|

8 niedziela zwykła. Rok B

POST                       

Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Jezusa i pytali: „Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?”  Jezus im odpowiedział: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć.  Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze część ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków” (Mk 2,18-22).

W najnowszym wydaniu „Nowej encyklopedii powszechnej PWN-u” nie znajdziemy hasła „post”. Jest to duże niedopatrzenie autorów tego dzieła. Ale może to być także znakiem dzisiejszych czasów. Człowiek współczesny powstrzymuje się często od spożywania pokarmów, picia napojów ze względu na zdrowie fizyczne, czy też wygląd. Nie nazywa tego jednak postem tylko dietą odchudzającą. Niektórzy stosują tak drastyczne metody odchudzania, że konieczna jest interwencja lekarza, aby odchudzający nie zamorzył się na śmierć. Najczęściej jednak odchudzający się wybierają drogę, której sens oddaje polskie porzekadło: „Aby wilk był syty i owca cała”, tzn. jeść bez umiaru i nie utyć. Służą temu całe półki produktów, które nie zawierają grama białka, tłuszczu, cukru i prawie zero kalorii. A zatem można bezkarnie pochłaniać ogromne ilości pokarmów i napojów. Nie wiem jednak czy bezkarnie. Chyba jest to niemożliwe, „aby wilk był syty i owca cała.” Z drugiej strony to dietetyczne szaleństwa to krzycząca niesprawiedliwość współczesnego świata, gdzie większa część ludzkości szuka odrobiny białka, tłuszczu, cukru, aby tylko przeżyć do jutra.

Człowiek zawsze, z różnych względów, powstrzymywał się od spożywania pokarmów. Starożytni Egipcjanie pościli, aby wyglądać młodo. Starożytni Grecy- aby zachować psychiczną sprawność. Indianie – aby pokazać odwagę. Rosyjscy malarze ikon pościli, aby lepiej wyeksponować mistyczny aspekt malowanych obrazów. Inny był motyw postu uczniów Jana Chrzciciela. I tylko ten ostatni mieści się w definicji postu, jaką możemy wyczytać w Słowniku teologicznym: „Post- powstrzymanie się od jedzenia niektórych potraw oraz czasowe ograniczenie ilości spożycia z motywów religijno- moralnych. Stanowi ono wyraz postawy pokutnej chrześcijanina. Zachowanie postu jest przejawem duchowej przemiany i aktem cnoty umiarkowania.” A zatem racje religijno- moralne są zasadniczym motywem postu, a wszystkie inne jak; zachowanie sprawności fizycznej, umysłowej itp. są czymś wtórnym.

Izraelici podejmowali post z racji przebłagania za grzechy w Dniu Przebłagania, śmierci kogoś bliskiego i przygotowania się na bliskie przybycie Mesjasza i Królestwa Bożego. Ewangelia nie mówi, dlaczego uczniowie Jana Chrzciciela pościli. Jednak uwzględniając szerszy kontekst możemy się domyślać, że w ten sposób przygotowywali się oni na przyjście Mesjasza i jego Królestwa. Wraz z przyjściem Jezusa, w pewnym sensie ta racja postu stała się nieaktualna. Dlatego Chrystus na zarzut, dlaczego uczniowie Jana poszczą a Jego nie, odpowiada: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć jak długo pana młodego mają u siebie.” Zaślubiny są obrazem związku Narodu Wybranego z Bogiem. Przyjście Mesjasza to niespotykane do tej pory zbliżenie się Boga do człowieka. Jest to czas wesela, czas zaślubin Boga z ludem. Religia, a więc to wszystko, co zawiera się w relacji Bóg- człowiek nabiera nowego kształtu. Domaga się także nowych form wyrażania wiary, bo stare nie są w stanie ich pomieścić. Dlatego Chrystus mówi: „Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie i bukłaki.” Ten, kto tego nie zauważa i chce Ewangelię zawrzeć w starych formach, dawnych przepisach religijnych, w tym także postnych, jest podobny do tego, kto nowe wino wlewa do starych bukłaków. Stare bukłaki nie wytrzymują fermentacji nowego wina i pękają.

Jaki zatem jest sens postu po tym niepowtarzalnym wydarzeniu, jakim było narodzenie Jezusa w Betlejem? Mimo zstąpienia Boga na ziemię, człowiek nadal pozostał poszukiwaczem Boga. Szuka Go i odnajduje na różne sposoby. Post, w tym szukaniu odgrywa bardzo ważną rolę. Chroni nas przed przecenianiem wartości materialnych, otwiera na wartości duchowe i uczy wyrzeczenia, które jest nieodzowne w zdobywaniu wartości wyższych (z książki Ku wolności).

RADOŚĆ W BLISKOŚCI BOGA

Tak mówi Pan: „Wyprowadzę oblubienicę na pustynię i przemówię do jej serca. I tam odpowie Mi jak w dniu, w którym wychodziła z ziemi egipskiej. I poślubię cię sobie na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana” (Oz 2, 16b. 17b. 21-22).

Jedną z najpiękniejszych wspólnych chwil życia dwojga ludzi jest uroczystość małżeńskich zaślubin. Szczęśliwi, z uśmiechem radości na twarzy, patrząc sobie w oczy z absolutną pewnością i determinacją powtarzają: „Ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. W akcie zaślubin ofiarują sobie najpiękniejszy dar jaki może jeden człowiek dać drugiemu, dar miłości. Absolutna wierność tej miłości i dbanie o nią to źródło szczęścia małżeńskiego. Nieraz jednak zapominamy jak cenny posiadamy skarb. Zaniedbujemy miłość i gdzieś po drodze ją gubimy. Nieraz trzeba daleko odejść od pierwszych porywów miłości, aby doświadczyć pustki i uczucia utraty czegoś bardzo ważnego. Doznał tego młody mężczyzna, który pewnego dnia poprosił mnie o rozmowę. Wyglądał na bardzo przygnębionego. Okazało się, że ma policyjny zakaz zbliżania się do swojej żony i dzieci. Leszek, tak miał na imię ten mężczyzna szukał u mnie wsparcia duchowego jak i też pośrednictwa między nim a żoną.  Nie mógł sobie wydarować, że utracił rodzinę, utracił miłość. Winił samego siebie za zaistniałą sytuację. Żona, osoba bardzo wierząca chciała wziąć ślub w kościele, ale on daleki od wiary nie chciał o tym słyszeć. Potrafił nawet kpić z praktyk religijnych żony. Sięgał też często po alkohol. Robił w domu awantury, a nawet podniósł rękę na swoją żonę. Po kilku latach tej szarpaniny żona zdecydowała się na drodze prawnej szukać ochrony siebie i dzieci przed agresją męża. Leszek dopiero teraz uświadomił sobie co stracił. Zobaczył, że jego życie nie ma sensu. Chciał wszystko naprawić. Powiedział, że jest gotów na zmianę swojego życia, aby tylko odzyskać miłość żony i wrócić do rodziny. Rozmawiałem z żoną Leszka. Nie wyklucza ona pojednania z mężem i wzięcia ślubu kościelnego, na który godzi się teraz Leszek. Jednak obecnie jest to niemożliwe. Mówi, że mąż zabił w niej uczucie miłości. Ma jednak nadzieję, że miłość może się odrodzić. Jednak dzisiaj lęka się męża. Mówi, że potrzebuje więcej czasu, aby uporać się z strachem przed mężem i innymi negatywnymi uczuciami. Leszek godzi się i czeka z nadzieją, że wszystko da się naprawić. Jak będzie, czas pokaże.

Od tej niedokończonej historii małżeńskiej przejdę do innej, która mimo wielu perturbacji znalazła szczęśliwy koniec. Jest to historia proroka Ozeasza, który pisze o własnym małżeństwie. W Księdze przez niego napisanej czytamy: „Gdy rozpoczął Pan przemawiać przez Ozeasza, rzekł do niego: ‘Idź, a weź za żonę kobietę, co uprawia nierząd i bądź ojcem dzieci nierządu; kraj bowiem uprawiając nierząd – odwraca się od Pana’. Poszedł więc i wziął za żonę Gomer, córkę Diblaima, a ta poczęła i urodziła mu syna”.  Jednak po pewnym czasie opuściła ona Ozeasza, wracając do poprzednich swoich grzechów.  Wtedy Bóg powiedział do proroka: „Pokochaj jeszcze raz kobietę, która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską”. Ozeasz usłuchał Boga i w Jego mocy wybaczył zdradę żony i dał jej szansę poprawy. Opowieść Ozeasza o swoim małżeństwie jest niejako drugoplanowa. Poprzez obraz swego małżeństwa, prorok ukazuje relacje Boga do Narodu Wybranego. Ozeasz prorokował w VIII w. przed Chr. w północnym państwie Izrael, gdzie władcy nie troszczyli się o zachowanie przymierza z Bogiem. Lud zaś przyjmował pogańskie obyczaje, dopuszczając się różnych występków. Szerzył się ucisk biednych i rozpasanie bogatych. Był to nierząd w oczach bożych, dlatego prorok wytykał rządzącym i kapłanom nieprawość i bałwochwalstwo oraz zachęcał do ożywienia pierwotnej miłości do Boga z czasów wędrówki Izraelitów przez pustynię, groził także karami, które niebawem się spełniły. Mimo tych nieprawości Bóg nie cofa swojej miłości od nich: „Tak miłuje Pan synów Izraela choć się do obcych bogów zawracają i lubią placki z rodzynkami”. Jeśli się nawrócą Bóg przygarnie ich do siebie: „I poślubię cię sobie [znowu] na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana”.

Do obrazu zaślubin i uczty weselnej nawiązuje także Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo mają pana młodego pośród siebie”. Bóg z miłości do człowieka posłał na świat swojego Syna. Zstąpienie Syna na ziemię jawi się jako zaślubiny Boga z nowym ludem, zawarciem nowego Przymierza. A zatem radujmy, kiedy Pan Młody jest z nami, kiedy nasze serca pulsują miłością pierwszego spotkania. Ks. Bosko pewnego razu poprosił swoich wychowanków, aby na małych karteczkach napisali, co chcieliby otrzymać w prezencie. Dominik Savio napisał: „Proszę pomóc mi zostać świętym”. Ks. Bosko zawołał chłopca do siebie i powiedział: „Pragnę podarować ci przepis na świętość. Brzmi on następująco. Po pierwsze: radość. To, co niepokoi i odbiera spokój, nie pochodzi od Boga. Po drugie: obowiązki związane z nauką i pobożnością. Uwaga w szkole, gorliwość w nauce, gorliwość w modlitwie. wszystko rób z miłości do Boga, a nie dla ambicji. Po trzecie: czyń dobrze drugim. Zawsze pomagaj kolegom, nawet gdy to wymaga ofiar. Świętość sprowadza się do tego właśnie”. Święty na pierwszym miejscu wymienia radość, bo prawdziwa radość jest udziałem tych, którzy są blisko Chrystusa, są z Nim zaślubieni. Te zaślubiny są zawarciem Nowego Przymierza, które wymaga nowych form, nowego stylu życia. Mówi o tym przypowieść o starych i nowych bukłakach: „Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki”. Stare przymierze zawarte w Dekalogu, ciągle obowiązuje, ale nie jest w stanie pomieścić treści Nowego Przymierza. Chrystus, odwołując się do dekalogu, mówi: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!… A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi”.

Święty Paweł związany z Chrystusem węzłem miłości, nawet w więzieniu wzywał: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się”. A zatem radujmy się szukając i odnajdując Jezusa. Ewangelia mówi także o poście i smutku: „Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć”. Ten fragment Ewangelii może być odczytany. Chrystus będzie zabrany Apostołom w konkretnym ramach czasowych, wtedy mają się smucić. Jednak słowa Chrystusa są ponad czasowe, skierowane dzisiaj do każdego z nas.  I tu trzeba powiedzieć, że nikt nie jest w stanie zabrać nam Chrystusa wbrew naszej woli. Tak jak prześladowcom nie udało się zabrać Go św. Pawłowi przez uwięzienie czy odebranie mu życia. To my sami przez złamanie przymierza zawartego z Chrystusem, przez grzech tracimy Boga. I wtedy trzeba się smucić, pokutować i pościć, aby powrócić do pierwotnej miłości, która jest źródłem radości i szczęścia. Święty Jakub mówi: „Jeśli kto pomiędzy wami smutny niechaj się modli”. Modlitwa podnosi ducha do Boga, który jest jedyną pociechą, jedyną radością naszą.

Chrystus przez Siostrę Faustynę mówi: „Zachęcaj dusze do wielkiej ufności w niezgłębione miłosierdzie moje. Niechaj się nie lęka zbliżyć do mnie dusza słaba, grzeszna, a choćby miała więcej grzechów niż piasku na ziemi, utonie wszystko w otchłani miłosierdzia mojego” (z książki Bóg na drogach naszej codzienności).

PRZYMIERZE

Bracia: Czy potrzebujemy, jak niektórzy, listów polecających do was lub od was? Wy jesteście naszym listem, pisanym w sercach naszych, listem, który znają i czytają wszyscy ludzie. Powszechnie o was wiadomo, że jesteście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc. A jeżeli dzięki Chrystusowi taką ufność w Bogu pokładamy, to nie dlatego, żebyśmy uważali, iż jesteśmy w stanie pomyśleć coś sami z siebie, lecz wiemy, że ta możność nasza jest z Boga. On też sprawił, że mogliśmy stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia (2 Kor 3, 1b-6).

W ostatni poniedziałek rano do drzwi plebani zadzwonił Marcin, uczeń szóstej klasy szkoły podstawowej im. Świętego Krzyża w Maspeth. Wręczając mi jakąś rzecz zapakowaną w czarny plastikowy worek powiedział: „Proszę księdza ten krzyż znalazłem na śmietniku. Wiem, że on tam nie powinien być, dlatego przyniosłem go na plebanię”. Byłem zbudowany postawą tego chłopca. Po jego odejściu wyciągnąłem z worka piękny krzyż, na którym wyciśnięte było piętno czasu. Zapewne przez wiele pokoleń krzyż ten wisiał w domu na honorowym miejscu. Towarzyszył rodzinie w różnych kolejach jej losu. Przed nim klękano, aby dziękować Bogu za łaski jakie spływały na ten dom za pośrednictwem Chrystusa, który z miłości do nas dał się ukrzyżować. Klękano przed nim, gdy przychodziło cierpienie i śmierć, a wtedy z krzyża spływało ukojenie, nadzieja i wewnętrzna moc. Tak się działo przez kilka pokoleń, aż przyszło to ostatnie, które złamało przymierze, które Bóg zawarł z człowiekiem przed tysiącami lat, przymierze które zachowywali przodkowie tego, który zdjął krzyż ze ściany swojego domu i wyrzucił na śmietnik. Krzyż, boże prawo stały się nie potrzebne, wystarczyło konto bankowe i dom, który odziedziczył po swoich przodkach. Najważniejsze stało się dla niego „nowe przymierze”, przymierze z bogactwem materialnym, w którym upatruje swojego zbawienia.

Wiele razy Bóg zawierał przymierze z człowiekiem. Najbardziej znanym jest to z góry Synaj. Mojżesz otrzymał od Boga tablice przykazań, których zachowanie będzie źródłem bożej laski i otworzy człowiekowi bramy wieczności. „Kładę przed tobą życie i śmierć. Wybieraj” – mówi Bóg. Zachowanie prawa jest wypełnieniem przymierza zawartego między Bogiem a ludźmi. Wierność przymierzu jest wyborem życia, zaś złamanie przymierza jest wyborem śmierci. Prorocy bardzo często, tłumacząc istotę tego przymierza używają obrazu zaślubin, związku małżeńskiego. Gdy lud Boży łamał przymierze, wtedy prorocy wzywali do nawrócenia i wierności. Jednym z nich jest prorok Ozeasz, który żył w VIII wieku przed narodzeniem Chrystusa. W państwie panował zamęt i upadek religijno- moralny. Zmieniający się władcy nie troszczyli się o zachowanie przymierza między Bogiem a wybranym narodem. Ozeasz karci w swoich mowach wszelkie nadużycia związane mieszaniem pogańskich kultów z kultem jedynego Boga. Adresatami jego gróźb są dygnitarze dworscy, politycy, a także kapłani związani z miejscami oficjalnego kultu. Ozeasz posługuje się językiem bardzo obrazowym, a nawet swoje życie czyni obrazem związku Boga ze wybranym narodem.

Na początku księgi Ozeasza czytamy: „Gdy rozpoczął Pan przemawiać przez Ozeasza, rzekł do niego: Idź, a weź za żonę kobietę, co uprawia nierząd, i bądź ojcem dzieci nierządu, kraj bowiem uprawiając nierząd- odwraca się od Pana” (Oz 1, 2). Bóg rozkazuje prorokowi poślubić nierządnicę Gomar, uznać jej dzieci. Prorok jest posłuszny Bogu. Po pewnym czasie żona opuszcza Ozeasza, a wtedy prorok postanawia ją ukarać, ale otrzymuje od Boga nowe polecenie, aby ją odnalazł i sprowadził do domu. „I poślubię cię znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie” (Oz 2, 21).  W tę osobistą historię proroka wplecione są refleksje teologiczne. Bóg kieruję się sprawiedliwością i prawem względem swego ludu, ale prawo i sprawiedliwość są przepojone miłością i miłosierdziem, przez to Bóg daje człowiekowi szansę powrotu, gdy ten łamie przymierze i odchodzi od Niego.

W Chrystusie Bóg zawiera z człowiekiem nowe przymierze, które kieruje się nowymi zasadami. „Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków”. Inne jest także spojrzenie na praktyki postne. Mówiąc o tym Chrystus używa obrazu uczty weselnej. Na pytanie, dlaczego Jego uczniowie nie poszczą, Jezus odpowiada: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo mają pana młodego pośród siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć”. Obecność Jezusa wśród nas jest jak obecność pana młodego wśród gości weselnych. Gdy pan młody jest z weselnikami, to nie jest to odpowiedni czas na post, ale na świętowanie. Chrystus nie jest przeciw postom. Mówi tylko, że jest na nie odpowiedni czas. Na pewno odpowiednim czasem nie jest uczta weselna. Trzeba się radować, gdy Chrystus jest w naszym życiu. Gdy zrywamy więź z Bogiem i stajemy poza kręgiem bożej wspólnoty, wtedy jest czas na smutek i post. Post może być jednym z wielu sposobów odnowienia naszego przymierza z Bogiem

Mówiąc o naszym przymierzu z Bogiem spójrzmy na nie jeszcze raz przez pryzmat porównania do związku małżeńskiego. Znawcy problemu mówią, że związek małżeński często przechodzi przez cztery fazy. Pierwsza faza to zakochanie. Zakochani lgną do siebie, są atrakcyjni dla siebie na płaszczyźnie fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej i duchowej. Najczęściej prowadzi to do zawarcia małżeństwa. Następnie przychodzi faza integracji. Małżonkowie muszą nauczyć się wyrażać swoją miłość poprzez codzienne obcowanie i zwykłe codzienne czynności. I wtedy może się pojawić się rutyna, nawet pocałunek na pożegnanie dyktowany jest przyzwyczajeniem. Rutyna staje się źródłem nudy. Sprawy małżeńskie schodzą na drugi. Małżeństwo traktowane jest jako coś, co mi się należy, nie ma potrzeby o nie dbać i w konsekwencji jest ono podporządkowane innym formom aktywności. Trzecia faza przychodzi, gdy jedna ze stron lub obydwie nie wyszły naprzeciw wyżej wymienionym niebezpieczeństwom. W tej fazie praca, towarzystwo, hobby stają się ważniejsze niż samo małżeństwo. O małżeństwo nie ma co zabiegać, to mi się należy. Relacje małżeńskie stają się burzliwe. Osoba kiedyś adorowana staje się powodem irytacji. To co kiedyś z miłością akceptowaliśmy teraz staje się kością niezgody. Małżonkowie stają przed wielkim wezwaniem. Aby ratować związek muszą kontrolować negatywne odruchy i konstruktywnie rozwiązać narastający konflikt. Konflikt może doprowadzić do zaniku komunikacji i wzrostu wzajemnych urazów. Mądre rozwiązanie narastających napięć, czasami przy pomocy doradców ratuje wspólnotę małżeńską i wprowadza ją w czwartą fazę, fazę miłości dojrzałej i zaczynania od nowa. Jest to najpiękniejsza, najbardziej stabilna forma więzi małżeńskiej. Można odnieść do niej słowa Andrew Greeley: „Niezręcznie, niezdarnie, z pewnymi oporami wpadają we własne ramiona, wybaczają sobie wzajemnie i zaczynają od nowa. A ożywia ich miłość romantyczna osadzona na trwałym fundamencie minionych doświadczeń”.

Nasze przymierze miłości z Bogiem, w pewnym sensie może przechodzić przez podobne fazy. Jednak przez mądre rozwiązanie rodzących się napięć, wątpliwości mamy szansę umocnienia się w wierności przymierzu, którego krzyż jest znakiem (z książki Nie ma innej Ziemi Obiecanej).

RADOŚĆ W BLISKOŚCI BOGA

Jedną z najpiękniejszych wspólnych chwil życia dwojga ludzi jest uroczystość małżeńskich zaślubin. Szczęśliwi, z uśmiechem radości na twarzy, patrząc sobie w oczy z absolutną pewnością i determinacją powtarzają: „Ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. W akcie zaślubin ofiarują sobie najpiękniejszy dar jaki może jeden człowiek dać drugiemu, dar miłości. Absolutna wierność tej miłości i dbanie o nią to źródło szczęścia małżeńskiego. Nieraz jednak zapominamy jak cenny posiadamy skarb. Zaniedbujemy miłość i gdzieś po drodze ją gubimy. Nieraz trzeba daleko odejść od pierwszych porywów miłości, aby doświadczyć pustki i uczucia utraty czegoś bardzo ważnego. Doznał tego młody mężczyzna, który pewnego dnia poprosił mnie o rozmowę. Wyglądał na bardzo przygnębionego. Okazało się, że ma policyjny zakaz zbliżania się do swojej żony i dzieci. Leszek, tak miał na imię ten mężczyzna szukał u mnie wsparcia duchowego jak i też pośrednictwa między nim a żoną.  Nie mógł sobie wydarować, że utracił rodzinę, utracił miłość. Winił samego siebie za zaistniałą sytuację. Żona, osoba bardzo wierząca chciała wziąć ślub w kościele, ale on daleki od wiary nie chciał o tym słyszeć. Potrafił nawet kpić z praktyk religijnych żony. Sięgał też często po alkohol. Robił w domu awantury, a nawet podniósł rękę na swoją żonę. Po kilku latach tej szarpaniny żona zdecydowała się na drodze prawnej szukać ochrony siebie i dzieci przed agresją męża. Leszek dopiero teraz uświadomił sobie co stracił. Zobaczył, że jego życie nie ma sensu. Chciał wszystko naprawić. Powiedział, że jest gotów na zmianę swojego życia, aby tylko odzyskać miłość żony i wrócić do rodziny. Rozmawiałem z żoną Leszka. Nie wyklucza ona pojednania z mężem i wzięcia ślubu kościelnego, na który godzi się teraz Leszek. Jednak obecnie jest to niemożliwe. Mówi, że mąż zabił w niej uczucie miłości. Ma jednak nadzieję, że miłość może się odrodzić. Jednak dzisiaj lęka się męża. Mówi, że potrzebuje więcej czasu, aby uporać się z strachem przed mężem i innymi negatywnymi uczuciami. Leszek godzi się i czeka z nadzieją, że wszystko da się naprawić. Jak będzie, czas pokaże.

Od tej niedokończonej historii małżeńskiej przejdę do innej, która mimo wielu perturbacji znalazła szczęśliwy koniec. Jest to historia proroka Ozeasza, który pisze o własnym małżeństwie. W Księdze przez niego napisanej czytamy: „Gdy rozpoczął Pan przemawiać przez Ozeasza, rzekł do niego: ‘Idź, a weź za żonę kobietę, co uprawia nierząd i bądź ojcem dzieci nierządu; kraj bowiem uprawiając nierząd – odwraca się od Pana’. Poszedł więc i wziął za żonę Gomer, córkę Diblaima, a ta poczęła i urodziła mu syna”.  Jednak po pewnym czasie opuściła ona Ozeasza, wracając do poprzednich swoich grzechów.  Wtedy Bóg powiedział do proroka: „Pokochaj jeszcze raz kobietę, która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską”. Ozeasz usłuchał Boga i w Jego mocy wybaczył zdradę żony i dał jej szansę poprawy. Opowieść Ozeasza o swoim małżeństwie jest niejako drugoplanowa. Poprzez obraz swego małżeństwa, prorok ukazuje relacje Boga do Narodu Wybranego. Ozeasz prorokował w VIII w. przed Chr. w północnym państwie Izrael, gdzie władcy nie troszczyli się o zachowanie przymierza z Bogiem. Lud zaś przyjmował pogańskie obyczaje, dopuszczając się różnych występków. Szerzył się ucisk biednych i rozpasanie bogatych. Był to nierząd w oczach bożych, dlatego prorok wytykał rządzącym i kapłanom nieprawość i bałwochwalstwo oraz zachęcał do ożywienia pierwotnej miłości do Boga z czasów wędrówki Izraelitów przez pustynię, groził także karami, które niebawem się spełniły. Mimo tych nieprawości Bóg nie cofa swojej miłości od nich: „Tak miłuje Pan synów Izraela choć się do obcych bogów zawracają i lubią placki z rodzynkami”. Jeśli się nawrócą Bóg przygarnie ich do siebie: „I poślubię cię sobie [znowu] na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana”.

Do obrazu zaślubin i uczty weselnej nawiązuje także Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo mają pana młodego pośród siebie”. Bóg z miłości do człowieka posłał na świat swojego Syna. Zstąpienie Syna na ziemię jawi się jako zaślubiny Boga z nowym ludem, zawarciem nowego Przymierza. A zatem radujmy, kiedy Pan Młody jest z nami, kiedy nasze serca pulsują miłością pierwszego spotkania. Ks. Bosko pewnego razu poprosił swoich wychowanków, aby na małych karteczkach napisali, co chcieliby otrzymać w prezencie. Dominik Savio napisał: „Proszę pomóc mi zostać świętym”. Ks. Bosko zawołał chłopca do siebie i powiedział: „Pragnę podarować ci przepis na świętość. Brzmi on następująco. Po pierwsze: radość. To, co niepokoi i odbiera spokój, nie pochodzi od Boga. Po drugie: obowiązki związane z nauką i pobożnością. Uwaga w szkole, gorliwość w nauce, gorliwość w modlitwie. wszystko rób z miłości do Boga, a nie dla ambicji. Po trzecie: czyń dobrze drugim. Zawsze pomagaj kolegom, nawet gdy to wymaga ofiar. Świętość sprowadza się do tego właśnie”. Święty na pierwszym miejscu wymienia radość, bo prawdziwa radość jest udziałem tych, którzy są blisko Chrystusa, są z Nim zaślubieni. Te zaślubiny są zawarciem Nowego Przymierza, które wymaga nowych form, nowego stylu życia. Mówi o tym przypowieść o starych i nowych bukłakach: „Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki”. Stare przymierze zawarte w Dekalogu, ciągle obowiązuje, ale nie jest w stanie pomieścić treści Nowego Przymierza. Chrystus, odwołując się do dekalogu, mówi:,, Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!… A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi”.

Święty Paweł związany z Chrystusem węzłem miłości,  nawet w więzieniu wzywał: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się”. A zatem radujmy się szukając i odnajdując Jezusa. Ewangelia mówi także o poście i smutku: „Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć”. Ten fragment Ewangelii może być odczytany. Chrystus będzie zabrany Apostołom w konkretnym ramach czasowych, wtedy mają się smucić. Jednak słowa Chrystusa są ponad czasowe, skierowane dzisiaj do każdego z nas.  I tu trzeba powiedzieć, że nikt nie jest w stanie zabrać nam Chrystusa wbrew naszej woli. Tak jak prześladowcom nie udało się zabrać Go św. Pawłowi przez uwięzienie czy odebranie mu życia. To my sami przez złamanie przymierza zawartego z Chrystusem, przez grzech tracimy Boga. I wtedy trzeba się smucić, pokutować i pościć, aby powrócić do pierwotnej miłości, która jest źródłem radości i szczęścia. Święty Jakub mówi: „Jeśli kto pomiędzy wami smutny niechaj się modli”. Modlitwa podnosi ducha do Boga, który jest jedyną pociechą, jedyną radością naszą.

Chrystus przez Siostrę Faustynę mówi: „Zachęcaj dusze do wielkiej ufności w niezgłębione miłosierdzie moje. Niechaj się nie lęka zbliżyć do mnie dusza słaba, grzeszna, a choćby miała więcej grzechów niż piasku na ziemi, utonie wszystko w otchłani miłosierdzia mojego” (z książki W poszukiwaniu mądrości życia).

BŁOGOSŁAWIONA BOLESŁAWA LAMENT

Przypowieści o łacie z surowego sukna i starych bukłakach ma wieloraką wymowę. Można znaleźć w niej, między innymi zachętę do tego, aby w głoszeniu ciągle aktualnych i niezmiennych prawd bożych uwzględniać zmieniające się uwarunkowania historyczne i kulturowe. Pomijanie ich może prowadzić do „rozerwania bukłaków i wylania wina”. Kościół ciągle staje przed nowymi wyzwaniami i wtedy winien podjąć adekwatne działania. Znaleźć odpowiednią formę przekazu prawdy bożej, która dotarłaby do ludzi w konkretnej sytuacji historyczno- społecznej. Pod koniec XIX i początku XX wieku na wschodnich ziemiach polskich zaogniał się konflikt religijny między prawosławiem i katolicyzmem, na co nakładały się antagonizmy narodowościowe podsycane przez władze carskie. W tej skomplikowanej sytuacji z całą ostrością jawiła się potrzeba wprowadzania w życie Chrystusowego nakazu: „Aby wszyscy stanowili jedność”. Nie zabrakło wtedy apostołów, którzy dostrzegali tragizm rozbicia i robili wszystko, co w ich mocy, aby temu zapobiec. Należała do nich Bolesława Lament, którą nazwano apostołką zjednoczenia chrześcijan.

Bolesława przyszła na świat 3 lipca 1862 roku w Łowiczu. Ojciec Błogosławionej, Marcin był szewcem, matka Łucja prowadziła dom i zajmowała się wychowywaniem dzieci. Bolesława miała cztery siostry i trzech braci. Troje z nich zmarło w wieku dziecięcym. Brat Stefan, mając 19 lat utopił się w Wiśle, ratując swojego kolegę. Dzieci wzrastały w atmosferze żarliwej i głębokiej wiary. Bolesława od wczesnego dzieciństwa wyróżniała się pobożnością, umiłowaniem modlitwy i życzliwością do bliźniego. W wieku 14 lat ukończyła w Łowiczu, ze złotym medalem trzyletnie gimnazjum rosyjskie. Tam też zetknęła się z antagonizmami na tle religijnym i narodowościowym, co w znacznym stopniu zaważyło na jej duchowej formacji. Następnie przez dwa lata, Bolesława uczyła się w Warszawie krawiectwa. Po uzyskaniu dyplomu otworzyła w Łowiczu własny zakład krawiecki, w prowadzeniu, którego wykazała się dużą inicjatywą i talentem organizacyjnym. Po dwóch latach postanowiła przenieść się do Warszawy i tam otworzyć zakład krawiecki.

Jednak pod wpływem swego spowiednika zmieniła decyzję. W wieku 22 lat wraz ze swoją siostrą Stanisławą wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Rodziny Marii w Warszawie. Ze względu na panujący wówczas carski zakaz przyjmowania do klasztorów, Bolesława i jej siostra odbywały nowicjat potajemnie. Po złożeniu ślubów czasowych Błogosławiona pracowała jako wychowawczyni dziewcząt i instruktorka krawiectwa w domach zgromadzenia w Iłłukszcie, Petersburgu, Odessie i Symferopolu i innych. Poświęcała wiele czasu i troski na formację duchową swych wychowanek. Patrząc na ofiarną pracę Bolesławy wydawało się, że odnalazła swoje miejsce, jednak gdy przyszedł czas złożenia profesji wieczystej, okazało się, że nie jest jeszcze pewna kształtu swego powołania. Zrezygnowała z złożenia wieczystej profesji i w roku 1893 opuściła zgromadzenie, z postanowieniem wstąpienia do zakonu klauzurowego. Jednak spowiednik poradził jej, aby nie zamykała się za murami klasztoru, ale podjęła pracę wśród opuszczonej i zaniedbanej młodzieży, aby uchronić ją przed utratą wiary i polskości.

Bolesława poszła za tym głosem. Wcześniej jednak, po śmierci ojca musiała się zaopiekować swoją matką i młodszym rodzeństwem. Wspomagając rodzinę nie zapominała o biednych i potrzebujących. Z myślą o nich założyła na warszawskiej Pradze pracownię krawiecką i Dom Noclegowy dla bezdomnych, który prowadziła przez dziesięć lat, troszcząc się zarówno o sprawy materialne, jak i religijne. Jej duchowy przewodnik, ojciec Honorat Koźmiński, pod którego kierownictwem odprawiała każdego roku rekolekcje polecił, aby objęła stanowisko przełożonej świeckiego III zakonu św. Franciszka przy jednej z warszawskich parafii. Bardzo owocnie spełniała się w tej posłudze, jednak świadomość bolesnego rozdarcia Kościoła nie dawała jej spokoju. Pragnęła pracować na rzecz jedności kościoła katolickiego i prawosławnego. Aby zrealizować to pragnienie, za radą ojca Honorata, w roku 1903 wyjechała razem z dwiema ochotniczkami do Mohylewa nad Dnieprem. Tamtejsza właścicielka ziemska Leontyna Sianożęcka prosiła o siostry bezhabitowe, aby kierowały założoną przez nią instytucją wychowawczą i tamtejszymi tercjarkami.

W 1905 roku wszystkie trzy rozpoczęły nowicjat zakonny. Przy pomocy jezuity ojca Józefa Wiercińskiego, Bolesława napisała konstytucję nowego zgromadzenia nazwanego Towarzystwem Świętej Rodziny, którego celem była: modlitwa, działalność religijno-wychowawcza oraz dążenie do pojednania i zjednoczenia prawosławia z Kościołem katolickim. Władze carskie były wrogo nastawione do tej działalności, stąd też siostry pracowały potajemnie, narażając się na carskie represje. Niektóre z nich za tę działalność zostały zesłane na Syberię. Przez swą gorliwą pracę siostry przyczyniały się do wzajemnego zbliżenia katolików i prawosławnych. W 1906 roku wraz ze swymi dwoma towarzyszkami Bolesława złożyła pierwsze śluby zakonne, a rok później siostry przeniosły się do Petersburga, gdzie podjęły działalność wychowawczą wśród dzieci i młodzieży. W 1907 r. Bolesława założyła dom sióstr w Petersburgu i objęła opieką sierociniec przy parafii św. Kazimierza, a później także przy parafii Wniebowzięcia NMP. Od roku 1912 roku Towarzystwo Świętej Rodziny prowadziło także progimnazjum dla dziewcząt wraz z internatem, w którym były zarówno dziewczęta z rodzin katolickich, jak i prawosławnych. W 1913 roku wszystkie trzy złożyły wieczyste śluby zakonne. W tym samym roku powstał kolejny dom sióstr w Wyborgu, w Finlandii, a w roku 1918 w Żytomierzu.

Przy pomocy ks. abpa Cieplaka utworzono w ramach tego Zgromadzenia gałąź sióstr wschodniego obrządku. Piękną pracę tych sióstr przerwały represje władz komunistycznych po rewolucji październikowej. W następnych latach władze sowieckie likwidowały kolejno wszystkie domy Towarzystwa Świętej Rodziny na terenie Związku Radzieckiego. W roku 1921 roku siostry wyjechały do Polski. Rok później w Chełmnie zaopiekowały się młodymi repatriantkami z Rosji. Tutaj siostry po raz pierwszy włożyły habity i przyjęły ostateczną nazwę: Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Siostry pracowały głównie we wioskach znacznie oddalonych od kościoła. Swoją posługą obejmowały prawosławnych jak i katolików. Gromadziły ludzi na modlitwę, opiekowały się najuboższymi, udzielały pomocy materialnej. Ta działalność apostolsko-ekumeniczna zjednywała im przychylność ludzi. W 1925 roku siostra Bolesława zorganizowała nowicjat w Piątnicy pod Łomżą. Rok później przeniosła dom generalny do Ratowa w diecezji płockiej. W 1935 r. zrzekła się urzędu przełożonej generalnej Zgromadzenia i zamieszkała w Białymstoku, gdzie prowadziła działalność apostolską, wychowawczą i charytatywną.

Pod koniec życia Bolesława została sparaliżowana i przez pięć lat dźwigała z Chrystusem krzyż, ofiarując swoje cierpienia w intencji pojednania chrześcijan. Odeszła do Pana 29 stycznia 1946 roku. Ciało jej złożono w podziemiach kościoła zgromadzenia w Ratowie w diecezji płockiej. Uroczystości beatyfikacyjne odbyły się w roku 1991 w Białymstoku. W homilii beatyfikacyjnej papież Jan Paweł II powiedział: W głębokim poczuciu odpowiedzialności za cały Kościół, boleśnie przeżywała Bolesława rozdarcie jedności Kościoła. Sama doświadczyła wielorakich podziałów, a nawet nienawiści narodowych i wyznaniowych, pogłębionych jeszcze bardziej przez ówczesne stosunki polityczne. Dlatego też głównym celem jej życia oraz założonego przez nią zgromadzenia stała się jedność Kościoła, ta jedność, o którą modlił się w Wielki Czwartek w wieczerniku Chrystus: „Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim Imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno” (z książki Wypłynęli na głębię).