po tej łące i wyszukiwaliśmy najciekawsze okazy. Należały do nich storczyki, które w moich stronach nazywano zezulami. Mówiono wtedy, że storczyki są pod ochroną- storczyki tak, ale nie zezule.
Pod ochroną była także rosiczka okrągłolistna. Zwracała ona naszą uwagę swym nietypowym zachowaniem, a mianowicie pożerała małe owady. Jest to drobna roślina o charakterystycznych okrągłych liściach ułożonych w rozetę. Na liściach występują liczne czerwone włoski gruczołowe, wydzielające lepką ciecz o miodowym zapachu, której krople przypominają rosę. Stąd polska nazwa rośliny. Zwabione słodką wydzieliną owady przyklejają się do niej. Szarpiący się owad drażni włoski- czułki, a te zginają się ku środkowi, przyciskając ofiarę do blaszki liściowej. Schwytany w ten sposób owad ginie w kleistej wydzielinie gruczołów. Gruczoły wydzielają teraz enzymy rozkładające białko, dzięki czemu następuje trawienie przez roślinę miękkich części owada. Niestrawione resztki są zdmuchiwane przez wiatr. W zasadzie już teraz mógłbym skończyć rozważanie, dodając tylko, że taki jest mechanizm działania pokusy, jeśli człowiek jej ulegnie. Wabi ona człowieka, chwyta, wysysa z niego życie i strzęp ludzki rzuca na wiatr.
W rozumieniu chrześcijańskim pokusa jest bezpośrednio lub pośrednio szatańską namową do grzechu, głosem złego ducha, który nakłania do wejścia na drogi sprzeczne z Ewangelią, do wyrzeczenia się zobowiązań wynikających z chrztu. Współcześnie bardzo często pokusę interpretuje się w kategoriach tylko psychologicznych jako wynik niedoskonałości ludzkiej natury przejawiający się w skłonności do zła. Oczywiście ten element trzeba brać pod uwagę, nie tracąc jednak zasadniczego spojrzenia na pokusę, jakie jest zawarte we fragmencie Ewangelii, który zacytowałem na wstępie. Opisy ewangeliczne kuszenia Jezusa są znakiem nadejścia czasów mesjańskich i przegranej szatana. Mesjasz jest zwycięzcą zła i szatana.
Pokusa jest pułapką, która zastawia na nas zło. Pokusa przychodzi do nas zawsze w atrakcyjnej formie, łudzi i wabi złudzeniem zysku, korzyści i przyjemności. A z czasem, gdy nas już opęta okazuje się, że to była tylko pułapka; zamiast korzyści przyniosła straty, zamiast przyjemności- gorzki zawód. Doświadczyła tego Krystyna, która pięć lat temu przyjechała do Nowego Jorku. W Polsce zostawiła 12-letnią córkę i męża, który nadużywał alkoholu. Planowała zarobić trochę pieniędzy i jak najszybciej wrócić do Polski. Mijały miesiące, a później lata. Krystyna uważała, że musi odłożyć jeszcze więcej pieniędzy. Nie pomogły błagania córki, aby mama wracała do domu. Na to wołanie stała się jeszcze bardziej głucha, gdy poznała Leszka. Uważała, że jest to miłość jej życia. Z czasem córka coraz rzadziej mówiła o powrocie mamy do Polski, wystarczały jej dolary, jakie otrzymywała od niej. To odpowiadało także Krystynie, nikt jej nie mącił „szczęścia”, jakie odnalazła w związku z Leszkiem. Nie myślała o powrocie do Polski. Aż pewnego dnia przychodzi zapłakana i mówi: „Jadę do Polski”. Co się stało? „Moja córka umiera w szpitalu na AIDS” – łkając, odpowiada Krystyna. Córka została wciągnięta do grupy narkomanów, młodzieży z marginesu tam też straciła swoją niewinność i zaraziła się tą nieuleczalną chorobą.
Oczywiście zgubnych skutków ulegania pokusie nie można zawęzić tylko do wymiaru ziemskiego, materialnego. Zasadniczym wymiarem człowieka jest wymiar duchowy, a jego pełna realizacja dokonuje się w perspektywie wieczności. Dlatego Chrystus mówi byśmy nie bali się tych, którzy zabijają ciało, raczej powinniśmy się wystrzegać tych, którzy mogą zabić naszą duszę. A zatem niebezpieczne są te pokusy, które odrywają nas od Boga. Uleganie pokusom odcina nas od źródła życia- Boga, co w konsekwencji równa się śmierci duchowej. W tym kontekście można interpretować słowa Jezusa o zgorszeniu: „I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego” (Mt 18, 9).
Rozpoczęliśmy Wielki Post. W Środę popielcową spadła na nasze głowy szczypta popiołu i zostały wypowiedziane słowa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Popiół jest wymownym symbolem wartości, jakimi mamią nas pokusy zostaje tylko popiół. Czas Wielkiego Postu jest wezwaniem do zawrócenia z dróg, na które sprowadziły nas pokusy i umocnienia się przez post, jałmużnę i modlitwę w walce z pokusami. I na tej drodze przygotowujemy się do godnego przeżycia najważniejszych świąt chrześcijańskich, świąt Zmartwychwstania Pańskiego (z książki Ku wolności).
W OCZACH BOŻYCH
Tak rzekł Bóg do Noego i do jego synów: „Oto Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; z wszelką istotą żywą, która jest z wami: z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi. Zawieram z wami przymierze tak, iż nigdy już nie zostanie zgładzona żadna istota żywa wodami potopu i już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię”. Po czym Bóg dodał: „A to jest znak przymierza, które Ja zawieram z wami i każdą istotą żywą, jaka jest z wami, na wieczne czasy: Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną i ziemią. A gdy rozciągnę obłoki nad ziemią i gdy ukaże się ten łuk na obłokach, wtedy wspomnę na moje przymierze, które zawarłem z wami i z wszelką istotą żywą, z każdym człowiekiem; i nie będzie już nigdy wód potopu na zniszczenie jakiegokolwiek jestestwa” (Rdz 9,8-15).
Wraz z popiołem spadającym na nasze głowy w Środę Popielcową usłyszeliśmy słowa „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Dopełnieniem wymowy tego obrzędu są inne słowa, które mogą być używane zamiennie: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Tak chrześcijanie rozpoczynają Wielki Post, który jest przygotowaniem do najważniejszych świąt; świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Dlaczego popiół?
Wiele razy wędrowałem w pieszych pielgrzymkach do Częstochowy. Przemierzyliśmy przepiękną ziemię kielecką, przechodziliśmy przez Puszczę Świętokrzyską i zatrzymywaliśmy się w klasztorze na Górze św. Krzyża. Naokoło wspaniałe widoki, godzinami można było siedzieć i podziwiać piękno polskiej przyrody. Napełnieni tym pięknem schodziliśmy do podziemi klasztoru. Patrzyliśmy na trumny polskich możnowładców m. inn. księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Na epitafiach można było wyczytać godności, tytuły i posiadłości jakie należały do spoczywających w podziemiach klasztoru. Szukając śladów dawnej świetności zaglądaliśmy przez szyby do trumien i widzieliśmy tylko proch dawnej świetności. Ten proch miał swoją wymowę.
Popiół Środy Popielcowej mówi o przemijaniu materialnej rzeczywistości i kruchości ludzkiej egzystencji. Nie jest on jednak wezwaniem do pogardy i rezygnacji z wartości ziemskich i odwrócenia się od piękna ziemskiego życia. Kościół używa tak wymownego symbolu, aby przypomnieć wiernym, że człowieka nie można zamknąć tylko w kategoriach materialnych; człowiek ma także wymiar duchowy. Rzeczywistość materialna może zauroczyć człowieka tak, że ten zapomina o swoim duchowym wymiarze i wiecznym przeznaczeniu. Popiół spadający na głowę wzywa do szukania tego co nie ulega spopieleniu. Wzywa do odkrywania w sobie wiecznych i prawdziwych wartości. A więc jaka jest nasza prawdziwa wartość?
Aby podkreślić swoją wartość człowiek obwiesza się medalami, wspina się na najwyższe stołki w hierarchii społecznej, dopisuje tytuły przed i po nazwisku, buduje pałace do zamieszkania, zamawia złote klamki do samochodu, brylantami obszywa swoje suknie, kupuje bilety na bale tylko dla wybranych. Jest to ważne w życiu człowieka, ale nie to stanowi o jego wartości. Święty Jan, proboszcz z Ars powiedział: „Człowiek wart jest tylko tyle ile wart jest w oczach Bożych”. Tę wartość można poznać stosując bardzo prosty zabieg. Postawić człowieka poza tytułami, które nierozdzielnie są związane z jego nazwiskiem, bankructwu powierzyć bogactwa, które posiada, sławę zostawić na boku, z urzędu przenieść na emeryturę. Po takiej operacji niejeden człowiek, który uważa się za kogoś ważnego okazuje się zwykłym zerem, atrapą prawdziwego człowieczeństwa. W oczach Bożych miłość jest prawdziwą miarą egzystencji ludzkiej. Człowiek jest tyle wart ile w jego życiu jest miłości, uczciwości, szlachetności, sprawiedliwości. Te wartości zakotwiczone w Bogu nabierają wymiaru wieczności.
Proch Środy Popielcowej przynagla nas do przeprowadzenia tej operacji, do postawienia sobie pytania; ile jestem wart w oczach Bożych? Jeśli będziemy szczerzy wobec siebie to zauważymy, że słowa z Ewangelii „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” są skierowane do nas osobiście (z książki Ku wolności).
NAWRÓĆCIE SIĘ
Najdrożsi: Chrystus raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł nawet ogłosić zbawienie duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym, gdy za dni Noego cierpliwość Boża oczekiwała, a budowana była arka, w której niewielu, to jest osiem dusz zostało uratowanych przez wodę. Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie nie przez obmycie brudu cielesnego, ale przez zwróconą do Boga prośbę o dobre sumienie, dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. On jest po prawicy Bożej, gdyż poszedł do nieba, gdzie poddani Mu zostali aniołowie i Moce, i Potęgi (1 P 3,18-22).
W rozpaczliwym liście, patriarcha Jerozolimy abp Michel Sabbah, chaldejski patriarcha Bagdadu Raphael Bidawid oraz kard. Vinko Puljić z Sarajewa piszą: „My, którzy przeżyliśmy tragedię wojny, lub ją nadal przeżywamy, pragniemy powiedzieć całemu światu, a zwłaszcza wielkim mocarstwom: nie idźcie dalej drogą wojny, bo to prowadzi w uliczkę bez wyjścia. Każda przemoc, każda forma terroryzmu, każda wojna, prowadzą jedynie do dalszych aktów terroru oraz do nienawiści, zwątpienia i zniszczeń”. Do pokoju bezustannie nawołuje Papież. Przemawiając do pielgrzymów z całego świata, licznie zgromadzonych na Placu św. Piotra wezwał do postu i modlitwy w intencji pokoju, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie: „Od kilku miesięcy wspólnota międzynarodowa żyje w stanie zagrożenia wojną, która mogłaby wstrząsnąć całym regionem Bliskiego Wschodu i wzmóc napięcia, już niestety istniejące, na progu trzeciego tysiąclecia”. Jan Paweł II podkreślił, że obowiązkiem ludzi wierzących, niezależnie od wyznawanej przez nich religii, jest głoszenie, że “nigdy nie będziemy mogli być szczęśliwi, gdy jesteśmy przeciw sobie nawzajem i nigdy przyszłości ludzkości nie da się zapewnić terroryzmem i logiką wojny”. Ojciec Święty wzywając wszystkich katolików, aby Środę Popielcową 5 marca poświęcili na modlitwę i post w intencji pokoju, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, powiedział: “Będziemy błagać Boga przede wszystkim o nawrócenie serc i dalekowzroczność sprawiedliwych decyzji, podejmowanych dla rozwiązania odpowiednimi i pokojowymi środkami sporów, stojących na drodze pielgrzymki ludzkości w obecnych czasach”. Zbiorowym błaganiom powinien towarzyszyć post, będący “wyrazem pokuty za grzechy nienawiści i przemocy, zatruwające stosunki międzyludzkie”- mówił papież. Wezwanie papieża spotkało się z żywym odzewem społeczności międzynarodowej. Odpowiadają nie tylko katolicy, ale nawet niewierzący. Były premier Włoch i przewodniczący partii lewicy demokratycznej Massimo D’Alema odpowiedział na apel Jana Pawła II słowami: “Jestem niewierzący, ale znajdę sposób, by się przyłączyć do tej inicjatywy”.
Nie bez powodu wołanie o pokój na świecie wzmaga się o okresie Wielkiego Postu. W Środę Popielcową spada na nasze głowy szczypta popiołu i są wypowiadane słowa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” Ewangelia to księga miłości, Miłości, która na krzyżu kierowała słowa ku swoim oprawcom: „Ojcze, odpuść im bo nie wiedzą co czynią”. Uwierzyć w Ewangelię, to stanąć w świetle takiej miłości. To światło pozwala nam dostrzec ciemną stronę naszej osobowości, nasze grzechy, które prowadzą do kłótni i wojny. W liście św. Jakuba czytamy: „Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w waszych członkach”. Szatan, o którym Biblia mówi wiele razy wykorzystuje ludzkie żądze, aby zamieniać świat w piekło wojny. Wystawia człowieka na różnego rodzaju pokusy, które celnie trafiają na grunt ludzkich żądz. Na pokusy, jak mówi zacytowany na wstępie fragment Ewangelii, był wystawiany także Chrystus. Pokusa władzy, bogactwa, próżnej chwały miały odwieść Go od zasadniczej misji do jakiej został posłany przez Ojca. Przezwyciężając pokusy szatana Chrystus powiedział: „Idź precz szatanie! Jest bowiem napisane: Panu Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Wtedy opuści Go diabeł”.
Diabeł opuścił Chrystusa, ale nadal waruje przy człowieku, i jakże często odnosi nad nim zwycięstwo. W swej przewrotności potrafi on pokusami omamić człowieka i uczynić go swoim uczniem. W mijających dniach niebezpieczną pokusą jest przekonanie niektórych, że tylko na drodze terroryzmu lub wojny można zbudować lepszy i sprawiedliwszy świat. Słudzy szatana nie dają żadnych szans inicjatywom pokojowym. Wciskają się oni na łamy prasy, gdzie w pokrętnej i przewrotnej argumentacji przekonują, że ci którzy walczą dzisiaj o pokój na świecie przyczyniają się do ludobójstwa. Marsze i manifestacje pokojowe nazywają marszami na rzecz ludobójstwa. Czy można być bardziej przewrotnym? Czy szatan może mieć lepszego ucznia? Te przewrotne argumentacje sąsiadują czasami ze „Słowem na niedzielę” w „Kurierze Plus”, może to i dobrze, bo w świetle Ewangelii widzimy dokładniej szatańską przebiegłość. Będąc świadkami tej konfrontacji możemy być jednak pewni, że droga miłości jest jedyną przyszłością człowieka, i ostatecznie ta miłość odniesie zwycięstwo, bo za nią stoi zmartwychwstały Chrystus.
Inną pokusą, którą szatan skutecznie żongluje w dzisiejszych czasach jest żądza posiadania z równoczesną obojętnością na potrzeby bliźniego. Jest ona także powodem wzrostu napięcia w świecie. A ponad to skazuje miliony ludzi na śmierć głodową. Według katolickiej agencji CAFOD, zajmującej się sprawami rozwoju w krajach trzeciego świata wkrótce, jeśli nie nadejdzie pomoc, w Etiopii umrze z głodu 11 milionów ludzi zaś w Erytrei 2 miliony. W tych państwach nękanych suszą, w ciągu najbliższego miesiąca wyczerpią się wszystkie zapasy żywności. Siggy Janssen z biura CAFOD powiedziała, że w ostatnim czasie niepokojąco zwiększyła się liczba chronicznie niedożywionych dzieci, które trafiają do specjalnej kliniki zdrowia w Addis Abebie. Jeden z dwulatków, który trafił do ośrodka ważył tylko 2 kg . Ks. Abba Uqbagaber Woldeghiorghis, sekretarz generalny Episkopatu Erytrei ostrzegł, że klęska głodu, która jest coraz bardziej odczuwana może okazać się gorsza w skutkach nawet od klęski z roku 1984. „Widziałem wtedy umierające na rękach swoich rodziców dzieci, które od tygodni nic nie jadły. Jestem przerażony tym, że dzisiaj, 19 lat po tamtych wydarzeniach, Erytrea ponownie stoi na krawędzi klęski” – powiedział kapłan. Gdy piszę o tym przychodzi mi na myśl jedna z audycji telewizyjnych w Nowym Jorku prowadzonych przez Howarda Sterna. W studiu telewizyjnym odbyły się obrzydliwe zawody. A mianowicie, zawodnicy rzucali kromkami chleba, plasterkami kiełbasy i sera w kierunku, wysmarowanego majonezem gołego tyłka młodej kobiety. Zwycięzcą został ten, który rzucając kromki chleba, plasterki kiełbasy i sera zdołał jak najwięcej przykleić ich do wypiętego tyłka. Po skończonych zawodach majonez, kromki chleba, plasterki kiełbasy i sera wyrzucono do kosza na śmieci. Do tego zestawienia nie jest potrzebny żaden komentarz, wnioski nasuwają się same.
Można by wymieniać wiele pokus, przed którymi staje świat i my osobiście. Zwycięstwo pokusy jest zawsze zwycięstwem szatana i klęską człowieka. Dla chrześcijan źródłem mocy do przezwyciężenia pokus jest ścisła jedność z Chrystusem. Rozpoczynający się okres Wielkiego Postu jest czasem wzmożonej pracy wewnętrznej nad pogłębieniem więzi z Chrystusem. Oby radosne Alleluja, które zaśpiewamy w Wielkanocny poranek zmartwychwstania zbiegło się z naszym zwycięstwem nad pokusami i powstaniem do życia w miłości. Módlmy się o to słowami psalmu.
„Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twoich pouczeń,
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję” (z książki Nie ma innej Ziemi Obiecanej).
RADOŚĆ NAWRÓCENIA
Jednym z piękniejszych obrazów, jaki zapamiętałem z dzieciństwa jest kolorowa tęcza na jaśniejącym po burzy niebie. Pojawienie się tęczy poprzedzały ekscytujące zjawiska. Spoglądając na ciemniejące niebo, rozdzierane błyskawicami, w pośpiechu opuszczaliśmy pola i kryliśmy się w domu. W niedługim czasie pociemniały świat wypełniał się szumem ulewy i wiatru. Nad tym szumem przetaczał się od czasu do czasu łoskot gromu. Burzę z piorunami najlepiej było przeczekać bezpiecznie w domu. Po pewnym czasie cichły odgłosy deszczu za oknem, oddalały się grzmoty, a na dworze stawało się jaśniej. Wychodziliśmy na zewnątrz. Wszystko pachniało intensywniej, radośnie śpiewały ptaki, świat obmyty deszczem wyglądał jak nowonarodzony. Było piękniej i radośniej. Dopełnieniem tego sielankowego obrazu była cudowna tęcza, która ukazywała się najczęściej na tle chmur odchodzących na wschód. Szerzej opisałem to zjawisko, bo przez jego pryzmat chcę spojrzeć na biblijną scenę opisaną w Księdze Rodzaju, którą zacytowałem na wstępie tych rozważań.
Co pewien czas świat obiega wiadomość o odnalezieniu biblijnej Arki Noego. Niektórzy wskazują na górę Ararat, inni szukają jej gdzie indziej. Jednak ważniejsze od poszukiwania Arki i wymyślania teorii, jak to praktycznie wyglądał potop, czy to możliwe, aby w Arce zmieściło się tyle zwierząt jest poszukiwanie mądrości Bożej, przekazanej nam przez natchnionego autora tej opowieści. Literackie obrazy uwypuklają zasadniczą myśl przewodnią tego przekazu. Człowiek przez grzech zerwał przymierze z Bogiem. Używając przenośni tęczy możemy powiedzieć, że horyzont życia przesłoniły ciemne chmury, a burze i błyskawice zaczęły targać ludzkim życiem. Nadciągnęły wody wielkiego potopu. Były to wody niszczące zło, które mogło zdominować ludzką społeczność. Bóg zesłał oczyszczające wody potopu, ratując człowieka z potopu nieprawości i zła. Możemy powiedzieć, że historia o potopie jest opowieścią o sprawiedliwości i o wielkim miłosierdziu bożym. Dobro zostało ocalone i wynagrodzone. Po oczyszczającej burzy potopu świat zajaśniał nowym blaskiem bożej łaski. Noe i jego rodzina zostali uratowani, a w nich nowa ludzka społeczność. Bóg pobłogosławił Noemu i zawierał z nim przymierze. Zawarcie przymierza jest symbolem miłosierdzia i dobroci Bożej. Bóg ogarnia swoją miłością i dobrocią lud przymierza, który oddaje Mu cześć i szanuje przymierze z Nim zawarte. Widzialnym znakiem tego przymierza stała się tęcza, która w swym kształcie jest wspaniałym znakiem cudownej więzi nieba z ziemią i człowieka z Bogiem.
Istotne znaczenie powyższej opowieści biblijnej ukazuje nam św. Piotr w drugim czytaniu na dzisiejszą niedzielę. Porównuje on wodę potopu do wody spływającej na nasze głowy w czasie chrztu świętego: „Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie nie przez obmycie brudu cielesnego, ale przez zwróconą do Boga prośbę o dobre sumienie, dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. On jest po prawicy Bożej, gdyż poszedł do nieba, gdzie poddani Mu zostali aniołowie i Moce, i Potęgi”. W opisie biblijnego potopu woda, jako narzędzie kary oczyszcza świat z grzechu i występku. Św. Piotr patrząc na wody potopu przez pryzmat chrztu świętego, dostrzega pozytywny wymiar tego wydarzenia. Woda chrztu obmywa człowieka z grzechu pierworodnego i wszelkich innych, stając się źródłem nowego, wiecznego życia. Św. Piotr podkreśla, że moc zbawcza chrztu świętego bierze początek w Chrystusie, a właściwie w Jego śmierci na krzyżu i zmartwychwstania. Aby jednak nad nami zajaśniała tęcza zbawienia, konieczne jest nawrócenie, odnowienie przymierza zawartego z Bogiem na chrzcie świętym. Jezus mówił do słuchaczy: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Ten głos skierowany jest także do tych, którzy przez chrzest, zawierając przymierze z Bogiem, zerwali je przez uleganie pokusie.
Ewangelia na pierwszą niedzielę Wielkiego Postu mówi o kuszeniu Jezusa. „Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś Mu usługiwali”. Pokusy szatana miały odwieść Jezusa od wypełnienia misji zbawczej. Jak mówi Ewangelia, Jezus pokonał pokusy szatana. Każdy z nas w swoim życiu nie jeden raz stawał w obliczu pokusy. Gdy w takich sytuacjach zawierzymy Chrystusowi możemy być pewni, będziemy mieli udział w zwycięstwie Chrystusa. To zwycięstwo jest możliwe nawet wtedy, gdy pokusy bardzo daleko odwiodą nas od Boga, jak w poniższej historii. Piri Thomas w książce “Down These Mean Streets” opisuje swoje nawrócenie po osadzeniu w więzieniu za narkotyki i usiłowanie zabójstwa. Pewnej nocy, leżąc na więziennej pryczy rozmyślał o życiu. Nagle ogarnęło go poczucie żalu za zło, jakiego dopuścił się w swoim życiu. Poczuł ogromne pragnienie modlitwy. Chciał paść na kolana, ale powstrzymała go obecność współwięźnia. Zaczekał aż on uśnie i wtedy Piri zszedł ze swojej pryczy, ukląkł na zimnej posadzce i zaczął się modlić. Tak wspomina ten moment: „Powiedziałem Bogu o swoim niepokoju serca… Normalnie z Nim rozmawiałem… bez wielkich słów… Mówiłem Mu o moich pragnieniach i niedoskonałościach, o moich nadziejach i rozczarowaniach… Zacząłem płakać, czego nie czyniłem od wielu lat”. Po skończeniu modlitwy Piri usłyszał słowo „Amen”. Był to głos współwięźnia. W książce Thomasa czytamy: „On leżał na pryczy, oparty na łokciu, a ja ciągle klęczałem na posadzce. Przez długi czas milczeliśmy. Po czym kolega z celi wyszeptał: ‘Ja także wierzę w Boga’”. Peri wrócił na swoja na pryczę, mówiąc: „Dobranoc Chico. Myślę, że Bog jest zawsze z nami, nawet wtedy, gdy my nie jesteśmy z Nim”. Tej ciemnej nocy, w celi zapanowała pogodna cisza, rozciągając na więziennym niebie barwną tęczę, symbol odnowionego przymierza Boga z człowiekiem.
Środa Popielcowa rozpoczyna Wielki Post. W tym dniu spada na nasze głowy szczypta popiołu i wypowiedziane są słowa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Dzisiaj słyszymy te słowa ponownie i usłyszymy je wiele razy w czasie Wielkiego Postu. Jest to bowiem w kalendarzu liturgicznym i kalendarzu naszego życia czas wyjątkowo sprzyjający nawróceniu i odnowieniu przymierza z Bogiem. Kościół przypomina wiernym o poście, jałmużnie i modlitwie. Post zwraca naszą uwagę na ważniejsze sprawy niż to co się zje lub wypije. Jałmużna otwiera nasze serce na bliźniego i przypomina, że w życiu jest najważniejsza miłość. Modlitwa kieruje naszą uwagę ku niebu, gdzie odnajdujemy moc przezwyciężenia pokus i umocnienia przymierza z Bogiem. Te praktyki religijne i nabożeństwa Wielkiego postu jak Droga krzyżowa, Gorzkie żale, rekolekcje i wiele innych stwarzają niepowtarzalną atmosferę nawrócenia i przemiany życia. A wszystko to sprawia, że na niebie naszego życia rozciąga się cudowna tęcza naszego zmartwychwstania (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).
POKUSA GODZI W PRZYMIERZE
Przymierze rozumiane jako dwustronna umowa handlowa lub polityczna była znana w czasach biblijnych w większości ludów starożytnego Wschodu. Biblia nadała temu pojęciu znaczenie religijne, podkreślając relacje człowieka z Bogiem. Przymierze z Bogiem było wiele razy ponawiane. Pierwsze czytanie z niedzieli dzisiejszej mówi o przymierzu zawartym z Noem. Po oczyszczającej karze potopu Bóg powiedział do Noego: „Oto Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; z wszelką istotą żywą, która jest z wami: z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi. Zawieram z wami przymierze tak, iż nigdy już nie zostanie zgładzona żadna istota żywa wodami potopu i już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię”. Kolejne przymierze mocno osadzone w konkretnej rzeczywistości historycznej kładło duży nacisk na rolę wiary w naszych relacjach z Bogiem. Bóg powiedział do Abrahama, aby opuścił rodzinne strony i udał się w nieznane, zażądał także złożenia w ofierze jedynego syna Izaaka. Abraham bezgranicznie zaufał Bogu, dzięki czemu otrzymał obietnicę licznego potomstwa i że przez niego spłynie boże błogosławieństwo na ludy całej ziemi. W następnym przymierzu Bóg poprowadził Mojżesza na Górę Synaj, gdzie przekazał mu tablice dziesięciu przykazań. To przymierze zawracało szczególną uwagę na stronę moralną. Bóg powiedział: „Bądźcie świętymi, bo Ja Jestem Święty, Pan, Bóg wasz”. Wierność przykazaniom, posłuszeństwo Bogu jest wypełnieniem przymierza, które staje się źródłem bożego błogosławieństwa i zbawienia człowieka.
Prorocy Starego Testamentu, wzywając do zachowania przymierza z Bogiem, równocześnie przepowiadali nadejście doskonalszego Nowego Przymierza, które dokona się w Mesjaszu, Jezusie Chrystusie. Nowe Przymierze jest najdoskonalszym wypełnieniem woli Bożej i ma nieprzemijający charakter. Boże Prawo nie jest już w nim zapisane na kamiennych tablicach, ale w sercu człowieka. Jest ono oparte na doskonałej Ofierze Jezusa Chrystusa. W Nowym Przymierzu Chrystus jest Arcykapłanem i jedynym Pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem. Jezus jest jedyną Drogą do Ojca. Złożył On samego siebie w doskonałej ofierze, niewymagającej powtarzania, jak to było w Starym Przymierzu. W tej ofierze dokonuje się pojednanie człowieka z Bogiem. Uobecnieniem Nowego Przymierza jest Eucharystia, w której dokonuje się tajemnica śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Eucharystia zapowiada także „ucztę weselną Baranka”, do której zasiądą wszyscy, którzy przez jedność z Chrystusem i życie według Jego nauki wypełniają Nowe Przymierze.
Biblia mówi, a życie codzienne to potwierdza, że istnieje zło, które godzi w przymierze zawarte między Bogiem a człowiekiem. Biblia naucza także, że to zło ma charakter osobowy. Stoi za nim szatan, który w Biblii nazywany jest kusicielem. Na początku publicznej działalności Chrystus był kuszony przez szatana. W Ewangelii czytamy: „A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez szatana”. Pokusy miały odwieść Jezusa od wypełnienia misji zabawienia człowieka, która jest istotą Nowego Przymierza. Jezus zwyciężając pokusy i zło wzywał do gotowości na przyjęcie tego Przymierza: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” To wezwanie odnosi się do ludzi każdej epoki i do każdego z nas. I tak jak kiedyś Jezus, my także jesteśmy wystawiani na pokusy, które jawią się jako wewnętrzny głos nakłaniający nas do zła. Najczęściej pokusa posługuje się kłamstwem, ukazując człowiekowi zło pod maską dobra. Pokusa wykorzystuje ludzkie pożądliwości, które jak uczy Biblia są skutkiem grzechu pierworodnego. W pierwszym liście św. Jana czytamy: „Wszystko co jest bowiem na świecie, a więc pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i pychą tego życia, nie pochodzi od Ojca, lecz od świata”. Można powiedzieć, że tym trzem podstawowym pożądliwościom odpowiadają trzy główne pokusy: pokusa związana z potrzebami ludzkiego ciała, pokusa pieniądza i pokusa władzy. Wymienione wartości są wartościami pozytywnymi, ale gdy człowiek ulegnie żądzy i uczyni je bożkami swego życia, najważniejszymi wartościami, wtedy zwycięża pokusa, godząc w przymierze zawarte z Bogiem.
Odporność na pokusy, człowiek musi wypracowywać w swoim wnętrzu, okoliczności zewnętrzne mają na to wpływ, ale niewielki. Ot chociażby jak w historii Marka, który w swojej miejscowości uchodził za przyzwoitego człowieka i dobrego katolika. Gdy przyjechał do Nowego Jorku zmienił się nie do poznania. Anonimowy w wielkim tłumie poczuł się jak pies spuszczony z uwięzi. Znajomi, rodzina, ze zdaniem której liczył się w swoich wyborach teraz byli daleko. W Polsce przykładnie chodził z rodziną do kościoła, a tu pokazywał się w kościele od czasu do czasu. W Polsce było to nie do pomyślenia, a tu zaczął umawiać się z kobietami, mimo że czekała na niego żona i mała córeczka. Na uwagi, że w Polsce postępował inaczej miał jedną odpowiedź: Tu nie Polska, tu Ameryka. Idąc za swymi żądzami ulegał licznym pokusom. Po kilku latach pobytu w Nowym Jorku można było go spotkać pijanego wśród bezdomnych. W nawiązaniu do powyższej historii przytoczę zdarzenie z trzeciego wieku przed Chrystusem. W Chinach za czasów dynastii Han żył Yang Zhen, polityk znany ze swej uczciwości. Gdy został gubernatorem prowincji odwiedził go niespodziewanie przyjaciel z dawnych lat Wang Mi. Rozmawiali o dawnych czasach, a pod koniec spotkania Wang Mi wręczył przyjacielowi duży złoty kubek, licząc, że tym sposobem zyska przychylność przyjaciela w swoich sprawach. Yang Zhen odmówił przyjęcia cennego podarku. Wang Mi nalegając mówił: „Dzisiejszej nocy nikogo tu niema, tylko ty i ja, nikt się o tym nie dowie”. Na co Yang Zhen odpowiedział: „Mówisz, że nikt nie będzie wiedział, ale to nie jest prawdą. Niebo będzie wiedzieć, także ty i ja będziemy wiedzieć”.
Zapominanie o obecności Boga w naszym życiu stwarza odpowiednie warunki do zwycięstwa pokus. Najskuteczniejszym sposobem przezwyciężania ich jest umacnianie jedności z Bogiem. Modlitwa to niezastąpiony sposób budowania więzi z Bogiem. W modlitwie „Ojcze nasz” są słowa, które wprost odnoszą się do pokusy: „i nie wódź nas na pokuszenie”. Niektórzy odbierają te słowa jakoby sam Bóg prowadził nas na pokuszenie. Jest to związane z tłumaczeniem. Bliższe oryginałowi jest sformułowanie „abyśmy nie ulegli pokusie” lub „nie pozwól, byśmy doznali pokusy”. Trwając na modlitwie w bliskości Boga, tak jak Chrystus na pustyni tak i my w naszej codzienności zwyciężymy pokusy. Św. Paweł w Liście do Koryntian pisze: „Pokusa nie nawiedza was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać”. Do tej myśli nawiązuje św. Tomasz a Kempis: „Nie powinniśmy przeto tracić nadziei, gdy jesteśmy kuszeni, lecz tym goręcej błagać Boga, by nas w każdym utrapieniu raczył wspomóc. On też oczywiście, według powiedzenia św. Pawła, sprawia, że wraz z zesłaniem pokusy taki pomyślny wynik, żebyśmy mogli ją znieść”. Wspomniany święty pisze, że pokusy nie omijają nikogo: „Wszyscy święci przeszli przez wiele strapień i pokus i udoskonalili się. A ci, którzy nie potrafili znieść pokus, stali się źli i odpadli. Nie ma stanu życia tak świętego ani miejsca tak ustronnego, gdzie by nie było pokus i przeciwności. Człowiek, dopóki żyje, nie jest całkowicie bezpieczny od pokus, źródło pokus bowiem jest w nas, odkąd w pożądliwości się narodziliśmy”. Zmaganie z pokusą w łączności z Bogiem nie tylko daje pewność zwycięstwa, ale także umacnia nas. Ten sam święty. mówi: „Ogień wypróbowuje żelazo, a pokusa człowieka sprawiedliwego” (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).
ŚWIĘTA AGATA
Chrystus przyszedł na ziemię, głosząc nadejście królestwa Bożego. Przez swoją śmierć i zmartwychwstanie dał nam moc stawania się obywatelami tego królestwa. Jest to zasadnicza misja Chrystusa. Szatan, jak mówi Ewangelia chciał pokrzyżować te plany i wystawił Chrystusa na różnorakie pokusy, które miały Go odwieść od spełnienia tej misji. Chrystus nie tylko pokonał pokusy szatana, ale także dał swoim uczniom moc ich przezwyciężenia. Każdy z nas odczytuje w sobie powołanie, którego wypełnienie daje szansę najpełniejszego rozwoju i osiągnięcie celu, który nam Bóg wyznaczył. Święta Agata odkryła w sobie powołanie całkowitego oddania się Chrystusowi przez ślub dziewictwa. Została poddana wielkiej próbie, pokusie wyjścia za mąż. Małżeństwo jest czymś wspaniałym i cennym w oczach Bożych, ale dla powołanych do życia w stanie dziewiczym może być pokusą. Agata w łączności z Chrystusem odniosła zwycięstwo.
Agata żyła w trzecim wieku. Niewiele zachowało się dokumentów z tamtych czasów na jej temat. Głównym źródłem wiedzy o jej życiu są akta męczeństwa. W pierwszych wiekach był zwyczaj opisywania śmierci męczennika. Niektóre z tych opisów zachowały się do naszych czasów. Akta męczeństwa Agaty spisano dopiero w piątym wieku. Stąd też, jak można przypuszczać życie i męczeństwo św. Agaty zostało ubogacone wiarą ludu i legendą, które w tym rozważaniu będą wykorzystane.
Święta Męczennica urodziła się w Katanii na Sycylii około roku 235. Na chrzcie nadano jej imię Agata, co etymologicznie znaczy: „dobrze urodzona, pochodząca ze szlachetnego rodu”. Pobożni rodzice przekazali jej wiarę i umiłowanie Chrystusa, któremu ślubowała dziewictwo. Jak mówi tradycja Agata była dziewczyną niezwykłej urody, tak że wokół niej kręciło się wielu zalotników. Zwróciła uwagę swoją wyjątkową urodą Kwincjana, namiestnika Sycylii, który zaproponował jej małżeństwo. Agata wierna swemu ślubowi dziewictwa odrzuciła tak zaszczytną propozycję, czym wzbudziła nienawiść i chęć zemsty namiestnika.
A był to czas prześladowań chrześcijan, wszczętych przez cesarza Dioklecjana. Wprowadzaniem dekretów prześladowczych w życie na Sycylii, z woli cesarza był namiestnik. Wykorzystał on swoją władzę w przymuszeniu Agaty do zmiany decyzji. Starał się ją skusić różnymi obietnicami, pochlebstwami, a gdy to nie skutkowało zaczął jej grozić. Ale i to nie wywarło na Agacie większego wrażenia. Wtedy, jak mówi legenda namiestnik oddał ją pod opiekę rozpustnej kobiety, imieniem Afrodyssa, licząc, że ta sprowadzi ją na złą drogę. Stało się odwrotnie. Agata przywiodła do Chrystusa Afrodyssę. Rozwścieczony takim obrotem sprawy, namiestnik skazał Agatę na tortury. Biczowano ją, przypalano rozpalonym żelazem i w końcu odcięto jej piersi.
Legenda mówi, że po tych mękach wrzucono ją do lochu więziennego. Agata znosząc potworne cierpienia wychwalała Boga. I nagle cela więzienna wypełniła się nadprzyrodzoną jasnością. A przed Agatą stanął mężczyzna, którego Agata nie rozpoznała, a był nim św. Piotr. Towarzyszył mu anioł z pochodnią. Piotr rzekł go Agaty: „Córko oto okrutnie cię męczono, a nawet piersi ci odcięto. Patrząc na to i litując się nad tobą, przyszedłem cię uleczyć. Agata myślała, że rzeczywiście jest to lekarz, dlatego powiedziała: „Ciało moje żadnych lekarstw już nie potrzebuje; dziękuję ci uczciwy ojcze, że tu dla mnie przyszedłeś, aleć mnie już żaden człowiek leczyć nie będzie.” A wtedy Piotr powiedział: „Czemuż nie chcesz dać się leczyć córko moja?” „Bo mam lekarza Pana Jezusa, który jeśli chce, jednym słowem uleczyć mnie zdoła”. Piotr, widząc tak wielką wiarę wyznał, kim jest i uśmiechając się powiedział: „Ten ci jest, który mnie posłał, bom ja apostoł i poseł Jego. A teraz bacz jak cię już uleczył”. Po tych słowach Apostoł znikł, a Agata ku swemu zdumieniu zauważyła, że nie ma żadnej rany i jest całkiem zdrowa. Uklękła i dziękowała Chrystusowi tymi słowami: „Dziękuję Ci, Panie Jezu Chryste, żeś wejrzał na mnie i przysłał do mnie Twego Apostoła, Piotra świętego, który mnie posilił i ciało moje odnowił”. Wtedy ponownie światło niebieskie wypełniło, tym razem całe więzienie. Przerażeni strażnicy uciekli, zostawiając otwarte drzwi więzienia. Agata nie skorzystała z możliwości ucieczki. Pozostała w więzieniu, bo gorąco pragnęła oddać swoje życie Chrystusowi.
Legenda mówi, że gdy namiestnik usłyszał o tym, wezwał ponownie Agatę i nakazał złożenie ofiary bożkom pogańskim, na co Agata odpowiedziała: „Jak nierozsądny jest twój rozkaz, abym miała zaprzeć się Tego, który mi rany przez ciebie zadane uleczył”. Świętą ponownie poddano wyszukanym torturom. Przypalano ją także na ogniu. W czasie tych męczarni nastąpiło trzęsienie ziemi. Lud odczytując to jako znak z nieba głośno domagał się uwolnienia męczennicy. Zaś Kwincjan przerażony uciekł z miejsca kaźni, a lud zdjął męczennicę z ognia. Agata wzniosła wtedy ręce do góry i powiedziała: „Jezu, dziękuję Ci za tę łaskę. Teraz przyjmij mnie do siebie”. Po tych słowach oddała ducha Bogu. Było to, jak mówi tradycja 5 lutego 251 roku. Chrześcijanie z wielką czcią pogrzebali ciało Męczennicy w bezpiecznym miejscu. Legenda mówi także o tragicznym końcu gnębiciela Agaty. Otóż Kwincjan, nie zdobywszy Agaty chciał zagarnąć jej majątek. Wybrał się w podroż do jej rodzinnego miasta. W czasie przeprawy promem przez rzekę koń zrzucił go z siodła, stratował nogami i na koniec chwycił go zębami i wrzucił do rzeki.
Papież Symmachus, w piątym wieku wybudował w Rzymie wspaniałą bazylikę ku czci Świętej. Także papież Grzegorz w roku 593 wystawił w Rzymie druga bazylikę ku jej czci. W ósmym wieku powstała w Rzymie jeszcze jedna świątynia ku czci Męczennicy, a wybudował ją papież Grzegorz Wielki. To świadczy o tym jak bardzo była popularna w tamtych czasach św. Agata. Głównym miejscem kultu Męczennicy jest jej rodzinna Katania. W tamtejszej katedrze znajduje się bogato zdobiony relikwiarz ze szczątkami Agaty. Każdego roku w dniu patronalnego święta relikwie Świętej są obnoszone po całym mieście w specjalnej procesji. Na jej grobie widnieje napis: „Ku świętej pamięci, chwale Bogu i ocaleniu Ojczyzny”. Legenda mówi, że w czasie składania ciała Świętej do grobu, pojawił się młodzieniec w towarzystwie orszaku i włożył do trumny tabliczkę z tym napisem. Potem już go nigdy nie widziano, stąd też wszyscy domyślali się, że by to anioł.
Od dawna, św. Agatę czczono jako patronkę zawodów mających kontakt z ogniem: giserów, kominiarzy, ludwisarzy, odlewników. Szukano jej wstawiennictwa w czasie pożarów, zwłaszcza spowodowanych przez uderzenie pioruna. W polskiej tradycji w tym dniu święci się sól, chleb i wodę. Istnieje przekonanie, że sól wrzucona do ognia tłumi go i powodują, że przestaje się rozprzestrzeniać. Mówi o tym polskie przysłowie: „Sól świętej Agaty, strzeże od ognia chaty”. Przekonanie to bierze się z podań, które mówią, że Katania została uratowana przed wybuchem Etny za wstawiennictwem Agaty. Również woda i chleb poświęcone w dzień św. Agaty, według tradycji mają szczególną moc obrony przed złem i chorobami, a także moc uzdrawiania (z książki Wypłynęli na głębię).
KOCIA PRZYJAŹŃ, TO ZA MAŁO
Mówi i się, że kot przywiązuje się do miejsca a pies do właściciela. Może stąd się utarło powiedzenie „wierny jak pies” i „kocia wiara”. Pierwsze wyrażenie ma znaczenie pozytywne drugie zaś negatywne. Badania naukowe mówią, że takie stwierdzenie jest raczej mitem, chociaż więcej jest przypadków psiej wierności, niż kociej. Polityk amerykański George G. Vest powiedział: „Jedynym całkowicie bezinteresownym przyjacielem, którego można mieć na tym interesownym świecie, takim, który nigdy nie opuści, nigdy nie okaże się niewdzięcznym lub zdradzieckim, jest pies… Pocałuje rękę, która nie będzie mogła mu dać jeść, wyliże rany odniesione w starciu z brutalnością świata… Kiedy wszyscy inni przyjaciele odejdą, on pozostanie”. W brutalnym świecie polityki, wzajemnego zwalczania się i obrzucania błotem, podstępnego działania może rzeczywiście najbezpieczniejsza jest psia przyjaźń. Jakże często w tym środowisku można usłyszeć słowa, które miał wypowiedzieć zamordowany przez spiskowców Juliusz Cezar: „I ty Brutusie przeciw mnie?”. Wśród spiskowców był jego „przyjaciel” Marek Brutus.
Można przytoczyć wiele wzruszających przykładów psiej wierności. W ubiegłym roku, jedną z nich opisała prasa włoska. W miasteczku San Donaci mieszkała Maria, która codziennie przychodziła do kościoła ze swoim psem Ciccio. Wchodziła do kościoła, a pies posłusznie czekał pod drzwiami. Po śmierci Mari, w czasie mszy pogrzebowej chciał on koniecznie wejść do kościoła. Proboszcz ulitował się nad nim i wpuścił go do świątyni, aby wraz z innymi pożegnał swoją panią. Od tego czasu codziennie przychodzi on do kościoła i kładzie się w miejscu, gdzie był trumna Marii. Parafianie przyzwyczaili się do obecności psa w kościele, a proboszcz nawet zbudował w pobliżu kościoła budę dla wiernego przyjaciela śp. Marii. Są także przypadki kociej wierności. Oto historia, która miała miejsce w pobliżu miasta Pistoia we Włoszech. Od pewnego czasu codziennie kot imieniem Toldo przychodzi na grób swojego pana i przynosi mu drobne prezenty. Na płycie nagrobnej zostawia listki, gałązki, plastikowe kubki, patyczki, chusteczki higieniczne i inne drobiazgi. Właściciel kota Renzo Iozzeli zmarł we wrześniu 2011 roku w wieku 71 lat. Zapewne te przykłady wierności mogą zawstydzić niejednego człowieka.
Jak widzimy, przekonanie, że kot przywiązuje się do miejsca, a pies do człowieka nie ma zbyt klarownego potwierdzenia w życiu. Bardziej się to sprawdza w życiu ludzkiej społeczności. Pracujemy razem i mieszkamy blisko siebie, nawiązując znajomości, przyjaźnie. Po pewnym czasie, gdy zmieniamy miejsce pracy i zamieszkania, zaskakuje nas fakt, że wraz z ta zmianą utraciliśmy ludzi, którzy mienili się naszymi przyjaciółmi. Nie jest to jednak powód do żalu, bo była to kocia przyjaźń związana z miejsce pracy i zamieszkania. W sumie nie była to żadna przyjaźń. Taka zmiana, w sferze ludzkich przyjaźni jest bardzo korzystna, bo poznajemy prawdziwych przyjaciół, którzy pozostają nam bliscy mimo zmiany miejsca zamieszkania, czy pracy. Jest to przyjaźń ze względu na nas samych. I taka przyjaźń jest skarbem. O takiej przyjaźni można przytoczyć wiele pięknych aforyzmów. Oto niektóre z nich: „Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać (autor anonimowy). „Kochaj wszystkich. Ufaj niewielu. Bądź gotów do walki, ale jej nie wszczynaj. Pielęgnuj przyjaźnie (Szekspir). „To jest prawdziwa przyjaźń – osłaniać innych nawet kosztem siebie” (Stefan Wyszyński). „Przyjaźń, która się kończy, tak naprawdę nigdy się nie zaczęła” (Publiusz Syrus). „Prawdziwa przyjaźń to doskonała harmonia tego, co ludzkie z tym, co boskie” (Cyceron). Biblijny mędrzec Syrach mówi: „Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł”. Ostrzega także przed fałszywymi przyjaciółmi: „Bywa bowiem przyjaciel, ale tylko na czas jemu dogodny, nie pozostanie nim w dzień twego ucisku. Bywa przyjaciel, który przechodzi do nieprzyjaźni i wyjawia wasz spór na twoją hańbę. Bywa przyjaciel, ale tylko jako towarzysz stołu, nie wytrwa on w dniu twego ucisku. W powodzeniu twoim będzie jak [drugi] ty, z domownikami twymi będzie w zażyłości. Jeśli zaś zostaniesz poniżony, stanie przeciw tobie i skryje się przed twym obliczem”.
Stan szczęścia, pokoju i radości bardzo często określamy mianem raju. To określnie ma korzenie biblijne. Opis raju odnajdujemy na pierwszych kartach Biblii. Raj jawi się jako cudowny ogród, w którym człowiek odnajdywał wszystko, co jest nieodzowne do najpełniejszego i wiecznego szczęścia. A źródłem tego szczęścia była przyjaźń z Bogiem. Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo oraz zaprosił do przyjaźni ze Sobą. Jednak człowiek ulegając pokusie szatana utracił zażyłą przyjaźń z Bogiem, utracił raj i pełnię szczęścia. Bóg dał jednak człowiekowi szansę odbudowania zbawiającej przyjaźni ze Sobą. W Mszale Rzymskim czytamy: „A gdy człowiek przez nieposłuszeństwo utracił Twoją przyjaźń, nie pozostawiłeś go pod władzą śmierci… Wielokrotnie zawierałeś przymierze z ludźmi”. Były to przymierza przyjaźni. Pierwsze czytanie na dzisiejszą niedzielę mówi o przymierzu zwartym z Noem, którego znakiem jest kolorowa tęcza na niebie: „A to jest znak przymierza, które Ja zawieram z wami i każdą istotą żywą, jaka jest z wami, na wieczne czasy: Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną i ziemią”. A później było przymierze zawarte na Górze Synaj i zapisane na tablicach Dziesięciu Przykazań. Te przymierza pozostają w mocy do czasów powszechnego głoszenia Ewangelii. Ewangelia, inaczej Dobra Nowina dociera do nas w sposób szczególnie dramatyczny i wymowny przez śmierć Jezusa na krzyżu, przez co uzyskujemy przebaczenie grzechów i łaskę ponownej przyjaźni z Bogiem.
W Ewangelii na Pierwszą Niedzielę Wielkiego Postu słyszymy słowa: „Po uwięzieniu Jana przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: ‘Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię’”. W Chrystusie zawieramy nowe przymierze z Bogiem. Szczególnym znakiem, czy samą rzeczywistością tego przymierza jest Msza św. W czasie Ostatniej Wieczerzy Chrystus wziął chleb a później kielich z winem, mówiąc: „Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów”. Bóg darzy nas stałą przyjaźnią jest naszym Przyjacielem. My stajemy się przyjaciółmi Boga, kiedy kochamy Go całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Ta miłość ma bardzo konkretne odniesienie do bliźniego. Chrystus mówi: „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. A zatem trudno jest mówić o przyjaźni z Bogiem, gdy żyjemy w nieprzyjaźni z bliźnimi. Przyjaźń z Bogiem, która zaczyna się na ziemi będzie trwać całą wieczność.
W naszej przyjaźni z Chrystusem, On ma być najważniejszy i na pierwszym miejscu. Ważna jest wspólnota wiary, ale On ma być najważniejszy, ważny jest nasz kościół i nasze miejsce w nim, ale On ma być najważniejszy, ważne są nasze piękne i zwyczaje religijne i tradycje, ale On ma być najważniejszy, ważne są nabożeństwa i modlitwy, ale On ma być najważniejszy i najpierwszym miejscu. Jeśli tak nie będzie, to wtedy nasza przyjaźń z Bogiem jest nie wiele wartą „kocią przyjaźnią” (Kurier Plus, 2014 r.).
ŚMIERTELNA IZOLACJA
Każdy pogrzeb, mimo chrześcijańskiej nadziei jest mniej lub bardziej smutny, bo coś bezpowrotnie przeminęło, zostało przerwane, jakby niedokończone w ziemskiej rzeczywistości. Kiedyś odprawiałem bardzo smutny pogrzeb kobiety w średnim wieku, która targnęła się na życie. W ceremonii pogrzebowej uczestniczyły dwie osoby; jedna z nich była znajomą zmarłej, a druga, to kolega z klasy, który przypadkowo dowiedział się o jej śmierci. Po pogrzebie pokazał mi klasową fotografię, na której widzimy zmarłą jako młodą, piękną i uśmiechniętą dziewczynę. Nikt by nawet nie przypuszczał, że taki będzie finał jej ziemskiego życia. Pusty kościół w czasie pogrzebu podsuwał odpowiedź na rodzące się pytanie: Dlaczego targnęła się na własne życie. Miała w miarę wygodne mieszkanie, materialnie też była zabezpieczona. Głównym powodem tej tragicznej decyzji było społeczne wyizolowanie się oraz osłabienie więzi z Bogiem. Jako młoda dziewczyna zakochała się w przystojnym mężczyźnie, który zapewniał ją o swojej bezgranicznej miłości. Po dwóch latach szalonej znajomości, pewnego dnia powiedział jej, że kocha inną kobietę i planuje z nią wziąć ślub. Wszystko w życiu młodej dziewczyny rozsypało się, legło w gruzach. Ledwo uporała się z myślami samobójczymi. Po roku powoli zaczęła wracać do normalnego życia, ale już nigdy nie potrafiła zaufać spotkanym mężczyznom, nigdy nie wyszła za mąż. Zamknięta w sobie, coraz bardziej traciła więzy ze swoją rodziną. Doszło do tego, że nawet na święta Bożego Narodzenia zostawała sama. Nie potrafiła także nawiązać zdrowych, przyjacielskich relacji z innymi. Ciągle miała pretensje do całego świata. Coraz bardziej izolowała się społecznie, aż w końcu została prawie sama w pustym domu. Swoimi życiowymi niepowodzeniami, gdzieś w głębi serca obwiniała Boga, co było powodem odchodzenia od Niego. To narastające poczucie samotności, opuszczenia, izolacji było głównym motywem podjęcia tej tragicznej decyzji. Była to śmiertelna izolacja.
Pastor i pisarz protestancki Paul Tripp w książce „Bielszy nad śnieg. Medytacje nad grzechem i miłosierdziem” pisze: „Nie zostaliśmy stworzeni, by być samowystarczalni, autonomiczni, niezależni. Powołani zostaliśmy do życia w pokornej, miłującej i błogosławionej zależności od Boga oraz pokornej, miłującej i błogosławionej współzależności od innych. Nasze życie zaplanowane było jako przedsięwzięcie wspólnotowe. Oszustwo grzechu polega na wierze w to, że sam posiadam wszystko, czego potrzebuję, i relacje z innymi mogą pozostawać płytkie i powierzchowne. Bronimy się, gdy ludzie wskazują na nasze błędy i słabości. Kurczowo chowamy nasze zmagania przed innymi, nie dając sobie szansy, jaką niesie otwarcie się na innych”. Różne są powody izolacji i osamotnienia. Najczęściej to my sami jesteśmy tego powodem. Warto w tym miejscu wspomnieć słowa św. Jana Pawła II: „Czujesz się osamotniony. Postaraj się odwiedzić kogoś, kto jest jeszcze bardziej samotny”. To jest najlepszy sposób wyjścia z izolacji. Możemy się zawieść na jednym człowieku, ale to nie znaczy, że mamy się izolować od wszystkich. A nawet, gdyby zawiedli wszyscy, jest ktoś ko nigdy nas nie opuści. W Biblii czytamy: „Pan nigdy nie zawodzi swoich przyjaciół”. „Pan sam pójdzie przed tobą i będzie z tobą. Nie zawiedzie i nie opuści cię; nie bój się więc i nie trwóż się!”. „Choćby ojciec i matka mnie opuścili, Pan jednak mnie przygarnie”. „Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę”. „A choćby się góry poruszyły i pagórki się zachwiały, jednak moja łaska nie opuści cię, a przymierze mojego pokoju się nie zachwieje, mówi Pan, który się nad tobą lituje.”
Powyższe biblijne słowa przybrały bardzo realny kształt w Jezusie Chrystusie. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje, jak Chrystus wyrywa człowieka ze skrajnej izolacji. Choroba niesie wiele form cierpienia i w różnych aspektach może nas izolować społecznie. W czasie choroby nasze ciało słabnie, co staje się powodem mniejszej aktywności społecznych działań z innymi. Choroba zamyka nas często w czterech ścianach domu, pozbawiając możliwości kontaktów z innymi.
Niektóre choroby mogą być bardziej izolujące niż inne. Najbardziej izolującą chorobą w czasach Jezusa był trąd. Trędowaci byli wyrzutkami społecznymi odłączonymi od reszty wspólnoty, których zdrowi woleli unikać. W Księdze Kapłańskiej czytamy: „Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: ‘Nieczysty, nieczysty!”. Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”.
Trędowaci od najdawniejszych czasów wzbudzali w Izraelu najwyższy wstręt. W tamtych czasach ta zaraźliwa choroba była nieuleczalna. Dlatego zabezpieczano się przed jej rozprzestrzenianiem, izolując trędowatych od zdrowych. Trąd był traktowany nie tylko jako dolegliwość fizyczna, ale jako dowód grzeszności i odtrącenia przez Boga. Do dzisiaj używane jest wyrażenie „trąd grzechu”. Trędowaci sami czuli nieraz, że Bóg się od nich odwrócił. Doświadczali oni tragicznej izolacji ze strony społeczności ludzkiej i jak sądzili, także ze strony Boga.
Na spotkanie Jezusa wybiegł trędowaty. Zapewne słyszał o Jezusie, o Jego cudach, o tym jak pomagał ludziom, których dotknęły różnego rodzaju nieszczęścia. Zdesperowany złamał zakaz opuszczania miejsca odosobnienia, padł przed Jezusem na kolana i prosił: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić.” Jezus nie odwrócił się od niego, jak to by uczynił każdy inny człowiek. Uczynił dla niego więcej niż spodziewał się trędowaty. Nie tylko przemówił do niego, ale go dotknął. Mógł go uzdrowić tylko słowem, jednak wyciągnął do niego rękę, bo to było potrzebne, aby wyrwać trędowatego ze skrajnej izolacji. To było cudowne wydarzenie w życiu trędowatego. Było to także ważne wydarzenie dla wszystkich trędowatych i zdrowych. Jezus powiedział przez to uzdrowienie, że trędowaci nie są odtrąceni przez Boga, i że społeczność ludzka nie może się od nich odwracać. W swoim nieszczęściu potrzebują szczególnej ludzkiej życzliwości.
Chrystus pragnie, aby to co On uczynił dla trędowatego było kontynuowane w naszych czasach, przez Jego współczesnych uczniów.
Jest wśród nas wielu samotnych, wyizolowanych i opuszczonych ludzi. Do nich, tak jak Chrystus do trędowatego winniśmy wyciągnąć życzliwą dłoń. Takie wyciągnięcie dłoni może zapobiec nieraz tragedii, o której wspomniałem w tym rozważaniu (Kurier Plus, 2018).
WIELKOPOSTNE WEZWANIE
Po Mszy św. w kościele św. Jadwigi na Floral Park, NY podeszła do mnie Irena Kosiorek i nawiązując do mojego kazania opowiedziała wzruszająca historię, którą chciałbym powtórzyć. Irena pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Bardzo często towarzyszy umierającym, niosąc im pomoc zarówno medyczną jak i duchową. Towarzyszyła także umierającemu lekarzowi, z którym pracowała wiele lat. Po długiej i wyczerpującej kuracji lekarz stwierdził, że dalsze leczenie nie ma już sensu. Potrzebna jest tylko pomoc paliatywna, która złagodzi ból i pozwoli godnie przejść na drugą stronę życia. Poprosił Irenę, aby ona tym się zajęła. Irena próbowała przekonać lekarza, aby nie rezygnował z dalszego leczenia, chemoterapii. Ale on bardzo rzeczowo przekonał ją, że z punktu widzenia medycznego jego decyzja jest słuszna. Powiedział także, że duchowo i psychicznie jest przygotowany na odejście. Pozałatwiał sprawy majątkowe i inne. Zabezpieczył materialnie swoją żonę, którą bardzo kocha. Martwił się tylko tym, że żona po jego śmierci będzie bardzo cierpieć z powodu jego odejścia. Chory spokojnie odszedł do wieczności, wcześniej załatwiając wszystkie sprawy, może z wyjątkiem jednej.
Kilka dni po pogrzebie koleżanka Ireny zapytała ją, czy mogłaby się spotkać z żoną zmarłego lekarza i opowiedzieć o ostatnich rozmowach z jej mężem, a w zasadzie usłyszeć słowa, w których lekarz mówił o swojej miłości do żony. Dowiedziała się o tym od swojej koleżanki. Zmarły był wziętym i szanowanym lekarzem. Nie musiała pracować, bo mąż wszystko jej zapewniał. Była trochę jakby w cieniu męża. Mąż troszczył się o nią, miała wszystko, ale brakowało jej wyznań męża, że ją kocha. Nie była tego pewna, a nie śmiała o to pytać. W tej niepewności zaskoczyła ją śmierć męża.
W czasie spotkania Ireny z żoną lekarza rozmowa toczyła się na różne tematy związane z ostatnimi chwilami życia zmarłego. Gdy Irena powtarzała słowa umierającego lekarza jak bardzo kocha swoją żonę, jak bardzo martwi się o nią, gdy go zabraknie twarz wdowy jaśniała i poprzez ogromny ból przebijała się radość. Na zakończenie żona ze łzami w oczach dziękowała Irenie za rozmowę, a szczególnie za słowa lekarza o miłości do swojej żony. Wdowa wyznała, że mąż nigdy nie powiedział tego tak klarownie, a ono tak bardzo na to czekała, to było dla niej najważniejsze. Odchodziła spokojniejsza, spokojem miłości, którą mąż otaczał ją tu na ziemi a teraz czynił to z wysokości nieba.
Wielki Post, który rozpoczęliśmy w Środę Popielcową bardzo często będzie kierował naszą uwagę na krzyż Chrystusa postawiony na Golgocie. W pierwszej chwili będzie on przywodził na pamięć cierpienie i śmierć Chrystusa. Ale to nie cierpienie jest głównym rysem tego wzgórza, tylko miłość, za którą Chrystus zapłacił taką cenę. O tej cenie mówi Ten, który cierpiał i umierał na tym krzyżu: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. On też nazywa nas swoimi przyjaciółmi: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję”.
Papież Benedykt XVI w czasie Drogi Krzyżowej powiedział: „Przyjrzyjmy się lepiej temu Człowiekowi ukrzyżowanemu między ziemią a niebem, spójrzmy na Niego głębszym wzrokiem, a zobaczymy, że krzyż nie jest znakiem zwycięstwa śmierci, grzechu, zła, ale jest świetlistym znakiem miłości, więcej, bezkresu Bożej miłości, tego, o co nigdy nie ośmielilibyśmy się prosić, czego nie mielibyśmy odwagi sobie wyobrazić, na co nie mielibyśmy nadziei: Bóg pochylił się nad nami, uniżył się tak bardzo, by dosięgnąć najciemniejszego zakątka naszego życia, podać nam rękę i przyciągnąć nas do siebie, wziąć nas do siebie. Krzyż mówi o najwyższej miłości Boga i zachęca nas do tego, byśmy dziś odnowili naszą wiarę w moc tej miłości, byśmy wierzyli, że w każdej sytuacji naszego życia, naszej historii, świata Bóg potrafi zwyciężyć śmierć, grzech, zło i dać nam nowe życie, zmartwychwstałe”.
Tak jak w historii opowiedzianej na wstępie ważna była pewność miłości wyrażona słowem i czynem, tak jest w przypadku każdego z nas. Chcemy mieć pewność miłości drugiej osoby. Bez tej pewności trudno jest mówić o prawdziwym szczęściu jakie niesie miłość. Takiej pewności oczekujemy także od samego Boga. Często tę pewność tracimy, gdy dotyka nas cierpienie. Cierpienie, którego jesteśmy obserwatorami jak okrutne wojny, krzywda dzieci, wykorzystywanie niewinnych. I cierpienie, którego doświadczamy osobiście, jak choroba, śmierć, niesprawiedliwość. Jak można pogodzić cierpienie z miłością Boga? Jeżeli nie mamy perspektywy życia wiecznego, cierpienie, zagrożenie chorobą i śmiercią jawi się jako tragedia. Zapominamy przy tym, że Bóg postrzega nasze życie w perspektywie doczesnej i wiecznej. Nie dostrzegamy tego, gdy zamykamy się w wymiarze doczesnym, a Pana Boga traktujemy jako gwaranta ziemskiego dobrobytu. To grozi nam szczególnie dzisiaj, gdy nasza cywilizacja jest nastawiona na przyjemność, wygodę, skuteczność.
Wobec tych zagrożeń konieczne jest pełne wiary spojrzenie na krzyż, o czym przypomina nam Wielki Post. Na Golgocie odnajdziemy pewność zbawiającej miłości Boga, który dla naszego zbawienie wziął na swoje ramiona tajemnice Golgoty. Na drodze takiej wiary stają różnego rodzaju pokusy, którym był poddany, jak mówi dzisiejsza Ewangelia sam Chrystus. Ewangelia mówi, że pojawił się Szatan, który kusił Jezusa. Do nas nie przychodzi w tak dramatycznej scenerii. Gdyby się pojawił przed nami w takiej postaci jak przed Jezusem, zapewne działałby przeciw sobie. Prawdopodobnie tak by nas przestraszył, żebyśmy z lękiem szukali pomocy u Boga. Umacniałby naszą wiarę w Boga. Szatan jest inteligentny i podsuwa nam pokusy w formie pociągające, wabiącej. Jest „Ojcem kłamstwa” jak mówi Ewangelia i jest wyrafinowanym specjalistą od ubierania zła w pozory dobra. Potrafi tak otumanić człowieka, że ten uznaje zabijanie nienarodzonych, czy nieuleczalnie chorych za dobro itd.
Szatan wykorzystuje słabość ludzkiej natury, aby przeszkodzić w przyjęciu Królestwa Bożego, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” Wezwanie do nawrócenia współgra z wielkopostnym wezwaniem do pokuty. Konieczne jest przezwyciężenie różnego rodzaju pokus, odwrócenie się od grzesznego stylu życia, zmiana mentalności, otwarcie się na radość powrotu do Boga.
Papież Franciszek wyraził zgodę na ogłoszenie heroiczności cnót pokutnicy i mistyczki naszych czasów Marty Robin, która przez 50 lat każdego piątku przeżywała Mękę Pańską. Nie jadła, nie piła, nie spała, żywiła się wyłącznie Eucharystią. Otrzymała także łaskę stygmatów. Niech jej modlitwa towarzyszy nam w wielkopostnym przygotowaniu do świąt Zmartwychwstania: „Niech moje życie będzie doskonałym i nieustannym odbiciem Twojego, przejawem Twej miłości i przedłużeniem miłości Maryi, Dziewicy i Męczennicy. Niech wszystko we mnie wyraża miłość do Ciebie i niech zawsze będę gotowa do poświęceń. O Zbawicielu godny uwielbienia! Jesteś jedynym Panem mojej duszy i całego jestestwa. Przyjmij ofiarę, którą składam Ci w milczeniu każdego dnia i o każdej godzinie. Racz przyjąć ją i spraw, aby posłużyła dla duchowego i boskiego dobra milionów serc, które Cię nie kochają, dla nawrócenia grzeszników, dla powrotu zagubionych i niewiernych, na uświęcenie i apostolstwo wszystkich twoich ukochanych kapłanów i ku pożytkowi całego stworzenia” (Kurier Plus, 2021).
Wielkopostne wezwanie
Po Mszy św. w kościele św. Jadwigi na Floral Park, NY podeszła do mnie Irena Kosiorek i nawiązując do mojego kazania opowiedziała wzruszająca historię, którą chciałbym powtórzyć. Irena pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Bardzo często towarzyszy umierającym, niosąc im pomoc zarówno medyczną jak i duchową. Towarzyszyła także umierającemu lekarzowi, z którym pracowała wiele lat. Po długiej i wyczerpującej kuracji lekarz stwierdził, że dalsze leczenie nie ma już sensu. Potrzebna jest tylko pomoc paliatywna, która złagodzi ból i pozwoli godnie przejść na drugą stronę życia. Poprosił Irenę, aby ona tym się zajęła. Irena próbowała przekonać lekarza, aby nie rezygnował z dalszego leczenia, chemoterapii. Ale on bardzo rzeczowo przekonał ją, że z punktu widzenia medycznego jego decyzja jest słuszna. Powiedział także, że duchowo i psychicznie jest przygotowany na odejście. Pozałatwiał sprawy majątkowe i inne. Zabezpieczył materialnie swoją żonę, którą bardzo kocha. Martwił się tylko tym, że żona po jego śmierci będzie bardzo cierpieć z powodu jego odejścia. Chory spokojnie odszedł do wieczności, wcześniej załatwiając wszystkie sprawy, może z wyjątkiem jednej.
Kilka dni po pogrzebie koleżanka Ireny zapytała ją, czy mogłaby się spotkać z żoną zmarłego lekarza i opowiedzieć o ostatnich rozmowach z jej mężem, a w zasadzie usłyszeć słowa, w których lekarz mówił o swojej miłości do żony. Dowiedziała się o tym od swojej koleżanki. Zmarły był wziętym i szanowanym lekarzem. Nie musiała pracować, bo mąż wszystko jej zapewniał. Była trochę jakby w cieniu męża. Mąż troszczył się o nią, miała wszystko, ale brakowało jej wyznań męża, że ją kocha. Nie była tego pewna, a nie śmiała o to pytać. W tej niepewności zaskoczyła ją śmierć męża.
W czasie spotkania Ireny z żoną lekarza rozmowa toczyła się na różne tematy związane z ostatnimi chwilami życia zmarłego. Gdy Irena powtarzała słowa umierającego lekarza jak bardzo kocha swoją żonę, jak bardzo martwi się o nią, gdy go zabraknie twarz wdowy jaśniała i poprzez ogromny ból przebijała się radość. Na zakończenie żona ze łzami w oczach dziękowała Irenie za rozmowę, a szczególnie za słowa lekarza o miłości do swojej żony. Wdowa wyznała, że mąż nigdy nie powiedział tego tak klarownie, a ono tak bardzo na to czekała, to było dla niej najważniejsze. Odchodziła spokojniejsza, spokojem miłości, którą mąż otaczał ją tu na ziemi a teraz czynił to z wysokości nieba.
Wielki Post, który rozpoczęliśmy w Środę Popielcową bardzo często będzie kierował naszą uwagę na krzyż Chrystusa postawiony na Golgocie. W pierwszej chwili będzie on przywodził na pamięć cierpienie i śmierć Chrystusa. Ale to nie cierpienie jest głównym rysem tego wzgórza, tylko miłość, za którą Chrystus zapłacił taką cenę. O tej cenie mówi Ten, który cierpiał i umierał na tym krzyżu: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. On też nazywa nas swoimi przyjaciółmi: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję”.
Papież Benedykt XVI w czasie Drogi Krzyżowej powiedział: „Przyjrzyjmy się lepiej temu Człowiekowi ukrzyżowanemu między ziemią a niebem, spójrzmy na Niego głębszym wzrokiem, a zobaczymy, że krzyż nie jest znakiem zwycięstwa śmierci, grzechu, zła, ale jest świetlistym znakiem miłości, więcej, bezkresu Bożej miłości, tego, o co nigdy nie ośmielilibyśmy się prosić, czego nie mielibyśmy odwagi sobie wyobrazić, na co nie mielibyśmy nadziei: Bóg pochylił się nad nami, uniżył się tak bardzo, by dosięgnąć najciemniejszego zakątka naszego życia, podać nam rękę i przyciągnąć nas do siebie, wziąć nas do siebie. Krzyż mówi o najwyższej miłości Boga i zachęca nas do tego, byśmy dziś odnowili naszą wiarę w moc tej miłości, byśmy wierzyli, że w każdej sytuacji naszego życia, naszej historii, świata Bóg potrafi zwyciężyć śmierć, grzech, zło i dać nam nowe życie, zmartwychwstałe”.
Tak jak w historii opowiedzianej na wstępie ważna była pewność miłości wyrażona słowem i czynem, tak jest w przypadku każdego z nas. Chcemy mieć pewność miłości drugiej osoby. Bez tej pewności trudno jest mówić o prawdziwym szczęściu jakie niesie miłość. Takiej pewności oczekujemy także od samego Boga. Często tę pewność tracimy, gdy dotyka nas cierpienie. Cierpienie, którego jesteśmy obserwatorami jak okrutne wojny, krzywda dzieci, wykorzystywanie niewinnych. I cierpienie, którego doświadczamy osobiście, jak choroba, śmierć, niesprawiedliwość. Jak można pogodzić cierpienie z miłością Boga? Jeżeli nie mamy perspektywy życia wiecznego, cierpienie, zagrożenie chorobą i śmiercią jawi się jako tragedia. Zapominamy przy tym, że Bóg postrzega nasze życie w perspektywie doczesnej i wiecznej. Nie dostrzegamy tego, gdy zamykamy się w wymiarze doczesnym, a Pana Boga traktujemy jako gwaranta ziemskiego dobrobytu. To grozi nam szczególnie dzisiaj, gdy nasza cywilizacja jest nastawiona na przyjemność, wygodę, skuteczność.
Wobec tych zagrożeń konieczne jest pełne wiary spojrzenie na krzyż, o czym przypomina nam Wielki Post. Na Golgocie odnajdziemy pewność zbawiającej miłości Boga, który dla naszego zbawienie wziął na swoje ramiona tajemnice Golgoty. Na drodze takiej wiary stają różnego rodzaju pokusy, którym był poddany, jak mówi dzisiejsza Ewangelia sam Chrystus. Ewangelia mówi, że pojawił się Szatan, który kusił Jezusa. Do nas nie przychodzi w tak dramatycznej scenerii. Gdyby się pojawił przed nami w takiej postaci jak przed Jezusem, zapewne działałby przeciw sobie. Prawdopodobnie tak by nas przestraszył, żebyśmy z lękiem szukali pomocy u Boga. Umacniałby naszą wiarę w Boga. Szatan jest inteligentny i podsuwa nam pokusy w formie pociągające, wabiącej. Jest „Ojcem kłamstwa” jak mówi Ewangelia i jest wyrafinowanym specjalistą od ubierania zła w pozory dobra. Potrafi tak otumanić człowieka, że ten uznaje zabijanie nienarodzonych, czy nieuleczalnie chorych za dobro itd.
Szatan wykorzystuje słabość ludzkiej natury, aby przeszkodzić w przyjęciu Królestwa Bożego, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” Wezwanie do nawrócenia współgra z wielkopostnym wezwaniem do pokuty. Konieczne jest przezwyciężenie różnego rodzaju pokus, odwrócenie się od grzesznego stylu życia, zmiana mentalności, otwarcie się na radość powrotu do Boga.
Papież Franciszek wyraził zgodę na ogłoszenie heroiczności cnót pokutnicy i mistyczki naszych czasów Marty Robin, która przez 50 lat każdego piątku przeżywała Mękę Pańską. Nie jadła, nie piła, nie spała, żywiła się wyłącznie Eucharystią. Otrzymała także łaskę stygmatów. Niech jej modlitwa towarzyszy nam w wiekopostnym przygotowaniu do świąt Zmartwychwstania: „Niech moje życie będzie doskonałym i nieustannym odbiciem Twojego, przejawem Twej miłości i przedłużeniem miłości Maryi, Dziewicy i Męczennicy. Niech wszystko we mnie wyraża miłość do Ciebie i niech zawsze będę gotowa do poświęceń. O Zbawicielu godny uwielbienia! Jesteś jedynym Panem mojej duszy i całego jestestwa. Przyjmij ofiarę, którą składam Ci w milczeniu każdego dnia i o każdej godzinie. Racz przyjąć ją i spraw, aby posłużyła dla duchowego i boskiego dobra milionów serc, które Cię nie kochają, dla nawrócenia grzeszników, dla powrotu zagubionych i niewiernych, na uświęcenie i apostolstwo wszystkich twoich ukochanych kapłanów i ku pożytkowi całego stworzenia” (Kurier Plus, 2024).