|

1 niedziela Adwentu. Rok B

ADWENTOWE CZUWANIE

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie” (Mk 13,33-37).

O Henryku mówiono: „To mężczyzna o twardym sercu. Można to zobaczyć na jego twarzy, a szczególnie w jego oczach. Patrzy na ciebie, ale nie widzi cię”. A wszystko zaczęło się po śmierci jego matki. Henryk ukończył wtedy 30 lat. Nigdy przedtem nie żył samotnie. Teraz zamknął się w sobie i zaczął stronić od ludzi. Nie odwiedzał sąsiadów, przestał chodzić do kościoła. Z wielkimi oporami opuszczał swoje gospodarstwo, aby w mieście zrobić niezbędne zakupy. Po drodze spotykał znajomych, którzy go pozdrawiali. Odpowiadał głosem, w którym wyczuwało się chłód. Zaczęto go, zatem unikać.

Wszystko odmieniło się, gdy Henryk spotkał Grażynę. W niedługim czasie pobrali się. Ludzie mówili, że Henryk zmienił się nie do poznania. Zawsze uśmiechnięty, z błyskiem w oczach. Miłość do Grażyny przemieniła twarde jego serce. Radość emanowała z każdego jego ruchu. Życzliwie był otwarty dla innych ludzi. Stał się filarem w miejscowym kościele i mężem zaufania w swojej społeczności. Szukano u niego mądrych porad.

Z czasem urodziła się im córeczka, której nadali imię Noemi. Dziękowali Bogu za ten wspaniały dar. Serca ich nabrzmiewały radością, gdy patrzyli jak córka dorasta, a później szczęśliwie wychodzi za mąż i zakłada własną rodzinę. Grażyna i Henryk byli teraz bardziej aktywni w kościele, podróżowali, chodzili na tańce, hodowali kwiaty w ogrodzie, cieszyli się wnukami. Wiele czasu spędzali z przyjaciółmi. Trudno było im wyobrazić sobie życie bez siebie.

Kiedy Grażyna zmarła Henryk załamał się psychicznie. Powtarzał: „Chciałbym także umrzeć, nie wyobrażam sobie życia bez niej”. Bez Grażyny czuł się zagubiony. Znajomi obawiali się, że znowu stanie się twardy i zgorzkniały. Codziennie chodził na cmentarz, aby rozmawiać z Grażyną. Pewnego, słonecznego popołudnia, równo trzy miesiące po śmierci Grażyny wrócił z cmentarza do domu i zadzwonił do Ruth, mówiąc: „Ruth chciałbym cię zaprosić dzisiaj na kolację. Co ty sądzisz? Czy mogę cię zabrać o godzinie szóstej? Ruth nie wiedziała, co odpowiedzieć, w końcu wymamrotała: „Czy nie myślisz Henryku, że jest to jeszcze za wcześnie?” Henryk pośpieszył z wyjaśnieniem: „Grażyna zawsze mówiła: Henryku, jeśli ja umrę przed tobą, chcę abyś mi przyrzekł, że nie pogrążysz się ponownie w rozpaczy. Chcę, abyś znalazł kogoś, z kim mógłbyś dzielić swoje życie. Nigdy jej tego nie przyrzekłem, bo nie byłem w stanie zaakceptować takiej możliwości. Ale teraz wiem, że ona miała rację”. Zmieniając ton głosu Henryk kontynuował: „Ale ja nie proszę cię, abyś wyszła za mnie za mąż, ja tylko proszę cię na kolację. Co jest złego w tym, że dwoje starych przyjaciół spotka się na wspólnej kolacji? Ruth zgodziła się. Tak wiele mieli sobie do powiedzenia. Wrócili do domu i siedząc na ganku podziwiali piękno wieczornej pory, niebo usiane gwiazdami. Rozstali się, gdy pogasły ostatnie światła w sąsiedzkich oknach. Przyjaźń między nimi rodziła radość, pokój, zadowolenie z życia. Ratowała ona przed rozpaczą piękno minionych dni, które w wieczności szukają spełnienia.

W poprawnych relacjach z naszym bliźnim możemy odnaleźć najpełniejszy wymiar swojego życia. Wymiar, na który się składa szczęście, radość, zadowolenie. Chociaż bywają tacy, którzy sądzą, że dla osiągnięcia tego wystarczy zdobycie władzy, sławy czy pieniędzy. Dla tych wartości potrafią sprzedać przyjaźń, miłość. Czy są oni szczęśliwi? W odpowiedzi na to pytanie można przytoczyć wiele przykładów ludzi krańcowo nieszczęśliwych, którzy wymienili bliźniego, ludzką przyjaźń i miłość na władzę, sławę lub pieniądze. A nawet gdyby nie doświadczyli nieszczęścia tu na ziemi w wyniku takiej transakcji tu muszą się liczyć z tym, że kiedyś staną przed trybunałem miłości w obliczu absolutnej sprawiedliwości.

Nasze życie jest oczekiwaniem na drugiego człowieka, który je dopełni, nada głębszy sens i stanie się źródłem radości. Jednak nawet, gdy te relacje są poprawne, drugi człowiek nie jest w stanie zaspokoić najgłębszych naszych pragnień. Stąd też wspólne spoglądanie i dążenie do Boga, w którym jest pełnia i nieskończoność. Stąd też czekanie na Boga.

Naród Wybrany czekał na przyjście Mesjasza, w którym najpełniej miał się objawić Bóg. To czekanie wypełniło się w Betlejem ponad 2000 lat temu. Wspominamy to wydarzenie i przygotowujemy się przez okres czterech tygodni do świętowania rocznicy tego wydarzenia- Bożego Narodzenia. Adwentowe czekanie na spotkanie z Chrystusem nowonarodzonym, ma nas uwrażliwić i przygotować na spotkanie z Chrystusem w czasach ostatecznych. Autentyczne spotkanie z Bogiem przynosi pozytywne wartości, jakie rodzą się w wyniku spotkania z bliźnim, tylko w stopniu najdoskonalszym i wiecznym. Aby jednak nie przegapić spotkania z Bogiem Ewangelia z pierwszej niedzieli Adwentu wzywa nas do czuwania. „Czuwajcie”.

Człowiek może przegapić autentyczne spotkanie z drugim człowiekiem. Jan był tak zapracowany, zajęty pomnażaniem majątku, że nawet nie zauważył, jak powoli traci żonę i dzieci. Nie miał dla nich czasu. Ocknął się w pustym, pięknie wykończonym domu, gdy pewnego dnia wrócił z pracy i na stole znalazł pożegnalny list od żony. Zapłakał gorzko, bo zrozumiał, co stracił. Nie wiem, czy ten żal nie był za późny.

Zatem czuwajcie, przynagla nas Ewangelia, abyście nie przegapili Boga, który do nas przychodzi każdego dnia. A któryś z nich będzie dniem naszego ostatecznego spotkania. Kiedy? Nie wiemy. A zatem czuwajcie. Adwentowe czuwanie wypełnione jest refleksją nad własnym życiem, rozważaniem Pisma świętego, modlitwą, miłością bliźniego, uczciwą pracą, sakramentalną bliskością Boga. Nie zastąpią tego najbardziej strojne choinki, całe paki prezentów, czy świątecznie wysprzątany dom (z książki Ku wolności).

CZUWAJCIE

Bracia: Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i od Pana Jezusa Chrystusa. Nieustannie dziękuję mojemu Bogu za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie doznajecie braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym (1 Kor 1,3-9).

Chaim, młody lekarz spotkał na rynku polskiego miasta rabina, który wziął go pod rękę i powiedział: „Chaim, pomyśl tylko, wkrótce przyjdzie Mesjasz”. Młody lekarz zbladł jak ściana i rozpaczliwym głosem wykrzyknął: „Bóg na to nie pozwoli. Po długich zabiegach, dorobiłem się bardzo dobrze funkcjonującego gabinetu lekarskiego. Z żoną przeprowadziłem się do nowego, pięknego domu. Nasze dzieci uczęszczają do bardzo dobrych szkół. Zaś, gdy przyjdzie Mesjasz powinniśmy to wszystko zostawić i udać się do Jerozolimy”. Rabin w tonie kpiącego upomnienia pogroził mu palcem i powiedział: „Chaim, nie musisz się denerwować. Z pewnością, Bóg, który wyzwolił nas z niewoli egipskiej, dał nam zwycięstwo nad Filistynami i wspierał nas w walce z pogańskimi królami również uchroni nas przed Mesjaszem”.

W pierwszą niedzielę Adwentu czytania biblijne mówią o przyjściu Mesjasza i naszym przygotowaniu na spotkanie z Nim. Przygotowanie to, bardzo często kojarzy się z przedświątecznym zabieganiem. Przed nami Święta Bożego Narodzenia. W domach i na ulicach pojawiają się przepiękne dekoracje, wśród których dominują mieniące się kolorami choinki. Nie brakuje także elementów dekoracyjnych, które przypominają ubogą stajenkę betlejemską z małym dzieciątkiem Jezus, w którym rozpoznajemy przychodzącego Mesjasza. I te ostatnie dekoracje ukazują najpełniej istotę zbliżających się świąt i są zarazem przypomnieniem, że tym zewnętrznym przygotowaniom ma towarzyszyć wewnętrzna, duchowa praca, która ma istotne znaczenie w naszym przygotowaniu na spotkanie Mesjasza.

W okresie Adwentu, wierni częściej wstępują do świątyń na chwilę modlitwy. Zatrzymują się dłużej, aby wysłuchać nauk rekolekcyjnych. Wezwaniem do wewnętrznej przemiany są także adwentowe choinki, na których zawieszamy serduszka z nazwiskami rodzin lub osób potrzebujących pomocy. Zerwane serduszko zaowocuje darem tych, którzy duchowo przygotowali się na tyle, by stać się wyciągniętą w geście miłości ręką małego Dzieciątka Jezus. Te wszystkie nasze poczynania mogą być dobrym początkiem, pewnym etapem na drodze przygotowania się na spotkanie z Mesjaszem, w takim kształcie o jakim mówią czytania biblijne z dzisiejszej niedzieli. O jakie to spotkanie chodzi?

Pierwsi chrześcijanie po wniebowstąpieniu Chrystusa radowali się Jego zmartwychwstaniem i Jego chwałą po prawicy Ojca. Pamiętali także zapowiedź Jego powtórnego przyjścia na ziemię, aby obdarzyć chwałą niebieską swoich wyznawców. Gdy przychodziły trudności, wtedy wzmagało się wołanie o powtórne przyjście Chrystusa na ziemię. Pierwsze wieki, to bardzo trudny czas dla chrześcijan.  Wojska rzymskie w roku 70 po narodzeniu Chrystusa zburzyły Jerozolimę, a ze świątyni Jerozolimskiej, jak wcześniej zapowiedział Chrystus, nie pozostał kamień na kamieniu. Dla Żydów, jak i dla chrześcijan pochodzenia żydowskiego była to jakby zapowiedź końca świata. Chrześcijanie byli także usuwani z synagog i prześladowani. Szaweł, gorliwy faryzeusz jeździł od miasta do miasta, aby aresztować chrześcijan. Po cudownym nawróceniu pod Damaszkiem stał się gorliwym chrześcijaninem. Prześladowanie chrześcijan przychodziło także ze strony Rzymu. Wyznawcy Chrystusa, stając w oblicze trudnej rzeczywistości, pytali, kiedy Chrystus powtórnie powróci, aby ich wyzwolić i zabrać do chwały niebieskiej. Takie pytania zadawali sobie chrześcijanie z Koryntu, do których św. Paweł pisze, zachęcając do wytrwałości i upewniając ich, że Bóg da im łaskę i moc gotowości na spotkanie z przychodzącym Chrystusem.  „On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym” (1 Kor 1, 8-7). Zaś święty Marek Ewangelista przypomina słowa Chrystusa: „Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie”.

Według tekstów biblijnych nie ważny jest czas powtórnego przyjścia Mesjasza, ważna jest nasza gotowość na to spotkanie. Że do takiego spotkania dojdzie, nie możemy mieć żadnych wątpliwości. Niekoniecznie, powtórne przyjście Mesjasza będzie miało apokaliptyczną oprawę; poruszony zostanie cały Wszechświat, słońce się zaćmi i gwiazdy będą spadać z nieba. Prawdopodobnie Mesjasz przyjdzie do nas tak zwyczajnie, a Jego przyjście ogłoszą żałobne klepsydry, na które tylko nieliczni zwrócą uwagę. O takim przyjściu przypominają nam czytania biblijne z pierwszej niedzieli Adwentu. Reakcja na wiadomość o takim przyjściu Mesjasza może być podobna, do reakcji lekarza z żydowskiej anegdoty zacytowanej na wstępie tych rozważań. Boże uchroń mnie przed tym spotkaniem, tyle mam jeszcze do zrobienia, tak dobrze idzie mi interes, tak bardzo jestem potrzebny bliskim. Odpowiedzią na to wołanie pozostaną słowa z dzisiejszej Ewangelii: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodziewanie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie”.

Czuwanie jest pielęgnowaniem w sobie autentycznej i szczerej wiary, która wyraża się nie tylko w słuchaniu słowa Bożego i modlitwie, ale przede wszystkim w czynie, który wypływa z wiary. Często nasza wiara zawiera element niedowierzania Bogu. Uważamy, że mamy lepszą receptę na udane życie. Taką postawę ukazuje następna żydowska anegdota. Patriarcha, czując zbliżającą się śmierć przywołał swojego najstarszego syna Izaaka, aby mu udzielić porad życiowych.

-Izaaku, mój synu.

-Tak ojcze, jestem tutaj.

-Izaaku, mój synu, wiesz bardzo dobrze, że zawsze próbowałem cię prowadzić drogą naszej tradycji religijnej.

-Tak, ojcze, pomogłeś mi bardzo zrozumieć naukę Talmudu.

-Uczyłem cię, że w dniu ostatecznym będą dwa mosty prowadzące z ziemi do Raju.

-Pamiętam to bardzo dobrze, ojcze.

-Jeden most będzie wykonany z potężnych stalowych przęseł i mocnych żelbetonowych filarów. Po tym moście będą szli do Raju poganie. Gdy będą w połowie drogi, stalowe przęsła załamią się i poganie wpadną do Szeolu.

-Tak, pamiętam to ojcze.

-Drugi most będzie wykonany z jednego włosa brody Mojżesza. I po tym kruchym moście przejdą bezpiecznie do nieba dobrzy Żydzi.

-Tak ojcze, to także pamiętam.

Po czym Patriarcha zamilkł na chwilę, następnie pociągnął syna za rękę i wyszeptał mu do ucha: „Mój synu, gdy przyjdzie ten ostatni dzień, przejdź przez żelbetonowy most. Co jest bezpieczne, to jest bezpieczne”.

Znamy naukę Chrystusa. Podziwiamy jej mądrość. Akceptujemy ją, ale gdy przyjdzie według niej żyć, to wtedy wydaje się nam, że mamy lepsze sposoby na życie. Na przykład, Chrystus wzywa nas do miłości nawet nieprzyjaciół, a my nie raz sądzimy, że nie jest za dobra droga ułożenia stosunków międzyludzkich. Lepiej będzie, gdy odpłacę mojemu wrogowi tym samym.

Okres Adwentu przypomina nam bardziej natarczywie, że tylko pełne zaufanie Chrystusowi przez słowo i czyn jest pewnym sposobem przygotowania się na powtórne przyjścia Mesjasza (z książki Nie ma innej Ziemi Obiecanej).

SKRWAWIONA SZMATA

Tyś, Panie, naszym ojcem, „Odkupiciel nasz” to Twoje imię odwieczne. Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serce nasze staje się nieczułe na bojaźń przed Tobą? Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi i na pokolenia Twojego dziedzictwa. Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił, przed Tobą skłębiłyby się góry. Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, żeby jakiś bóg poza Tobą działał tyle dla tego, co w nim pokłada ufność. Wychodzisz naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość i pamiętają o Twych drogach. Oto Tyś zawrzał gniewem, żeśmy zgrzeszyli przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani. My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata. My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher. Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie. Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy. A jednak, Panie, Tyś naszym ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. My wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich (Iz 63,16b-17. 19b; 64, 3-7).

Pod koniec roku liturgicznego czytania biblijne wzywają nas do refleksji nad życiem, bo przyjdzie czas, kiedy staniemy przed Bogiem, aby zdać sprawę ze swoich czynów. Będzie to moment decydujący o naszej wieczności. Podobnie jest na początku roku liturgicznego, który rozpoczyna się Adwentem, czytania biblijne mówią o ogniu piekielnym, o miejscu, gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów”. Jest ono przygotowane dla tych, którzy odrzucą Boga i nie usłuchają wezwania do nawrócenia i przemiany życia. Po jednym z moich kazań na ten temat podeszła do mnie kobieta i powiedziała, że trudno jej pogodzić nieskończone miłosierdzie Boże z karą wieczną potępionych. Zapewne podobnie myślał św. Izaak z Niniwy, zwany Syryjczykiem, który modlił się o zbawienie nawet demonów i samego Szatana. Nadzieja powszechnego zbawienia przewija się w teologii prawosławnej od samych początków. Wybitym przedstawicielem tego nurtu był żyjący w XIX wieku Władimir Siergiejewicz Sołowiow.

Nie ograniczając bożego miłosierdzia winniśmy z całą powagą wsłuchiwać się w słowa Pisma św. o sądzie ostatecznym i wiecznej karze. Słowa Chrystusa na ten temat, to nie alegoria, którą możemy zinterpretować jak się nam podoba. Bliskie jest mi myślenie o powszechnym zbawieniu, jednak Pismo św., jak i też doświadczenie życiowe ukazują, że wizja kary wiecznej nie musi rodzić wątpliwości, co do nieskończonego bożego miłosierdzia.

Zacznijmy od doświadczenia życiowego. Obrady nowo wybranego polskiego parlamentu zdominowała walka o krzyż w sali sejmowej. Usunięcia krzyża domagała się nowo powstała partia, której nazwy nie warto wymieniać. Jedną z czołowych postaci tej partii jest były ksiądz. Można zrozumieć człowieka, który rozminął się ze swoim powołaniem, czy nawet je roztrwonił, a który stara się później uczciwie żyć. Wspomniany poseł, który ślubował kiedyś biskupowi posłuszeństwo, stawał przy ołtarzu dzisiaj zieje nienawiścią do Kościoła i wiary chrześcijańskiej. Założył własną gazetę, która stała się trybuną ludzi nienawidzących Kościół i chrześcijaństwo. Jak donosi „Rzeczpospolita” w gazecie tej pisał pod pseudonimem morderca bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Cezary Gmyz pisze „Teksty Piotrowskiego o Kościele ociekają nienawiścią do duchownych”. Wydawałoby się, że zbrodniarz powinien żałować popełnionej zbrodni, a okazuje, że żałuje ograniczenia go do zabijania tylko słowem. Patrząc na zbrodniarza, który nie żałuje popełnianej zbrodni, ale dalej sieje zło i nienawiść, trudno odrzucić istnienie piekła nawet, gdy się wierzy w nieogarnione Boże miłosierdzie.

Używając języka biblijnego z pierwszego czytania z Księgi Proroka Izajasza możemy powiedzieć, że czyny tych ludzi, że ci ludzie są jak „skrwawiona szmata”. Tak mówili o swoich czynach Izraelici, gdy uświadomili sobie popełnione zło i odejście od Boga „Oto Tyś zawrzał gniewem, żeśmy zgrzeszyli przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani. Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie”. Uświadomienie własnej podłości stało się impulsem do nawrócenia i wołania do Boga: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił, przed Tobą skłębiłyby się góry”. Naród Wybrany skalany grzechem spoglądał w niebo, oczekując bożego wybaczenia, oczyszczenia. Wybaczenia grzechów popełnionych przez obecne pokolenie i wybaczenia grzechu, który zaciążył na ludzkości od samych początków, grzechu pierworodnego, który jak mówi Pismo św. sprowadził śmierć na człowieka. Pełne oczyszczenie, pojednanie z Bogiem miało dokonać się w Mesjaszu. Tęskna nuta oczekiwania na Mesjasza będzie rozbrzmiewać na kartach Biblii. My, w okresie Adwentu wsłuchujemy się w to tęskne wołanie, które staje się naszym wołaniem o przyjście Mesjasza, który nas oczyści, pojedna z Bogiem i otworzy bramy do świata miłości i pokoju, prawdy i sprawiedliwości, radości i życia wiecznego. Obrazem tego radosnego oczekiwania jest okres Adwentu zwieńczony uroczystością Bożego Narodzenia.

Czterotygodniowy Adwent ma nam pomóc w przygotowaniu się do dobrego przeżycia życiowego adwentu, którego zwieńczeniem będzie spotkanie z Bogiem w dniu ostatecznym. Chcemy, czy nie chcemy moment tego spotkania z każdą sekundą, z każdą godziną, dniem i rokiem jest coraz bliższy. Roztropny człowiek przygotowuje się na to spotkanie. Cóż to znaczy? Nawiązując do pierwszego czytania możemy powiedzieć, że nasza szata jest jak „skrwawiona szmata”, zbrukana złem i grzechem. Trzeba ją oczyścić. Święty Jan Ewangelista w Apokalipsie pisze o ogromnej rzeszy zbawionych, świętych w niebie: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili”. W tym przygotowaniu na ostateczne spotkanie z Chrystusem korzystamy z łask wysłużonych przez Chrystusa, a Kościół jest ich niezgłębioną skarbnicą. W drugim czytaniu z Listu do Koryntian św. Paweł pisze o Chrystusie: „On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa”. A zatem nie jesteśmy sami w oczyszczającej drodze na spotkanie z Panem.

Ewangelia z dzisiejszej niedzieli przypomina nam o czujności w zdążaniu na spotkanie Pana w dniu ostatecznym. To przypomnienie ujęte jest w formę przypowieści o człowieku, który przed wyruszeniem w podróż powierzył swoim sługom różne obowiązki i polecił, aby czuwali: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”. Okres Adwentu przed świętami Bożego Narodzenia bardzo mocno wpisuje się w nasze przygotowanie na spotkanie z Chrystusem przy końcu naszych dni. Osobiście bardzo lubię okres przed Bożym Narodzeniem w Nowym Jorku. Rozświetlone ulice, dekoracje, gwiazdki, choinki, muzyka stwarzają wyjątkowy nastrój. Trzeba jednak uważać, bo świąteczny wystrój ulicy ma nas skusić do zakupów, wzmożonej konsumpcji, która nieraz całkowicie przesłania Boże Narodzenie. Spacerując udekorowanymi ulicami wracam myślą do domu rodzinnego, gdzie przygotowanie do świąt miało bardzo domowy i rodzinny charakter.

Jednak najwłaściwszym miejscem przygotowania oprócz domu jest kościół, w którym tyle symboli przypomina o adwencie: wieniec adwentowy z czterema świecami, roraty, świeca rorartnia, fioletowy kolor szat liturgicznych, pieśni adwentowe, choinka, na której zawieszane są adresy ludzi potrzebujących. Możemy zerwać ten adres i wesprzeć biedniejszych od nas. Najważniejsze jest jednak słowo boże padające na glebę naszych serc, szczególnie w czasie rekolekcji adwentowych. Słowo bożę ukazuje nam jak bardzo zbrukana jest nasza szata i wzywa nas do kratek konfesjonału, aby ją oczyścić. Gdy wykorzystamy wszystkie możliwości oferowane nam w świętym okresie Adwentu możemy być pewni, że jest to krok w dobrym kierunku właściwego przygotowania na spotkanie z Chrystusem i w czasie świąt Bożego Narodzenia i w czasach ostatecznych (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).

PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA SPOTKANIE Z BOGIEM

Często wyruszam z pielgrzymami do miejsc, które w sposób szczególny dotknęła niejako ręka boża. Kilka tygodni temu wróciliśmy z Ziemi Świętej i Egiptu. Jest to jedyna i niepowtarzalna pielgrzymka. Ziemia Święta jest usiana niezliczonymi materialnymi znakami obecności Boga, a szczególnie znakami obecności Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Dotknięcie skały w grocie betlejemskiej, na której, jak mówi tradycja złożono nowonarodzone dziecię Jezus, skały Golgoty, po której spływała zbawcza krew Jezusa, czy też skały Grobu Pańskiego, opromienionej blaskiem zmartwychwstania Zbawiciela zostawiają głęboki ślad w duszy i sercu każdego pielgrzyma. Są to momenty szczególnego doświadczenia obecności Boga w życiu, co jest głównym celem naszego pielgrzymowania. Przez wiarę spotkaliśmy już Boga, ale chcemy jeszcze pełniej odczuć Jego obecności. Jest to możliwe na szlaku pielgrzymkowym, ponieważ materialne znaki są bardzo ważne dla duchowego wymiaru pielgrzymowania, który prowadzi do spotkania z Bogiem w duszy człowieka. Pielgrzymowanie ziemskimi szlakami jest bardzo ważne, ale niekonieczne, aby wspiąć się na wyżyny duchowego zjednoczenia z Bogiem. Otrzymujemy z nieba wystarczające łaski do szukania i pełniejszego odnajdywania Boga. Z pewnością taką łaską jest darowany nam kolejny Adwent. Słowo „adwent” pochodzi z języka łacińskiego i znaczy: przychodzę, przybywam, ukazuję się. Przychodzi do nas sam Bóg w osobie Jezusa Chrystusa. A zatem nie trzeba wyruszać w dalekie pielgrzymki mierzone kilometrami, aby spotkać Boga. Wystarczy się odpowiednio przygotować na to spotkanie z przychodzącym Bogiem. I o tym między innymi są czytania liturgiczne na pierwszą niedzielę Adwentu.

Prorok Izajasz w pierwszym czytaniu pisze o tęsknocie zagubionego człowieka, który spogląda w niebo i oczekuje światła rozjaśniającego drogi życia: „Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak, iż serce nasze staje się nieczułe na bojaźń przed Tobą? Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi i na pokolenia Twojego dziedzictwa. Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił przed Tobą skłębiły się góry. Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle dla tego, co w nim pokłada ufność. Wychodzisz naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość i pamiętają o Twych drogach”. Szczególnie w okresie Adwentu czekamy na to „rozdarcie nieba” i światło, które rozjaśni drogi naszego życia. W polskiej tradycji bożonarodzeniowej to czekanie przybrało formę symbolu wypatrywania pierwszej gwiazdy na wigilijnym niebie, która przypomina gwiazdę niezwyklej jasności, która pojawiała się nad Betlejem, jako znak narodzenia Mesjasza, Światłości świata. Oczekiwanie na gwiazdę wigilijną wypełnione jest różnego rodzaju aktywnością. Przez cztery kolejne adwentowe tygodnie przygotowujemy się duchowo i materialnie. Przepiękne dekoracje, odświętnie przygotowany dom, stół wigilijny, stają się znakami odświętności duchowej, symbolem wewnętrznego porządku i piękna, które jest owocem duchowego przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Duchowe przygotowanie dokonuje się na drodze wzmożonej modlitwy, praktyk religijnych, rekolekcji, lektury Pisma świętego i aktywniejszej miłości bliźniego. Harmonijne współgranie zewnętrznego przegotowania z duchowym wpisuje się w najistotniejszy nurt adwentowego oczekiwania, a mianowicie przygotowania się na spotkanie z Chrystusem w czasach ostatecznych, kiedy to staniemy przed Bogiem twarzą w twarz. To spotkanie jest najpewniejszą rzeczą, jakiej możemy w życiu się spodziewać. Nie wiemy jednak, kiedy się to stanie, kiedy dopełni się nasz ziemski adwent, dlatego winniśmy być przygotowaniami na to spotkanie. Przypomina nam o tym Chrystus w pierwszą niedzielę Adwentu: „Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie”.

Przygotowania na spotkanie z Chrystusem nie możemy odkładać na później, bo może być za późno. Myśląc o tym nasuwa mi się skojarzenie wzięte z życia kierowców. W samochodzie mamy zapasowe koło, które jest inne od pozostałych i w zasadzie nie nadaje się do dalszej jazdy, tylko na dojazd do najbliższego zakładu naprawczego. Z Polski pamiętam, że koło zapasowe niczym się nie różniło od pozostałych. Można je było używać zamiennie. Nieroztropni kierowcy, gdy przebili oponę wymieniali koło i nie od razu jechali do zakładu wulkanizacyjnego, aby je naprawić, tylko jeździli na zapasowym. Wszystko było w porządku do następnego złapania gumy. Wtedy z braku koła zapasowego, trzeba było nieraz pozostać całą noc na odludziu. Taka postawa świadczy o braku roztropności i czujności w życiu. Odkładamy na nieokreślony czas to, co powinno być wykonane teraz. Chrystus kieruje naszą uwagę na wymiar ostateczny naszego życia. Brak roztropności i czujności sprawia, że nie jesteśmy przygotowani na ostateczne spotkanie z Chrystusem. Każdy chrześcijanin, zgodnie ze swymi talentami ma wyznaczone zadanie do wykonania. Czekanie na Chrystusa ma być aktywnym rozwijaniem swoich talentów i wykorzystywaniem ich w służbie bliźniemu, w czasie ku temu najbardziej sposobnym. Jezus wskazuje także niektóre sprawy, które zagrażają postawie czujności: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask”. Wierny sługa jest skupiony na wypełnianiu woli Pana i wytrwałym oczekiwaniu Jego powrotu.

Przygotowujemy się na to spotkanie przez wierność i uczciwość w małych rzeczach, które ostatecznie składają się na całe nasze życie i wieczność. Dla ilustracji tego problemu posłużę się opowieścią o japońskim cesarzu, który zamówił u wybitnego malarza obraz przedstawiający ptaka. Mijały miesiące i lata a obraz był ciągle nienamalowany. W końcu zniecierpliwiony władca sam wybrał się do artysty i zażądał od niego wyjaśnienia tej zwłoki. Zamiast wyjaśnień malarz pokazał na sztalugach niezamalowane płótno. Zniecierpliwionego władcę artysta poprosił o kilka godzin zwłoki, a obraz będzie gotowy. I rzeczywiście w bardzo krótkim czasie namalował piękny obraz, prawdziwe dzieło sztuki. Cesarz był zauroczony obrazem i z ciekawości zapytał, dlaczego w takim razie artysta tak długo zwlekał. W odpowiedzi malarz pokazał bardzo szczegółowe szkice pióra, skrzydła, głowy i nóg ptaka. Następnie wyjaśnił, że te studyjne szkice zajęły wiele czasu, ale były konieczne, aby obraz zachwycał swym pięknem (Our Daily Bread). Możemy powiedzieć, że piękno naszej duszy, naszego życia zajaśnieje zbawczym blaskiem w chwili spotkania z Chrystusem, wtedy, gdy każdą chwilę, każdą czynność, nawet z pozoru błahą przesączymy obecnością Boga, który nadaje właściwy kształt wszystkim naszym poczynaniom.

Św. Paweł w liście do Koryntian pisze, że najlepiej można przygotować się do tego spotkania w bliskości i mocy Chrystusa: „On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym”. Chrześcijanin, żyjący w bliskości Jezusa z radością i spokojem oczekuje Jego powtórnego przyjścia. Święty Alfons Rodriguez przez swoją pobożność, pokorę, dobroć i chęć służenia bliźnim zyskał powszechny szacunek. Służąc bliźniemu miał świadomość, że służy samemu Chrystusowi. W czasie pełnienia funkcji furtiana w jednym z klasztorów, idąc do drzwi, aby je otworzyć dla przychodzących, mówił: „Idę Panie Jezu”. Obyśmy przez takie wychodzenie do bliźniego przygotowali się na ostateczne spotkanie z Chrystusem i wybiegając Mu na przeciw mogli z radością powiedzieć: „Idę Panie” (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).

BŁ. MAGDALENA MORANO 

Na początku adwentu słyszymy wezwanie do czujności. Mamy być gotowi na spotkanie z Chrystusem. Z pewnością nie chodzi tu w pierwszym rzędzie o przygotowania się na święta Bożego Narodzenia, które upamiętniają pierwsze przyjście Jezusa. Dzień tego świątecznego spotkania dobrze znamy. Zaś Ewangelia mówi o spotkaniu, którego daty nikt nie zna. Chodzi tu o spotkanie z Chrystusem w czasach ostatecznych, przy końcu świata. Jak on będzie wyglądał, możemy tylko snuć domysły. Łatwiej sobie wyobrazić nasz indywidualny koniec, który przyjdzie wraz z naszą śmiercią. Nie wiemy kiedy to nastąpi, dlatego winniśmy być gotowi o każdej porze na spotkanie. Adwent daje nam szansę takiego przygotowania. W polskiej tradycji, w tym okresie częściej sięgano po lekturę Żywotów Świętych. Budujące przykłady z życia świętych, chociaż nie zawsze możliwe do dosłownego naśladowania, warto poznawać, bo przybliżają nas do Boga i zachęcają do dobrego życia. Popatrzmy zatem jak wyglądała postawa czujności w życiu błogosławionej Magdaleny Morano.

Rodzina Morano należała do wpływowych rodów szlacheckich. Franciszek Morano popełnił mezalians, żeniąc się z piękną, ale ubogą tkaczką Katarzyną. Za to został pozbawiony przez ojca praw dziedziczenia tytułu szlacheckiego oraz dóbr rodzinnych. Aby zarobić na utrzymanie młodzi małżonkowie zajęli się handlem i tkactwem. Ubodzy materialnie, byli bogaci duchowo i to bogactwo starali się przekazać swoim ośmiorgu dzieciom. Szóstym z nich była Magdalena, która przyszła na świat 15 listopada 1847 r. Rok później wybucha wojna o niepodległość Italii. Franciszek zgłosił się do wojska. Walczył o wolność ojczyzny, a żołd jaki utrzymywał zapewniał rodzinie skromne środki do życia. Po sześciu latach, w roku 1854 Francesco opuścił wojsko i schorowany wrócił do domu. Rok później zmarł na gruźlicę. W niedługim czasie zmarła także najstarsza córka, 18- letnia Francesco. Rodzina stanęła teraz w obliczu nędzy materialnej. Zrozpaczoną matkę pocieszała wtedy ośmioletnia Magdalena: „Mamo, nie płacz. Ja ci pomogę”.

Magdalena przerwała podstawową szkołę i zajęła przy krośnie miejsce zmarłej siostry. Dzięki wsparciu, kuzyna matki, księdza Franciszka, Magdalena mogła znowu wrócić do szkoły. Gdy skończyła 10 lat przyjęła I Komunię św. W radość tego wydarzenia wpisał się smutny fakt śmierci siedmioletniego brata. Ważnym wydarzeniem w życiu 10-letniej Magdaleny było podjęcie nauczania w szkole pani Rosa Girola. Rosa, wkrótce zauważyła niezwykły talent pedagogiczny, mądrość i stateczność Magdaleny i powierzyła jej opiekę nad najmłodszymi dziećmi. Dzieci były zauroczone młodziutką, inteligentną, dobrą i mądrą opiekunką. Magdalenie spodobało się nauczanie, tak że sama zapragnęła zostać prawdziwą nauczycielką. Postanowiła zdobyć dyplom nauczycielski. Po jego uzyskaniu, władze miejskie w Montaldo zaoferowały 19-letniej nauczycielce pracę w szkole.

W Montaldo Magdalena całym sercem zaangażowała się w pracę dydaktyczno-wychowawczą. Robiła dla dzieci więcej aniżeli wymagały tego obowiązki nauczycielskie. Przez pogodę ducha, życzliwość i miły uśmiech, radość i zaangażowanie podbiła serca swoich wychowanków. Równolegle z nauczaniem pracowała nad pogłębieniem życia duchowego. Codziennie uczestniczyła we Mszy św., brała udział w różnych nabożeństwach. Uczyła dzieci katechizmu, angażowała się w życie parafialne. W roku 1877, po 11 latach pracy zaoszczędziła trochę pieniędzy i chcąc mamie sprawić radość kupiła niewielki domek z ogródkiem, kawałkiem pola i winnicą. Uradowana matka zasmuciła się, gdy Magdalena wyznała jej, że zamierza wstąpić do zakonu.

Magdalena zgłosiła się do dwóch zakonów, ale nie przyjęto jej z powodu wieku. Nie przyjmowano tam kobiet po trzydziestce. Magdalena nie rezygnowała. W roku 1878 udała się do Turynu, gdzie spotkała świętego ks. Jana Bosko, który przy pierwszym spotkaniu dostrzegł duchową głębię Magdaleny i jej zdolności pedagogiczne. Nie pytając o wiek przyjął ją 15 sierpnia 1878 roku do młodego zgromadzenia sióstr Córek Maryi Wspomożycielki. Pierwsze rekolekcje do nowicjuszek wygłosił sam ks. Bosko. Powiedział wtedy do nich: „Jest was na razie mało, lecz sytuacja się wnet zmieni. Będziecie miały tyle wychowanek i postulantek, że będą trudności z przydzieleniem im pracy”. Magdalena odbywając nowicjat uczyła w szkole. Podobnie jak wcześniej, przez swoją serdeczność, pobożność i mądrość zdobyła serca swych wychowanek, które w szkole czuły się, jak w domu. To wszystko jednak nie odrywało Magdaleny od szukania najgłębszego sensu życia. W czasie tych poszukiwań zapisała: „Szukaj prawdziwego pokoju nie na ziemi, ale w niebie, nie w stworzeniach, ale w Bogu. – Wszystko przemija. Czeka na nas niebo. – Ciężko ci pójść do tego zajęcia, spełnić to polecenie, przebaczyć? Pomyśl, kto cię posyła, pomyśl, kim jest ten, kto tego od ciebie oczekuje”.

4 września 1879 r. Magdalena złożyła pierwsze śluby zakonne, w rok później śluby wieczyste. 5 września 1881 r. wyjechała na Sycylię, gdzie zakładano trzeci dom sióstr. Pierwszą dziewczynką, jaką spotkała na Sycylii była Giuseppina, sześcioletnia sierota. Potem przybyło 11 innych bardzo biednych dzieci. Ludność miejscowa nie odnosiła się ze zbytnią sympatią do tych „obcych” sióstr. Jednak siostra Magdalena swoją postawą bardzo szybko zjednała sobie okolicznych mieszkańców. Przez cztery lata siostra Morano pracowała bez wytchnienia. Była dyrektorką domu, mistrzynią nowicjuszek, nauczycielką, katechetką, pomagała w zakrystii, w portierni, pralni, kuchni i piekarni. Praca sióstr wydała wspaniałe owoce. To czego dokonały nazwano „cudem sycylijskim”. Po czterech latach siostra Morano została przeniesiona do Turynu, gdzie organizowano zarząd zgromadzenia. Dom w Turynie stał się domem inspektorialnym, a siostra Morano jego przełożoną.

W niedługim czasie Magdalena wróciła na Sycylię, aby wspomóc zapracowane siostry. Powierzono jej funkcję dyrektorki i inspektorki sycylijskiej prowincji. Pozostała tu 18 lat, do końca swego życia. Pozostawiła po sobie wspaniałe dzieło. Tak owocna działalność była wynikiem głębokiej więzi z Chrystusem. Każdego ranka siostra Magdalena wstawała przed wszystkimi, odprawiała Drogę Krzyżową, a potem uczestniczyła w modlitwach z innymi siostrami, po czym zaczynała pracę, której oddawała się bez reszty. Pisała: „Na sądzie Bożym zdamy sprawę z dobra, które mogliśmy uczynić, a nie uczyniliśmy”. W roku 1900 wyczerpana pracą i podróżami matka Morano poważnie zapadła na zdrowiu. Lekarz stwierdził zaawansowaną chorobę nowotworową. W cierpieniu, matka Morano zachowała pogodę ducha i radość. Choroba czyniła postępy. Wysoka gorączka i bóle nie ustawały. Na współczucie sióstr odpowiadała: „Jezus cierpiał jeszcze więcej”.

Jeszcze długie lata matka Magdalena z pogodą ducha i uśmiechem na twarzy będzie znosić cierpienia. Z listu napisanego do chorej siostry dowiadujemy skąd czerpała moc do takiej postawy: „Próbuj i ty modlić się o łaskę cierpliwego i spokojnego dźwigania krzyża z dnia na dzień, biorąc go z rąk dobrego Jezusa, a nie od stworzeń. Zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Można się wypłakać wobec Jezusa, ale uczyniwszy to, trzeba trochę pocierpieć radośnie dla Jezusa”.

Dla Matki Morano czas „czuwania”, przygotowujący do spotkania z Chrystusem zakończył się rankiem 26 marca 1908 roku. Umierając szeptała: „Jezu, nie opuszczaj mnie! Wszystko, jak Ty chcesz!”. Ojciec św. Jan Paweł II ogłosił Magdalenę błogosławioną 5 listopada 1994 roku (z książki Wypłynęli na głębię).

NAJWAŻNIEJSZE SĄ WSPOMNIENIA

Kilka tygodni temu, w niedzielny poranek zadzwoniła do mnie pani Irena i zapłakanym głosem zapytała, czy mógłbym przyjechać do umierającej mamy. Wziąłem Najświętszy Sakrament i Święte Oleje i niezwłocznie ruszyłam w drogę. Po piętnastu minutach byłem na miejscu, przy łożu umierającej Kazimiery, wokół której stała zapłakana rodzina. Syn trzymał w dłoniach głowę umierającej mamy. Śp. Kazimiera odchodziła do Pana otoczona miłością rodziny, a Chrystus przez sakramentalną posługę otwierał dla niej drzwi wiecznej miłości i nieogarnionego światła. W drodze powrotnej oddałem się wspomnieniom. Śp. Kazimierę poznałem bliżej w czasie pielgrzymek do miejsc świętych. Na trwałe zapisują się w pamięci takie momenty pielgrzymkowe, jak dotknięcie skały na Golgocie, na którą spływała zbawcza krew Chrystusa. W ostatnich miesiącach życia śp. Kazimiera, zmagając się z nieuleczalną chorobą przechodziła swoją Golgotę. W dźwiganiu krzyża towarzyszyła jej rodzina. W czasie pierwszopiątkowej Komunii św. prawie zawsze był mąż śp. Kazimiery i córka. Zapewne te trudne dni dźwigania krzyża i odejścia do Pana zapiszą się także pogodnym wspomnieniem miłości, która w swoim czasie przybierała kształt konkretnego czynu. Wspomnienie dzieł miłości i dobra otwiera dla nas bramy nieba, bo dla Boga, który jest Panem czasu, każde piękne wspomnienie pozostaje na zawsze pulsującym pięknem i dobrem i tego doświadczymy, gdy sami staniemy przed Panem. 

Gdy jechałem do domu śp. Kazimiery mijałem znajomych i bliskich mi ludzi, którzy zdążali na Mszę św. do kościoła św. Krzyża. Gdy patrzyłem na ich twarze odżywały piękne wspomnienia konkretnych dzieł, które wspólnie tworzyliśmy. Powracały wspomnienia rozśpiewanych zespołów muzycznych Te Deum, Gaudate, Ton, Masterki, nocnych czuwań, rozpraszających modlitwą ciemność nocy, początki nabożeństw, wypraszających dla nas Boże Miłosierdzie, pielgrzymek, umacniających i pogłębiających wiarę, fatimskiego powrotu z figurą Matki Bożej, która procesjonalnie wychodzi teraz na ulice miasta, aby wzywać swoje dzieci do nawrócenia i modlitwy, Kółek Różańcowych, które jak szańcem otaczają rodziny i parafię przeciw zakusom zła. Powracały wspomnienia związane z Polską Szkołą, w której troska o polskie dziedzictwo miała także ewangeliczny wymiar, festiwali kultury polskiej i festynów dla dzieci, który budowały wspólnotę wokół wartości patriotycznych i religijnych. W nieprzeliczonej liczbie powracały wspomnienia chwil, kiedy woda chrzcielna spływała na głowę dziecka, a my zgromadzeni dziękowali Bogu za życie, które w tym świętym obrzędzie nabierało wymiaru zbawczej wieczności, wspomnienia ślubowań małżeńskich, kiedy to miłość ludzka splatała się z miłością bożą i łzami wzruszenia spływała po policzkach. Powracały także trudne wspomnienia, kiedy to zalegającą ciemność przy trumnie rozświetlał tylko paschał, przypominający Chrystusa, który jest naszym zmartwychwstaniem. Tych wspomnień były tysiące, są to piękne wspomnienia, z którymi kiedyś staniemy przed Bogiem i wtedy nie będą one wspomnieniami, tylko realną rzeczywistością piękna i dobra, której Bóg przyda najdoskonalszego kształtu i wymiaru wieczności. Bogaci w piękne i dobre wspomnienia możemy powtarzać za św. Pawłem: „Nieustannie dziękuję mojemu Bogu za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym”.

Bogaci w dobre i piękne wspomnienia wierzymy, że staniemy przed Bogiem, jak pisze św. Paweł: „bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Jednak oprócz tych dobrych wspomnień są i złe. Nie da się ich wymazać z pamięci. I tego czynić nie trzeba, bo nawet gdyby nam się to udało, to i tak z tą rzeczywistością staniemy przed Bogiem. Złe wspomnienia trzeba ze skruchą zawierzyć Bożemu Miłosierdziu i tam szukać wybaczenia i pokoju. Prorok Izajasz mówi: „My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata. My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher. Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie. Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy. A jednak, Panie, Tyś naszym ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. My wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich”. Bóg wyzwoli nas z mocy złych wspomnień, tylko trzeba zawierzyć Miłosierdziu Bożemu, a wtedy Bóg poprowadzi nas ku dobrym wspomnieniom, które staną się drogą świętości, o której św. Jan Paweł II pisze: „Jeżeli pragniesz rozpocząć tę niesamowitą przygodę, jaką jest pójście drogą do świętości, to najpierw idź do spowiedzi, wyznaj wszystkie swoje grzechy, a po przyjęciu Komunii św. powiedz Jezusowi, że pragniesz iść razem z Nim przez życie, aby cię uczył kochać, wyzwalał z egoizmu, przemieniał i czynił świętym”.

Rozpoczynający się Adwent jest nie tylko wezwaniem do korzystania z miłosierdzia Bożego, ale przede wszystkim wezwanie do nawrócenia, przemiany życia , tak aby każdy dzień zapisywał tylko dobre wspomnienia. Nie wiemy, kiedy śmierć przerwie nam pisanie naszego pamiętnika i stawi nas przed Bogiem. Musimy być zatem czujni i przygotowani na ten dzień. Chrystus w Ewangelii na pierwszą niedzielę Adwentu mówi: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”. To ewangeliczne wezwanie do czujności rozbrzmiewa szczególnie w okresie Adwentu, który nie jest tylko przygotowaniem do Bożego Narodzenia, ale przede wszystkim przygotowaniem na ostateczne przyjście Chrystusa w chwale na końcu dziejów.

Obecnie, ewangeliczne wezwanie do czujności adwentowej przypominam sobie i wiernym przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej w głównym ołtarzu, w świątyni po Jej wezwaniem. To mnie natchnęło, aby adwentowe wezwanie do czujności rozważyć razem ze św. Janem Pawłem II, który na Jasnej Górze, przed obliczem Matki Bożej Częstochowskiej, w czasie Apelu Jasnogórskiego kierował swoje słowa do młodzieży: „Co to znaczy: ‘czuwam’? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszać, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy się łatwo z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza jeżeli tak postępują inni. Czuwam – to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. Czuwam – to znaczy: miłość bliźniego – to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność” (Kurier Plus, 2014).

NIE PRZEŚPIJ NAJWAŻNIEJSZEGO

Podziwiamy, a nieraz zazdrościmy ludziom, którym według nas wszystko wychodzi i osiągnęli sukces. Zapewne do ludzi sukcesu należy brytyjski miliarder Richard Branson, który fascynuje ludzi nie tyle bogactwem co swoją osobowością. Mimo ogromnego sukcesu jaki odniósł w życiu, cechują go niezwykła szczerość, uczciwość i pokora. Branson jest wrażliwy na ludzką biedę. W maju 2008 roku wybudował i wyposażył nową szkołę w Masai Mara w Kenii. W książce „Zaryzykuj – Zrób to. Lekcje Życia” daje dziesięć rad jak owocnie i szczęśliwie przeżyć życie, wykorzystując swoje talenty.

1. Uwierz, że jest to możliwe. „Nigdy nie mówię, że nie mogę czegoś zrobić tylko dlatego, że nie wiem jak. Po prostu próbuję. Nie pozwalam, aby coś mnie powstrzymywało.”

2. Miej cele. „Jeżeli jest coś, co naprawdę chcesz zrobić, zrób to! Jakikolwiek jest twój cel bądź pewien, że nigdy go nie osiągniesz, jeżeli nie pokonasz strachu i nie odbijesz od brzegu.”

3. Bądź odważny. „Jeżeli masz jakieś marzenie, podążaj za nim. Bądź świadomy, że ryzyko jest czasem trudne do przewidzenia, ale pamiętaj – jeśli chcesz wygodnego życia, to nigdy nie będziesz wiedział, jak smakuje zwycięstwo.”

4. Nigdy się nie poddawaj. „Stawiaj sobie wyzwania, a będziesz się rozwijać. Twoje życie się zmieni, twoje myślenie się zmieni. Nie zawsze łatwo jest osiągać cele, ale to nie jest powód, żeby się poddawać.”

5. Bądź zawsze dobrze przygotowany. „Zawsze mówię ludziom, że jeżeli chcą coś zrobić dobrze, muszą się najpierw dobrze przygotować.”

6. Wierz w siebie. „Sukces to coś więcej niż łut szczęścia. Musisz wierzyć w siebie i sprawić, żeby stał się on twoim udziałem. Dzięki temu również inni będą ci ufać.”

7. Nie oglądaj się wstecz. „Gdy już zdecydowałeś, aby coś zrobić, nigdy tego nie żałuj, nie oglądaj się za siebie. Czasami wygrywamy, innym razem przegrywamy. Ciesz się ze zwycięstw i nie żałuj, jeśli prze grasz. Przeszłości i tak nie zmienisz, ale możesz się z niej uczyć.”

8. Bądź uczciwy. „Jeśli zaczynałbyś swój biznes i zapytał mnie o jedną radę powiedziałbym, ‘Bądź uczciwy we wszystkim co robisz. Nastaw się na zwycięstwo, ale nie oszukuj”. Nigdy nie rób niczego, co nie pozwoli ci spokojnie spać w nocy”.

9. Dbaj o bliskich i pomagaj innym. „Gdyby ktoś zapytał co jest dla mnie najważniejsze, odpowiem zawsze, że rodzina. Bez wsparcia rodziny i przyjaciół nie osiągnąłbym tyle ile udało mi się osiągnąć.”

10. Zmieniaj świat na lepsze, nawet jeśli ma to być tylko maleńka kropla w morzu. „Zostałem wychowany w przeświadczeniu, że mogę zmieniać rzeczywistość. Wierzę, że jest naszym obowiązkiem pomaganie innymi i czynienie dobra zawsze, kiedy tylko możemy. Skala tej zmiany nie ma znaczenia; ludzie mają znaczenie.”

Z pewnością powyższe rady mogą być pożyteczne w ziemskim spełnieniu, a niektóre z nich mogą pomóc nam w osiągnięciu ostatecznego celu życia, który wyznacza Bóg, udzielając nam swojej wieczności. W dążeniu do ostatecznego celu nie kroczymy po omacku. Bóg rozświetla naszą drogę swoimi przykazaniami i radami, aby jak najbezpieczniej i najszczęśliwiej dotrzeć do tego celu. Jednak człowiek znając cel, znając drogę, bardzo często ulega słabości, ulega złu. Kilkaset lat przed narodzeniem Chrystusa prorok Izajasz wołał: „Ty, Panie, jesteś naszym ojcem, odkupiciel nasz – to Twoje imię odwieczne. Czemu, o Panie, pozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serca nasze stają się nieczułe na bojaźń przed Tobą? Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi i na pokolenia Twojego dziedzictwa. Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił – przed Tobą zatrzęsłyby się góry”. Nad Betlejem Bóg rozdarł niebiosa i zstąpił na ziemię w Jezusie Chrystusie, aby zaradzić naszej grzeszności i obdarzyć nas łaską wybaczenia i zbawienia. Zaś św. Paweł w Liście do Koryntian z drugiego czytania pisze jakie łaski otrzymujemy w Chrystusie: „W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was. Nie doznajecie tedy braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego, Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego, Jezusa Chrystusa”. W Chrystusie otrzymujemy wszystko, co jest konieczne, aby osiągnąć nie tylko „sukces” doczesny, ale przede wszystkim wieczny, którym jest nasze zbawienie.

Chrystus w Ewangelii na dzisiejszą niedzielę przypomina nam, że w tym przygotowaniu nie możemy zmarnować ani jednej chwili, mamy podążać za Nim całe nasze życie. A uświadamia nam to, mówiąc: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie!” Łacińskie słowo vigilate znaczy tyle co uważajcie, czuwajcie. Tym słowem starożytni Rzymianie nazywali trzy części, na jakie była podzielona noc przy zmianie warty żołnierzy i strażników. Chrześcijanie terminem wigilia określają czas przygotowania do większych uroczystości, przygotowania przez modlitwę i post. To określenie używane jest także w życiu codziennym. Mówi się o czuwaniu nad cenami poprzez ich kontrolowanie, o zaostrzeniu czujności wobec zagrożenia terrorystycznego i tak dalej. Termin vigilare nie oznacza w pierwszym rzędzie powstrzymania się od snu, ale nadzorowanie, trwanie w gotowości, bycie przygotowanym, by nie dać się zaskoczyć przez nadchodzące wydarzenia.

W Ewangelii słowo „czuwać” związane jest z innymi czasownikami, które ukazują głębsze znaczenie czuwania: „Czuwajcie i bądźcie uważni”, „Czuwajcie, by nie ulec pokusie”, „Czuwajcie i módlcie się”, „Czuwajcie i bądźcie trzeźwi”, „Czuwajcie i bądźcie gotowi”. Mamy być gotowi na powtórne przyjście Chrystusa na końcu świata. Niekoniecznie musi to oznaczać koniec świata w wymiarze kosmicznym, bo prawdopodobnie takiego nie doczekamy, ale na pewno doczekamy naszego osobistego końca świata, kiedy ziemskie światła zagasną w naszych oczach, a zgromadzeni przy nas będą prosić o inne światło: „A światłość wiekuista niechaj mu świeci”. Tą światłością będzie Chrystus, który wyjdzie na nasze spotkanie. A na to spotkanie winniśmy być przygotowani przez czujność, do której wzywa nas Chrystus. To czuwanie nie polega na bezczynności, pozostawieniu spraw ich własnemu biegowi, ucieczce przed życiem, na które składa się codzienność. Czuwanie wyraża się w odpowiedzialnym wypełnianiu zadań i obowiązków. W wierności poleceniom Chrystusa i jego przykazaniom.

Radosne oczekiwanie dnia Bożego Narodzenia oraz pełne nadziei i głębokiego pokoju adwentowe dni upewniają nas, że nasze oczekiwanie na ostateczne spotkanie z Chrystusem może być pełne pokoju i radości. Przepiękne dekoracje, zwyczaje bożonarodzeniowe i kolędy mogą pobrzmiewać radością w naszej duszy każdego dnia, który odchodząc przybliża nas do ostatecznego spotkania z Chrystusem. Zewnętrzne piękno adwentowych przygotowań przesączone duchowym nawróceniem, dobrem i miłością przygotuje nas na dzień Bożego Narodzenia, które po raz kolejny wpisywać się będzie najcudowniejszymi zgłoskami w naszą nadzieję spotkania Chrystusa w czasach ostatecznych (Kurier Plus 2017).

USŁYSZEĆ PIEŚŃ ZBAWIENIA

Na paradzie z racji Dnia Dziękczynienia na ulicach Manhattanu pojawia się św. Mikołaj, zapowiadając tak zwany okres świąteczny. Dla mnie jako dziecka, dzień św. Mikołaja, wypadający 6 grudnia był radosnym dniem prezentów i jeszcze radośniejszą zapowiedzią zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Na nasze dziecięce pytanie, skąd przychodzi św. Mikołaj słyszeliśmy odpowiedź- z nieba. A że odwiedzał nas zimą, często na saniach to mówiono, w konwencji świeckiej, że przyjechał ze swojego domu gdzieś tam za kołem polarnym. Dla potrzeb turystyki zbudowano wiele domów św. Mikołaja. Jeden z nich jest na Alasce.  W roku 1952 roku Con Miller rozpoczął budowę nowego sklepu. Pewnego dnia, gdy ciężko pracował przy budowie podszedł do niego chłopiec, który znał go ze sklepu i powiedział: „Dzień Dobry Święty Mikołaju! Czy budujesz dla siebie nowy dom?” Miller zainspirowany tym pytaniem nazwał nowy sklep „Dom Świętego Mikołaja!” Dzisiaj trudno sobie wyobrazić św. Mikołaja bez jego handlowego domu. W okresie świątecznym prawie wszystkie sklepy przeobrażają się w domy św. Mikołaja. Nieraz cały ten handlowy harmider utrudnia zgłębienie duchowego wymiaru Adwentu, który przygotowuje nas nie tyle do zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, ile do spotkania z Chrystusem w czasach ostatecznych.

Wybierzmy się zatem do innego miejsce na Alasce, którego obraz może być inspiracją co do sposobu adwentowego przygotowania się do Świąt Bożego Narodzenia i do spotkania z Chrystusem w czasach eschatologicznych. Jest nim Zatoka Alaska. Ciekawym przedstawicielem fauny wód tej zatoki jest gatunek wieloryba, pływacz szary. Każdego roku zatoka wypełniona jest setkami statków wycieczkowych i łodzi obserwujących wieloryby. W tym pandemicznym roku, przy prawie zerowym poziomie turystyki zamiast ciągłego warkotu łodzi, rozgwaru ludzi można wyraźnie usłyszeć śpiew wielorybów. Nie tylko śpiewają ale także więcej odpoczywają, udzielają się towarzysko i rośnie ich populacja. Dr Michelle Fournet, dyrektor Sound Science Research Collective, od dziesięciu lat „słucha” niesamowitych wielorybich śpiewów i nigdy nie brzmiały tak pięknie i donośnie jak tego pandemicznego lata. Dr Fournet dodaje „Po raz pierwszy w historii ludzkości mieliśmy technologiczną zdolność słuchania tych wielorybów bez ingerencji człowieka. Chociaż nie jesteśmy teraz na oceanie, wieloryby wciąż tam są. . . i to jest bardzo pocieszające”.

Ks. Henri Nouwen, autor ponad 40 książek z zakresu duchowości, które są cenione zarówno przez katolików, jak i protestantów napisał. „Nasze życie jest ciągłym Adwentem, Adwentem, w którym ‘Pan przychodzi, zawsze przychodzi. Kiedy będziesz miał uszy do słuchania i oczy do patrzenia, rozpoznasz go w każdym momencie swojego życia. Życie jest Adwentem; życie jest uznaniem przyjścia Pana”. Aby usłyszeć adwentowe wezwanie Jezusa do czujności potrzebne jest wyciszenie, jak potrzebne było w zatoce, aby usłyszeć śpiew wielorybów. Wewnętrzne wyciszenie jest warunkiem dobrej modlitwy. Modlitwa jest dialogiem, w której Bóg zaprasza nas do słuchania Jego słów. W modlitwie jest miejsce na nasze słowo, ale nie ono w tym momencie jest najważniejsze. Najważniejsze jest słowo boże, co Bóg mówi do mnie, czego oczekuje ode mnie? Słowo Boże może być tłamszone przez niewłaściwe relacje międzyludzkie pełne brutalności, wszelkiego rodzaju przemocy. Mamy za sobą kampanię wyborczą na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ile tam było nacisków i manipulacji psychiką ludzką, hałaśliwych, chaotycznych, obelżywych, brutalnych słów. To co miało miejsce w tej kampanii może się przydarzyć na mniejszą skalę w naszym życiu. W takim rozgardiaszu trudno usłyszeć wezwanie Chrystusa do czujności. Czujność jest konieczna, abyśmy nie przespali momentu przyjścia Chytrusa do nas w czasach ostatecznych. Do tej czujności najbardziej nas przygotowuje budowanie i zachowanie trwałej i żywej relacji z Chrystusem. Bez ożywiania tej relacji traci się duchową świeżość, traci się zdolność pokonywania trudności, unikania błędów czy przetrwania życiowych zawirowań. Nasze czuwanie musi się wiązać z aktywną wiernością swojemu powołaniu i wyznaczonym zadaniom.

W pierwszym czytaniu słyszymy słowa: „Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie. Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami i oddałeś nas w moc naszej winy. A jednak, Panie, Ty jesteś naszym ojcem. My jesteśmy gliną, a Ty naszym Twórcą. Wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich”. Prorok Izajasz pisze, że ludzie nie wzywali imienia Boga, dlatego On skrył się przed nimi. Jeśli ciągle nie szukamy Boga łatwo możemy Go stracić i powiedzieć, że Go nie ma. A nieraz szukamy Boga tam, gdzie nie można Go spotkać, jak w poniższej anegdocie. Omar, wytwórca świec bardzo gorączkowo szukał czegoś na trawniku przed domem. Zauważył to sąsiad i zapytał: „Omarze, czego szukasz? „Zgubiłem portfel i próbuję go znaleźć”-odpowiada. Przyjaciel chce mu pomóc, pytając: „A gdzie go zgubiłeś?” „W domu, w mojej sypialni” – odpowiada Omar. „To, dlaczego nie szukasz go tam?” „Tam jest bardzo ciemno. O wiele przyjemniej i łatwiej szukać tutaj w pełnym blasku słońca” – odpowiedział Omar.

Często szukamy Boga w świecie beztroski, powodzenia. Możemy Go znaleźć i tutaj, ale często i nie bez powodu Bóg czeka na nas nie tyle w szczęśliwych momentach, ile w trudnych dniach osamotnienia, gdy ciemność zamyka horyzont naszego życia. Wtedy zaczynamy się zastanawiać i wątpić nie tylko w przyszłość, ale także teraźniejszość. Zaczynamy się po prostu modlić i na tej drodze pełniej odnajdujemy Boga. Dla nas wszystkich obecny rok jest niejako pandemicznym Adwentem, czekaniem aż się to wszystko skończy. Ten czas czekania dla wielu z nas był czasem dobrych przemian i nawrócenia. Niejednokrotnie był on czasem umocnienia więzi rodzinnych, docenienia pracy ludzi tak koniecznej do normalnego funkcjonowania. Do tej pory może tego nie zauważaliśmy. Zrozumieliśmy jak bardzo potrzebujemy wspólnej Mszy św., jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem i nie możemy się doczekać, kiedy normalnie będziemy mogli się spotykać, a nie przez Zoom lub Skype.

W czasie liturgicznego przygotowania adwentowego towarzyszyć będzie nam wieniec adwentowy, który jest symbolem naszego duchowego przygotowania. Słowa modlitwy poświęcenia wieńca adwentowego wprowadzają nas w atmosferę radosnego, pełnego czujności oczekiwania na przyjście Pana: „Prośmy teraz Pana Boga, aby raczył pobłogosławić ten wieniec adwentowy, który będzie nam przypominać o potrzebie czuwania i o tym, że Chrystus jest naszym Światłem. Panie Boże, pobłogosław ten wieniec i wzbudź w nas tęsknotę osiągnięcia niewiędnącego wieńca chwały w Twoim Królestwie. Spraw, abyśmy modląc się przy nim, dobrze przygotowali swoje serca na przyjście Chrystusa, który z Tobą żyje i króluje w jedności z Duchem”.

W niedziele Adwentu zapalamy kolejne świece, tak że w ostatnią niedzielę adwentu płonie ich cztery. Niech to potęgujące się światło na wieńcu adwentowym staje się rzeczywistością naszych serc, w których w miarę zbliżania się świąt będzie coraz więcej bożego światła dobra i miłości ( Kurier Plus, 2020)

Adwentowa czujność

Kolejny Adwent przywołuje na pamięć adwentowe wspomnienia minionych lat. Najbardziej radosne to te z lat beztroskiego dzieciństwa, wypełnione radością zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Adwentowa radość spływała z nieba wraz z wirującymi płatkami białego śniegu. Bożonarodzeniowy krajobraz moich rodzinnych stron malował biały puszysty śnieg. Dlatego też pierwsze pałatki śniegu kojarzyły się nam dzieciom ze świętami Bożego Narodzenia. Grudniowym porankiem podbiegaliśmy do okna, aby sprawdzić, czy już spadł śnieg. Aż przychodził poranek, kiedy przez okno dostrzegaliśmy świat zasypany nieskazitelnie białym śniegiem, który zakrywał szarość jesieni. Wszystko wokoło przykryte było białą czapą śniegu. Krajobraz jak z zaczarowanych bajek Andersena. Idealne tło dla oczekiwanych wydarzeń, które nie były bajką, ale rzeczywistością mocno osadzoną w historii.

Pośród takiej scenerii, skoro świt zdążaliśmy do kościoła na Roraty, gdzie to zewnętrzne przygotowanie do świąt przez przyrodę było pogłębiane o nadprzyrodzony wymiar. O którym mówiły świece na wieńcu adwentowym, przystrojona zielonym mirtem i niebieską wstążką świeca roratnia i przesączone tęsknotą pieśni adwentowe: „Głos wdzięczny z Nieba wychodzi, / Gwiazdę k’nam nową wywodzi, / Która rozświeca ciemności, / I odkrywa nasze złości. / Z różdżki Jesse kwiat zakwita, / Który zbawieniem świat wita, / Pan Bóg zesłał Syna swego, / Przed wieki narodzonego. / Ojcowie tego czekali, / Tego Prorocy żądali, / Tego Bóg światu miał zjawić, / Od śmierci człeka wybawić”.

Powyższa adwentowa atmosfera przygotowuje nas do przeżycia Adwentu w pierwszym jego wymiarze tj. owocnego przeżycia spotkania z Jezusem w czasie świąt Bożego Narodzenia. Ten Adwent trwa cztery tygodnie. Jest to wystarczający czas, aby przygotować się do tych świąt zewnętrznie przez różnego rodzaju bożonarodzeniowe dekoracje. Jednak najważniejsze jest przygotowanie duchowe. Dawniej temu przygotowaniu towarzyszył post, powstrzymywanie się od hucznych zabaw. Dzisiaj nie ma takich wymogów, ale pozostał duch wewnętrznego skupienia, wzmożonej modlitwy, rąk życzliwie wyciągniętych do bliźniego. To przygotowanie najczęściej jest zwieńczone sakramentem pojednania, który otwiera przed nami wspólnotę miłości Boga i bliźniego. Przygotowanie do przeżycia Adwentu w pierwszym wymiarze staje się stopniem do przeżycia Adwentu w drugim wymiarze, wymiarze całego życia o czym mówi dzisiejsza Ewangelia. Tych stopni mamy wiele za sobą, nie wiemy ile nam jeszcze zostało, a zupełną tajemnicą jest ostatni stopień.

Jest także trzeci wymiar Adwentu, który możemy nazwać historycznym. Przychodzi on do nas wspomnieniem czekania Narodu Wybranego na zapowiadanego Mesjasza. W pierwszym czytaniu prorok Izajasz, zwany piątym ewangelistą pisze o tym: „On będzie rozjemcą pomiędzy ludami i sędzią dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny”. Ten historyczny Adwent dopełnił się, gdy nad Betlejem aniołowie ogłosili narodzenie Jezusa. Słowa Izajasza „Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy” wyryte są na spiżowym pomniku stojącym na terenie ONZ-tu w Nowym Jorku. Pomnik przedstawia muskularnego mężczyznę z młotem w reku, który przekuwa miecz na lemiesz. Fundatorem tego pomnika był Związek Radziecki, którego spadkobiercy palą i mordują swoich sąsiadów i podżegają do wielu innych wojen. Jakże puste są słowa, których nie dopełnia czyn.

Jak wcześniej wspomniałem, dobre przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia staje się stopniem przygotowania na ostateczne spotkanie z Chrystusem w chwili naszej śmierci. Nie wiemy kiedy staniemy na tym ostatnim stopniu dlatego Chrystus przypomina nam w Ewangelii: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie”. Taki ostrzegawczo-karcący ton nie wszystkim się podoba, nawet gdy pochodzi od samego Boga. Z tego powodu słowo Chrystusa „czuwajcie!” przyjmowane jest nieraz z oporem albo puszczane mimo uszu, aby nas nie niepokoiły i nie spędzały snu z oczu. Chrystusowi nie chodzi o straszenie i niepokojenie nas. On wzywa do piękniejszego i pełniejszego życia, do świętości a to związane jest z nawróceniem. Czuwajmy, aby nie zmarnować życia – tego, tu na ziemi i tego wiecznego, które na ziemi się zaczyna.

Poniższa historia może być inspiracją w naszym przygotowani adwentowym. W niewielkim miasteczku Lewiston stanie Maine miała miejsce tragedia, która zaszokowała jego mieszkańców. Bandyta zastrzelił 18 osób, najpierw w kręgielni, a następnie w pobliskiej tawernie. Ofiary były w różnym wieku, w tym także dzieci. Jedną z ofiar był Joseph Walker, menadżer tawerny. Kiedy zabójca z bronią w ręku wszedł do tawerny, Walker ruszył za nim z nożem, próbując go powstrzymać, ale nie zdążył. Kule mordercy pozbawiły go życia. Miał 57 lat, był ojcem i dziadkiem.

Następnego dnia ojciec Josepha Walkera w emocjonalnym wywiadzie powiedział w telewizji CNN: „Gdyby zabójca był wtedy przy zdrowych zmysłach, sądzę, że byłaby uczciwym człowiekiem, jak każdy z nas. Po prostu nie mogę go nienawidzić. Nie możesz żyć na tym świecie, nienawidząc ludzi. Jeśli to zrobisz, to będzie się to zdarzać coraz częściej. Jeśli nienawidzisz, to ta nienawiść doprowadzi cię do szaleństwa. Zaczniesz krzywdzić ludzi. Jestem pewien, że ten człowiek nie urodził się jako morderca. Jestem pewien, że jego ojciec i matka nigdy by nie uwierzyli, że coś takiego uczyni. Wszystko, co mogę powiedzieć, to to, że jest mi przykro, że nam się to przydarzyło. Przykro mi także z powodu tego, co z nim się stanie. Nienawiść nigdy nie zwróci mojego syna. Bóg zwycięży.”

W tę pierwszą niedzielę Adwentu Jezus wzywa nas aby negatywne uczucia i złe czyny nie zwyciężyły w nas. Aby sprostać temu wezwaniu winniśmy być czujni w bliskości Boga (Kurier Plus, 2023).